Recenzja serialu

Ōkami to Kōshinryō (2008)
Takeo Takahashi
Ami Koshimizu
Jun Fukuyama

Wilczy przepis na szarlotkę z przyprawami

Przepis na serię anime o smaku szarlotki? Słodka, przyjemna, delikatna, nieskomplikowana; każdemu smakuje. Przepis na serię anime o smaku szarlotki z przyprawami… Jak smakuje jabłkowe ciasto z
Przepis na serię anime o smaku szarlotki? Słodka, przyjemna, delikatna, nieskomplikowana; każdemu smakuje. Przepis na serię anime o smaku szarlotki z przyprawami… Jak smakuje jabłkowe ciasto z przyprawami? Dokładnie tak, jak "Ookami to Koushinryou".

"Ookami to Koushinryou", powstałe na podstawie popularnej japońskiej powieści, jest serią nietypową, oryginalną, pełną wdzięku i prostoty, posiadającą jednocześnie błyskotliwą fabułę i bohaterów o wiarygodnie skonstruowanej psychice. Takie połączenia udają się stosunkowo rzadko, tutaj jednak efekt końcowy naprawdę wart jest uwagi.

Europa końca XVI w. Główny bohater - Lawrence Craft, jest wędrownym kupcem. Poznajemy go w momencie, gdy przybywa do wioski Pasroe z zamiarem sprzedania towaru. W miejscowości odbywa się właśnie festiwal ku czci wilczej bogini żniw – Horo. Z pogańskich wierzeń w opiekę bóstwa nic już jednak nie pozostało. Mieszkańcy są przekonani, że za zbiory i plony odpowiedzialni są tylko oni sami. Lawrence zostaje w wiosce na noc. Sprawdza jeszcze, czy na wozie jego towar jest bezpieczny. Na futrach z norek mężczyzna znajduje jednak niespodziewanie nagą, młodą dziewczynę z puszystym ogonem i rudymi uszami. Nieznajoma okazuje się być ludzkim wcieleniem zapomnianej bogini Horo. Chce opuścić wioskę, w której spędziła setki lat, pomagając rolnikom, i udać się na północ. Lawrence zgadza się na towarzystwo pięknej dziewczyny i tak rozpoczyna się ich wspólna, pełna przygód podróż.

Taki zarys fabuły wskazuje niemal jednoznacznie na serię fantasy. Ale jedynym akcentem tego gatunku jest tutaj kwestia pochodzenia Horo. Jest boginią i potrafi przyjmować postać wilka, jest to jednak tak umiejętnie wkomponowane w całą historię, okraszoną olbrzymią dawką realizmu właściwego ówczesnej epoce, że o irracjonalnych akcentach przypominają tylko ogon i uszy głównej bohaterki (które wyglądają zdecydowanie bardziej na lisie niż wilcze). Lawrence, jak na kupca przystało, stara się zbić jak największy majątek, toteż widz towarzyszy mu w podejmowaniu decyzji o kolejnych transakcjach, obserwuje targowanie się, słucha pomysłów na udany handel. Wszystkich ekonomicznych niuansów dowiadujemy się z dialogów między głównymi bohaterami. Sporo w nich gospodarczych szczegółów i dobrze jest się na chwile skupić, by je zrozumieć. Ale jeśli ktoś nie ma akurat ochoty zapamiętywać jaką wartość ma która złota moneta, albo zastanawiać się nad opłacalnością wymiany konkretnej waluty, nie musi. I bez tego akcja jest przejrzysta i czytelna. Jej nieskomplikowanie może być zarówno zaletą jak i wadą, to już kwestia osobistych gustów. Nie ma tu szczególnego dramatyzmu, bohaterowie nie zmagają się z przeznaczeniem, olbrzymimi nieszczęściami czy życiowymi tragediami. Mają najwyżej przejściowe problemy, które prędzej czy później udaje się im rozwiązać. Osobiście nie miałabym nic przeciwko pogłębieniu niektórych wątków i refleksji, dokładniejszemu przyjrzeniu się uczuciom i emocjom. Zbyt wiele widziałam jednak serii, które niszczył nadmierny, przesadzony, patetyczny tragizm, by mieć Ookami to Koushinryou za złe tę prostotę emocji. Nie znaczy to, że są one płytkie. Poruszają się po równej granicy umiarkowanej wnikliwości i wychodzi im to na dobre. Wszystko w tej serii jest doskonale zbalansowane. Smaku całości dodaje wprowadzenie wątków pobocznych: kwestia wpływów Kościoła katolickiego czy funkcjonowania spółek kupieckich.

Główni bohaterowie ograniczają się zasadniczo do Horo i Lawrence. Kilka drugoplanowych postaci (w tym pasterka Nora i dawna znajoma Lawrence – Chloe) nie odgrywa znaczącej roli, są raczej tylko pretekstem do rozpoczęcia kolejnej przygody głównej pary. Nie odczułam jednak niedosytu co do liczby bohaterów. Horo i Lawrence są niezwykle "ludzcy", pozbawieni nienaturalnych, nieżyciowych poglądów i reakcji. Dzięki swojej zwyczajności i równowadze między wadami i zaletami, momentalnie budzą sympatię. Ich charaktery odbiegają od schematycznych i sztandarowych. Horo jest inteligentna, sprytna i zabawna, choć próżna i zarozumiała – bardzo kobieca. Ma iście "wilczy apetyt", a szczególną sympatią darzy jabłka. Lawrence, mężczyzna spokojny, ugodowy, rozsądny, ze smykałką do interesów, z czasem okazuje się być równie naiwny co wyrachowany. Obserwowanie rozwijających się uczuć tej pary, (choć na płomienny romans nie ma co liczyć), ich wzajemnych relacji i radzenia sobie w obliczu różnorakich życiowych sytuacji, to rozrywka przyjemna, ale nie pozbawiona subtelnej inteligencji.

Dużym minusem serii jest grafika i animacja. Choć starałam się jak mogłam, skupić na tym co ładne i porządnie zrobione – budynkach, krajobrazach i ślicznej buzi Horo, niedociągnięcia nie pozwalały o sobie zapomnieć. Nieproporcjonalne sylwetki, brak płynnej animacji, która w niektórych scenach jest wręcz toporna, niedopracowane, pozbawione szczegółów, nadmiernie uproszczone drugie plany. Szkoda, zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, że jest to spowodowane nie tyle nieudolnością twórców, co brakiem wystarczających funduszy. Ogólnie kreska jest miękka, płynna, kolory stonowane, choć przez to nieco monotonne.

Całkowicie zadowoliła mnie natomiast muzyka. Trudno mówić o zachwycie, ale kompozytor Yuji Yoshino należycie wywiązał się z powierzonego mu zadania. Klimatyczne utwory w harmonii i melodyce średniowiecznej, pojawiają się tam gdzie trzeba, odpowiednio wzmacniając efekt poszczególnych scen i idealnie dopasowując się do nich nastrojem. Na uwagę zasługują także początkowy ("Tabi no Tochuu" Natsumi Kiyoura) i końcowy ("Ringo Biyori" Rocky Chack) motyw muzyczny serii. Ten pierwszy, melodyjny utwór w rytmie walca, ma w sobie dużo uroku i szybko wpada w ucho, doskonale funkcjonując jako odrębna piosenka. Ending, pełen optymizmu i energii, z zabawnym (jabłkowym) tekstem, i równie humorystyczną animacją, natychmiast stał się jedną z moich ulubionych piosenek.
"Ookami to Koushinryou" jest serią idealną dla tych, którzy poszukują czegoś odprężającego, miłego, ujmującego, ale nie pozbawionego sensu i logiki. Posiada to, co najczęściej decyduje o sympatii do danej produkcji – niezaprzeczalny urok, magię, charakterystyczny nastrój. Przepis na niejedno smaczne popołudnie? Szarlotka z wilko-bosko-kobiecych jabłek, prawdziwymi, kupickimi przyprawami doprawiona. Polecam.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones