Koszmarki po raz trzeci? Sprzedane. Zanim młotek uderzy jednak o blat, powróćmy pamięcią do poprzednich odsłon tej cokolwiek niepokojącej serii, która dziecięce nocne lęki o wyjściu do szkoły bez
Koszmarki po raz trzeci? Sprzedane. Zanim młotek uderzy jednak o blat, powróćmy pamięcią do poprzednich odsłon tej cokolwiek niepokojącej serii, która dziecięce nocne lęki o wyjściu do szkoły bez spodni przekuwa na horror zdolny przyprawić o dreszcze i starego chłopa. Szwedzkie studio Tarsier Studios przeprowadziło graczy przez istne piekło, każąc nam przyjąć rolę bezbronnych, maleńkich istot przemierzających świat chmurny i ponury, gdzie nawet na końcu tunelu nie sposób było dojrzeć światełka. Szczątkowe, wysoce metaforyczne fabuły odmalowywały obraz położonych nigdzie krain, gdzie bezrefleksyjny konsumpcjonizm wyrugował empatię, co odcisnęło swoje piętno także na fizjonomiach nieproporcjonalnych, spotworniałych dorosłych, z którymi przyszło zmierzyć się naszym bohaterom. Alegoryczność obu części "Little Nightmares" była ich mocnym punktem, podobnie jak prościutka, oparta na trzech przyciskach na krzyż mechanika i zagadki częściej wymagające sprytu niż łamania sobie nad nimi głowy.
Supermassive Games
Bandai Namco Games
Stąd też zapewne brytyjskie Supermassive Games, które przejęło schedę po macierzystym studiu, wyszło z założenia, że lepiej nie psuć czegoś, co przecież doskonale działa. Zmiany są nominalne i choć pociągnęły za sobą nowe możliwości, to zmieniło się niewiele. Mimo to, gra i tak wyszła znakomita, co z jednej strony potwierdza ogromny potencjał "Little Nightmares", z drugiej jednak coraz wyraźniej wyznacza granice rozwoju tego formatu. Rozgrywce towarzyszy bowiem poczucie wtórności, ma się nieodparte przekonanie, że wszystko to już się widziało, poznało i przeżyło. Trzymając się kurczowo tego, co wypracowano wcześniej, ekipa Supermassive nie ma własnego, oryginalnego pomysły na sequel, bo i… nie musi go mieć. Wypróbowany i skuteczny przepis, z którego upichcono coś po raz wtóry, nadal gwarantuje grę bez zakalca. A ta, choć zachowawcza pod względem formy i treści, ciągle oferuje jakościową rozrywkę na jeden wieczór.
Supermassive Games
Bandai Namco Games
Oczywiście największa atrakcja "Little Nightmares III" to możliwość rozgrywki kooperacyjnej, tyle że, z niezrozumiałych przyczyn, nie kanapowej, a wyłącznie online (do każdej kopii dołączony zostanie darmowy kod dla przyjaciela). Pojedynczy gracz skazany będzie na wybór konkretnej postaci, dzierżącego łuk chłopca o dziobatej masce, lub wyposażonej w klucz francuski dziewczynki, i towarzystwo sztucznej inteligencji. Z konsolą gra się, no cóż, łatwiej, bo ta zawsze ogarnia sytuację, idzie tam, gdzie iść powinna i robi to, co zrobić trzeba, lecz zabawa tkwi w tych licznych niepowodzeniach, sprzeczkach i wspólnym rozwiązywaniu łamigłówek. Wszystkie przeszkody, jakie napotkamy, są przedłużeniem tego, co już przyszło nam rozwiązywać, czyli tu dosuniemy skrzynię, po której wskoczymy wyżej, a tam przemkniemy za plecami groteskowego stwora, uprzednio tłukąc stojącą na drugim końcu pokoju butelkę. Teraz, nareszcie, możemy również walczyć, ale sekwencje te są bardzo rzadkie i wymagają współpracy przy powaleniu i błyskawicznym dobiciu przeciwnika. Częściej będziemy uciekać, a ginąć zazwyczaj wtedy, gdy perspektywa spłata nam figla i zamiast wejść na cieniutką deskę, spadniemy gdzieś w czeluść.
Supermassive Games
Bandai Namco Games
Struktura kolejnych leveli, pośród których są i upiorny cyrk, i coś na kształt demonicznego szpitala psychiatrycznego, nie uległa radykalnym zmianom. Dopiero pod sam koniec gry rezygnuje się tutaj z tułaczki od lewej do prawej i każe się nam eksplorować dość rozległy budynek, otwierając drzwi na kolejne piętra i szukając dostępu do licznych salek. Wszystko to jest należycie złowieszcze, a przy tym niepokojąco piękne, mowa o grze niebywałej urody i fantastycznym klimacie. Potyczki z przerażającymi bossami, bywa, że monumentalnymi, zajmującymi lwią część ekranu, godne są zapamiętania jako jedne z najlepszych scen z serii. Im bliżej finału, tym więcej też kleimy z samej opowieści, która staje się coraz dosłowniejsza, wyłamuje się z dotychczasowej scenariuszowej umowności. Nie jest to historia rewolucyjna, bynajmniej, może nawet tym smutniejsza, że dotyka rzeczywistości innej niż wyobrażona, co jednak odbiera trochę interpretacyjnej siły światu przedstawionemu. Ale to zostawmy już tym, którzy ukończą trzecią część i samodzielnie odczytają zakończenie. Bo, już po raz trzeci, warto.
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu