Powrót księcia ciemności

Strategiczne RPG "Disgaea D2: A Brighter Darkness" ukazuje się równo dekadę po pierwszej części. Przygody zabawnego władcy ciemności Laharla i jego groteskowej kompanii nie wnoszą może zbyt wiele
Strategiczne RPG "Disgaea D2: A Brighter Darkness" ukazuje się równo dekadę po pierwszej części. Przygody zabawnego władcy ciemności Laharla i jego groteskowej kompanii nie wnoszą może zbyt wiele do gatunku, ale z pewnością są miłym upominkiem dla fanów.


Historia w serii „Disgaea” nigdy nie była szczególnie istotna. Istnienie takich czy innych bohaterów było raczej pretekstem do niekończącego się potoku gagów i dowcipów sytuacyjnych. Nie inaczej jest teraz, choć trudno pozbyć się wrażenia, że nowe przygody Laharla, Etny i Flonne są napisane byle jak. Jest tu pewien konkretny szlif – demony zamieszkujące podziemny świat nie mają pojęcia, że pojawił się nowy władca. W dodatku stara frakcja diabelskich lordów działających jeszcze w czasach ojca Laharla nie przyjmuje do wiadomości, że na tronie zasiada jakiś smarkacz. To z grubsza zalążek historii, która nie jest ani szczególnie interesująca, ani interesująco opowiedziana. W czasie rozwoju fabuły trafiamy naturalnie na masę absurdalnych i zabawnych scenek, z których słynie seria, wśród nich znajdą się czerstwe dowcipy o zmianie płci Laharla, a to tylko początek.



Na szczęście „Disgaea” to nie gra, która stawia ważne pytania i udziela jeszcze ważniejszych odpowiedzi. Rdzeniem tego strategicznego, turowego erpega są taktyka i statystyki. W tej kwestii na szczęście Nippon Ichi nie zawodzi. W systemie walki odnajdzie się nawet kompletny nowicjusz, a to dzięki poprzedzającemu grę tutorialowi, który objaśnia wszystkie elementy gry.



Urokiem i żelazną podstawą „Disgaea” zawsze był prosty do opanowania mechanizm starć, który jednocześnie otwierał masę możliwości przed graczem. Nie inaczej jest i w "Disgaea D2". Podobnie jak w poprzednich odsłonach naszych bohaterów wypuszczamy na podzielone na kwadraty pole walki. Tury nie są rozgrywane jak w szachach (czy wielu strategiach turowych), ale na poły symultanicznie. Możemy wykonać część akcji (za pomocą stosownych komend i rozkazu "execute"), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by ustawić odpowiednio całą drużynę. Poza poruszaniem się po mapie możemy też od razu atakować, używać specjalnych umiejętności, a także – co ucieszy weteranów – rzucać naszymi kolegami. Przed kliknięciem komendy "End turn" pojawia się prawdziwy ocean możliwości. Na mapie mamy znane już geo panels, które modyfikują statystyki i efektywność wrogów. Do tego dochodzi różnica w wysokości terenu oraz specjalne właściwości każdego potworka. To ostatnie jest szczególnie istotne i warto sprawdzać, na co odporny jest dany niemiluch. 



To wciąż dopiero początek. Nasi bohaterowie mogą ujeżdżać potwory, dzięki czemu odblokowują się kolejne zdolności do użycia podczas walk. Każda używana przez nas broń zdobywa doświadczenie, co prowadzi do odblokowania kolejnych ataków czy czarów. Jest w czym wybierać. Podczas ataku ważne jest też to, jak zgrywają się ze sobą poszczególne postacie. Gdy na przykład ustawimy dwie osoby obok siebie i zainicjujemy atak – jeśli tylko obie dobrze się dogadują – zaserwują nam specjalne, mocarne combo.



Na koniec zostaje tak zwane „Dark Assembly”. Tu możemy wykreować kolejne porcje mięsa armatniego do walk w głównej kampanii czy misjach pobocznych. Opcja tworzenia nowych postaci też nie została potraktowana po macoszemu. Mamy w niej wgląd we wszystko, łącznie z kosmetyką i dodatkami w stylu wyboru "evility", czyli stałej charakterystycznej cechy danego pomagiera.



Wszystkie wymienione opcje sprawiają, że gra zajmie nam wiele godzin. "Disgaea D2" ma niestety jedną przykrą cechę. Niemal od początku naznaczona jest piętnem potwornego grindu. W pewnym momencie możemy sobie darować główny wątek i zająć się zupełnie innymi rzeczami, wśród których najważniejsze jest ciągłe pakowanie naszych postaci czy ulepszanie broni tak, by zrobić jakieś poboczne rzeczy, które mają absurdalny poziom trudności... To rzecz raczej dla wytrwałych albo weteranów serii. Nieco niepokojące jest to, że "Disgaea D2" z jednej strony otwiera się na zupełnie nowych graczy (znajomość serii nie jest w ogóle wymagana do gry), z drugiej zaś prezentuje kilka cech gatunku, które do przełknięcia są tylko przez starych wyjadaczy. Mało komu będzie się chciało ślęczeć nad ulepszaniem drużyny, gdy walka jest turowa i na każdą trudniejszą misję schodzi nieco czasu...



Czy warto poświęcić kilka chwil "Disgaea D2: A Brighter Darkness"? Krótko mówiąc: nie. Przejście gry wymaga bowiem długich godzin, które spędzimy na levelowaniu bohaterów, podnoszeniu statystyk i robieniu dziesiątek innych rzeczy, na które pozwala dość otwarta mechanika "D2". Zbliżająca się zima może być idealnym czasem na grind.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones