Recenzja filmu

Mroczny Rycerz (2008)
Christopher Nolan
Christian Bale
Heath Ledger

Dobro vs Zło! A zwycięzcą jest...

"Panie i Panowie! Oto odwieczna walka między Dobrem i Złem! Walka... walka, w której nie ma zwycięzców... ani pokonanych nie ma! Oto największy bezsens istnienia!". Powyższy tekst wyjęty został
"Panie i Panowie! Oto odwieczna walka między Dobrem i Złem! Walka... walka, w której nie ma zwycięzców... ani pokonanych nie ma! Oto największy bezsens istnienia!". Powyższy tekst wyjęty został z piosenki polskiego zespołu Hunter i jak nic wpisuje się w konwencję wypracowaną przez Nolana w "Mrocznym rycerzu". Bo o czym niby opowiada ten film? Czyż nie o walce Dobra, prawych idei krzewionych przez zamaskowaną postać będącą synonimem prawości, szlachetności, poświęcenia ze Złem tego świata, upersonifikowanym przez szalonego clowna, który nie cofnie się przed niczym, by pogrążyć świat w chaosie? Dobro walczy ze Złem. Zło ma przewagę. Dobro się przeciwstawia i zwycięża. Ale Zło nie ginie. Bo Dobro nie potrafi zadać śmiertelnego ciosu. Nikt nie wygrywa. Jeden i drugi ogłasza się zwycięzcą. Paradoksalnie – i jeden i drugi zostaje pokonany. A walka trwa nadal. A zwycięzcy nie widać... Nolan ekranizuje komiks o superbohaterze odzianym w czarny strój, bawiącym się w skakanie między budynkami, skazanym w gruncie rzeczy na śmieszność. Śmieszność, która w tym przypadku jest zdegradowana, bo wpasowuje się w realistyczną konwencję kina psychologicznego, w którym ważniejsze od tego jak się to robi, jest co się robi. I tak Nolan mimo mainstreamowego charakteru filmu nie rezygnuje z wysunięcia na pierwszy plan opowieści o odwiecznej wojnie dwóch stron – Mroku ze Światłem… Na pierwszym planie mamy oczywiście Człowieka Nietoperza, Rycerza Nocy, Mrocznego Rycerza, Gacka – noc nadała mu wiele imion, ale wszyscy wiemy o kogo chodzi. Ten, który traumę po stracie rodziców zamienił na swą największą siłę, która potęguje jego starania o zaprowadzenie porządku, nie spocznie, dopóki z Gotham City nie wypleni wszelkiego Zła. Za dnia zblazowany Bruce Wayne, który przywdziewając kolejną maskę playboya, maskuje swój ból i prawdziwą osobowość, w nocy Mroczny Rycerz walczący o sprawiedliwość. Każdej nocy patrzy coraz głębiej w ciemność, coraz bardziej odrzucony i samotny. Bo gdy patrzysz w mrok, pamiętaj, że i mrok spogląda na ciebie… W swojej walce nie jest jednak sam, ma sprzymierzeńca w postaci Harveya Denta, który jednocześnie stoi tak blisko Batmana – jego ideom i wartościom, ale z drugiej walczy innymi metodami – tymi prostymi prawami, korzystając z maksym księdza Popiełuszko, by "Zło Dobrem zwyciężać". Niestety w dzisiejszym świecie takie metody już nie wystarczą. Jest już na to za późno... Po drugiej stronie mamy szalonego Jokera (rewelacyjny śp. Heath Ledger!), którego zapędy przywołują na myśl chaotyczne i bezzasadne działania Antona Chigurha, którego jedynym celem jest zabawa przeznaczeniem i bólem w połączeniu z nihilistycznymi zapędami Tylera Durdena, których celem jest spotęgowanie chaosu, w którym on będzie czuł się jak w domu. Joker nie jest samozwańczym tworem. To wypadkowa chaosu i ucieleśnienie zła, kryjącego się w naszych sercach. I on jest tego Zła głosem i przedstawicielem. Chce grać pierwsze skrzypce, pragnie dominacji, eksterminacji Batmana symbolizującego jego przeciwieństwo. Ale na to się nie decyduje. W jednej z najlepszych scen filmu – konfrontacji Batmana i Jokera na posterunku ten drugi uświadamia sobie prawdziwy cel swego istnienia. To nie tyle zniszczenie Dobra, ale co najwyżej jego pogrążenie. Joker porzuca plan zabicia Batmana, bo uświadamia sobie, że bez niego jego istnienie nie ma sensu. Dobro nie może istnieć bez zła i vice versa. Całość wydaje się oparta na komensalizmie, w którym jeden jest niezbędny drugiemu… I Nolan tę prawdę brutalnie obnaża, chce nam udowodnić, że jedna siła nie przeżyje bez drugiej. Świat to zapusty twór, w którym nie ma miejsca na pokój. Pokój na świecie, w naszym mieście, w społeczeństwie, w naszych sercach... Nolan stworzył cholernie pesymistyczny obraz, w którym, mimo wszystko, pobrzmiewa marna nutka pocieszenia. O ile, np. u Coenów w "To nie jest kraj dla starych ludzi" nie było już nadziei dla tego świata, w którym rządzi nieśmiertelne Zło, o tyle Nolan nie zapędza się aż tak daleko. Pokazuje, że Dobro wciąż może walczyć. Ba, ono może nawet wygrywać. Ale co z tego, jeśli musi okupić to ofiarą – samotnością, niezrozumieniem, zaszczuciem, brakiem szczęścia, koniecznością ukrycia się w mroku… Harvey Dent przegrał tu sromotnie i u Nolana jawi się jako jedna z najtragiczniejszych postaci komiksowych wszech czasów. Po stracie osoby, którą kocha, odrzuca ideały, prawdy, w które wierzy, narzędzia, którymi walczy, a w ostateczności, skuszony Złem, któremu się tak długo przeciwstawiał (świetna scena dialogu Denta i Jokera w szpitalu), zaprzepaszcza nawet swe człowieczeństwo, przechodząc na drugą stronę barykady. Ten nieskazitelny do bólu człowiek bardzo łatwo ulega Złu, ale trudno mu się dziwić. Traci bowiem to, co dla niego najcenniejsze – miłość – i przez to popada w szaleństwo. Naznaczony wielkim bólem nie może już normalnie funkcjonować i bardzo łatwo poddaje się Złu… Co innego Batman – ale ten ma o wiele łatwiej, bo tak naprawdę zawsze był tym silniejszym, odsuwając od siebie to, co najbardziej kocha. Pogrążył się w samotności, która wykreowała jego cierpienie, ale jednocześnie zabrała mu słabość. Kluczowymi słowami były już te wypowiedziane w pierwszej części filmu, że "Szczęście Bruce'a pojawi się wtedy, gdy miasto nie będzie już potrzebować Batmana". Ale miasto zawsze będzie mrocznego rycerza potrzebować, a więc Wayne nigdy prawdziwego szczęścia nie zazna. On zresztą sam odciął się od niego, uruchamiając swoją krucjatę, decydując się na najwyższe poświęcenie. Raz rozpoczęta walka nie skończy się nigdy, więc wyalienowanie ze społeczeństwa i niezrozumienie bohatera będzie trwać. Zrozumieją go tylko nieliczni. Ci, którzy utożsamiają się z jego bólem… Gdy w przeszłości światem (a ostatnimi czasy także Europą) wstrząsały kolejne konflikty, nie znaleźli się nietoperze, którzy chcieliby to powstrzymać. Owszem, podniosły się głosy oburzenia, ale bynajmniej nie działania - ta sytuacja przywodzi na myśl świetną scenę z dwoma tankowcami – niby każdy ma wykreowany plan działania, plan przeżycia, ale podjęcie decyzji, która wpłynie na losy innych ludzi to już bariera nie do przekroczenia. Bardzo łatwo jest dziś krzyczeć na lewo i prawo, gdy burzony jest istniejący świat, ale nie ma miejsca na stanięcie w jego obronie i poświęcenie. Ale co się dziwić – Batman pokazał nam, że taka ofiara zbyt dużo kosztuje. Niszczy szczęście. A który człowiek zdecyduje się na przeżywanie życia bez niego? Nie widzę podniesionych rąk. Nie dziwię się…
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Postać Batmana po raz pierwszy pojawiła się w komiksach z 1939 roku. Mimo swego sędziwego wieku, wciąż... czytaj więcej
Co jest grane? Ano film. Film bijący rekordy popularności, który strąca z podium dotychczasowych kasowych... czytaj więcej
Film Christophera Nolana na długo przed wejściem do kin został uznany za najgorętszą premierę tego roku.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones