Recenzja filmu

Piękno (2011)
Oliver Hermanus
Deon Lotz
Charlie Keegan

Pokuszenie

W warstwie znaczeniowej "Piękno" jest filmem niezwykle interesującym, w warstwie fabularnej jest już gorzej.
O tym, że człowiek jest istotą grzeszną, wie każdy. Ale konia z rzędem temu, kto wyjaśni, co to tak naprawdę oznacza. To bezrefleksyjnie powtarzane przez miliardy ust zdanie stało się sformalizowaną regułką, wyświechtanym frazesem. W "Pięknie" Olivera Hermanusa zostaniemy skonfrontowani z brutalną prawdą.

Naszym przewodnikiem po świecie grzechu będzie François van Heerden, szanowany biznesmen, oddany mąż i ojciec. O tym, że jest to tylko maska przybrana na potrzeby funkcjonowania w społeczeństwie, wie naprawdę niewiele podobnych jemu osób. By uchodzić za normalnego, postępuje zgodnie z surowym kodeksem zachowania, swoim prywatnym dekalogiem. I tak jak ten biblijny, tak i jego własny, okazuje się jedynie drogowskazem, ale nie zbroją, która uchroni go przed grzechem. Jest bowiem coś, czemu nie sposób się oprzeć, na co nie da się uodpornić. Tym czymś jest tytułowe piękno, boska harmonia zaklęta w ciele młodego chłopaka. Kiedy widzimy reakcję François-grzesznika, możemy w pełni pojąć dramat kryjący się za słowami Modlitwy Pańskiej "I nie wódź nas na pokuszenie".

W ten sposób w warstwie znaczeniowej "Piękno" jest filmem niezwykle interesującym. Właśnie przez fakt przyjęcia perspektywy istoty "upadłej", grzesznej, o słabej woli, ale wcale przez to nie mniej niebezpiecznej. Piękno utożsamiane w kulturze z tym, co szlachetne i dobre, tu staje się katalizatorem reakcji, nad którymi grzesznik nie ma kontroli, nawet jeśli jest świadomy tego, co czyni. Przy wszystkich wyborach fabularnych "Piękno" ma więc niezwykle konserwatywne przesłanie; daje nam szansę na zrozumienie nie tylko intelektualne, ale i emocjonalne, jak wielkim wyzwaniem dla człowieka jest to, co w świecie islamu określane jest mianem "dżihadu" (nie, nie tego zbrojnego).

Niestety, w warstwie fabularnej nie jest tak dobrze. Co prawda Deon Lotz stworzył mocną, wyrazistą postać - jest bez wątpienia najsilniejszym punktem całego filmu - ale z reżyserem, który zdaje się nie do końca wierzyć w inteligencję odbiorców, jest już gorzej. Jego narracja tylko pozoruje skomplikowaną konstrukcję, będąc w gruncie rzeczy powtórzeniem znanego od dawna przepisu na kulminację. Rozczarowuje także końcówka, która jest zbyt łopatologiczna.  Hermanus odrzuca niejednoznaczność, oferując proste rozwiązania. Zbyt proste jak na film podejmujący tak trudne, fundamentalne wręcz tematy.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones