Recenzja filmu

Ted 2 (2015)
Seth MacFarlane
Mark Wahlberg
Seth MacFarlane

Serce z pluszu

Trudno rozśmieszyć kogoś dwa razy tym samym dowcipem. Założenie, że nic co ludzkie – w tym palenie skrętów, macanie prostytutek i puszczanie gazów – nie jest obce pluszowemu misiowi, niosło
Trudno rozśmieszyć kogoś dwa razy tym samym dowcipem. Założenie, że nic co ludzkie – w tym palenie skrętów, macanie prostytutek i puszczanie gazów – nie jest obce pluszowemu misiowi, niosło pierwszą część "Teda". W sequelu rzeczona karta wypadła z talii, więc pozostało jedynie przykręcanie śruby. I faktycznie, gagów jest więcej, stawka jest wyższa, a miś Ted to jeszcze większy zbereźnik. A jednak brakuje w filmie – choćby i nieudanej – próby przekierowania opowieści na inne tory.



W kontekście tego, że traktujemy Teda jak starego kumpla, nieciekawie wypada zwłaszcza centralny motyw fabuły, czyli konieczność udowodnienia człowieczeństwa bohatera. Ted wziął wprawdzie w liberalnej Ameryce ślub z najprawdziwszą przedstawicielką homo sapiens, kasjerką Tami Lynn, ale żeby wspólnie wychowywać dziecko, muszą dowieść przed sądem, że miś jest w świetle prawa istotą ludzką. I tu oczywiście zaczynają się schody, gdyż jedyna "furtka" to partycypacja w rozwoju społeczeństwa, a Ted partycypuje głównie w alkoholowych libacjach oraz jeździe po pijaku.  

Wspomagany przez najlepszego kumpla Johna (Mark Wahlberg) oraz wiecznie upaloną prawniczkę Samanthę (Amanda Seyfried) Ted rozpoczyna sądową bitwę, zaś twórcy filmu zaczynają odpalać komediowe fajerwerki. Skłamałbym, pisząc, że mają niewielką siłę rażenia, lecz to, co najlepsze, Seth MacFarlane podkrada innym – głównie braciom Zucker, którzy ewidentnie zainspirowali najlepsze z dowcipów. Reszta to standardowy zestaw niewybrednych żartów w rodzaju kopcenia marihuany z lufki w kształcie prącia albo ślizgania się na podłodze umazanej spermą. MacFarlane celuje w satyrę na amerykański styl życia, w zgrywę z konwencji dramatu sądowego, w wiele rzeczy. Jednak w myśl starego porzekadła, dowcipem nie należy celować, tylko trafiać, a to już wychodzi mu w kratkę. W najlepszych momentach "Ted 2" to karuzela obraźliwych, hardkorowych i nieodparcie śmiesznych gagów. W najgorszych – a tych jest niestety więcej – ciężkostrawna porcja narcyzmu reżysera. 



Osadzenie finałowego aktu w trakcie Comic-Conu w San Diego jest chyba najlepszym przykładem samozachwytu MacFarlane'a. Gdy dookoła roi się od przebranych za kultowe postaci nerdów, a co drugi żart dotyczy wielkiej popkulturowej spuścizny Hollywood, trudno oprzeć się wrażeniu, że twórca próbuje awansem umieścić w tym panteonie Teda. Zwykle jednak o takich rzeczach decydują widzowie (żeby nie powiedzieć: historia), a wygląda na to, że droga do ich serc właśnie się wydłużyła.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kto nie lubi komedii? Ze świecą szukać osoby nielubiącej od czasu do czasu odłożyć na bok poważniejsze... czytaj więcej
Jeżeli "Ted 2" miał ugruntować misiową pozycję w panteonie popkulturowych gwiazd, do których Seth... czytaj więcej
Jest w "Tedzie 2" scena z ogromnym potencjałem. Otóż do sklepu, w którym pracuje tytułowy misiek,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones