Recenzja filmu

Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi (2025)
Zach Lipovsky
Adam B. Stein
Kaitlyn Santa Juana
Teo Briones

Śmierć ma poczucie humoru (choć raczej czarnego)

Seria "Oszukać przeznaczenie" to dla jednych klasyk, dla innych – wciąż ta sama historia powtarzana od lat. Ale przyznajmy szczerze: kto z nas nie lubi czasem oglądać, jak Śmierć bawi się w
Seria "Oszukać przeznaczenie" to dla jednych klasyk, dla innych – wciąż ta sama historia powtarzana od lat. Ale przyznajmy szczerze: kto z nas nie lubi czasem oglądać, jak Śmierć bawi się w kreatywnego architekta? W najnowszej odsłonie, "Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi (2025)Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi", dostajemy dokładnie to, czego oczekiwaliśmy – i to w całkiem dobrej formie.

Już otwierająca sekwencja katastrofy udowadnia, że twórcy nie stracili wyobraźni. Świetnie oddali tu w niej klimat minionej epoki, budując fundament pod całą historię i nadając wydarzeniom większej głębi  Wieża staje się areną czystego chaosu i jak zawsze ktoś „w cudowny sposób” wymyka się przeznaczeniu. Oczywiście, wszyscy wiemy, że to tylko chwilowe zwycięstwo – bo Śmierć jest cierpliwa, konsekwentna i, co najważniejsze, ma wyjątkowo złośliwe poczucie humoru. Każda kolejna scena to zabawa w zgadywanie: „Kto pierwszy polegnie i w jak najbardziej absurdalny sposób?”. Można się przy tym trochę pośmiać, trochę zakrywać oczy – i o to przecież chodzi w tym cyklu.

Obsada? Młodzi aktorzy radzą sobie poprawnie, ale prawdziwym królem seansu jest oczywiście Tony Todd. Jego mroczny głos i obecność od początku budowały klimat serii. Tutaj ma rolę szczególną, bo – jak wszyscy wiemy – to jego ostatnie wystąpienie na ekranie. Świadomość tego faktu dodaje scenom dodatkowej wagi. Patrząc na Georgia ToddaTodda, trudno nie poczuć, że to także pożegnanie aktora z publicznością. Smutne, ale piękne zarazem. Warto pamiętać, że Todd na zawsze zapisał się w historii horroru dzięki roli w horrorze "Candyman" z 1992 roku, która uczyniła go ikoną gatunku. Dla wielu fanów jego pojawienie się w "Oszukać przeznaczenie" było zawsze czymś więcej niż tylko cameo – to znak firmowy serii, a w "Więzach krwi" nabiera to szczególnej symboliki.

Kilka słów należą się też reżyserom Zach Lipovsky i Adam B. Stein. Nie próbowali wywracać serii do góry nogami, ale dobrze wiedzieli, za co widzowie kochają całą serie i jak zaciągnąć ludzi do kin. Tempo jest równe, napięcie dawkowane z wyczuciem, a pułapki losu wymyślone z satysfakcjonującą dawką makabrycznego sprytu. Niektóre sceny są tak absurdalnie przekombinowane, że aż trudno się nie uśmiechnąć – ale właśnie w tym tkwi siła tej franczyzy.

Czy film wnosi coś nowego? Nie. Ale czy naprawdę tego oczekiwaliśmy? To trochę jak spotkanie ze starym znajomym: wiemy, czego się spodziewać, i właśnie dlatego jest tak dobrze. "Więzy krwi" to powrót w pełnym znaczeniu tego słowa – nie rewolucja, a raczej hołd złożony serii i jej fanom.

Moja ocena to 7/10 – bo choć Śmierci wciąż nie da się oszukać, to przynajmniej można się przy tym dobrze bawić.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi
Pochowaliście ostre przedmioty? Zawiązaliście sznurówki? Spuściliście ciśnienie z butelki z colą? Nie... czytaj więcej