Recenzja filmu

Oblicza miłości (2001)
Sandra Werneck
Murilo Benício
Drica Moraes

...bo wszystkie drogi prowadzą do Julii

Przypadek zazwyczaj nie jest przypadkiem. Rozmowa z nieoczekiwanie poznaną osobą może przerodzić się w głębszą znajomość, wszystko zależy tylko od tego, jak zostaniemy odebrani przez rozmówcę i
Przypadek zazwyczaj nie jest przypadkiem. Rozmowa z nieoczekiwanie poznaną osobą może przerodzić się w głębszą znajomość, wszystko zależy tylko od tego, jak zostaniemy odebrani przez rozmówcę i czy znajdzie się on we właściwym miejscu we właściwym czasie. Czy opatrzność macza w tym palce? Nie da się tego ustalić, ale jako że w chwili, kiedy piszę tę recenzję, walentynki jeszcze trwają, pozwolę sobie przyjąć za tezę, że nad większością naszych działań czuwa opatrzność. Mimo że posiadamy wolną wolę, to i tak gramy w jej przygotowaną wcześniej grę, w różnych wariantach sytuacyjnych. W podobnej tematyce zawiera się fabuła filmu Sandry Werneck "Oblicza miłości".

Zacznijmy jednak od początku. Carlos (Murilo Benicio) podczas deszczowego wieczoru czeka na swoją randkę - Julię (Carolina Ferraz) pod kinem. Mieli tam się spotkać, by obejrzeć niezbyt zajmujący, ale przyprawiający o przypływy endorfin romantyczny film. Carlos podkochuje się w Julii. Ona najwyraźniej nie traktuje go aż tak poważnie, gdyż się spóźnia. Podczas jej nieobecności, marzyciel i romantyk - Carlos w głowie układa sobie trzy możliwe warianty tego, co wydarzy się za 15 lat, jeśli Julia tego dnia nie pojawi się pod kinem, a są to:

Wariant pierwszy - Carlos jest odnoszącym sukcesy prawnikiem, żonatym z Marią (Beth Goulart), który (a jakże!) przypadkiem spotyka Julię i odżywa doń dawne uczucie.

Wariant drugi - Julia pojawiła się jednak tego dnia pod kinem, aczkolwiek ich wspólna przyszłość nie ułożyła się tak, jakby chcieli. Carlos prawdopodobnie rozwiódł się z Julią, na rzecz romansu z... mężczyzną! Jednak tęsknota za wspólnie wychowywanym synkiem i za samą Julią nie pozwala Carlosowi się samookreślić.

Wariant trzeci - Carlos wiedzie życie starego kawalera, ciągle żyjącego na garnuszku mamusi. Natrafiając na dziewczyny lekkich obyczajów, decyduje się na odszukanie swojej zagubionej połowy za pośrednictwem najnowszych technologii. Efekt jest zaskakujący.

Filmy z serii "co by było gdyby" nie są nowym "gatunkiem" kina. Trudno powiedzieć, kiedy powstał pierwszy o podobnej strukturze. Mówi się tutaj głównie o polskiej produkcji Krzysztofa Kieślowskiego "Przypadek" z 1981 roku, ale ani kino hollywoodzkie, ani europejskie nie preferuje tej mody. Nie stwierdzono szerszej obecności tegoż trendu we współczesnym kinie (zaledwie dwa tytuły: "Przypadkowa dziewczyna" i "Biegnij Lola, biegnij"). Struktura "Oblicz miłości" nie ma jeszcze swojej konkretnej nazwy. Na razie zamyka się ona na granicy komedii romantycznej z dramatem.

Równolegle prowadzone są trzy wątki, przez co widz ani na chwilę nie może się oderwać od ekranu, by czegoś nie przegapić. Murilo Benicio, Carolina Ferraz i Emilio de Melo grają te same postacie w trzech różnych wariantach, przyjmując postawy zależne od doświadczenia życiowego. I tak na przykład w jednej z odsłon Carlos jest oschłym, stosunkowo zimnym, doświadczonym mężczyzną, a w drugiej maminsynkiem, który pomimo dojrzałego wieku nadal zachowuje się jak chłopiec. Jest to prawdziwa uczta dla kinomana, albowiem aktorzy postarali się o to, aby każda z odgrywanych postaci była zamkniętą indywidualnością. Ukłony należą się przede wszystkim Murilo Benicio, który udowodnił, że roli w "Klonie" nie dostał przypadkowo.

Zaletą tego typu kina jest jego niejasne zakończenie. Jest ono całkowicie zależne od wizji głównego bohatera. Jest to tak silna filmowa magia, że widz nie dopuszcza do siebie myśli, że to wizja scenarzysty. Nie, nie. To wizja Carlosa! Tylko i wyłącznie jego!

Nie zdradzę oczywiście, jak kończy się opowieść, ale każde z wyżej wymienionych wariantów mają nauczyć Carlosa, czego powinien się w życiu wystrzegać i jakich błędów nie popełniać. Na pewno po tym seansie będziemy mieli pewność, że bohater przemyśli swój "przypadek", gorzej jednak z widzami. Po seansie możemy natknąć się na piękną Julię. Miniemy ją jak gdyby nigdy nic czy zagadniemy ze słodyczą? Niestety nie wiadomo. Ryzyko ma to do siebie, że zawsze smakuje, ale nie wiemy jak i kiedy.

Trudno powiedzieć, czy filmy typu "co, by było gdyby" staną się przyszłością kina, na razie całkiem dobrze radzi sobie kino psychologiczne wraz z komediami romantycznymi, chociaż powoli tradycyjne kino wypierane jest przez technologię 3D, niestety często pozbawione spójnej fabuły na rzecz zabawy efektami. Zwykle, gdy nic się nie da zrobić, ludzie zaczynają myśleć - więc kto wie, czy gdy technika 3D będzie już na tyle powszechna, że ktoś zabierze się za filmy z  fabułą o niepoukładanej strukturze. Byłoby ciekawie w zalewie trójwymiarowych cudów. I może wcale nie byłby to przypadek?
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones