***UWAGA. Lekkie spoilery***

Cały ten sezon to dosłownie odreagowanie twórców po zwycięstwie Trumpa.
Cały sezon pokazuje że Trump jest tym złym a wygrać powinna Hilary. Główny "Ten Zły" jest gorącym zwolennikiem Trumpa i ponosi klęskę.

Ostatni odcinek pokazuje zwycięstwo kobiety i gloryfikuje ją - Sarah Paulson odgrywa tutaj de facto rolę Hilary Clinton a sam tytuł odcinka "Great Again" pokazuje że to ona powinna wygrać wybory i że byłaby lepsza od Trumpa. Tylko głupi nie zorientuje się jakie przesłanie kreował ten sezon.

No i mamy dużo irracjonalnego feminizmu - przedstawianie mężczyzn jako psychopatów i oprawców a kobiet jako silne i dzielne istoty.

Mamy też wątek Nazi-Feministek chcących masowo mordować facetów. Wątek ten pojawia się i zostaje wkrótce potem gwałtowanie urwany i nie wnosi wiele do fabuły.

Po za tym początek sezonu bardzo różni się od jego środka i zakończenia. Na początku mamy 2 lesby z małym szkrabem z czego jedna zachowuje się jak totalna wariatka. Mamy też wątki klaunów. Po kilku odcinkach serial całkiem się zmienia, początkowe wątki szybko są urywane a na pierwszy plan wysuwa się sekta.

Powiem tak - Fabuła sezonu w miarę świetna ale zmieszanie jej z polityką i feminizmem zepsuło klimat. To tak jak wlać litr wyciągu z fiuta do smacznego spaghetti. Niby smakuje tak samo ale wyraźnie czuć że jest coś nie tak.