Recenzja gry

Limbo (2010)
Arnt Jensen

Piekło jest czarno-białe i pełne łamigłówek

O grze "Limbo" słyszałem już oczywiście wcześniej, ale zainteresowałem się nią dopiero, gdy kumpel powiedział mi, że muszę w nią zagrać, jeśli lubiłem produkcje Erica Chahiego - legendarnego
O grze "Limbo" słyszałem już oczywiście wcześniej, ale zainteresowałem się nią dopiero, gdy kumpel powiedział mi, że muszę w nią zagrać, jeśli lubiłem produkcje Erica Chahiego - legendarnego twórcy gier z Francji, który stworzył m.in. przełomowe "Another World". A że akurat dzień później "Limbo" było w promocji na Steamie, zapoznałem się z nim wreszcie osobiście.

Według niektórych wyznań chrześcijańskich - w tym katolicyzmu - limbo (inaczej otchłań) to stan zmarłych, którzy nie przyjęli chrztu, ale nie popełnili grzechów. Nie jest to jednak znany szerzej czyściec, lecz już część piekła. Czy właśnie o taki limbus chodziło duńskiemu Playdead? Możemy się tylko domyślać, bo gra pozbawiona jest jakiejkolwiek fabuły. Po uruchomieniu jesteśmy rzucani bez żadnego wstępu do mrocznego lasu i od razu trzeba nam się brać do roboty. Zdaje się jednak, że taka interpretacja tytułowej otchłani pasuje do zamysłu autorów. Piekło jest zatem czarno-białe i pełne łamigłówek.

"Limbo" to nieskomplikowana platformówka w 2D, która rzeczywiście od pierwszych chwil przypominała mi dzieła Chahiego - poza "Another World", zwłaszcza "Heart of Darkness". Pierwsze, co rzuca się w oczy, to prostota rozgrywki. Do gry używamy tylko klawiszy strzałek i "Ctrl" w celu wykonania najprostszych akcji. Zero interfejsu i innych rzeczy, które odrywałyby nas od samej rozgrywki (z fabułą włącznie). Ta też wygląda dość nieskomplikowanie: nasz główny bohater, bezimienny mały chłopiec, idzie cały czas w prawo. Nie zabija setek przeciwników, nie zbiera kolorowych owoców, nie uderza głową w cegły i nie ugania się za chodzącymi grzybami. Jedyne przeszkody, jakie napotka na drodze, to łamigłówki, w których rozwiązaniu będziemy musieli mu oczywiście pomóc. Te na ogół nie są trudne do wymyślenia, ponieważ opierają się na podstawowych zasadach fizyki i logiki, ale zostały skonstruowane w taki sposób, by nasz bohater kilka razy stracił życie, zanim odnajdziemy właściwe rozwiązanie. To jednak w większości wypadków przyjdzie samo po kilku próbach i głębszym zastanowieniu się.

Za sprawą wszędobylskich zagadek gra skojarzyła mi się z jeszcze inną klasyczną pozycją: serią "The Incredible Machine". Często bowiem musimy poprzestawiać jakieś dźwignie, poustawiać klocki, wprawić w ruch tryby i sprawdzić, jaki nasze działania dadzą efekt. Na szczęście, nawet jeśli zginiemy, gra cofa nas jedynie do ostatniego checkpointu, które porozsiewano bardzo gęsto - także odpada element jakiejkolwiek frustracji. Oczywiście do czasu, aż zamarzy nam się wykonanie najcięższego achievementa, polegającego na przejściu całej gry przy jednym posiedzeniu bez utraty więcej niż pięciu żyć. Biorąc pod uwagę, że przy kilku fragmentach bardziej od wytężonego myślenia przydaje się po prostu szczęście, zadanie jest piekielnie trudne. Na szczęście są też inne, mniej wymagające osiągnięcia, jak znajdowanie poukrywanych po całym obszarze gry jajek. Jeśli uda nam się skompletować je wszystkie, dostaniemy dostęp do ukrytego poziomu, który jest... Równie wyjątkowy, jak cała gra.

Jednym o tym, co świadczy o wyjątkowości "Limbo" najmocniej, wciąż nie wspomniałem. Elementem tym jest fenomenalna oprawa audio-wizualna. Zamiast cukierkowej, pięknej - lecz często przesłodzonej grafiki, którą oferują na ogół gry tego typu, duńska platformówka została utrzymana w czarno-białych barwach. A w zasadzie powinienem powiedzieć: czarno-szarych, ponieważ bieli jako takiej jest tu bardzo niewiele. Na całość nałożono też przyprószony filtr, co tworzy w sumie rewelacyjny, mroczny klimat pogłębiany jeszcze dzięki sugestywnej darkwave'owej muzyce, którą od czasu do czasu słyszymy (przez większość gry słychać tylko wiatr, kroki bohatera i nieliczne odgłosy otoczenia). Wszystko to sprawia, że "Limbo" jest bardziej doświadczeniem niż rasową grą, w której odgrywamy losy jakiejś postaci. Fabuły jednak zupełnie w nim nie brakuje, jej brak zdaje się wręcz kolejnym przemyślanym ruchem twórców gry, którzy sami chcieli zmusić graczy do interpretacji wydarzeń, w których wzięli udział.

Jedynym, co może zrażać do "Limbo", jest dość wysoka jak na niezależną i względnie niedługą produkcję cena. Pozostaje więc czekać na kolejne obniżki na Steamie - mnie udało się grę kupić za niewiele ponad dziesięć złotych. Jeśli będziecie mieli podobną okazję, bierzcie bez wahania.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones