Slumdog. Milioner z szafy

Film "Niezwykła podróż fakira…" został zrealizowany w niezwykle lekki i uroczy sposób. Dzięki świetnie rozpisanej postaci trudno z miejsca nie polubić sympatycznego głównego bohatera. Fakt,
Obecnie kino z przekazem multikulturowym jest jak najbardziej na czasie. Nawet w bezmyślnych blockbusterach obsada produkcji musi być poprawna politycznie, obejmując całe spektrum etniczne. Nierzadko dochodzi również do absurdów, kiedy to aktor zwyczajnie rezygnuje z roli, gdyż jego kolor skóry nie odpowiada środowiskom zaangażowanym w sprawę. Tak czy inaczej, we współczesnej kinematografii często popularyzuje się obraz dobrodusznego cudzoziemca, który przybywa do Europy w poszukiwaniu szczęścia. Film "Niezwykła podróż fakira…" należy do takiej właśnie odnogi X muzy, tym niemniej został on zrealizowany w niezwykle lekki i uroczy sposób. Dzięki świetnie rozpisanej postaci trudno z miejsca nie polubić sympatycznego głównego bohatera. Fakt, dzieło Pana Kena Scotta co rusz przywodzi na myśl oscarowego "Slumdoga", który to przebój zyskał wiele dzięki rewelacyjnej reżyserii Dannyego Boyle’a. Mimo wszystko recenzowana pozycja to i tak kawał porządnego kina, które pozwala uwierzyć, iż cuda naprawdę się zdarzają.




Ajatashatru Oghash Rathod (Dhanush) nie miał łatwego dzieciństwa. Wychowany w Indiach chłopak dorastał bez ojca, za to pod czujnym okiem ukochanej mamy. Krnąbrny młodzieniec znany był z tego, iż miał sto pomysłów na minutę. Wszystkie nowe przedsięwzięcia podjęte przez Ajatashatru miały na celu zgromadzenie fortuny, która pozwoliłaby mu żyć godnie i zapewnić matce zasłużoną emeryturę. W dodatku młodzieniec skrycie pragnął wyruszyć kiedyś do Paryża, by spotkać się ze swoim biologicznym ojcem. Po wielu latach dorosły już Rathod postanawia chwycić przysłowiowego byka za rogi i wyrusza do stolicy zakochanych. W przepięknym mieście mężczyzna bezzwłocznie udaje się do pobliskiego sklepu z meblami. Już od czasów dziecięcych bowiem Ajatashatru zwykł przeglądać katalogi reklamowe, marząc o fantazyjnych wyposażeniach mieszkania. Tak się składa, że w domu towarowym Rathod spotyka urodziwą Marie (Erin Moriarty), która od razu wpada w oko przystojnemu fakirowi. Obydwoje obiecują sobie spotkać się przy Wieży Eiffla, jednak w wyniku zabawnego splotu wydarzeń Ajatashatru zostaje wywieziony w szafie do Londynu. Co gorsza, to zaledwie początek szalonej wyprawy, która nauczy magika, iż prawdziwe bogactwo nie ma nic wspólnego z pieniędzmi…




"Niezwykła podróż fakira…" to gatunkowy miszmasz, który w praniu sprawdza się zaskakująco nieźle. Reżyser Ken Scott do spółki z dwoma scenarzystami robią co mogą, by uatrakcyjnić seans z filmem. Przede wszystkim zabieg narracji prowadzonej z offu dodaje produkcji bajkowych rysów. Podobnie jak i w obsypanym nagrodami "Slumdogu", tak i w recenzowanym obrazie protagonista w humorystyczny sposób opisuje szereg niewiarygodnych zdarzeń, co rusz racząc widza zabawnymi wstawkami komentującymi sytuacje widoczne na ekranie. Motyw bajarza przedstawiającego niewiarygodną historię z życia wziętą został jednocześnie dobrze uzasadniony fabularnie. Na samym początku narracji fakir tafia na posterunek, gdzie przetrzymywane są niepokorne dzieciaki. Ajatashatru postanawia udzielić młodzieży cennej lekcji, przy okazji pokazując jak ważne jest branie losu we własne ręce.




Twórcy filmu postanowili chwycić wiele srok za jeden ogon, a jak powszechnie wiadomo sztuka ta wymaga mistrzowskiej wprawy. "Niezwykła podróż fakira…" łączy w sobie elementy obyczaju, komedii romantycznej i sensacji doprawionych iście bollywoodzkim sosem. Niestety, nie wszystkie wymienione wyżej składowe współgrają ze sobą jak w zegarku. Wątki traktujące o miłości zdolnej góry przenosić, choć naiwne, zdecydowanie pasują do lekkiego tonu opowieści. Aczkolwiek wstawki niemalże żywcem wyciągnięte z historii kryminalnej, z obowiązkową ucieczką przed zbirami, już niekoniecznie. Podobnie z orientalną całością gryzą się sekwencje śpiewane. Jakby nie było oglądamy film zrealizowany wedle amerykańskich prawideł, tymczasem reżyser wplótł w fabułę dwie musicalowe sceny. W obronie Pana Scotta muszę jednak przyznać, że o ile pierwsza z nich faktycznie robi wrażenie wymuszonej, tak druga idealnie wkomponowuje się w dyskotekowy klimat ukazany na srebrnym ekranie. Jeden strzał celny na jedno pudło to chyba niezgorszy bilans, prawda?




Ciężar filmu spoczął w dużej mierze na barkach indyjskiego aktora Dhanusha. Niewdzięczne to zadanie, gdy cały skrypt opiera się przede wszystkim na charyzmie i talencie jednego artysty. Znany i ceniony w swoim kraju odtwórca  występem w "Niezwykłej podróży fakira…" udowodnił, że posiada ogromne pokłady uroku osobistego i czaru. Ajatashatru w jego wykonaniu to energiczny, pełen optymizmu mężczyzna o duszy podróżnika. Główny bohater, jak przystało na magika i hochsztaplera, nie jest krystalicznie czysty, co dodatkowo nadaje mu ludzkiego wymiaru. Dzięki licznym niedoskonałościom charakteru odbiorca z tym większą satysfakcją obserwuje rozwój protagonisty podczas tułaczki przez różne zakątki globu. Przebojem jest scena, w której pewny siebie fakir w nonszalancki sposób zagaduje powabną Marie w sklepie "IKEA". Odnośnie tej drugiej postaci, to Pani Erin Moriarty dzięki naturalnej urodzie pozwala uwierzyć w momentalne zauroczenie Ajatashatru. Śliczna aktorka, choć nie otrzymała tak dużego pola do popisu jak Dhanush, dzielnie dotrzymuje kroku koledze z planu. Miło, iż w obsadzie znalazło się także i miejsce dla Bérénice Bejo. Znana z wielbionego przez krytyków "Artysty" Francuska odgrywa mocno autoironiczną rolę rozpuszczonej diwy dużego ekranu, która najlepsze lata ma już za sobą. Występ artystki dał również szansę twórcom na skrytykowanie manieryzmu charakterystycznego dla gwiazd wielkiego formatu w Fabryce Marzeń oraz na wypunktowanie absurdów rządzących przemysłem filmowym.




Oglądając "Niezwykłą podróż fakira" trudno nie dostrzec powinowactwa z omawianym już wcześniej "Slumdogiem". Nie chodzi li tylko o hinduskie klimaty i fantazyjny entourage, ale także i samą konstrukcję fabularną. W tym przypadku zasadnicza różnica tkwi w tym, iż wygodny fotel umiejscowiony przed prowadzącym teleturnieju "Milionerzy" zastąpiły cztery ściany obskurnego komisariatu policji. Natomiast liczne retrospekcje ubarwione trafnym komentarzem bohatera, dydaktyzm snutej opowieści oraz mocno naciągane wydarzenia to, wypisz, wymaluj, powtórka z dzieła Dannyego Boyle’a. Co prawda film Pana Kena Scotta nie oferuje tak fantazyjnych ujęć jak "Slumdog", lecz mimo to potrafi wizualnie zaskoczyć. Sprawdzonym pomysłem jest "podróżowanie po mapie", równie udanie wypadają kadry podkreślające walory wspaniale oświetlonego Paryża po zmroku, w końcu i w dynamicznych scenach szeroko pojętej "akcji" rodowity Kanadyjczyk sprawnie operuje obiektywem kamery. Może i Pan Scott nie należy do tej samej ligi co Boyle, ale robi on wszystko, by widz przeniósł się podczas seansu do innego, malowniczego i wypełnionego miłością świata.




Summa summarum, "Niezwykła podróż fakira…" to film, który powinien trafić do większości widzów. Oczywiście miłośnicy popcornowych, wysokobudżetowych sensacji nie znajdą w recenzowanym tytule dla siebie zbyt wiele. Bardziej wymagająca widownia, ceniąca sobie wzruszające historie z morałem otwierające na oścież drzwi do innej kultury, prawdopodobnie będzie usatysfakcjonowana ekranizacją bestsellera. Co prawda jedną śpiewaną wstawkę można było sobie z korzyścią dla produkcji darować, ale na szczęście nie rzutuje ona szczególnie na ogólne wrażenia po seansie. Ważne, że co wrażliwszy kinoman po napisach końcowych pewnikiem zrozumie punkt widzenia Hindusa, który przybywa do nowego kraju z bagażem doświadczeń w nadziei na lepsze jutro. Jako głosi myśl przewodnia obrazu, "trzeba grać takimi kartami jakie ofiarował los". I to właśnie perypetie przemiłego Ajatashatru udowadniają bezbłędnie.

PS: Korzystając z okazji chciałbym serdecznie podziękować zarówno dystrybutorowi filmu jak również i serwisowi "Filmweb" za zaproszenie na seans produkcji.

Ogółem: 7/10

W telegraficznym skrócie: sympatyczna kserokopia "Slumdoga", przynajmniej pod względem stylu i zabiegów narracyjnych; orientalny klimat pozwala poczuć się niczym w zagranicznej podróży; piękne widokówki Paryża i Włoch, mniej urodziwy portret Londynu oraz Libii; uroczy, niemalże infantylny, wątek miłosny chwyta za serce; główna kreacja podnosi walory produkcji; trudno nie kibicować tak przyjaznemu Hindusowi w jego podbojach miłosnych; za cenę jednego biletu widz otrzymuje podróż dookoła świata w pakiecie z moralizatorską opowiastką; tylko czekać aż "IKEA" odnotuje globalny wzrost sprzedaży starych, poczciwych szaf…
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kanadyjczyk Ken Scott jest żywym dowodem na to, że czasem trzeba porzucić Fabrykę Marzeń, by... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones