Japońskie kino konsekwentnie drąży kwestie wolności, alienacji i związanego z nimi gniewu. Jest to szczególnie fascynujące w przypadku społeczeństwa przez stulecia zatrzaśniętego w ciasnych
Japońskie kino konsekwentnie drąży kwestie wolności, alienacji i związanego z nimi gniewu. Jest to szczególnie fascynujące w przypadku społeczeństwa przez stulecia zatrzaśniętego w ciasnych ryzach kodeksów,tradycji i konwenansów. Społeczeństwa, którego sztywne zasady zderzyły się z rzeczywistością szybko rozwijającego się, nowoczesnego świata, pełnego pokus i obietnic. To zderzenie jest bolesne, dlatego azjatyccy twórcy podają nam swoje dzieła bez znieczulenia. Ich bohaterowie przedstawieni są zazwyczaj w sytuacjach skrajnych, granicznych, nieodwracalnych. Tak też jest w przypadku bohaterów filmu Sang-il Lee.
Saki (psychodeliczna Chiaki Kuriyama), to jednooka farmaceutka. Zmaganie się z kalectwem, zmieniło ją wistotę zgorzkniałą i złośliwą. Tetsu (idealna rola dla Jô Odagiri), to sprzątacz toalet, który za wszelką cenę stara się pozostać "cool". Rodzinna tragedia jest jego dobrze skrywaną tajemnicą. Shingo (świetny Ryo Kase),teoretycznie najlepiej spełnia normy społecznej poprawności, jest bowiem skromnym funkcjonariuszem policji. Praca za biurkiem, pompuje w jego żyły wybuchową mieszankę rozczarowania i frustracji. Któregoś niemiłego wieczoru, ta trójka wsiądzie do autobusu, dźwigając na karku swoje emocjonalne i życiowe "garby" i maski. Autobus zostaje porwany przez zrozpaczonego karierowicza, sekretarza polityka, którego ciemne sprawki wyszły na jaw. Aby uchronić szefa przed "utratą twarzy"(bardzo ważne pojęcie whierarchicznym, japońskim społeczeństwie),postanawia popełnić samobójstwo. Honor samuraja XXI wieku... Przerażony, zagubionyi wściekły,pragnie pociągnąć za sobą pasażerów autobusu. Rozpoczyna się gra w "rosyjską ruletkę"...
To spotkaniena zawsze zmieni bohaterów. Bliskość śmierci wywoła w nich skrajne reakcje. Zaczną przesuwać granicę wolności, zmienią się w "trzech muszkieterów". Poczują "święty gniew", który rozpali ich wyobraźnię. Próba naprawiania świata, podszyta żądzą zemsty, może mieć jednak straszne konsekwencje...
Moim zdaniem to najlepszy film Sang-il Lee. Problem marginalizacji i wyobcowania jest mu dobrze znany, pochodzi przecież z rodziny koreańskich imigrantów. Bohaterowie "Scrap Heaven", zepchnięci z głównego, "zdrowego krwiobiegu" społecznego, zaczynają ustalać swoje własne reguły gry.Czy jednak możliwe jest rzeczywiste oderwanie się od stada? Reżyser świetnieprzedstawia koncepcję ludzkiej wspólnoty jako nierozerwalnej całości. Jest toidea buddyjska, którą w zachodnim świecie można nazwać "zasadą naczyń połączonych" czy "efektem motyla". Nieubłagana, karmiczna zasada wzajemności. Od razu przychodzi mi na myśl "Zbłąkany pies" Akira Kurosawa.
To "utknięcie" we wspólnymkotle, świetnie podkreśla scenografia Tomoharu Nakamae. Wykreował przygnębiające, klaustrofobiczne wnętrza,z szaletem publicznym jako centrum wszechświata i centrum dowodzenia... Dołujące zdjęcia Kôzô Shibasaki, dodatkowo budują pesymistyczną atmosferę.
Reżyser nie oferuje nam jednak ciężkostrawnego, szaro-burego dania. Obraz iskrzy się od czarnego humoru i posiada prawdziwy punkowy posmak, podkreślony przez ścieżkę dźwiękową. Jeżeli brakuje Wam odrobiny anarchii na co dzień, sięgnijcie po ten film. Nie wyciągajcie przy tym żadnych wniosków...