Recenzja wyd. DVD filmu

Trucizna (2005)
Mohit Suri
Udita Goswami
Emraan Hashmi

Wielki przekręt

Kino indyjskie nie jest ambitne. Historie są proste, najczęściej wzorowane na powieściach czy filmach amerykańskich, które się sprawdziły. "Trucizna"  to bollywoodzka wersja "Wyścigu z czasem" z
Kino indyjskie nie jest ambitne. Historie są proste, najczęściej wzorowane na powieściach czy filmach amerykańskich, które się sprawdziły. "Trucizna"  to bollywoodzka wersja "Wyścigu z czasem" z Denzelem Washingtonem w roli głównej, nakręcona już dwa lata po tej wersji. Siddharth (Emraan Hashmi), podobnie jak jego żona, jest policjantem. Niespełniona zawodowo Sonia (Shamita Shetty) któregoś dnia usuwa ciążę i decyduje się odejść od męża. Wściekły i zrozpaczony policjant zaczyna spotykać się z Anną (Udita Goswami), która szybko zachodzi w ciążę. Lecz wkrótce dowiaduje się, że nie zostało jej wiele życia. W niedługim czasie jednak ktoś podpala dom Sonii, a ona sama wraz z mężem zostaje uznana za zmarłą. Wszystkie dowody wskazują na Siddhartha… Obsada nie jest porywająca. Hashmi wypadł lepiej w wielu innych tytułach, jak choćby w "Cieniach przeszłości" czy "Zleceniu na miłość". Po obejrzeniu "Trucizny" jestem wręcz zawiedziona. To już nie samo przyzwyczajenie do aktora, którego w kilku filmach zdążyłam już zobaczyć, bo filmy z jego udziałem nie należą do tych z najwyższej półki. Ale tym razem nie wniósł on praktycznie nic do swojej roli. Miałam wrażenie, że ktoś przykleił mu maskę, którą miał założoną do ostatniej sceny. Miał bowiem jeden wyraz twarzy przez cały film. Zrozumiałe, że cierpiał po utracie żony (niejako na własne życzenie, gdyż uważał, że nadaje się tylko do siedzenia w domu), ale nic w swojej minie nie zmieniał. Jeżeli byłby kobietą, pomyślałabym, że właśnie wstrzyknął sobie botoks.  O tyle, o ile Shetty trochę pomogła filmowi, o tyle Goswami była tragiczna. Aktorka nie ma wielu tytułów na swoim koncie i nie sądzę, by coś miało się tutaj odmienić. Wielkiej kariery w Bollywood to ona nie zrobi.  Trzeba jednak przyznać, że sam wątek jest ciekawy. Ale to już nie jest inwencja twórców. "Trucizna" jest filmem bardzo wciągającym. Tylko wiele scen można byłoby wykorzystać w baśniach – były tak mało prawdopodobne. No chyba, że z założenia główny bohater miał być w czepku urodzonym, ale na to film nie wskazuje. Bowiem wpada on w coraz to nowsze kłopoty. Mnóstwo zaskakujących elementów, wiele tajemnic, nie odkrytych dziwnych sytuacji – wszystko składa się na ciekawą akcję, która pomimo marnego poziomu aktorstwa w pewnym stopniu utrzymuje widza przy ekranie. Występujący w "Truciźnie" problem dyskryminowania kobiet na równorzędnych stanowiskach wnosi dużo do filmu. Główny bohater, nie jest w stanie pogodzić się z faktem, że jego żona może okazać się znacznie lepsza w pracy policjanta. W Indiach jest to temat jak najbardziej na czasie. Kobiety ciągle jeszcze uważane są za osoby, które mniej nadają się do pewnych spraw niż mężczyźni. A przedstawienie tego problemu w filmie, pomimo tego, że nie był on wielkim hitem, pokazuje problem widzom. Sama nie wiem, czy poleciłabym ten tytuł. Mam co do niego mieszane uczucia. W miarę ciekawy, wciągający, ciągle coś się dzieje, zaskakujące zmiany akcji. Kiedy spojrzy się na "Truciznę" trochę z przymrużeniem oka, film może okazać się dobrym wyborem. Jednak nastawienie się z góry na nie, ciągłe myślenie o wszechobecnym w kinie bollywoodzkim kiczu i zbytnie przejmowanie się grą aktorską może źle wpłynąć na odbiór. 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?