Sama w Nowym Jorku

Debiut Nany Mensah daje poczucie bycia w miejskim "tu i teraz". Film łapie przypadkowość spotkań w kulturowym tyglu, jakim jest wchłaniający wszelkie dziwactwa i absurdy Nowy Jork, ale i oddaje
Choć Sarah (Nana Mensah) sądziła, że od życiowej stabilizacji dzieli ją tylko ostatnia prosta, za chwilę zrozumie, że jest zaledwie na rozstaju dróg. Tak to bywa, gdy naukową karierę (jest doktorantką Uniwersytetu Columbia) chce się poświęcić dla żonatego kochanka z dziećmi (Adam Leon), a zamiast uciekać z nim do Ohio, trzeba zorganizować pogrzeb nagle zmarłej matki – a przy okazji zmierzyć się z dotąd wypieranym ghańskim dziedzictwem. Lecz bez obaw, "Królowa wspaniałości" nie jest kinem Szekspirowskiej pretensji. Dość powiedzieć, że tytuł tego niezależnego filmu stanowi nazwa otrzymanej przez bohaterkę w spadku chrześcijańskiej księgarni. To sklepik w rodzaju muzeum dewocyjnych kuriozów, w którym kupisz i ezoteryczną klasykę, i czapkę z biblijnym coelhizmem, i domowej roboty ciasteczka z magiczną ingrediencją.

Zanim Sarah stanie przed lustrem i przewartościuje swoje życie, sprosi na Bronks rodzinę z dalekiej Ghany, zorganizuje pogrzeb (lub dwa, gdy ten świecki nie spełni oczekiwań tradycyjnej familii) i pogłowi się nad losem pozostawionego samemu sobie lojalnego pracownika dziedziczonego sklepiku (rewelacyjny Meeko Gattuso może i niepokoi tatuażami na twarzy, ale, wierzcie, obleje Wasze serca miodem). Sarah pościera się też z ojcem (Oberon K.A. Adjepong) i poporównuje się z wychwalaną przez wszystkich matką, notując zbyt wiele różnic, by nie chcieć pozostać sobą. Obecna za kamerą, jako autorka scenariusza i na pierwszym planie Nana Mensah nie obarcza jednak Sarah nadmiarem złośliwości losu. Życie 30-latki w "Królowej wspaniałości" ma w sobie trudno definiowalny urok, z mądrością odkrywaną w prozaicznych momentach i życzliwym wsparciem tych, po których trudno się było tego spodziewać. Oprócz szansy przyjrzenia się sobie Sarah dostanie bowiem szansę przejrzenia się w innych.

Debiut Mensah (którą możecie kojarzyć m.in. jako scenarzystkę i aktorkę w netfliksowym serialu "Bonding") daje poczucie bycia w miejskim "tu i teraz". Film łapie przypadkowość spotkań w kulturowym tyglu, jakim jest wchłaniający wszelkie dziwactwa i absurdy Nowy Jork, ale i oddaje regularność życia na opanowanym przez Afroamerykanów Bronksie. Z jednej strony odnajdziemy tu więc podobieństwa z "Dobrymi radami Johna Wilsona" (te rusztowania!), z drugiej wspomnimy sklepikarski zastój "Clerks", z trzeciej zaś wynotujemy kwestie ostatnio notowane w "Sex Education" – rzecz o niepokojach związanych z imigrancką tożsamością, o starciu kultur na wewnętrznym ringu (i starciu płci na ringu codzienności), także o niespełnianiu oczekiwań rodziny i akceptacji kulturowych korzeni. Twórcy wplatają zresztą w wydarzenia czarno-białe dokumentalne sceny rytuałów z Ghany i ten patchworkowy montaż trafnie oddaje wewnętrzne wahania Sarah. Aktorsko Mensah oddaje różnorodność emocji za pomocą najprostszych gestów. Spojrzenie lub uniesienie brwi znaczy u niej więcej niż tysiąc słów, funkcjonując równocześnie jako komunikat o braku własnego miejsca dla naszej bohaterki i jej pragnieniu niezależności oraz o absurdalnej komediowości ludzkich interakcji.

Powyższe tematy nie są pisane majuskułą, lecz naturalnie wyłaniają się z przedstawionego świata. Jako reżyserka Mensah świetnie czuje bronksowską społeczność: do każdego podchodzi z empatią, równoważąc nienachalny humor i autentyczność dialogów. Przyziemność to pierwsza dewiza "Królowej wspaniałości". Nie ma tu Allenowskich widoczków i rozmachu dzieł Scorsese. W zdjęciach Cybel Martin odbija się raczej kameralność wzlotów i upadków Sarah, która najpierw musi uporać się z własną przeszłością, by dowiedzieć się, dokąd chce zmierzać. A to już całkiem niegłupi pomysł, nieprawda? 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?