Recenzja filmu

Ludzkie dzieci (2006)
Alfonso Cuarón
Clive Owen
Julianne Moore

Dziecko świata chylącego się ku upadkowi

Czymże są narodziny dziecka? Niezwykłą męką i bólem dla kobiety? Czymś, co sprawia, że wszyscy mężczyźni patrzą wręcz z podziwem na cierpienie, które musi znieść kobieta, wydając na świat nowe
Czymże są narodziny dziecka? Niezwykłą męką i bólem dla kobiety? Czymś, co sprawia, że wszyscy mężczyźni patrzą wręcz z podziwem na cierpienie, które musi znieść kobieta, wydając na świat nowe życie? Krwawym obrzędem, podczas którego dziecko zostaje wypchnięte na świat podczas kolejnego parcia? Czy wręcz przeciwnie - pięknym zjawiskiem, które jest dziełem tworzenia, pięknem, gdy nagie przychodzi na ten świat, by wkrótce brać udział w jego kształtowaniu? Niewątpliwie dziecko, o którym mowa w "Ludzkich dzieciach", to nie tylko nowa istota na tym świecie, to istota zdolna do przełamania impasu, to wręcz Zbawiciel, który przychodzi, by dać nadzieję światu chylącemu się ku upadkowi... W roku 1992 autorka Phyllis Dorothy James wydała książkę pt. "Children of Men", całkiem niezłą historię o świecie, w którym nie rodzą się dzieci, świecie chylącym się ku zagładzie, pogrążającym się w coraz większym chaosie, w którym panuje anarchia, gdzie garstka ludzi postanowiła walczyć o nowe, lepsze jutro. Szczerze powiedziawszy, mimo iż wyjściowa książkowa historia broni się całkiem nieźle, dalej nie jest już tak różowo. Ma się wrażenie, że zawarte w niej opisy zsyłania na dobrowolną śmierć czy próby opisów wyspy zagłady czy obozów dla uchodźców są, lekko mówiąc, dość ograne, a wątki te znamy z niezliczonej ilości książek i filmów. Nie robi to dzisiaj wielkiego wrażenia, może właśnie dlatego, że książka James powstała kilkanaście lat temu, gdy ludzie nie widzieli jeszcze więzień na Kubie, walących się stupiętrowych budynków, wojen, w których ginie coraz więcej ludzi, zakrwawionych ludzi wychodzących z chmury popiołów, które spowiły londyńskie metro, czy upadków z setek metrów ludzi wyskakujących z ognia. Niemniej jednak Alfonso Cuarón, nietuzinkowy twórca, który dał się poznać widzom przede wszystkim jak twórca znakomitego filmu "I twoją matkę też", poszedł o krok dalej od książkowej treści i stworzył historię, która idealnie wkomponowuje się w obecne czasy. Mając do dyspozycji olbrzymi budżet (ponad 70 milionów dolarów), mógł sobie zaszaleć, jednak od razu pragnę zaznaczyć, iż żaden cent zainwestowany w produkcję tego filmu nie został zmarnowany, co więcej, reżyser stworzył, w mojej opinii, najlepszy film roku 2006... Rok 2027. Od osiemnastu lat na świat nie przyszło żadne nowe dziecko, a wszelkie próby rozwiązania tego globalnego problemu spełzły na niczym. Ludzki świat czeka zagłada, za kilkadziesiąt lat homo sapiens wymrą, a cały glob zostanie pozostawiony w spadku, co najwyżej zwierzętom, które jako jedyne będą rządzić Ziemią. Rasa ludzka wymiera i nic, i nikt nie może tego powstrzymać. Niektórzy żyją więc spokojnie, pogodziwszy się z nieuchronnym losem, gdy tymczasem inni, nie znajdując nadziei w istniejącym świecie, wypowiadają mu wojnę, jakoby chcieli zaznaczyć, iż prędzej sami pogrążą go w morzu krwi i dziele totalnego nihilizmu, niźli pozwolą mu samemu wymrzeć. Jednak pewien człowiek, były doradca zarządcy Anglii Theo Faron (Clive Owen) pewnego dnia będzie musiał stanąć w obliczu zdarzeń, które diametralnie zmienią jego życie. Zdarzeń, które postawią ten świat w obliczu zmian, które dadzą wszystkim nadzieję na nowe, lepsze jutro. Od Theo będzie zależało, czy rzeczywiście ono będzie miało miejsce... Dalej wydarzenia toczą się już w iście hitchcockowskim stylu, po przysłowiowym trzęsieniu ziemi, w niesamowicie dramatycznym tempie, a film zaczyna wyprzedzać o kilka długości książkę James, w której, co prawda, jak już wspomniałem, całkiem nieźle napisanej, narracja dłuży się niemiłosiernie, bardzo sennie odsłania swoje karty i w której dywagacje, nota bene, ostatecznie okazują się być dość miałkie (książka przedstawia nam zupełnie trywialny, fatalny finał, wraz z ostatnimi kilkoma stronami). Film jest zdecydowanie inny, lepszy, cudowniejszy, naznaczony geniuszem, którego próżno szukać w książce. Przede wszystkim, co w nim niemiłosiernie poraża, to niesamowite obrazy, które widzimy na własne oczy i wszystkie symbole, które są w nim zawarte. Niech dla przykładu posłużą chociażby sceny, gdy bohaterowie wjeżdżają do obozu uchodźców w Bexhill, gdzie z głośników słychać piosenkę zespołu "The Libertines" pt. "Arbeit macht frei", które to hasło widniało nad bramami obozów koncentracyjnych w czasie drugiej wojny światowej. W filmie widzimy ludzi pozamykanych w klatkach pilnowanych przez strażników, którzy są gotowi ich zabić bez poczucia winy. Przerażający w samej swej prostocie symbol. Mało? Nie trzeba wcale uciekać do nie tak dawnej przeszłości, sprzed kilkudziesięciu lat, gdyż w tej samej scenie, w jednej z klatek widzimy człowieka, który ubrany jest jak autentyczny iracki więzień Satar Jabar, torturowany w więzieniu Abu Ghraib, którego zdjęcia obiegły cały świat. W filmie aktor stoi w identycznych pozach jak więzień na prawdziwych zdjęciach, co tylko potęguje element grozy, uświadamiając nam, że takie sceny wcale nie są wymysłem scenarzystów, lecz dzieją się tak naprawdę cały czas i jeśli zdecydujemy się otworzyć nasze oczy, na pewno je dostrzeżemy. Przerażająca w swej rzeczywistej autentyczności przyszłość? Warto chociażby jeszcze wspomnieć o ujęciu, w którym płacząca matka trzyma na kolanach zabitego syna (kadr niemal identyczny jak zdjęcie, które pokazywały gazety relacjonujące wydarzenia wojenne), czy o scenach w szkole, w której widzimy m.in. obrazy na ścianach, przedstawiające śmierć tysięcy niewinnych cywilów z okresu II wojny światowej. W filmie kilka chwil później podobnie jak na obrazie tysiące niewinnych i bezbronnych ludzi straci życie podczas walk w obozie. Szczerze powiedziawszy, nie spotkałem się w ostatnich latach w kinie z bardziej przejmującymi scenami, i tak znakomicie adekwatną do przedstawionych wydarzeń symboliką zawartą w obrazach, która tak bardzo chwyciłaby mnie za serce... Niesamowite są w tym filmie zdjęcia. Prawdę powiedziawszy, po Oscarowej klapie w nominacjach dla "Źródła" Aronofsky'ego, był to tak naprawdę jedyny film, któremu bezgranicznie kibicowałem. Jakież było moje zdziwienie, gdy "Children of Men" nie otrzymał żadnej statuetki. Pal licho jeśli nie postanowiono nagrodzić tego filmu nominacją za najlepszy film, jeśli nie nagrodzono go Oscarem za scenariusz adaptowany i montaż, lecz jeśli nie nagradza się go w kategorii najlepsze zdjęcia, to nie mam już żadnych wątpliwości, że z Akademią jest coś nie tak, a jej członkowie, mają najwyraźniej minus 10 dioptrii. Zdjęcia Emmanuela Lubezkiego to jedne z najlepszych (jeżeli nie najlepsze) zdjęć, jakie widzieliśmy w kinie w ostatnich latach i nawet te nagrodzone z "Labiryntu Fauna" mogą podkulić ogon, w obliczu tak genialnych mastershotów, z jakimi mamy do czynienia w "Ludzkich dzieciach". Nakręcona bez żadnych montażowych cięć, sześciominutowa scena w obozie uchodźców z pewnością przejdzie do historii kina. Owe piękne zdjęcia stają się idealnym narzędziem do ukazania naszego świata zmierzającego ku zagładzie. Coś pięknego, mimo całego brudu od strasznego cierpienia, w nich zawartego... W roku 2006 mało który obraz zachwycił mnie tak, jak to miało miejsce z filmem "Ludzkie dzieci". Osobiście mogę powiedzieć, iż jest to nie tylko jeden z najlepszych filmów, które widzieliśmy w tym roku, lecz prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów, w zestawieniu z obrazami z lat ubiegłych. Nie zdziwię się też jeśli wiele obrazów z przyszłych lat, też nie będzie miało możliwości stanowić dla niego większej konkurencji, gdyż jest po prostu rewelacyjny. Jest filmem, który zostaje w pamięci na długi czas po wyjściu z kina, filmem, który nikogo nie powinien pozostawić obojętnym... Pamiętajcie, jeśli kiedyś doczekacie się swego dziecka, przytulcie je mocno do swojej piersi, zroście jego czoło swymi łzami na znak jedności z nim i kochajcie je najmocniej jak potraficie. Bo czyż dzieci nie są naszą przyszłością? Twórcami świata, w którym my przeżyjemy swoje ostatnie dni...
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dawno nie byłem na tak wciągającym filmie w kinie. Film jest bardzo dobry, ale nie twierdzę wcale, że... czytaj więcej
Zapowiedź filmu pozwalała wyrobić sobie zdanie o filmie jako bardzo ciekawym. Niedaleka przyszłość,... czytaj więcej
W 2006 roku wielu miłośników Jamesa Bonda chciało zobaczyć Clive'a Owena w roli najsłynniejszego tajnego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones