Finał, strzelanina, akcja, zakończenie sezonu i klamra na całą historię. Cóż za emocjonujący sezon. Ale czy kogoś jeszcze to emocjonuje? Pomimo bezpośredniej kontynuacji drugiego sezonu wpadamy w całkiem inaczej przedstawioną historię. Zaczyna się brutalnie i fascynująco, ale czy utrzyma poziom do końca?
Gdy nieudana rewolucja kończąca drugi sezon doprowadza do śmierci wszystkich (wedle wiedzy uczestników gry) Gi-hun (Jung-jae Lee) czuje odpowiedzialność i załamanie w związku z porażką. Plan idealny, który miał doprowadzić do zakończenia gry spowodował jedynie zwiększenie puli pieniędzy, z czym główny bohater nie potrafi sobie poradzić. Załamanie i psychiczne konsekwencje jego postępowania są główną linią tego sezonu. Poszukiwanie zemsty lub osoby odpowiedzialnej za porażkę jest teraz głównym celem Gi-hun’a. Poznajemy nowe i całkiem inne gry oparte na brutalności i bestialiźmie, który wychodzi z części bohaterów. Scenariuszowy przesiew uczestników powoduje znaczący wzrost przewagi kółek nad iksami, więc na zatrzymanie gry nie ma już najmniejszych szans. A może jednak jest taka możliwość? Czy grupa poszukiwawcza zdoła odnaleźć wyspę i doprowadzić do happy-endu? Czy wszyscy będą zmuszeni umrzeć?
Wizja fabularna jest całkiem inna. Wracamy do brutalności, którą można było docenić w pierwszym sezonie. Narracja zbudowana w taki sposób, że dostrzegamy narastające napięcie z odcinka na odcinek. Wreszcie wątek grupy poszukiwawczej nabiera sensu i wartościowej treści. Ich poszukiwania odnoszą coraz więcej sukcesów, a odbiorca cały czas waha się czy uda im się dotrzeć do wyspy i uratować resztę zawodników, a zarazem powstrzymać kolejne sezony rozgrywek. Nowe gry, które pokazują nam instynkty ludzi, których byśmy się nie spodziewali, a w dodatku goście VIP, którzy świetnie się bawią. Trudno stwierdzić czy to już satyra amerykańskich bogaczy, czy wizja jeszcze bardziej zniszczonych i potrzebujących brutalności ludzi.
Zdecydowanie wracamy do historii, która ma szansę wywołać jakiekolwiek emocje. Zarówno te związane z odchodzeniem postaci, które zaczynaliśmy lubić, jak i te związane z ciekawością jak się to wszystko skończy. Jest lepiej niż w drugim sezonie i to chyba ze względu, że nie musimy oglądać przydługiego prologu, który wywołał zbyt duże zwolnienie akcji, która nie zdążyła się rozpędzić do końca sezonu.
Twórcy najprawdopodobniej zrozumieli, że nie są mistrzami pisania dialogów i dzięki tej decyzji główny bohater przez pierwsze dwa odcinki nie wypowiada praktycznie żadnej kwestii. Z jednej strony widzimy ciekawą wizję załamanego człowieka, z drugiej może to i lepiej, że nie mówi. Jung-jae Lee prezentują nam już trzecią odsłonę swojej postaci, powraca do tego samego bohatera, który po wszystkim co przeszedł zachowuje się w całkowicie inny sposób. Ciekawy zabieg, żeby znowu pokazać nam innego Gi-hun’a, który z początku nudny okazuje się być emocjonalnym punktem kulminacyjnym tego sezonu. Statyści umierają w akceptowalny sposób, pojawia się ciekawe podejście do scen śmierci, które oglądamy z dokładnością niczym w początkach serialu.
Jest dobra kulminacja, jest dobra końcówka, jest poprawa względem drugiego sezonu. Może o to chodziło twórcom, żeby kontrast spowodował, że kulminacja będzie wyglądała jeszcze lepiej. Widać, że błędy które pojawiały się w poprzednich sezonach nie ustępują od reżysera również w tym sezonie, ale ograniczone są momenty, które można by zepsuć. Brak prologu zdecydowanie na plus, mniejsza ilość dialogów, a większa akcji i rozgrywki też na plus. Jednak ostatnia gra pokazuje, że momentami twórcy potrafią bawić się dialogami i narastającymi emocjami związanymi z relacjami między bohaterami, których niekoniecznie zdążyliśmy poznać.
Gdyby spojrzeć na narrację całego serialu i to jak prowadzona jest akcja, moglibyśmy stwierdzić że właściwie po co było rozdzielać drugą historię na dwa sezonu. Patrząc na fakt iż pierwszy miał dziewięć odcinków, a drugi i trzeci w sumie 12 z przydługim wstępem i zbyt wolną akcją to można, by go skrócić do 10 odcinków i mielibyśmy piękny drugi sezon. Niestety wyżej stanęła strategia marketingowa, czego można tylko żałować.
Widząc kończącą scenę, w której widzimy Cate Blanchett, jako rekruterkę z Los Angeles zastanawiamy się czy jest jeszcze co wymyślić w tym uniwersum. Kontynuacja stworzona przez amerykanów najpewniej będzie kolejną historią kpiącą z tego kraju, ale czy to źle? Trudno powiedzieć, czy uda się wymyślić coś równie zaskakującego, ale przecież Netflix nie odpuści takiego blockbustera, oby nie chodziło tylko o pieniądze.