Recenzja Sezonu 1

Jedyna (2025)
Vince Gilligan
Byron Howard

Imagine there's no heaven

"Jedyna" jest planowana na przynajmniej trzy sezony, ale już teraz można w jej przypadku mówić o jednym z najciekawszych tytułów SF ostatnich lat. 
Imagine there's no heaven
Recenzja pierwszych siedmiu odcinków.

Na naszej planecie już teraz istnieją gatunki, które potrafią całkowicie przejmować kontrolę nad zachowaniem obcego sobie organizmu żywego. Grzyb Ophiocordyceps camponoti-floriani infekuje mrówki, a następnie steruje nimi tak, by odłączały się od stada i zanosiły go do źródła pokarmu – po czym je zabija. Inny gatunek grzyba zmusza muchy do nekrofilii z zarażonymi zwłokami samic. Wirus wścieklizny wywołuje niekontrolowaną agresję u dużo bardziej złożonych zwierząt, takich jak psy, a pasożyt odpowiedzialny za toksoplazmozę sprawia, że myszy zatracają instynkt samozachowawczy i dobrowolnie zbliżają się do kotów. Układ nerwowy człowieka jest zbyt skomplikowany, by któryś z istniejących na naszej planecie organizmów żywych mógł w najbliższym czasie przeprowadzić podobny atak na nasz gatunek – co nie oznacza, że nigdy się to nie stanie. Sam mechanizm istnieje przecież w przyrodzie. 


Tajemnicze coś z serialu "Jedyna" nadchodzi z kosmosu. Grupa amerykańskich naukowców przechwytuje i rozkodowuje dobiegający z przestrzeni sygnał. Obserwujemy ich ekscytację z jakiegoś odkrycia, a następnie jakieś badania nad tą nieokreśloną informacją. To właśnie w trakcie jakichś testów na zwierzętach wirus wymyka się spod kontroli. Scena jest wręcz slapstickowa, razi głupotą laborantki, które niefrasobliwie ściąga rękawicę ochronną, by sprawdzić puls nieprzytomnego szczura. Jak przewidujemy: zwierzątko gryzie kobietę, której nieszczególnie współczujemy, bo bohaterka żartująca z gazowania bezbronnych gryzoni nie wzbudza sympatii. 

Co już jednak trudniej przewidzieć: laborantka w błyskawicznym tempie zaczyna zachowywać się jak kierowany niewidzialną ręką robot. Liże i gryzie, kogo i co może, a zarażone przez nią osoby zaczynają robić to samo. Działają sprawnie, szybko i metodycznie jak skoordynowana grupa – czy raczej jedna osoba, bo to nią faktycznie się stają. Kosmiczny wirus (?) w ciągu jednej doby rozprzestrzenia się po całej planecie, łącząc umysły wszystkich ludzi w tzw. hive-mind – czyli świadomość zbiorową. Od teraz istnieje tylko jeden wyższy rozum, zawierający całą wiedzę i doświadczenie homo sapiens, a ciała poszczególnych osób są tylko jego avatarami.   Ludzkość zaczyna funkcjonować na podobieństwo bardziej zaawansowanej formy mrówek. 


To znaczy – prawie cała ludzkość. Kilkaset milionów umiera, bo ich ciała odrzucają wirusa. Tylko dwanaście osób na całym świecie nie wykazuje żadnej reakcji: z niewiadomych przyczyn jako jedyni zachowują indywidualność. Wśród ocalonych jest główna bohaterka: Carol Sturka (Rhea Seehorn), autorka poczytnej serii romantasy. Podczas najgorszej nocy w życiu obserwuje, jak jej własna rzeczywistość przeistacza się w scenerię rodem z taniej literatury. Ulice miasta opanowują hordy ludzkich zombie polujących na tych jeszcze niezarażonych, a partnerka Carol ginie. Roztrzęsiona kobieta chroni się w domu, a wtedy z ekranu telewizora przemawia do niej prezydent, próbując ją uspokoić. Mówi, że dzięki sygnałowi z kosmosu ludzkość wkroczyła na wyższy poziom ewolucji i od teraz będzie funkcjonować w zgodzie, a cała akcja wydarzyła się za wiedzą rządzących. W to ostatnie powątpiewamy, mając w pamięci wypadek z laboratorium, który nie wyglądał na kontrolowany; sceptyczna jest także Carol. Bohaterka nie zamierza się podporządkować. 

Powyższy opis fabuły to jedynie zarys pierwszego odcinka. Później akcja "Jedynej" spowalnia: tak samo jak pogrążona w idealnej (?) harmonii planeta. To przede wszystkim opowieść o bohaterce, która samotnie stawia opór nowemu systememowi. Pierwszy w pełni autorski serial science-fiction Vince'a Gilligana mniej skupia się na naukowych szczegółach, a bardziej na stawianiu pytań z gatunku tych prowokujących i głęboko humanistycznych. W centrum zainteresowań twórcy "Breaking Bad" i "Better Call Saul" niezależnie od gatunku są ludzie: najczęściej zderzeni z nietypowymi sytuacjami, kryzysami, desperackimi decyzjami i presją. 


Gilligan nie jest powszechnie kojarzony z science-fiction, a powinien – należał do sztabu scenarzystów kultowego "Z Archiwum X". "Jedyna" faktycznie przypomina jakiś zaginiony i rozszerzony odcinek tego serialu, ale jeszcze bardziej uwspółcześnioną wersję "Strefy mroku" w reżyserii Alexa Garlanda. Gilligan nie odcina kuponów od swoich największych przebojów, ale w serialu znajdziemy mrugnięcia okiem do ich fanów: akcja ponownie jest osadzona w Albuquerque, w głównej roli powraca niezapomniana Rhea Seehorn/ Kim Wexler, pojawiło się i nawiązanie do kontrowersyjnego odcinka "Breaking Bad" z muchą. Włodarze Apple'a nie żałowali pieniędzy na "Jedyną" i to widać. Od inspirowanych malarstwem Hoppera kadrów opustoszałego miasta po subtelny, przełamujący powagę humor wizualny – miłośnicy Gilligana odnajdą tu ślady jego reżyserskiego stylu, lekkości i smaku.

Serialowy konflikt tylko pozornie jest czarno-biały. Sztampowa opowieść "dobry człowiek kontra źli obcy" z odcinka na odcinek nabiera odcieni szarości. Jak mówi do Carol grana przez polską aktorkę Karolinę Wydrę, zespolona z hive-mindem Zosia (czy raczej "Żozia", jak wymawiają jej imię pozostali bohaterowie): "My wiemy, jak to jest być tobą, człowiekiem. Ale ty nie wiesz, jak to jest być nami. Dlaczego więc upierasz się, by nas zmieniać?". Carol to wyrazista, silna i budząca szacunek postać; daleko jej do moralnej niejednoznaczności Waltera White'a czy Saula Goodmana – na razie. Już teraz można się jednak domyślać, że to bohaterka z podobnym potencjałem na bycie niewiarygodną narratorką własnej historii. Ma duże ego i wyraźną potrzebę uznania. Dystansuje się od pisanych przez siebie romansów i protekcjonalnie mówi o swoich czytelniczkach, marząc jednocześnie o wydaniu "poważnej powieści", która zapewni jej "prawdziwą sławę". Zdarza jej się zachować głupio i potrafi irytować (bezpoilerowo: akcje z granatem i heroiną), co akurat czyni ją mniej idealną i bardziej ludzką w kontraście do perfekcyjnego hive-mindu. To także uprzywilejowana, zarozumiała Amerykanka, która chce porozmawiać tylko z tymi ocalałymi, którzy mówią po angielsku, a następnie zraża ich do siebie, pouczając i nie wysłuchując ich perspektywy. Choćby takiej, że dla przedstawicieli kultur bardziej skoncentrowanych na zbiorowości wizja kompletnego zespolenia z innymi nie jest tak przerażająca jak dla hiperindywidualistycznej i skupionej na sobie obywatelki USA.


Dla widza takim wyzwaniem poznawczym jest z kolei próba zrozumienia perspektywy zainfekowanych. "Oprogramowanie" zjednoczonej ludzkości uniemożliwia jej wyrządzanie jakiejkolwiek krzywdy i zabijanie: nawet roślin. Nowy byt jest przesadnie miły także względem Carol. Na całej planecie zanika przestępczość, a pozostawiona w spokoju przyroda odradza się. Ziemia obiektywnie staje się lepszym miejscem, ale z subiektywnej perspektywy Carol – którą w pełni rozumiemy – najbardziej liczy się to, że to jej świat zmienił się na gorsze. Czy wyższe dobro uzasadnia zniewolenie? To opowieść o konfliktach: jednostka kontra grupa, przyzwyczajenia kontra konieczności, konformizm kontra poświęcenie. Utopia, która zamienia się w koszmar, i przesadna grzeczność, która staje się opresją. To także serial, który można odczytywać jako metaforę naszej rzeczywistości, bo przecież w dobie rozwoju sztucznej inteligencji stajemy się właśnie takim hive-mindem podłączonym do całej wiedzy świata i sterowanym przez niewidzialne ręce kontrolujących Internet wielkich korporacji. Nie sposób także nie dostrzec w "Jedynej" wątków ekologicznych i refleksji o tym, że być może prawdziwym wirusem naszej planety jesteśmy my i wszystkim mieszkańcom Ziemi żyłoby się lepiej, gdyby nas wyłączyć.

Można byłoby tak jeszcze wymieniać i wymieniać potencjalne interpretacje, ale nie będę psuła zabawy. "Jedyna" aż prosi się o własne odczytania i domysły. Niedopowiedzenie i tajemnica otaczające prawdziwą naturę wirusa to ogromna siła serialu. Czy to biologiczna broń obcych, traktujących Ziemian tak samo jak naukowcy szczury na początku serialu? Czy to naturalny, wyższy etap ewolucji? A może coś zupełnie innego? Oceniam "Jedyną" bez znajomości dwóch ostatnich odcinków, więc nie wiem jeszcze, czy finał przyniesie jasne odpowiedzi. Wiem jednak na pewno, że Gilligan lubi rozwijać narrację powoli i że jego seriale są lepsze z sezonu na sezon. "Jedyna" jest planowana na przynajmniej trzy sezony, ale już teraz można w jej przypadku mówić o jednym z najciekawszych tytułów SF ostatnich lat. Recenzje i głosy widzów są w tej kwestii zgodne. 
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?