PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=94275}

Anioły w Ameryce

Angels in America
2003
7,8 10 tys. ocen
7,8 10 1 10194
8,7 13 krytyków
Anioły w Ameryce
powrót do forum serialu Anioły w Ameryce

Dzięki czemu serial robi wrażenie i ciekawie się go ogląda? Oczywiście, to zasługa oszałamiającej obsady, która daje tu koncert gry aktorskiej. Widać rękę Mike'a Nicholsa - reżysera, który zawsze potrafił świetnie poprowadzić odtwórców ról w swoich filmach. Na polskim widzu "Anioły w Ameryce" wywierać muszą podwójnie duże wrażenie. Trudno sobie wyobrazić, aby nasza moherowa telewizja kiedykolwiek wyprodukowała i pozwoliła na emisję podobnie kontrowersyjnego, a nawet "bluźnierczego" serialu. W dodatku o takim ciężarze gatunkowym. Myślę, że właśnie ten czynnik, a także udział wielkich gwiazd powodują, że "Anioły w Ameryce" wielu widzów uznaje za istne "objawienie". Czy rzeczywiście serial zasługuje na miano arcydzieła? Moim zdaniem nie. Przede wszystkim "Anioły w Ameryce" nie stanowią przełomu w ujmowaniu problematyki homoseksualizmu. To raczej katalog motywów, tematów, wątków i refleksji dawno podjętych i przemyślanych przez kino, literaturę i inne dziedziny sztuki. Być może serial przynosi nową jakość dla telewizji i formuły serialu, ale bardziej ze względu na wysoki budżet i obsadę, a dopiero potem ze względu na treść. Skrojone do 100-minutowego filmu "Anioły w Ameryce" zyskałyby artystycznie, ale nie byłyby wydarzeniem. A tak wszyscy pochylają się nad przełomowością serialu telewizyjnego. Kolejny zarzut. "Anioły w Ameryce" zawierają" typowe błędy amerykańskich produkcji. Twórcy ze Stanów Zjednoczonych rozumieją metafizykę jako dosłowne przywołanie, zaprezentowanie i zacytowanie wszystkich możliwych religii, motywów i postaci teologicznych. Coś, co w zamyśle autora scenariusza jest erudycyjne i głębokie, na ekranie przeradza się w pseudo-intelektualny bełkot, który na dodatek prowadzi do mało odkrywczych wniosków. Dialogi w serialu są świetne, tylko dlaczego jest ich tak dużo? Gdzie skrót, przemilczenie? Jak ogarnąć ten potok mądrych słów? "Anioły w Ameryce" są ekranizacją sztuki teatralnej i to się rzuca w oczy. Autorowi sztuki, który był zarazem autorem scenariusza, chyba żal było przycinać kwestie postaci. Teatr i literatura rządzą się innymi prawami niż obraz. To nie moja wina, że pogubiłem się w psychologiczno-filozoficznych rozważaniach bohaterów. Zakończenie utwierdza tylko w przekonaniu, że pod całą retoryczną osnową "Aniołów w Ameryce" kryją się banalne morały - dla wygody widza komunikowane zresztą wprost do kamery. Pewnie serial jawić się miał widzom jako poetycki, ale czy naprawdę jedynym sposobem na osiągnięcie takiego efektu są tyrady na temat zaświatów? Wreszcie kwestia homoseksualizmu. Rozumiem, że temat ten stanowi wyzwanie dla współczesnej kultury i sztuki. Problemom gejów i lesbijek należy poświęcić dużo uwagi. A jednak, czy "Anioły w Ameryce", które skupiają się na dramatach homoseksualistów, nie przeradzają się momentami w autoparodię tematu mniejszości seksualnych na ekranie? Szybko można odpowiedzieć, że nie, ponieważ, serial posługuje się postmodernistycznym humorem i dystansem. A jednak... Uwaga poświęcona w serialu postaciom homoseksualistów jest niewspółmiernie duża do dramatów przedstawicieli "reszty świata", np. bohaterki granej przez Mary-Louise Parker. Czy po tylu udanych próbach podejmowanych przez sztukę, aby pojęcie "mniejszości seksualnych" zniknęło i wszyscy ludzie żyli w zgodzie ze swoją naturą, znowu musimy powracać do oglądania relacji ze świata widzianego oczami homoseksualistów? Znowu dzielimy rzeczywistość, znowu tworzymy ofiary i męczenników. Najwyraźniej jest taka społeczna potrzeba. Szkoda, że twórcy jej ulegają i produkują taką ekranową "literaturę tendencyjną".

ocenił(a) serial na 9
melies

[I][...]Czy po tylu udanych próbach podejmowanych przez sztukę, aby pojęcie "mniejszości seksualnych" zniknęło i wszyscy ludzie żyli w zgodzie ze swoją naturą, znowu musimy powracać do oglądania relacji ze świata widzianego oczami homoseksualistów? Znowu dzielimy rzeczywistość, znowu tworzymy ofiary i męczenników. Najwyraźniej jest taka społeczna potrzeba. [..][/I]

Twoje słowa same sobie przeczą, bo rozumujesz w sposób: "no dobra zrobiliście filmowo już tych gejów, czas zamieść i pokażcie nam kolejnych cudaków". Jeśli w sztuce panuje taka tolerancyjna normalność jak piszesz to w czym rzecz i skąd twoje powątpiewanie w sens robienia filmów o homoseksualistach? Tak jak powstaje tysiąc filmów gdzie Pan dyma Panią, tak powstaje kilka filmów gdzie Pan dyma Pana, przecież jest normalnie i toleranycjnie, ale te kilka filmów to nadal zbyt dużo..Oto twój sposób myślenia.
Druga sprawa jest taka że niestety sztuka nie kreuje rzeczywistości, w kwestii poszanowania orientacji ona po prostu wciąż wygląda nieciekawie tak w katolickiej Polsce jak i purytańskich Stanach Zjednoczonych i będzie tak wyglądać, niezależnie od tego co zaprezentuje chociażby Kino, i niech nikogo nie zwiedzie rzekomy amerykański liberalizm i poprawność polityczna, rzeczywistość obyczajowa nie wygląda tam wcale tak różowo. Dziś żywiołów nie rozpala już kolor skóry, religia, poglądy polityczne, ale seksualność tak, że warto wspomnieć jak to prezydent USA omal nie stracił stanowiska, tylko za to że kłamał na temat ustnych kontaktów z panią L, śmieszny występek w obliczu prezydenckich dokonań poprzedników.
Nie dostrzegam też w tym filmie żadnych konfrontracji między światem "normalnym", a "homo". Film kadruję specyficzne losy kilku homoseksualistów, może to się nie podobać, ale przecież gdy ktoś nie lubi dzikich zwierząt nie powinien oglądać National Geographic. Chyba oczywiste.