To pierwszy film duński, jaki dane mi było obejrzeć. Ale już od początku obraz mnie wciągnął. Od początku z zaciekawieniem oglądałam podróż bohaterów po mrocznej Kopenhadze, od początku
To pierwszy film duński, jaki dane mi było obejrzeć. Ale już od początku obraz mnie wciągnął. Od początku z zaciekawieniem oglądałam podróż bohaterów po mrocznej Kopenhadze, od początku zastanawiałam się - które z ich spotkań jest pierwsze, a które ostatnie? Odpowiedzi nie znalazłam szybko. Bo cała magia "Rekonstrukcji" polega na tym, że Christoffer Boe nie odpowiada na wszystkie pytania, nad którymi trudzi się widz. Właściwie cały film wygląda jak sen. Główny bohater Alex (Nikolaj Lie Kaas) pewnego dnia, na stacji metra, zauważa piękną Aimee (Maria Bonnevie). Nie ma wątpliwości, że jest to ta jedyna. Bez zastanowienia podąża za swoim ideałem. Trafia do baru, gdzie zaczynają rozmawiać. I właśnie tu reżyser wciąga widza w pułapkę. Kobieta zdaje się znać Alexa, a on jest tak naturalny, jakby rozmawiał ze swoją dziewczyną. Oglądający nie ma pojęcia co jest grane - przecież mieli spotkać się po raz pierwszy! "Rekonstrukcja" przypomina precyzyjną układankę. Takie puzzle, które musi widz ułożyć. Każde spotkanie kochanków przypomina to pierwsze. Nawet po wspólnie spędzonej nocy Aimee widzi w Aleksie obcego człowieka. Alex za każdym razem wpatruje się w Aimee z takim samym zachwytem w oczach, a ona w niego z takim samym zdziwieniem i dziecinną naiwnością. W filmie jest bardzo mało dialogów, ale ciszę zapełnia przepiękna muzyka Thomasa Knaka i poetyckie obrazy, które mówią o wiele więcej o emocjach niż puste słowa. I właśnie to w "Rekonstrukcji" jest najpiękniejsze, bo przecież nie wszystko trzeba oprawiać w ramkę i podsuwać widzowi pod nos. Czasem wystarczy trochę magii, trochę dymu, i coś wisi w powietrzu... Tytuł jest tutaj przewrotny. Bo czy coś, co jest konstrukcją, czymś, co jest solidnie zbudowane i precyzyjnie poskładane w całość, może opowiadać o takich sprawach jak miłość, poświęcenie i tęsknota? Na początku i na końcu filmu słyszymy słowa: "To tylko film. Konstrukcja. Ale i tak boli". Reżyser powiedział nam wprost, że robi tylko film. Oznajmił nam, że to, co zrobił, jest tylko konstrukcją. Iluzją. Niczym więcej. Że może zrobić z tym to, co chce. Ale i tak będzie nas to boleć, poruszając duszę, wzruszając i zostawiając ślad na naszej psychice. Taka właśnie jest "Rekonstrukcja". Banalnie prosta, ale przez swoją prostotę niesamowicie piękna. Wszystko jest tutaj dopracowane do najmniejszego szczegółu, ale wydaje się lekkie i nieskomplikowane. Znakomite są zdjęcia. Tutaj Kopenhaga, jest na przemian cienista i mroczna, by zaraz potem błyszczeć przy blaszanych, neonowych bilbordach. Twarz Aimee otoczona papierosowym dymem, Alex popijający drinka w barze, Simone żegnająca swojego ukochanego - wszystko to składa się na konstrukcje, która zachwyca swoją prostotą i poetyką. "Rekonstrukcja" to film, w którym brak przerostu formy nad treścią. To film, w którym nie pada za dużo słów, a wszystkie nuty wygrywane są w tym momencie, w którym trzeba. "Rekonstrukcja" porusza. I serce, i duszę.