Makabra na łonie natury

Seans "The Green Inferno" niewątpliwie będzie czystą przyjemnością nie tylko dla wielbicieli włoskiego nurtu kanibalistycznego i twórczości Eliego Rotha, lecz także dla całej reszty
Justine dołącza do grupy aktywistów, z którą wkrótce leci do Peru, aby uratować zagrożone plemię tubylców, jednak na miejscu sprawy przybierają zły obrót - studenci zostają porwani przez szczep kanibali.

Eli Roth, mimo iż nie ma na swoim koncie wielu horrorów, skutecznie wsławił się wśród zagorzałych wielbicieli gatunku -"Śmiertelna gorączka","Hostel"i"Hostel, część II"w zupełności wystarczyły, aby na stałe wpisał się na listę twórców filmów grozy. Tym razem reżyser powrócił z dziełem inspirowanym włoskim nurtem kanibalistycznym późnych lat 70. i wczesnych 80., do którego zaliczają się takie pozycje jak"Cannibal Holocaust"(1980)czy"Cannibal Ferox"(1981). "The Green Inferno"jednak w żadnym wypadku nie małpuje bezmyślnie swoich kultowych poprzedników, a łączy w sobie zaczerpnięte z nich elementy z charakterystyczną stylistyką autorskąRotha. Naprawdę bez wyrzutów sumienia, z ręką na sercu można stwierdzić, że efekt końcowy pracy filmowca nad tym projektem jest zaskakująco dobry.

Chociaż "The Green Inferno"nie należy do filmów, które mogą się pochwalić głębokim przesłaniem,Rothociera się o temat bliski dwudziestopierwszowiecznej widowni - pasywny, facebookowo-twitterowy aktywizm. Bohaterowie obrazu mają swoje ideały. Może nieco naiwne, ale mają i są im jako tako wierni, a okazują to licznymi demonstracjami na terenie kampusu uczelni, na której studiują, oraz (przerywanymi regularnymi posiłkami) strajkami głodowymi. Justine (Lorenza Izzo) początkowo zupełnie nie ciągnie do takich klimatów, jednak dołącza do grupy, kiedy zauracza się jej charyzmatycznym liderem - Alejandro (Ariel Levy). Wyprawa do Peru jest zupełnie nieprzemyślana przez protagonistów (no bo jak kilku studenciaków może oczekiwać, że przywiążą się do paru drzew i ogromna korporacja od razu zrezygnuje z wycięcia części amazońskiej dżungli oraz wybicia zamieszkującej ją ludzi?), lecz przynajmniej faktycznie ruszają tyłki sprzed komputerów, w przeciwieństwie do większości współczesnych "dobroczyńców". Ich celem jest nagłośnienie problemu, z którym walczą, poprzez nagranie telefonami tego, co się wyrabia, i wrzucenie kompromitującego materiału do sieci. Sukces oczywiście zostaje osiągnięty, gdyż żaden wrażliwy użytkownik Facebooka nie odmówi like'a w imię szlachetnej sprawy. Burza w Internecie jednak nie wystarczy, aby zmienić świat, o czym nasi aktywiści przekonują się w wyjątkowo brutalny sposób...

Na punkt zwrotny musimy czekać przez około 40 minut, podczas których reżyser sprawnie zbudował klimat zbliżającego się wielkimi krokami zagrożenia, między innymi pokazując przebieg niebezpiecznej misji młodych Amerykanów, odbywającej się w samym środkupięknej, choć złowieszczej peruwiańskiej dżungli.Po skończonej akcji bohaterom nie dane jest wrócić do cywilizacji i ulubionych kawuś ze Starbucksa - na przeszkodzie staje to samo plemię kanibali, które chcieli uchronić przez zgubą. Tutaj nareszcie dostajemy naszą upragnioną makabrę, i to w jakim wydaniu! Graficzna scena rozczłonkowywania pierwszego wybranego na posiłek pechowca ze szczegółami przedstawia wszystkie etapy rytuału wśród przeszywających wrzasków "pacjenta", które pewnie sprawią, że nawet najtwardsi widzowie zechcą zasłonić oczy. Potem dostajemy jeszcze kilka zacnych momentów, niektóre z nich są dość mocne, lecz niestety nie dorównują bestialstwem zaserwowanej nam na wstępie perełce (nie jest to ujma - są po prostu mniej ekstremalne, ale wciąż mogą szokować dosłownością). Fanów włoskich obrazów kanibalistycznych ubiegłego wieku zapewne ucieszy fakt, że krwawe motywy w filmieRothautrzymane są w konwencji tegoż gatunku. Do ich realizacji zostały użyte niezwykle realistyczne rekwizyty i chociaż jest odrobina pikselowej krwi, przemyka ona jedynie gdzieś w bardziej chaotycznie zmontowanych scenach, "tradycjonalistom" nie powinna więc zbytnio zaburzać uczucia podziwu, jaki niewątpliwie należy się wykorzystanym tutaj efektom praktycznym.

Z gęstą atmosferą zaszczucia, jaka towarzyszy nam praktycznie od samego początku po to, by nasilić się do granic możliwości po uwięzieniu bohaterów, oraz uderzającym swoją graficznością gore kontrastuje spora dawka lekko absurdalnego humoru, jakże typowego dlaRotha. Jest kilka scen, które mogą zaskoczyć widownię pozornym oderwaniem od tonu filmu, jak np. oddawanie stolca przez jedną z dziewczyn albo Alejandro masturbujący się w najmniej do tego odpowiedniej chwili. Ktokolwiek lubi motyw chłopca dopominającego się o naleśniki w "Śmiertelnej gorączce", ten powinien docenić podobne zabiegi w "The Green Inferno". Mimo iż na pierwszy rzut oka wydaje się, że są to zupełnie bezcelowe, trochę głupkowate scenki, niektóre z nich wzmacniają w nas pewne emocje - współczucie wobec postaci, odrazę, niepokój itd. - inne natomiast mają za zadanie wyłącznie śmieszyć, co robią z powodzeniem, nie zasługują zatem na całkowite potępienie.

Survival International (brytyjska organizacja broniąca praw człowieka) zarzuca "The Green Inferno", że promuje kolonialistyczne i neokolonialistyczne poglądy, przedstawiając amazońskie plemię jako brutalne, niecywilizowane i wręcz nieludzkie.Rothzaprzecza tym insynuacjom twierdząc, że nieprawdopodobne jest, aby fikcyjny lud z horroru wywoływał nienawiść odbiorców do zamieszkujących południowoamerykańskie dżungle tubylców. Oskarżenia ze strony Survival sprawiają wrażenie naciąganych, jako że wydźwięk obrazu wskazuje na odwrotne przesłanie. Reżyser w lekki sposób piętnuje bezmyślność pseudoaktywistów, którzy chcą "ratować świat" albo samym wygłaszaniem swojego zbulwersowania, albo zupełnie nieskutecznymi metodami, robiącymi tylko puste, do niczego nieprowadzące zamieszanie w mediach. Niebazowane na żadnym solidnym planie działania bohaterów nie tylko niczego nie zmieniają na lepsze, lecz także doprowadzają do zguby naiwniaków, pokazując, że lepiej by zrobili, gdyby po prostu nie wtrącali nosa w sprawy, które ich nie dotyczą i na których kompletnie się nie znają. Aczkolwiek podejściuRothado tematu daleko jest do poważnego, przemyślanego moralizowania, na pewno nosi ślady krytyki, która wcale nie jest skierowana w stronę "barbarzyńskich" grup etnicznych, tylko do zachodnich społeczeństw, zbyt często niesłusznie uważających się za "bardziej rozwinięte" i z tej racji uprawnione do rozkazywania kulturom niepodzielającym ich wartości etycznych.

Seans "The Green Inferno"niewątpliwie będzie czystą przyjemnością nie tylko dla wielbicieli włoskiego nurtu kanibalistycznego i twórczościRotha, lecz także dla całej reszty grozomaniaków, złaknionych ostrego obrazu, który by zaniepokoił klimatem i przyprawił o gęsią skórkę bezlitosnym gore. Jakby walorów rozrywkowych było mało, film ma również coś ciekawego do powiedzenia i wcale nie próbuje tego zrobić przedabrzając z pseudogłębokimi przesłaniami, zbędnymi w tym podgatuku horroru. Wykonanie krwawych scen cieszy oko, a fabuła wciąga pomimo swej prostoty. Aczkolwiek nie jest to specjalnie innowacyjne kino wysokich lotów, ci, którzy dali się porwać "Śmiertelnej gorączce"albo "Hostelowi", powinni być jak najbardziej usatysfakcjonowani poziomem kolejnego dziełaRotha.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli pamiętacie jeszcze Eliego Rotha, wiecie, czego oczekiwać po jego nowym, całkiem głośnym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones