Ogólny temat w którym będę zamieszczał dłuższe notki o każdym odcinku, żeby wszystko było w jednym miejscu i każdy kto lubi mnie czytać mógł to wygodnie zrobić.
Przede wszystkim, chciałbym uprzedzić o spoilerach - postaram się, by ich nie było. Jeśli chodzi o LOST - to nie jest temat o tym serialu, tylko o odcinkach I sezonu "Alcatraz". Tak, oczekiwałem na ten serial z nadzieją, że dostanę drugie LOST i często będę pewnie wspominał o tamtym serialu, jednak nie to jest celem tego tematu, więc nie ma tu miejsca dla ludzi z awersją na "Zagubionych" - nie pisać mi tu "o wiele lepsze od tego gówna" ani nie płakać "Boże, czemuś mnie pokarał, muszę oglądać serial w którym jest jeden aktor z LOST, jak ja to zniosę". Nie obchodzi mnie to.
Chciałbym też, by nie wpisywały się osoby, które nie wiedzą czym jest filmowy realizm i w chwili gdy zobaczą, że narzekam na logikę w fabule coś w nich każe im mnie obrazić. Takich rzeczy też nie chcę czytać.
To chyba tyle. Nie każda opinia będzie szczegółowa i długa, nie zawsze będzie mi się chciało i nie wiem jak długo będę tu pisał.
Zawsze może być jeszcze tak, że ktokolwiek wysyła więźniów chciał zebrać tylko konkretnych tak jak dla przykładu w ostatnim odcinku okazało się, że skazany nie miał tego srebra koloidalnego we krwi a doktor skomentował to, że nie każdy był obiektem zainteresowania a fakt, że więźniowie i tak się pojawiają może prowadzić do wniosku że w 63 coś poszło nie tak i przeniosło wszystkich. Co oczywiście pozostaje w sferze domysłów.
Co do wysyłania więźniów....
Chyba specjalnie nie analizowaliśmy jeszcze tego, ale warto pochylić się nad samym tym procederem wysyłania.
Według opowieści Hausera, wiemy, że wszyscy (302 osoby) zniknęły nagle w nocy z 20 na 21 marca 1963 r. (nawiasem, ze środy na czwartek)
Przyjmijmy założenie, że zniknęli wszyscy jednocześnie, a nie stopniowo w przeciągu np. tygodnia.
Jak wiemy nie pojawili (nie pojawiają) się oni w przyszłości w tym samym momencie, a raczej w jakichś krótszych lub dłuższych odstępach choćby tylko dniowych, czy tygodniowych.
O czym to może świadczyć? -
Ano niby zaprzecza temu, że wszyscy zniknęli jednocześnie 20 marca, ale z drugiej strony nie musi, jeśli przyjmiemy np. że ten konkretny masowy "skok" to... osobny skok, a oprócz niego miały miejsce inne "pojedyncze", tym bardziej, że więźniowie lądują w różnych, acz raczej nie do końca przypadkowych miejscach (Jack w celi, Paxton w grobowcu).
W tym momencie tak sobie pomyślałem, że coś za swobodnie przeszliśmy obok faktu pojawienia się w przyszłości doktora Bueauregarda.
Oczywiście chodzi mi nie o sam ten fakt, ale to, że skoro doktor współpracuje z Hauserem i przyjmijmy, że nie kompletnie jako zniewolony nie mając innego wyjścia, to ja bym bardzo chciał poznać, jak doktor się znalazł tam, gdzie go widzimy.
Już pomijam, że podobne pytanie należy postawić w wypadku Lucy.
Jak o tym myślę, to denerwuje, a nawet bardzo, mnie w tym wszystkim Hauser :)
Nie chcę wieszczyć, że okaże się on "czarnym" charakterem, ale gdy się tak zastanowić, to w przypadku jego osoby jest dużo sprzeczności.
Oczywiście rozumiem, że na tym ma polegać bajer, abyśmy widzowie, nie wiedzieli od razu o wielu rzeczach.
No ale w sytuacji, gdy ewidentnie coś zaczyna nie grać, to warto zacząć powoli odsłaniać kurtynę.
Kurcze, niby treść wydaje się prosta, a tyle tu plątaniny! - oczywiście w dużej mierze wynikającej z tego, co kto każdy z nas sobie wyobraża i jak bardzo zawiłe snuje domysły :)
Chyba wpadamy w pułapkę J. J. Abramsa :) polegającą na tym, aby celowo tak oszczędnie prowadzić akcję, aby widzowi spuchł mózg od własnych domysłów, gdyż nie ma siły, aby tylko ot tak sobie cierpliwie czekać na kolejny odcinek w międzyczasie nie puszczając wodze fantazji.
A w tym wszystkim odpowiedź okaże się tak prosta, że wszystkim nam szczęki poopadają jak mogliśmy nie wpaść na coś tak oczywistego ;)
Wiesz... Wszystko jest proste i oczywiste, jak się to wie :)
Wyjaśnienie może być o tyle mało skomplikowane, że m.in. dlatego mamy póki co tak mało wskazówek.
...a to ostatnie niestety coraz bardziej denerwuje.
Odcinek X: SONNY BURNETT
reż. Paul Edwards, scen. Toni Graphia
Odcinek z charakterem.
Ma go postać centralna - biznesmen i porywacz dla okupu. Facet potrafi nastraszyć samym faktem, że jest w okolicy, poważnie. Nie chciałbym być w skórze kobiety, po którą wrócił z zaświatów.
Sceny walki mają charakter, czuć te ciosy i krzyki. Nawet pan Dupek z pierwszego odcinka w tym robi kilka min dzięki którym cała postać zyskuje... Ja wiem, na głębi?
Sato też dorzuci swoje trzy grosze w postaci kilku zabawnych tekstów (poza zaskakująco dużym wkładem w rozwój ślectwa).
Przede wszystkim, od tego odcinka zacznie się poszukiwanie konkretnego więźnia. Doktor w czasach dzisiejszych odkryje, że tym z '63 dodano coś do krwi, dzięki czemu ich rany regenerują się szybciej. Dlaczego i kto tak zrobił? Nie wiadomo, ale Lucy się to przyda (tak, ona nadal jest w tym serialu!). Póki co jednak żaden z więźniów nie ma odpowiedniej grupy krwi - z wyjątkiem... Sunny'ego.
W każdym razie - jest napięcie. Fabularnie nie dodano wiele, ale odcinek oglądało mi się bardzo dobrze.
7/10.
Tak sobie śledzę ten wątek już od dawna i podziwiam chęć zagłębienia się w fabułę i dywagowania na temat tych wszystkich niejasności. Postanowiłam się włączyć z dyskusję. Mnie jedna rzecz wydaje się bardzo zastanawiająca. W pierwszym odcinku jest scena, gdzie Sylvane ląduje w izbie chorych i zagaduje go Tommy Madsen. Dialog: (Izba chorych, 1960r. )
Tommy: Ile od ciebie biorą?
Jack: Proszę?
T.: Fiolek ciepłej, czerwonej krwi?
J.:A co cię to?
T.:To nic w porównaniu z dołem.
J.: Wysłali mnie w dzień odwiedzin.
T.: Nie mówię o karcerze. Mówię o tym, co jest niżej.
(...)
J.: 2002, nie ufam ci.|I nie jest mi lepiej.
T.: Posłuchaj. Stanie się tu coś strasznego.
??? To jest dziwne. Jak można wywnioskować, Tommy był w tym tajemniczym pomieszczeniu w podziemiach, do którego pod koniec któregoś późniejszego odcinka naczelnik zaprowadził jednego z więźniów. Na dodatek mówi: "Stanie się tu coś strasznego", co najprawdopodobniej odnosi się do tajemniczego zniknięcia, które nastąpiło 3 lata później! Jednak w rozmowie z Lucy dowiadujemy się, że nie ma pojęcia dlaczego pobierają mu krew i co się z nią dzieje. Wg mnie postać Tommy'ego jest pełna sprzeczności. Z jednej strony wiadomo, że Tommy jest jedną z kluczowych postaci w całym zniknięciu i wie więcej niż inni więźniowie. Z drugiej - nie wie tyle, ile można byłoby się po nim spodziewać.
I czego Tommy chce od Rebecci, że podgląda ją w nocy przez okno? ^^ Rebecca mówiła, że Tommy mógł uciec, nie musiał zabijać tego jej partnera, ale zrobił to, "jakby to było coś osobistego". To też jest zastanawiające.
No nic.
Bardzo dobrze, że to poruszyłeś.
Sam chciałem wczoraj podywagować dokładnie na temat Tommy'ego i tej scenki, ale z jakiegoś powodu zrezygnowałem. Może dlatego, ze ostatni odcinek - a to już niedługo, będzie jemu poświęcony i uznałem, że już nie ma to sensu, bo pewnie wielu rzeczy się o nim dowiemy, które zweryfikują nasze wyobrażenia o nim - czy jest dobry, zły etc.
Jakie mam odczucia co do jego osoby?
Jest ich dużo i co gorsza są mieszane i ulegają zmianie w zależności od tego, jaką przyjmuje się w danej chwili koncepcję.
Raz bym powiedział, że Tommy może współpracować np. z naczelnikiem i jemu podobnymi, ale z drugiej strony przeczą temu takie czy inne fakty.
Takich wahań mam sporo.
Choćby ta poruszona przez Ciebie scena.
Jestem ciekaw, czy zauważyliście w niej coś dziwnego?
Ciekaw jestem o tyle, gdyż to jest niuans, którego podczas "zwykłego" oglądania (szczególnie z napisami) można nie dostrzec, a widać to dopiero skupiając uwagę.
odc.1 25:53
Tommy niby mówi: I'm not talkin' about the hole. I'm talkin' about below the hole.
(Nie mówię o karcerze. Mówię o tym, co jest poniżej)
Dlaczego powiedziałem, że "niby"?
Cofnijcie sobie trochę tę wymianę zdań pomiędzy Jackiem i Tommym i sobie spokojnie ją obejrzycie zwracając uwagę na Tommy'ego (widziany przez parawan)
Ta przytoczona kwestia jest dość istotna, gdyż mówi nam, że Tommy wie coś na temat tego, co znajduje się poniżej.
Tyle tylko, że gdy się przyjrzycie uważnie momentowi, gdy to zdanie jest wypowiadane, to wygląda tak, jakby to nie Tommy je wypowiadał! , gdyż brak ruchu ust i twarzy, który to jest bardzo dobrze zauważalny podczas mówienia pozostałych kwestii.
Przypadek? Niedopatrzenie? Błąd w montażu?
A może celowe zagranie, którego sensu jeszcze nie rozumiemy? :)
Wiele razy przypatrywałem się temu momentowi i absolutnie nie jest to żadne złudzenie, gra świateł, czy cokolwiek innego, gdyż za chwilę (bez zmiany jęcia) pada kolejne zdanie, ale tym razem już widać, że to Tommy mówi.
Po prostu tak, jakby to jedno zdanie o tym "poziomie poniżej" nie Tommy wypowiadał!
A tak w ogóle, to czy mamy, aby 100% pewności, że wtedy za kotarą był Tommy???
