Miasto miłości

W komediodramacie Vuletica nie brakuje bałkańskich "szerokich gestów" rodem z filmów Emira Kusturicy:  radosnego picia na umór, walenia się po pyskach i tańca, od którego zapala się parkiet i
Pierwsze sceny filmu Bojana Vuletica przypominają sponsorowaną przez samorząd reklamówkę dla zagranicznych turystów z grubym portfelem. Są piękne zabytki, zalane słońcem ulice, zakochane pary i narrator sławiący zza kadru uroki Belgradu. Po latach izolacji stolica Serbii na powrót staje się europejską metropolią, zaś tym, co przyciąga do niej gości z Zachodu, jest miłość. Dodajmy od razu, że traktowana tutaj raczej jako szał ciał niż komunia dusz. Jeśli połączymy ją z intensywnym spożyciem śliwowicy, może być niewąsko.

"Przewodnik" składa się z czterech nowel, zatytułowanych kolejno: "Zakochanie", "Kryzys", "Zdrada" i "Małżeństwo". W każdej z nich poznajemy losy przyjezdnych: porzuconej przez męża francuskiej piosenkarki, gustującego w igraszkach sado-maso amerykańskiego dyplomaty (za takiego się przynajmniej podaje), niemieckiego biznesmena z tureckimi korzeniami oraz chorwackiego policjanta, który przyjechał do Serbii w sprawach zawodowych, a został dla prywaty (to znaczy dla ukochanej). Ich taniec godowy z autochtonami zawsze wygląda tak samo. Miejscowi uwodzą energią i ognistym charakterem, podczas gdy cudzoziemcy mają kaskę, stylowy image i odpowiednie pochodzenie. Bo Zachód to dla będących na dorobku, niespełnionych mieszkańców Belgradu największy afrodyzjak.  

W komediodramacie Vuletica nie brakuje bałkańskich "szerokich gestów" rodem z filmów Emira Kusturicy:  radosnego picia na umór, walenia się po pyskach i tańca, od którego zapala się parkiet i wycierają podeszwy butów. Pojawia się też chór grecki w czterech odsłonach, który przy pomocy ludowych pieśni komentuje wydarzenia na ekranie. Jednocześnie  reżyser potrafi portretować przypadkowe spotkania nieznajomych  niczym Sofia Coppola w "Między słowami". Zamiast wymiany zdań wystarczą spojrzenia, a cisza miewa większą siłę rażenia niż orkiestra dęta.  To właśnie te momenty lubię w "Przewodniku" najbardziej. Na przykład scenę, w której pokojówka po nocy spędzonej z biznesmenem opowiada mu o magicznym sposobie na zatrzymanie kawalera. Albo tę, gdy niedoszli państwo młodzi właśnie wygarnęli sobie wszystkie krzywdy i skrywane sekrety, a teraz patrzą na siebie w napięciu.

Kto ceni w kinie nieprzejrzystość uczuć i nie chce, by reżyser mu wszystko dopowiadał, temu "Przewodnik" z pewnością się spodoba. Na zdrowie!
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones