Recenzja filmu

Piep*zyć Mickiewicza 2 (2025)
Sara Bustamante-Drozdek
Dawid Ogrodnik
Weronika Książkiewicz

Chora wizja systemu edukacji

Tak szalona wizja i próba połączenia pustki z wartością nie mogła się udać. Gdy scenarzysta i reżyserka chodzili do szkoły to mogło to inaczej wyglądać, ale teraz na pewno nie tak wygląda życie.
Gdy kończą się żenujące i cringe'owe żarty z pierwszej części "Pieprzyć Mickiewicza", następuje magiczne dorośnięcie bohaterów, którzy po przejściu o jedną klasę wyżej zdążyli skończyć z buntowaniem się i zacząć z dawaniem rad o wątpliwej wartości. Bo przecież to takie logiczne, że nauczyciel polskiego, który jest raperem, literatem, filozofem i nie wiadomo kim jeszcze dał im tyle wybitnych rad w pierwszej odsłonie, że właściwie to oni teraz będą dawali takie same rady. 


Koniec wakacji, oznacza że III B będzie musiała zmierzyć się z nowymi wyznaniami, ale spokojnie nie będą one przecież związane z nauką, jak na film o licealistach przystało. Do klasy dołącza nowy uczeń Korek (Karol Rot), który najprawdopodobniej ma autyzm, ale jego matka nie chce aby to zweryfikować, a wszelkie uwagi na temat jej syna są nieodpowiednie i niestosowne. Jego głównym zainteresowaniem są koleje, tak więc na pytanie kim jesteś nie umie odpowiedzieć, lecz wyrecytuje całą historie parowozów z Wielkiej Brytanii. Nowy uczeń budzi dziwne reakcje wśród większości osób, ale jego sojusznikami staje się ekipa głównych bohaterów Dante (Hugo Tarres), Bolo (Artur Gwizdak), Mietek (Krystian EmbradoraKrystian Embradora), Cegła (Igor Pawłowski). Co może okazać się największym problemem Korka? Oczywiście, że brak dziewczyny i potrzeba nauczenia się umiejętności podrywu. Tak więc przechodzimy z bohaterami przez montażówkę pełną nieudanych podrywów, bezużytecznych rad, nieśmiesznych żartów i innych ośmieszających momentów. W filmie przechodzimy od "wybitnych" rad dawanych Korkowi, który skrupulatnie je zapisuje, aż po wyznanie wszystkich bohaterów, że w sumie to oni się na tym nie znają i nie przeżyli swojego pierwszego razu, tylko udawali takich doświadczonych  wśród kolegów. Problemy natury miłosnej dotykają także Dantego i jego dziewczynę Nel (Wiktoria Koprowska) oraz jej matkę Irenę (Weronika Książkiewicz) z partnerem jakim jest Jan Sienkiewicz (Dawid Ogrodnik). Jedna wielka plątanina relacji i problemów w tych relacjach.


Pierwsza odsłona była próbą przemalowania buntu licealistów (nie udało się, ale mieli jakiś pomysł). Druga część z kolei opiera się na wierze w perspektywę, że da się podejść do czegoś w sposób ironiczny, a zarazem przekazać myśl godną dramatycznej historii. Mogło by się to udać gdyby twórcami tej produkcji nie byli ludzie zajmujący się realizacją tak wybitnych tworów jak "Na sygnale", czy innych bezbarwnych komedii obyczajowych. Próba dodania wartości do tego filmu nie miała szansy powodzenia po tym co zostało narysowane w poprzednich przeżyciach bohaterów. Wizja szkoły w tym filmie to jakiś dziwny wytwór stworzony na bazie popkulturowych mitów i stereotypów wyssanych z palca, bo przecież to takie oczywiste, że musi być główny bohater, który będzie się wdawał w bójki i kłótnie z większym od siebie. Ten schemat jest już tak pusty i nic nie wnoszący, że ciężko się to ogląda. Ciekawym jest zabieg, który miał pokazać wprowadzenie aspołecznego człowieka do trybu życia w szkole, ale dlaczego jego mentorami zostają wulgarni i buntujący się, najgorsi uczniowie szkoły (a nie to było wtedy, teraz już się tyle zmieniło). Z perspektywy logicznie patrzącego człowieka wydaje mi się to bezsensowne. Jeżeli jakikolwiek dorosły wziąłby na poważnie wizję relacji i ich pustości przedstawioną w tym filmie to boję się co będzie myślał o swoich dzieciach. Ten film powiela groźny stereotyp o tym, że w sumie to głównym problemem młodzieży są relacje z płcią przeciwną, ale na koniec wszystko dobrze się skończy, bo się kochamy. Dobry problem społeczny, ale rozwiązanie go i otulenie żenującymi żartami nie pomaga w wizji, która trafia do zwykłego prostego obywatela. Naprawdę boję się o rozumienie stanu psychicznego młodych ludzi przez dorosłych, jeżeli dalej będziemy je sprowadzać do płytkości i tego, że wszystkim zależy tylko na stosunku z kimś innym (taką wizję przedstawiają bohaterowie).


Aktorsko jest naprawdę nieźle, ale żeby móc dobrze zagrać to trzeba na czymś oprzeć swoją grę (i tutaj znowu wracamy do wad scenariusza). Młodzi aktorzy mieli szanse pokazać swoje możliwości i można by obstawić, że po tej roli będą mieli szanse otrzymać propozycję do czegoś bardziej wartościowego (ale to na zawsze pozostanie w ich CV). Warto docenić debiut Karola Rota, który prezentuje problemy społeczne, opóźnienie w reakcjach i odpowiednio działa na mimice, która bywa zaskakująca. Brakuje tutaj jednak większej szansy dla postaci Dawida Ogrodnika, który był zaprezentowany jako mentor młodych licealistów, a gdy napotykają oni problemy, a historia ma się stać poważniejsza, jego postać staje się symboliczna i odgrywa on niewielką rolę w całej historii. Gdzie się podział Ogrodnik udający, że nie umie rapować? Nagle gust muzyczny wszystkich postaci poszedł w odstawkę, bo brak jest wersów stworzonych przez naszego literata (nie sugeruje, że były one dobre, ale znowu gdzie tu logika). Postaci są zmienione, a przemiana obrana w tak zwany międzyczas, no bo przecież to się działo w wakacje, a wtedy akurat nie widzimy akcji. Albo trzeba trzymać się metodyki i pokazać przemianę bohatera, albo pozostać przy jego charakterze, a nie napisać ich w inny sposób pomimo, że ma to być kontynuacja. 
Do podsumowania warto dodać fakt, że zszokowała mnie chęć realizacji kontynuacji czegoś co zebrało naprawdę dużo negatywnych opinii. Ponadto nie rozumiem zestawiania tego filmu z "Euforią", naprawdę nie musimy mieć na wszystko swojej polskiej odpowiedzi (szczególnie jak ma ona mieć taką jakość). Swoją drogą to trochę tak jakby porównać "Klan" do "Sukcesji". Zakładając, że miałby to być dramat o kondycji zdrowia psychicznego polskiej młodzieży, to został on fatalnie przekazany. Bo przecież to takie śmieszne, że grupa licealistów nie ma pojęcia o edukacji seksualnej, ale udają że są specjalistami. Z perspektywy kogoś młodego, kto żyje w tej machinie i spotyka ludzi z problemami na co dzień, uważam ten film za krzywdzący i powielający stek bzdur, który próbuje się przysłonić żartami o kutasach. Typowa schematyka, brak oryginalności, próba łączenia słabego humoru z powagą, i wiele innych problemów, Naprawdę nie warto próbować dalej, bo lepiej  nie będzie. Liczę, że producent się wycofa...
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Piep*zyć Mickiewicza 2
Reżysersko-scenopisarski duet w postaci Sary Bustamante-Drozdek i Kacpra Szymańskiego wraca w iście... czytaj więcej