Recenzja filmu

Rocco (2016)
Thierry Demaizière
Alban Teurlai

Spowiedź Włoskiego Ogiera

Większość krajów na świecie ma jakieś dobra eksportowe nierozerwalnie wiążące się z upodobaniami, kulturą, czy historią. Amerykanie dali światu Myszkę Miki, hamburgery i Coca-colę, Polacy flaki i
Większość krajów na świecie ma jakieś dobra eksportowe nierozerwalnie wiążące się z upodobaniami, kulturą, czy historią. Amerykanie dali światu Myszkę Miki, hamburgery i Coca-colę, Polacy flaki i Chopina, Chińczycy taniochę, która rozwala się pięć minut po zakupie, a Austriacy Hitlera. Można wymieniać dalej.

Włosi też mają swoje narodowe dobra, by wymienić pizzę, makaron, czy pewnego pana, który przyszedł na świat 4 maja 1964 roku w Abruzji. Rocco Siffredi, zwany także Włoskim Ogierem może kojarzyć się wam z dawnej reklamy produktów polskiej Wólczanki, mniemam jednak, że ten jurny buchaj, mogący się pochwalić 24-centymentrowym (i grubym na sześć) narzędziem pracy, znany jest wam raczej z innej branży. Użytkownicy lubujący się zajęciu polerowania rakiety z pewnością znają doskonale kultowy w niektórych kręgach "Rocco invades Poland", gdzie polskie „aktorki” zaprezentowały cały wachlarz swych umiejętności. O nim może innym razem, dziś skupię się na dokumentalnym filmie z 2016 roku, w którym Rocco rozlicza się ze swoją karierą. Członki w górę!

Zagrał w półtora tysiąca filmach, na planie uprawiał seks z pięcioma tysiącami kobiet. Tutaj też obejrzymy niesymulowany seks (aczkolwiek bez zbliżeń na penetrację), choć tylko po to, by wniknąć w świat seksu i nadać filmowi ton. Bo większość to gawęda Rocco o jego życiu, rodzinie i branży, w której siedzi. Snucie opowieści o świecie pornografii, z którą mamy styczność na każdym kroku.

Zawiodłem się trochę na anegdotach z branży, których jest tu jak na lekarstwo, choć rozumiem, że taki był zamysł – Siffredi opowiada głównie o sobie, swoim życiu i karierze. On jest w centrum świata. Jest Bogiem. Reszta poza nim nie istnieje. Choć i tu można się szczerze uśmiechnąć, słysząc o tym, jak w trakcie przytulania go przez sąsiadkę dostał silnego wzwodu i musiał sobie ulżyć robiąc jej fellatio. Albo ustalanie terminarza dla modelek, które po seksie z Rocco muszą mieć kilka dni wolnego. Jest też nauka odnośnie tego jak ważny jest dobry operator – urocza jest scena, gdy po intensywnym seksie okazuje się, że pierwsze ujęcie nie nagrało się. Oblane potem i zalane sokami dziewczyny muszą jeszcze raz nagrać scenę spotkania się z Rocco. Tylko jak to zrobić skoro ich ubrania są już dawno przez Buhaja rozerwane na strzępy? Wtedy nauczycie się kilku operatorskich sztuczek z kadrowaniem i zbliżeniami. I zapamiętacie, żeby zawsze pamiętać o włączeniu kamery.

Jeśli jednak myślicie, że będziecie cały czas pękać ze śmiechu, zapomnijcie o tym. Z samego dokumentu wyłania się raczej mroczny obraz osoby, która przekracza kolejne bariery seksualności, coraz bardziej zatracając się w seksie. To nie jest wesołe „Californication” z uśmiechniętym Duchovnym, który zalicza kolejne nastolatki. W „Rocco” aktor wręcz spowiada się ze swego życia (wszak jego matka, której poświęca w filmie sporo czasu, chciała by został księdzem) i swego opętania. Braku zaspokojenia i sięgania po coraz mocniejszy, ekstremalny seks, orgie z kobietami, mężczyznami i transseksualistami, seks z 80-letnimi kobietami. Z czasem więc początkowy, radosny nastój pryska, a my obserwujemy człowieka, który w swym seksualnym opętaniu zwyczajnie powinien udać się do psychiatry i podjąć leczenie. Gdy widzimy dwóch synów Rocco, którzy zamiast zachwytów karierą ojca, chowają się przed kamerą ze spuszczonymi głowami, najwyraźniej zdezorientowani, nie wiedzący co powiedzieć na temat swego staruszka, po raz kolejny nie jest nam do śmiechu.

Wbrew pozorom film sporo mówi o seksualności, bez ogródek i pruderii, i przecież o kwestiach, które każdemu z nas siedzą w głowie. Zważywszy, że statystyczny mężczyzna myśli o seksie średnio 19 razy dziennie trudno zamykać się na tę tematykę. W najlepszej scenie filmu dochodzi do wielkiej kłótni w samochodzie (przypomina orgię, tylko, że na słowa) między bratem Rocco – Gabbym oraz Kelly Stafford, z Rocco niejako w roli rozjemcy. To tutaj dochodzi do ostrej wymiany zdań i wtedy widzimy zamianę ról – Kelly ustawia facetów do pionu, co nie podoba się bratu, który wybucha złością. Kelly jednak pokazuje, że strefa pornografii to nie tylko domena mężczyzn, ale też silnych kobiet. Choć to jednak margines. To branża samców alfa, brutalna, która z kobietami się nie patyczkuje. Kobietami, które po kolejnym ujęciu, w kolejnym dniu z rzędu na planie, zwyczajnie potrafią się rozpłakać.

Tym bardziej szkoda, że końcowy fragment zahacza już o autoparodię. Moment, w którym Rocco wisi na krzyżu i kona za grzechy całego świata, a dziewczyny robią mu fellatio zahacza o śmieszność. Cała końcowa orgia mająca być podsumowaniem kariery Siffrediego wraz z mesjanistyczną symboliką wypada zdecydowanie najsłabiej. Zresztą cały film zdaje się być mocno nierówny i oprócz ciekawej dyskusji o seksualności mamy fragmenty, w której twórcy chcą bezsensownie dorabiać do porno ideologię. Niepotrzebnie. Seks to seks. Choć akurat Rocco jest tylko jeden…
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones