Recenzja serialu

Nierozłączne (2023)
Sean Durkin
Lauren Wolkstein
Rachel Weisz

Twoje ciało, ich sprawa

Nie brakuje tu odwagi, żeby bez ogródek pokazać procesy fizjologiczne, a kamera nie ucieka ani od rozcinanego brzucha, ani od rozwartej waginy, z której wyjmowane jest dziecko. Są też tutaj
Twoje ciało, ich sprawa
Kiedy urękawiczone dłonie sięgają po kolejne niemowlęta wychodzące taśmowo z podbrzusza pacjentki, można oczekiwać, że lada chwila przez ekran przemknie przerośnięta musza larwa albo coś podobnie paskudnego. Bo choć "Nierozłączne" to dzieło jak najbardziej niezależne i odcinające się od oryginału Davida Cronenberga na tyle, na ile to w ogóle możliwe, to jednak ciąży im rodowód horroru cielesnego. Ale mimo, nomen omen, z grubsza bliźniaczej fabuły, serial zadaje odmienne pytania, nie jest introwertycznym, perwersyjnym tripem traktującym o obsesjach; a może nie tylko tym, a nawet przede wszystkim nie tym.



Streamingowa wersja pamiętnego filmu kanadyjskiego reżysera, oparta na tym samym materiale źródłowym (poniekąd jest to historia prawdziwa), niepotrzebnie mnoży zagadnienia, o które chce się choćby otrzeć; a być może to całkiem świadomie jego ekstrawertyczne rodzeństwo. Trudno jednak odmówić tej sklejce z gotyckiej grozy chłodnego, kubrickowskiego racjonalizmu oraz żarliwie namiętnego obyczaju, a także fascynującego uroku, nawet jeśli ostatecznie zapada się ona pod swoim ciężarem.

Zastąpienie braci siostrami to nie stylistyczny fikołek, lecz otwarcie drzwi do nowych i chyba nawet ciekawszych odczytań, z zastrzeżeniem, że Alice Birch, twórczyni serialu, koncentruje się na innych niż Cronenberg kwestiach. Obchodzą ją chociażby zderzenie z systemem traktującym ciążę na równi ze stanem chorobowym, trudności związane z przebiciem przez kobiety szklanego sufitu, tudzież krytyka kapitalistycznej konserwy żyjącej kompletnie poza obowiązującym maluczkich systemem etycznym i, do pewnego stopnia, prawnym. Nie jest to przy tym serial obarczony tezami, bynajmniej, na pierwszym planie pozostaje wyboista relacja tytułowych bohaterek, faktycznie cierpiących na separacyjne lęki.

Elliot to ta przebojowa, ale i cyniczna, pozbawiona hamulca i chcąca siegnąć gwiazd, choćby po trupach. Beverly (obie grane są przez Rachel Weisz) wydaje się bardziej empatyczna i rozważna, więc nie tak chętnie negocjuje z korporacyjnym diabłem, którego uosobieniem jest tutaj niejaka Rebecca Parker (ona i jej konfratrzy, co dość oczywiste, to nie kto inny jak fikcyjni Sacklerowie), potencjalna inwestorka mająca sfinansować wymarzoną przez siostry klinikę. Nowojorskie ginekolożki, cieszące się niemalże statusem celebrytek, mają nie tylko odmienne drogi do celu, ale i różne pomysły na jego kapitalizację.



O ile Beverly, sama pragnąca dziecka, chce wynieść opiekę położniczą na nowy poziom, o tyle jej siostrę interesuje eugenika. Różnice między nimi tylko bardziej je do siebie przyciągają, bo czego jednej brakuje, to uzupełnia druga; pasują więc do siebie jak puzzle. Czynnikiem komplikującym ich relację staje się aktorka Genevieve, z którą Beverly łączy uczucie, a która zdaniem Elliot nie pasuje do ich rodzinnego obrazka. A ten jest chłodny i oparty na kontrastach, wyjęty z modowego żurnala i wycięty z katalogu sklepu meblowego. Siostry Mantle są równocześnie niczym księżniczki uwięzione w wysokiej manhattańskiej wieży i wiedźmy ciskające z niej gromy.

Owe trudne do pogodzenia przeciwieństwa stanowią klucz do "Nierozłączonych" zarówno na poziomie treści, jak i formy, i o ile nie wszystkie nitki fabularne zostają na koniec zaplątane na ładne kokardki (finał jest tyleż niezły, co zbyt pośpieszny), o tyle Sean Durkin, Karyn Kusama i reszta reżyserskiego zespołu znakomicie panują nad obrazem. Klinika sióstr przypomina ni to galerię sztuki, ni to kapitański mostek statku kosmicznego, gdzie wszyscy chodzą w szkarłatnych kitlach. Nie brakuje tu odwagi, żeby bez ogródek pokazać procesy fizjologiczne, a kamera nie ucieka ani od rozcinanego brzucha, ani od rozwartej waginy, z której wyjmowane jest dziecko. Są też tutaj obecne prawdziwie interesujące i niekonwencjonalne wybory, szczególnie u Kusamy, która serwuje niemalże magiczną sekwencję rodem z opowieści o duchach, na co pozwala struktura serialu. Odcinki są oczywiście fabularnie ze sobą ściśle powiązane, ale zdaje się, że każdy z nich pomyślano jako zamkniętą całość.



I kiedy zsumować te sześć godzin, multum postaci pobocznych i fabularnych rozgałęzień, które służą niekiedy tylko zasygnalizowaniu jakiejś pomniejszej myśli, wychodzi z tego zabałaganiony rozmaitymi koncepcjami i konceptami twór. Mimo tego ostatecznie się to wszystko nieźle broni, zwłaszcza na poziomie niewygodnego zestawienia przyziemności z surrealizmem oraz wizualnych i kolorystycznych refrenów akcentujących dwoistość rzeczywistości. Serial wybrzmiewa jednak najszczerzej, kiedy sięga do swych trzewi, czyli wzajemnego uzależnienia sióstr od siebie. I tu nawiązuje interesujący dialog z Cronenbergiem, doprawiony społecznym komentarzem i refleksją na temat autonomii ciała, nieraz co prawda krzykliwy i zadziorny, lecz dzięki temu – charakterny.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones