i cóż, w pierwszym odcinku Louie powiedział pod koniec, że w tym roku zamierzał dać swojemu tacie stary kabel z ich
garażu czy coś takiego, nie pamiętam już dokładnie. A serial był tworzony w latach 95-98, a znalazłam informację, że
podobno ojciec Louiego zmarł w 79. Czy to był błąd, czy po prostu nawet te opowieści "prawdziwego" Louiego były w
jakimś stopniu fikcją?
Weź pod uwagę, że akcja serialu dzieję się w latach 50 czy tam 60, czyli jeszcze wtedy kiedy ojciec Ludwiczka żył.
Akcja serialu tak, to oczywiste, ale kręcony był już po śmierci ojca Ludwiczka, kiedy Ludwiczek był już dorosły a nie 8letnim chłopcem.
Czy to naprawdę takie istotne? W prawdziwym świecie Andy Anderson był alkoholikiem, który regularnie bił swoją żonę, która zresztą w efekcie popełniła samobójstwo. Więc tak, myślę, że można uznać historie opowiadane przez "prawdziwego Louiego" za pewnego rodzaju fikcję :)
Moim zdaniem nie można brać tej kreskówki za rzeczywistą biografię LA, bo jak dla mnie to wyraźna luźna adaptacja fragmentów z jego życia. Różnic i niezgodność jest więcej, np:
-serialowym miejscem jego zamieszkania jest Cedrowa Górka w Wiscousin, a prawdziwy Louie urodził się i wychował w Minnesocie
-w kreskówce Ludwik ma 8 lat, czyli akcja dzieje sie około 1961 roku- nie zgadza się to z niektórymi elementami, np. był odcinek, kiedy Andersonowie oglądali w telewizji lot Apollo 11 (czyli 1969)- Louie musiałby być wtedy nastolatkiem, a Ora już nie żyć, albo no, wiele osobników płci męskiej, np Grunewald albo Tycho, noszą długie włosy- co pojawiło się dopiero pod koniec lat 60, raczej nie było modne na początku.
-jak już powiedziano, prawdziwy Andy był alkoholikiem, faktycznie znęcał się nad rodziną i często był bezrobotny, a ich rodzina uchodziła w okolicy za patologiczną.
No to taka sytuacja :p
W sumie sie nie dziwię, bo taki debeściak jak kreskówkowy Andy byłby chyba zbyt debeściacki, by istnieć w realu XD
Prywatnie to mi trochę żal LA. Przemoc w rodzinie, śmierć matki, nieudane małżeństwo, dostawanie listów z pogróżkami, otyłość, depresja... oglądałam gdzieś w necie kilka jego skeczy i naprawdę można się usmiać, szczególnie że to nie jest ten załosny, amerykański kiblowy dowcip, tylko naprawdę dobry, inteligentny humor, do tego facet wydaje się być piekielnie sympatyczny...