Czy tylko dlatego, że powiedział, że jego numer to 2002?
Poza tym, ta osoba wydaje się mieć bardziej odstające uszy, niż Tommy, także jakby nieco inny profil nosa.
Co do głosu to trudno powiedzieć, gdyż są podobne, a ów gość często zmienia intonację, a momentami mówi szeptem.
No ale przyjmijmy, że to był Tommy..
W jaki więc sposób mogło zostać wypowiedziane to jedno zdanie i przez kogo?
Abstrahując od Tommyego trochę mnie dziwi, że Hauser nie wie o tym pomieszczeniu w końcu ma już klucze mógłby tam zajrzeć gdyby był świadomy jego istnienia.
Może je ukryto? Np. przez dyrektora, zburzył korytarz lub coś w tym stylu, zanim więźniowie wyparowali.
odc.4, 41:53
Po tym, jak weszli w posiadanie drugiego klucza, Hauser nakazał swoim pomocnikom, aby dali mu pełnym obraz termalny wszystkich drzwi i tuneli na wyspie.
To jasno pokazuje, że mówimy o jakimś ukrytym pomieszczeniu.
Inna rzecz to ta, że od tego już minęło trochę czasu i Hauser już powinien był coś odkryć
Kto wie.... - może odkrył ;)
...i dwie Lucy - jedna seksowniejsza od drugiej ;)
A poważnie - choć oczywiście Lucy jest bardzo ponętna!, to gdy się spojrzy na to wszystko z boku, to nasuwa się pytanie co ma większy sens:
czy skok w przyszłość, czy ingerencja w przeszłość?
Zabawmy się w inny sposób.
Mamy rok 2012 i zamierzany skoczyć do 2062.
Przyznam, że taka podróż w ciemno, byłaby na dobrą sprawę szaleństwem! - .... oczywiście pod warunkiem, że nie wiedzielibyśmy co nas wtedy może czekać.
Tak więc musielibyśmy co nieco wiedzieć o przyszłości i mieć w tym przy okazji jakiś interes.
Skąd mielibyśmy coś wiedzieć? Ot np. od kogoś, kto z przyszłości powrócił.
Powrót do przeszłości, to jakby nie patrzeć bezpieczny kierunek - oczywiście gdy uprzednio posiądziemy wystarczającą wiedzę.
hmm.... Wiecie co sobie właśnie w tej chwili "niechcący" pomyślałem???
Czy może to np. nasz niewinny doktorek Soto nie macza w tym palców ! ! !
W jednym z odcinków Hauser powiedział Soto, że aby być ekspertem, to trzeba poświęcić z 10 000 tyś godzin na poznawanie czegoś, więc dla niego Soto jest ekspertem, bo na zgłębianie wiedzy o Alcatraz i jego więźniach poświęcił pewnie dwa razy tyle czasu.
Czy Soto mógłby mieć w tym jakiś interes?
Niby kilka razy przy jakichś dyskusjach był wobec siebie na swój sposób samokrytyczny, a że np. nic mu nie wiadomo o kobietach w Alcatraz, że wobec tego co się obecnie wydarzyło, jest on wręcz fałszerzem, gdyż niektóre informacje nie pokrywają się z tym, co zawarł w książce, że akurat tylko o Tommym znalazł tak mało danych (krótki jeden akapit, a jak trafnie zauważyła Rebecca, o innych więźniach jest ich po 6).
Czy nie byłaby to mistrzowska zmyłka, gdyby nasz sympatyczny, pampuśny Soto vel. Hugo, miał się okazać kimś więcej, niż nieco ciamajdowatym doktorkiem? :)
Powiecie, że byłoby to naciągane, gdyż wiele scen temu przeczy.
No ale może właśnie w tym sęk, żebyśmy go kompletnie nie podejrzewali?
Osobiście w to nie wierzę, ale ciekawe by to było :)
Soto w konspiracji? Ciekawe, to by było niezłe zaskoczenie aczkolwiek faktycznie wiele scen temu przeczy.
Odnośnie tego ukrywania pomieszczenia to mi się cały czas wydaje, że w 63 doszło do jakiegoś wypadku przy pracy nad tym przy czym tam sobie kombinują i teraz ktoś próbuje to posprzątać. Więzienie służyło jako poligon doświadczalny a sama technologia czy co to tam trzymają w podziemiach raczej nie miała posłużyć do uwalniania więźniów bo jaki niby miałby w tym być cel.
To jest bardzo sensowna teoria z tym, że mogło zwyczajnie dojść do wypadku.
Tyle że dla mnie nie pasują w tym wszystkim te klucze.
Jack poza kropnięciem E.B., był ukierunkowany na zdobycie klucza, Sweeney podobnie, a wtedy kwestia przypadku trochę nie pasuje.
No ale jak pisałem teraz ten kto jest za to odpowiedzialny próbuje posprzątać więc wykorzystuje do tego więźniów. Jestem gotów nawet stwierdzić, że specjalnie wypuszcza tych psychopatów krążących po mieście bez celu żeby zająć czymś Hausera a kluczy potrzebuje żeby wejść do podziemi Alcatraz i skorzystać z urządzenia. Jedyną zagadką jest ten bufor pomiędzy 63 a 2012 niby wydaje się, że więźniowie znikają w 63 i nagle wyskakują w przyszłości jednak ktoś im tam podrzuca te suweniry do kieszeni.
Wiesz reese, powiem tak - i potraktuj to jako komplement, że od dłuższego czasu prowadzisz bardzo dobry tok rozumowania.
Powiem więcej, że na dobrą sprawę powinienem pewnie w 90% przypadków podpisywać się pod tym wszystkim co mówisz.
Czekasz już pewnie na "ale" z mojej strony ;)
To "ale" faktycznie jest, tyle że w nieco innym wymiarze, a mianowicie czuję, że będzie tu coś bardzo pokombinowane z fabułą, a tym samym staram się - trochę wbrew sobie i logice, próbować dochodzić do nieco "dziwnych" założeń.
Wydaje mi się, że logika będzie nas tu do samego końca gubić.
Zapewne wszystko będzie banalne i oczywiste, jak się już dowiemy.
Na dobrą sprawę ciekawym by było spróbować opisać wszelkie zależności występujące między poszczególnymi postaciami, ewentualne motywy postępowania i określenie kto nam się wydaje, że jest lub może się okazać pozytywną osobą, a kto nie.
Powrócę znowu do czwartego odcinka i końcowej sceny "z drzwiami".
Gdy naczelnik mówi młodemu więźniowi, że jego przyszłość zaczyna właśnie prezentować się lepiej, w tym momencie w jego okularach coś się odbija - co jest za tymi drzwiami.
Wiem, że karkołomne to zadanie próbować się czegoś tu dopatrzeć, bo i mi nawet się nie udało (oglądam w HD i dodatkowo zrobiłem powiększenie), ale ewidentnie "coś" się odbija i myślę, że jest to zamierzone.
Czy byłby tak przerażony, gdyby tam było jedynie jakieś nowoczesne laboratorium naszpikowane jakimś sprzętem z przyszłości? - No raczej nie.
Jak rozszyfrować to przewrotne zdanie naczelnika do młodego: "Twoja przyszłość właśnie zaczęła wyglądać dużo lepiej". "Nie wstydź się"
Czy powiedziałby on to w sytuacji, gdyby prowadził tego więźnia - że tak powiem, na ścięcie i w konsekwencji miałoby się mu stać coś tragicznego?
Ewidentnie jednak młodemu nie podoba się to, co widzi.
W jednym z poprzednich postów sobie luźno zażartowałem, ale do tego co mówi naczelnik i do reakcji młodego, pasowała by taka sytuacja, że może on zostać wykorzystany homoseksualnie.
Wiem, że byłoby to dziwne i trochę pozbawione sensu, a i trochę czuję się wręcz zażenowany, że podsuwam takie wyjaśnienie, ale pomyślcie....
Naczelnik powiedział młodemu, że jego występek przykuł uwagę pewnego "podziemnego ducha".
Można by to tłumaczyć tak, że młody stał się przez to dla tego kogoś atrakcyjnym kąskiem seksualnym.
Z drugiej strony dla młodego byłaby to podwójna kara, kara jako kara za to, jak chamsko postąpił wobec Cala, a z drugiej strony byłaby ona dla niego upokarzająca, gdyż z chojraka stałby się nagle męską dziwką.
Tłumaczyłoby to przewrotne zdanie naczelnika o tej "świetlanej przyszłości" i tym, aby "się nie wstydził"
Dla kogoś pewnie mogłaby to być atrakcja, no ale dla normalnego hetero już niekoniecznie :)
Wiem, że pewnie chcielibyśmy, aby prawda była bardziej niezwykła, no ale ta wersja bardzo tu pasuje i wydaje się nie mieć słabych punktów które by ją podważały.
W typowym dramacie pewnie byłaby to bardzo prawdopodobna historia jednak w takim serialu raczej seksualny kat w podziemiach zamknięty na tajemnicze klucze jest chyba trochę na wyrost no i w takim wypadku chyba jego przyszłość zaczęła by wyglądać dużo lepiej ;) chociaż gdyby tak było to jestem ciekaw dlaczego Hauser tak intensywnie próbuje odnaleźć to pomieszczenie ;P Chociaż faktycznie sposób w jaki naczelnik musi go wpychać do środka świadczy o tym, że zobaczył tam coś niezwykłego ale chyba wolę teorię o drugim naczelniku, który wrócił z przyszłości ;)
Tylko widzisz....
Denerwuje nas to, że tak o sobie pozostawili bez echa ową scenę z drzwiami, minęło już od niej 6 odcinków i... nic.
Może właśnie dlatego, że nic ona więcej nie znaczy?
Powiedziałem, że w tym wyjaśnieniu, które zasugerowałem nie ma słabych punktów.
Owszem są. Co prawda nie w samych wypowiedziach i reakcjach, ale na pewno w samym tego sensie i założeniu, że to miejsce i ta cela mogły być tymi, o których wspominał Tommy w rozmowie z Jackiem (oczywiście przyjmując założenie, że te za kotarą, to faktycznie był Tommy)..
Ciekawym jest również to, na co jakbyśmy mniej zwracali uwagę.
Wszyscy wyparowali w 1963 r., a jakby nie patrzeć większość - a może i wszystko (już nie pamiętam), dzieje się w 1960 r.
3 lata to sporo czasu, aby dużo się zdarzyło.
Tak oglądamy ten serial, wydaje nam się, że przynajmniej z tego co widzimy nic nam nie umyka, a jednak podrzucę kolejną ciekawostkę, która akurat może zaciekawić Ciebie reese.
odc.4, 17:36
Przy tej uroczystej kolacji, naczelnik tak trochę ni z głupia frant pyta doktora Beauregarda, czy spotyka doktor Singuptę po razy pierwszy?
Beauregard dość umiejętnie i niewinnie unika wprost odpowiedzi na to pytanie, obracając ją w retoryczne pytanie o tym, jak to naczelnik ją wychwalał i jaka jest urocza, szybko jednocześnie przechodząc do zadania pytania samej doktor... "Singupee".
No właśnie.
Czy oglądając to na spokojnie, nie odnosisz wrażenia, że coś może być tu na rzeczy?
Dla mnie to wygląda tak, jakby Beuaregard znał wcześniej Lucy, której celowo dla niepoznaki przekręcił nazwisko z Singupty na Singupee, po to, aby ukryć ten fakt i niejako dać namacalnie do zrozumienia, że skoro przekręca jej nazwisko, więc to już się samo przez się rozumie, że jej nie znał.
Pojawia się pytanie, co miałoby z tego wynikać?
Oczywiście zaraz wkroczymy znowu na terytorium rozważań, kto kiedy skoczył w czasie i czy jest z przeszłości, czy z przyszłości, no ale mnie mimo wszystko zastanawia ta scena.
Oczywiście nic nie musi to znaczyć ponad to, że Beauregard chciał być jedynie błyskotliwy, a nazwisko Lucy przekręcił bo jest trudne.
Ale z tym pomieszczeniem też może być tak, że skazaniec po prostu bał się tam wejść nic nie widząc. Sam naczelnik bez obstawy zaprowadził go do najgłębszych zakamarków więzienia opowiadając historie o kimś kto chce z nim pogadać po czym otwiera drzwi 3 kluczami i może samego wejścia do środka się stresować.
Co do Lucy i tej rozmowy to faktycznie teraz jak to wspomniałeś to wyglądało to na ucieczkę od bezpośredniej odpowiedzi aczkolwiek Hauser w jednym z późniejszych odcinków powiedział do doktorka coś o tym co robił dla naczelnika czyli wynikałoby z tego, że doktorek jest z 63 i przeniósł się razem z innymi. Tak samo Lucy wypytująca Doktorka o to co się dzieje z krwią Madsena zaprzecza temu jakoby się znali wcześniej bo pan doktor nie był specjalnie zadowolony, że go wypytuje. Niepokoi mnie jednak to, że tyle nam się namnożyło zagadek i nieścisłości a do końca niewiele czasu zostało zakładam jednak, że oprócz odcinka o Tommym nie zobaczymy niczego konkretnego odnośnie głównego wątku.
A tak na marginesie, to kupiliście tę bajeczkę Cobbiego?
O czym mowa? - Ano o tym, że chciał przeniesienia do Alcatraz, aby mieć swoją własną - prywatną celę, co zresztą trochę zdziwiło naczelnika, który mu odpowiedział, że byłby on pierwszym, który celowo z własnej woli chciał wylądować w Alcatraz.
Nie chodzi już jednak oto, co myślał naczelnik, ale sposób w jaki Cobby o tym mówi (odc.2, 1:47)
Może za mało oglądałem odcinków "Magia kłamstwa", ale dla mnie Cobby ewidentnie nie mówił prawdy!
Dla nas Cobby to raczej zwykły morderca, który poza tym, że postrzelił Lucy, wydaje się nie mieć większego znaczenia.
Czy aby na pewno?
Zastanawiające jest również to skąd wiedział, że to akurat Lucy stanie w tym oknie dokładnie w miejscu gdzie narysował celownik [zakładając, że to o nią konkretnie mu chodziło oczywiście i nie był to czysty przypadek]. I tutaj ponownie wyskakuje wątek Lucy. Ktokolwiek wysyła więźniów w przyszłość mógł się dowiedzieć, że Lucy jako Singupta cofnęła się w czasie i infiltruje więzienie co za tym idzie zlecił Cobbyemu załatwienie jej zanim wykona skok bo być może odkryła coś znaczącego przed 1963. Naciągane ale ...
Mam mieszane odczucia co do 11. odcinka.
Sama historia Portera, jak historia - troszkę się wynudziłem, choć na tle innych oryginalna i jakoś tam nawet ciekawa - abstrahując od tego lekkiego "wynudzenia się" ;)
No ale przynajmniej poszło coś do przodu w kwestii głównej fabuły, choć zapewne jeszcze nie tak, jakbyście sobie tego życzyli.
Doktor Beauregard jest ewidentnie z przeszłości.
Lucy w końcu otworzyła oczy po podaniu odpowiedniej krwi.
No i co nie mniej ważne, Rebecca i Soto wreszcie, acz oczywiście przypadkiem się dowiedzieli, że Lucy także jest z lat 60.
Czekam, aż Rebecca w kolejnym odcinku, tak przyciśnie Hausera, że ten jej wszystko wyśpiewa :)
Tego faktu, że Lucy została niejako "zdemaskowana" po prostu nie można pozostawić obojętnie!
ehhh....
Za tydzień ostatnie 2 odcinki!
Przy okazji tego odcinka pomyślałem, że szkoda, że* nie pokazują życia więźniów w teraźniejszości, tzn. po złapaniu ich. To naprawdę mogłoby być ciekawe, bo zakładam, że prowadzą normalne więzienne życie - spacerniak, jedzenie, spać. Czyli się spotykają, gadają, może coś by z tego wynikło? Może któryś wie więcej niż mówi strażnikom?
Szkoda, że z tego zrezygnowano.
*co za styl...
Ale to nie jest reality show. Twórcy chcą pokazać tyle ile pokazują i wprowadzenie życia więziennego w bunkrze Hausera nie dostarczyłoby raczej żadnych nowych informacji poza zapychaniem czasu antenowego.
"Może któryś wie więcej niż mówi strażnikom?"
Taką możliwość miałem na myśli. Można było coś takiego wprowadzić, jeden z nich mógł być np. odpowiedzialnym za ich przeniesienie i zacząć się z nimi dogadywać na podwórku pod okiem strażników, wprowadzać swój plan na potrzeby którego ściągnął ich do 2012... Takie gdybanie z mojej strony.
No wiem jaki był zamysł ale to by psuło twórcom koncepcje nie mówienia niczego poza drobnymi szczegółami. Poza tym tu mają chyba bardzo okrojony budżet i mówiący strażnik musiałby dostać więcej kasy niż milczący gość z karabinem w tle ;)
Odcinek XI: WEBB PORTER
Reż. Jack Bender (tak, ten z LOST :), scen. Steven Lilien & Bryan Wynbrandt (dwaj z trzech twórców serialu!)
Zaczynamy od wątku doktorka Sato, który śledzi Hausera. Gdzie nas to doprowadzi? Nigdzie, ale udało się przynajmniej w bezbolesny sposób wypełnić kilka brakujących minut w odcinku.
Dramaturgia opiera się na dwóch poziomach. Pierwszy: tym razem gang wie, że szuka kogoś z '63, ale nie wie kogo. Drugi: jego krew jest ważna dla Hausera, więc musi być złapany, nie zabity.
Brzmi nieźle, ale jakby się nad tym zastanowić... Trochę trudno mi w to uwierzyć, że Sato nie skojarzył haseł "Topienie kobiet + skrzypce". Próbowano potem wciskać kit widzowi, że Porter i jego gra nie wyszła na światło dzienne, ale wciąż trudno mi to uwierzyć.
Po drugie - spoiler. Czemu Webb miałby nie być cały? Też na samym końcu wciskają kit z próbą samobójczą, ale kompletnie od czapy to wsadzili. Koniec spoilera.
Ale to co dobre w tym odcinku to przeszłość. Scena zdiagnozowania choroby u Portera przez Lucy jest naprawdę dobra. Od niej bije profesjonalizm i chęć pomocy, a cały proces jej rozumowania jest wiarygodny. Porter również jest przekonywujący w tym swoim zatraceniu, jego gra na skrzypcach również bardzo mi się podobała.
Podobał mi się wątek rozwijający relację Lucy i młodego Hausera - co zaskakujące, to od młodego bije sporo uroku osobistego w takim dobrym tonie. Dzięki temu mimo niewielkiej ilości słów można uwierzyć w ten związek.
Spoiler - szkoda, że po pocałunku następuje już koniec. Chciałbym zobaczyć co było potem.:) Znaczy - czy coś powiedzieli, czy tak siedzieli, czy co?[/spoiler]
Podobała mi się scena grania na skrzypcach dla więźniów - ukazanie więźniów w celach i ta myśl, że ja ich znam. Wiem, jak się nazywają, jaka jest ich historia, i dzięki temu cała ta budowa serialu (jeden odcinek = jeden chłop) ma sens i konsekwentnie gdzieś z tym dąży - a przedsmak tego czuję właśnie w takich scenach.
I za to 7/10.
A ostatnie ujęcie ukradli z ostatniego "Zmierzchu" :)))) Za tydzień dwuodcinkowy finał...
Czy istnieje według Was teoretyczna możliwość, że ta kobieta do której w pierwszej scenie udał się Hauser to stara... Lucy???
Skąd w ogóle tego typu domysł się u mnie pojawił?
Garret: "Zaczynamy od wątku doktorka Sato, który śledzi Hausera. Gdzie nas to doprowadzi? Nigdzie, ale udało się przynajmniej w bezbolesny sposób wypełnić kilka brakujących minut w odcinku."
Może właśnie na tym polega tajemnica tej sceny, która na pierwszy rzut oka kompletnie nic nie wnosi? :)
Byłoby do przyjęcia, że Lucy mogłaby tak wyglądać po latach?
Przyjmując różne wersje ze skokami w czasie typu, że Lucy jest z przeszłości, skoczyła w przyszłość, potem powróciła i normalnie dożyła starości i uwzględniając fakt, że ma we krwi koloidalne srebro, które wiemy, jak działa na organizm, a tym samym, że natura była dla niej bardziej łaskawa, to myślę, że byłoby to całkiem możliwe.
Czy jest podobieństwo czysto fizyczne?
Poza tym, że na starość jej się odrobinę przytyło, to myślę, że tak.
Co jeszcze by przemawiało za tym, że to Lucy?
Fach. Nie trudno bowiem sobie wyobrazić, że właśnie tego typu "zabiegami" Lucy by się zajęła na starość, wiedząc jakim metodom hołdowała za młodu.
Ta kobieta podała Hauserowi filiżankę jakiejś herbatki i kilka tabletek. Podczas przesłuchiwania, młoda Lucy nafaszerowała czymś jednemu więźniowi herbatkę i "nabrała go" miętówką.
Absolutnie nie mam zamiaru forsować tej teorii, nie mniej spróbujcie sobie to wszystko przeanalizować na wszelkie sposoby (podobieństwo, wzrost, twarz, sposób mówienia, akcent, makijaż i inne niuanse) i oceńcie na ile byłoby to możliwe, że ta kobieta to Lucy?
Powiem tak, że jeśli w przyszłości - w którymś sezonie (oby były!) okazałoby się, że to faktycznie jest Lucy, to przynajmniej kompletnie nie byłbym zaskoczony.
Na dzisiaj jest to jedynie luźna sugestia...
Najpierw mamy scenę: stary Hauser, stara Lucy, a za chwilę młody Hauser, młoda Lucy :)
Nie wiem, ale u mnie też się pojawił.:))) Póki co jednak wolę się na konkretach opierać, swoje pomysły i domysły zostawiać na inną okazję.
Takie rozwiązanie byłoby naprawdę ciekawe, rzucałoby nowe światło na jego stare-ja w relacji z młodą-Lucy oraz jej uratowanie byłoby ważniejsze niż teraz. No i ciekawy konflikt, którą wybrać (zakładam już, że ją kocha).
A może Lucy to córka Hausera, którą potem przeniósł do przeszłości? Takie teoretyzowanie zaczyna być zabawne! :))
Głos i te oczy.
To na 99,999% jest Lucy!
Jestem się wstanie założyć o wszystko! - ot np. niech będzie pierwsze z brzegu, że o.... hmm.... - o! - jak się okaże, że nie mam, racji, to z miejsca napiszę tutaj "Sorry, nie miałem racji" ;)
Ciekawy odcinek. Niewiele się działo w sumie wiele więcej nie wiemy ale Lucy w końcu zrobiła wake up. Najbardziej z tego wszystkiego i tak podobało mi się promo finału na końcu będzie się działo ;)
Kobieta na początku to Lucy jak się patrzy. Inaczej nie widziałbym sensu wprowadzać kogoś tak podobnego z urody do niej. Ale te 2 skoki w czasie myślę trochę za dużo. Prędzej skoczy w przeszłość i już tam zostanie. Chociaż relacja Hauser i ta być może starsza Lucy jakaś taka oziębła była no ale zobaczymy. Jedyne co mi nie pasuje to ile Lucy może mieć wtedy lat w 1960 Lucy ma gdzieś koło 30 lat [zaniżam i tak bo aktorka ma już prawie 40] i w tej scenie na początku dobrze się trzyma na 82 lata.
"Trochę trudno mi w to uwierzyć, że Sato nie skojarzył haseł "Topienie kobiet + skrzypce". Próbowano potem wciskać kit widzowi, że Porter i jego gra nie wyszła na światło dzienne, ale wciąż trudno mi to uwierzyć."
Tylko, że Porter nauczył się grać w więzieniu więc jak Soto mógł to skojarzyć wcześniej nie zabijał w ten sposób. Z tego co wiemy Porter zabił matkę kiedy ta próbowała go utopić i tej samej nocy zabił jeszcze 4 inne kobiety i tyle.
To oczywiście jest dylemat, kto jak wygląda po 50-ciu latach.
Ale widzisz, zapytam tak....
E.B. Tiler został zabity mając 78 lat.
Z tego wynika, że widziany przez nas w 1960 r. miał lat... 26.
Jak bardzo nie miałbym być dla niego łaskawy, to za cholere nie wygląda mi on wtedy na 26 :)
Powiecie, że fryzura, że ubiór, że pozorował przed więźniami na groźnego pana - wicenaczelnika etc.
No nie mniej dla mnie E.B. wyglądał na 10 więcej.
Jak to tłumaczyć?
Co do Lucy, to mimo wszystko - uwzględniając nawet jej jakieś tam dokonania naukowe itp., dałbym jej wtedy mniej, niż 30 np. 25.
Znaczyłoby to, że musiałaby mieć z 75.
Tej kobiecie dałbym na pewno powyżej 60. Graniczne chyba z 65.
Załóżmy, że po tym, jak dostała koloidalne srebro, to znacznie lepiej się trzyma na starość
hmm....albo z tymi skokami w czasie jest bardziej zawiła prawa np. Lucy jest z przeszłości, skoczyła w przyszłość, potem znowu w przeszłość, tyle że nie do momentu skąd "wystartowała", ale do lat nieco późniejszych.
Sporo gdybania, w każdym razie uważam, że to Lucy i tego będę się trzymał :)
Good point ;) Aktor grający EB ma 42 lata to powinien mieć koło setki. Wgląda to po prostu na wyjątkowe niedopatrzenie twórców. No ale ile lat by nie miała to jednak wprowadzanie takiej scenki z kimś starszym bardzo podobnym do Lucy byłoby bezsensowne gdyby to faktycznie nie była Lucy ;)
Wiesz... Nie chciałem tego mówić, no ale, że pierwszy zasugerowałeś, że może to być "wyjątkowe niedopatrzenie", to mimo wszystko uważam, że jest tu celowość i nie ma przypadku.
Problem w tym, że nie potrafimy na razie tego wytłumaczyć w sposób wprost wynikający by z treści.
E.B. Tiler.
Jeśli przyjmujemy, że nie skoczył w czasie, że nie ma we krwi koloidalnego srebra i wiemy, że został zabity w 2012 mając 78 lat, to w 1960 musiał mieć 26.
Jeśli zgadzamy się, że na 26 to on ewidentnie nie wygląda - no bo... nie wygląda, to oczywiście można uznać, że to "niedopatrzenie" twórców serialu albo przyjąć jednak założenie, że coś musi być na rzeczy.
hmmm... Pytanie, "co"?
Stawiałbym na skoki w czasie - np. (tak tylko czysto matematycznie) dajmy na to, że w 1960 r. E.B. miał np. 40 lat. Tak jak i reszta skoczył do 2012. No i załóżmy, że powrócili z powrotem do przeszłości, ale nie do 1960, ale np. do 1974 i odtąd już normalnie żyli, aż do 2012.
Wtedy - jak łatwo policzyć, E.B. miałby prawo mieć 78 lat.
Lucy np. miałaby prawo wyglądać tak, jak ta kobieta, czyi trochę młodziej, niż faktycznie byśmy ją szacowali.
Krótko mówiąc musimy założyć, ze o ile wydarzenia dziejące się aktualnie, czyli to całe wyłapywanie więźniów, odbieramy jako teraźniejszość (bo i tak jest to "podpisywane), to dla treści serialu może to być już przeszłość i dopiero przyszłe wydarzenia, które dopiero poznamy pozwolą nam ją zrozumieć i wytłumaczyć obecne nieścisłości.
Tak to jakoś widzę, no bo inaczej pozostaje jedynie ten wariant, o którym mówisz, czyli "wyjątkowe niedopatrzenie"
Zapomnieliście, że w przypadku Waszej teorii o Lucy skaczącej w czasie musiałby wystąpić efekt duplikacji jej postaci, co jest raczej już ogromnym naciągnięciem jak na ten serial.
Właśnie zastanawiają się nad możliwością duplikacji tej postaci, więc nie mogli zapomnieć o efekcie duplikacji jej.
Dla mnie szczerze teoria z dupy wzięta. Może się okazać, że to jakaś rodzina doktor Sengupta, a nie ona sama.
Więc... Teraz ja mam tobie napisać, że twoja teoria jest z dupy wzięta, żeby był remis czy jak?
W przeciwieństwie do ciebie nie ironizuję i nie staram się wywołać konfliktu, tylko dopisać coś do Waszej wspólnej teorii, żeby ją ubarwić o szczegóły, które ktoś mógł pominąć.
FlashBack,
Musisz brać na nas poprawkę, gdyż my tutaj bardzo puszczamy wodze fantazji i sobie dość luźno teoretyzujemy.
Zapewne zbyt luźno :) - czego najlepszym dowodem jest Twoja reakcja.
Panowie, nie ma się co ścigać na to, kto próbuje wywoływać konflikt, czy gada większe bzdury :)
Wystarczy, że to o czym tutaj rozprawiamy jest od samego początku absurdalne :)
Ale wiesz.... Tu nie chodziłoby o duplikację postaci, ale zwyczajnie oto, że w tym samym czasie mamy starą Lucy i młodą Lucy :)
Problem co najwyżej może być inny, a mianowicie...
Jeśli założymy, że Lucy jest z przeszłości, skoczyła do 2012, następnie z powrotem w przeszłość, tam już normalnie dożyła do 2012, to musiałaby być świadoma tego wszystkiego, że za młodu skoczyła właśnie do tego roku 2012, więc nic tylko buty na nogi i udać się na spotkanie z samą sobą :)
Skacząc wstecz i naprzód w czasie nadal byłaby tylko jedna Lucy. Opcja, którą omawiacie, bardziej podchodzi pod alternatywny świat, w którym Lucy po przeniesieniu się do 2012, skoczyła w przeszłość, ale nie swojego świata, tylko tego, którego losy widzimy w Alcatraz. Sugerując się słowami JJ Abramsa, nie zobaczymy tych samych rozwiązań w dwóch jego serialach, więc, według mnie, to nie może być Lucy, bo jest to niemożliwe.
Jestem miłośnikiem podróży w czasie, ale tutaj byłoby to przegięcie trochę jakby Wasze gdybania okazały się prawdą. Niemniej jednak na wyjaśnienie tego potrzeba byłoby drugiego sezonu, który jest wątpliwy, także... :P
W wyniku dwukrotnego skoku w czasie, czyli z przeszłości do przyszłości i z powrotem, a następnie normalnego już dożycia do tej przyszłości, do której wcześniej tylko "na chwilę" skoczyła, spotkałaby się po protu ze sobą starą, z uwagi na to, że choćby tylko krótko, ale zagościła w 2012.
I nie potrzeba tutaj alternatywnych linii czasowych.
O, w końcu konkretnie napisane, to tak i oczywiście zgadzam się na taką możliwość :)
Próbowałem napisać jakiś wywód na temat jej podróżowania w czasie, ale mały mindf*ck się pojawia. Podobny problem miałem podczas myślenia nad swoim fanfickiem, trzeba na to trochę więcej czasu poświęcić :P
"Ale wiesz.... Tu nie chodziłoby o duplikację postaci, ale zwyczajnie oto, że w tym samym czasie mamy starą Lucy i młodą Lucy :)"
Taki tam skrót myślowy.:)
Według mnie, Twoje opinie są niemiarodajne. Zabarwiasz na kolorowo, coś co jest szare i wyblakłe. Ogólnie Ty, jak i reszta tu wypowiadających się osób jesteś za Alcatraz, przez co ogólna ocena tego serialu jest bardzo zawyżona. Nie chcę się z Wami wykłócać, ale moim zdanie, takie rozkminianie serialu na etapie, kiedy wisi nad nim gilotyna kasacji jest zabawne. Oczywiście szacunek, że potraficie teoretyzować od czterech stron na temat tak słabego serialu.
Tak, bo każdy z nas nie ma powodu, by być za tym serialem i robimy to, bo nam się nudzi, i nie dostrzegamy ani jednej wady tylko same zalety.
W pełni rozumiem Twoje takie a nie inne zdanie i powiem więcej, że nawet mogę się z nim zgodzić.
Zapytasz zaraz, to w takim razie dlaczego jestem za Alcatraz?
Poza wszystkim, takimi czy innymi jego wadami, kupił mnie swoim pomysłem. Tak po prostu.
Nie mówię oczywiście o pomyśle na sposób kręcenia kolejnych odcinków, ale o tym głównym.
Niby nic, niby nic niezwykłego, a jednak...
A tak poza tym, z kilku wcześniej już wymienianych powodów trafia on do mnie, jako do miłośnika LOST.
Co byśmy nie mówili, to i tak na końcu chodzi zwyczajnie o gust.
Ktoś uwielbia "Modę na sukces", kto inny "Klan", "dr. Housa" itd.
Trudno to zrozumieć, a i w gruncie rzeczy chyba nie ma co tego tłumaczyć.
Po prostu tak już jest.