Wymiar pełen koszmarów

Niestety "Fantasian" to połączenie wszystkich nielubianych przeze mnie tropów. Całości nie pomagają również mobilne korzenie, które po przesadzeniu do doniczki z dużymi konsolami nie spowodowały
Hironobu Sakaguchi to absolutna legenda branży. Fani "Final Fantasy" na jednym wdechu powinni wymienić nie tylko Nomurę czy Yoshidę, ale przede wszystkim właśnie jego. I choć sam Hironobu od lat nie ma już zbyt wiele wspólnego ze Square Enix, to zupełnie nie przeszkadza mu to w tworzeniu nowych, nieszablonowych jRPG-ów. Założone przez niego studio Mistwalker wyraźnie zaznaczyło swoją obecność takimi tytułami, jak "Blue Dragon" czy "Lost Odyssey". Kilka lat temu, w jednym z wywiadów Sakaguchi podał, że wyprodukowany przez studio "Fantasian" jest najprawdopodobniej jego ostatnim dzieckiem. Gra została nawet ciepło przyjęta przez użytkowników sprzętów z nadgryzionym jabłkiem.



Ci, którzy nieśmiało dopraszali się przeniesienia gry na konsole, zostali miło zaskoczeni podczas czerwcowego Directa. Pokaz przyniósł zapowiedź "Fantasian Neo Dimension", która nie do końca mnie porwała. Początkowa rezerwa nie przerodziła się ostatecznie w entuzjazm. Jeśli każda gra ostateczna danego studia miałaby docelowo prezentować się jak produkcja studia Mistwalker, to ja serdecznie podziękuję. Mogę dodatkowo pomachać na pożegnanie, otrzeć łzy i rzucić, że kiedyś bywało lepiej.



Być może zawiodły mnie własne oczekiwania lub zwiodły podszepty znajomych, którzy mieli okazję ogrywać ten tytuł na komórkach. Może też być tak, że przerabianie po raz kolejny tych samych, spranych motywów przelało czarę goryczy, prowadząc do ostatecznego umęczenia. Bohater z amnezją bardzo szybko znajduje ekipę, która musi pomóc mu w uratowaniu nie tylko jego świata, ale całego multiwersum stojącego na granicy zagłady. Twisty fabularne lecą tu jeden za drugim, ale nie zaskakują. Czuć tu mocne zakorzenienie w staroszkolnych jRPG-ach. Tytuł ten na pewno znajdzie swoją grupę docelową. (Nie)stety, w roku, w którym otrzymaliśmy monumentalne i niemal kompletne dzieło pokroju "Metaphor Refantazio", każda kolejna gra będzie miała do przeskoczenia rekord Armanda Duplantisa w skoku o tyczce.



Można by pomyśleć, że przy okazji konwersji gry mobilnej na konsole będziemy mogli liczyć może nie na drastyczne, ale jakiekolwiek modyfikacje lub ulepszenia rozgrywki. Nic bardziej mylnego. W "Fantasian Neo Dimension" nadal widać wyraźne rozgraniczenie, które miało miejsce w wersji mobilnej. Wydany w dwóch częściach "Fantasian" dopiero w drugiej odsłonie wprowadza drzewka z rozwojem postaci czy ulepszaniem broni. Za tym szło też zaskakująco mocne podkręcenie poziomu trudności. Wersja konsolowa uparcie trzyma się raz wytyczonej ścieżki. Co prawda dodatkowe elementy rozgrywki mają swoje uzasadnienie fabularne, ale z mojego punktu widzenia wygląda to bardziej jak próba załatania niedoskonałości pierwszej części, a co za tym idzie – urozmaicenia dalszych perypetii bohaterów.



Być może twórcy wsłuchali się w głosy społeczności, bo w "Neo Dimension" doczekaliśmy się "normalnego" poziomu trudności. W ostatecznym rozrachunku nie zmienia to zbyt wiele. Przygotujcie się na godziny grindu, tworzenie misternych taktyk i wylanie morza potu z emocji, czy dany atak na bossa będzie już tym ostatecznym, czy znów szczęście przestało nam sprzyjać. Deweloperzy nie są naszymi przyjaciółmi. Sprytnie mieszają składy drużyn, zabierają i oddają bohaterów, a gdy już poczujemy się zbyt pewnie, rzucają nam pod nogi kolejne kłody.



Ratunkiem jest mechanika dzięki której unikamy przypadkowych encounterów i magazynujemy potwory w alternatywnej rzeczywistości. Specjalna rękawica pozwala początkowo uchwycić trzydzieści stworków, a z biegiem czasu zwiększymy jej możliwości. Przepełniony Dimengeon wypluje wszystkie zgromadzone potwory, którym będziemy musieli stawić czoła od razu. Tym samym, z jednej strony ułatwiamy sobie rozgrywkę, z drugiej zaś sami na siebie kręcimy bicz.



Do gry dorzucono podkręcenie grafiki do 4k. I tu również według mnie nie ma czym się ekscytować. Oryginał osadzony w przygotowanych wcześniej dioramach nie powalał na kolana i tak naprawdę tylko stworzenie świata na nowo mogłoby zrobić tu jakąkolwiek różnicę. Irytującą konsekwencją prezentacji lokacji na planie wyżej wymienionych dioram są problemy ze sterowaniem. Poruszanie się po lokacjach przypomina wędrówki z pierwszych "Residentów", a sterowanie inkorporowane bezpośrednio z mobilek doprowadza do sytuacji, w których zaczynam się zastanawiać, czy nowy pad nie driftuje, bo bohater odpływa na ekranie tam, gdzie nie powinien.

Do gry dorzucono również angielski i japoński voice acting. I chwała za to, bo zdecydowanie nie żyjemy w czasach, w których poważne RPG-i powinny pozostawać nieme od początku do końca.

Z moich wywodów może wynikać, że grałam w najgorszego jRPG-a, jaki kiedykolwiek powstał. Ale tak nie jest. Niestety "Fantasian" to połączenie wszystkich nielubianych przeze mnie tropów. Całości nie pomagają również mobilne korzenie, które po przesadzeniu do doniczki z dużymi konsolami nie spowodowały przepięknego rozkwitu, tylko wręcz przeciwnie, sprawiły tylko, że geniusz Sakaguchiego wydaje się lekko zwiędniętym badylem. "Fantasian Neo Dimension" to produkt kierowany zdecydowanie do wielbicieli staroszkolnych jRPG-ów. Nowa generacja graczy powinna liczyć się z tym, że kontakt z tą grą może odbić im się lekką czkawką.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?