I jak oceniacie ostatni odcinek pierwszego sezonu?
Osobiście ciesze się, że zakończyli wątek z Mr Rabbitem (który w moim odczuciu jest jedną z
najsłabszych postaci w całym serialu), chociaż nie zdziwię się, jeśli jakimś magicznym
sposobem przeżyje i będzie się mścić, mam nadzieję jednak, że twórcy tego nie zrobią.
Mnóstwo akcji, zakończenie zdradzające co będzie się dziać w następnym sezonie (trzeba
czekać aż do 2014 roku!).
Całość oceniam bardzo pozytywnie, fabuła wystrzega się rażących błędów i niedociągnięć,
praktycznie każda postać jest wyrazista, wątki przyciągają uwagę - no może oprócz wyżej
wspomnianego Królika oraz motywu z Indianami (swoją drogą siostra nowego wodza
"plemienia" wydaje się interesująca).
Będę czekać na drugą odsłonę Banshee.
Szkoda mi tylko burmistrza ;]
Serial średni jak dla mnie, chociaż z początku mi się bardzo podobał. Postać Hooda bardzo mi przypadła do gustu, taki ani dobry ani zły. Podoba mi się to. Reszta postaci też spoko. Proctor bardzo na plus ( np. świetna scena bójki o Rebecce bodajże, a potem whisky ;). Niby postać negatywna ale z zasadami. Też go lubię. Ten wątek z Rebeccą tylko trochę dziwny. Nie rozumiem po co te dwuznaczne sytuacje między nimi. Świetna postać chińczyka z makijażem, bardzo go lubię. Ogólnie bohaterowie interesujący. Pomocnik Proctora, ekipa z posterunku jest ok, indianka bardzo interesująca i bardzo ładna aktorka. Wątek z indianami ogólnie też może być ciekawy bo wysłania kogoś do zabicia Proctora się nie spodziewałem i to wysadzenie budowy z burmistrzem w środku na koniec ;). Rabbit faktycznie mógł być lepiej wykreowany bo to jednak główny przeciwnik.
Nie spodobała mi się "nieśmiertelność" głównych postaci. Szczególnie to odbijanie Hooda w finale. Tak sobie bez strat pokonali na spokojnie ekipe z Rosji, gdzie było ich wiecej, mieli karabiny, bazooki, pistolety snajperskie a Ci kolesie to pewnie żołnierze Specnazu czy inni komandosi. Zrozumiałbym jakąs zasadzkę, posiłki FBI albo coś takiego a nie kilku policjantów z małego miasteczka, emerytowany bokser itp. w bezpośredniej strzelaninie w fabryce, którzy tamci mieli obstawioną tak sobie zabijają wszystkich. To było słabe dla mnie.
Jeszcze razi mnie to, że nikt Hooda nie rozpoznał ale to już taka fabuła. Chociaż minęło niby 15 lat od napadu to mogę przymknąć na to oko, że po filmikach w necie, zainteresowaniu FBI itp. ani jedna osoba nie rozpoznała jednego z najbardziej znanych złodziei w kraju.
Ale klimat mi się podoba, bohaterowie też także na pewno będę oglądał dalej.
No do nieśmiertelności postaci można się przyczepić, bo jest to odrobinę przegięte (tak samo jak walka Carrie z jej bratem, przez pol odcinka rzucali sobą dosłownie po ścianach, a ona wyszła z tego cało), jednak jakoś drastycznie nie zakłóca odbioru. A co do ostatecznej strzelaniny, to mimo, iż nierealna, trzymała w napięciu i naprawdę mi ulżyło, gdy zobaczyłem, że wszyscy pozytywni bohaterowie przeżyli.
Praktycznie wszystkie postacie mają świetnie zarysowaną osobowość, otrzymaliśmy naprawdę ciekawą galeryjkę charakterów. Proctor jest jedną z najmocniejszych stron serialu, genialnia rola i genialne jej odegranie. A ta jego niejednoznaczna relacja z jego siostrzenicą (albo bratanicą, ale raczej to pierwsze) dodaje smaczku, z jednej strony ciekawi mnie jak to się rozwinie, z drugiej niedopowiedzenia są bardziej intrygujące. Prawa ręka Proctora - geniusz, uwielbiam klimat tej postaci. Kilejnym mocnym zawodnikiem jest Job (spotkałem się też z tłumaczeniem Hiob), niebanalny wygląd i zabawne, lekko chamskie usposobienie sprawiają, że nie da się go nie lubić, szkoda, że tak mało się pojawia na przestrzeni całego serialu. Liczyłem na rozwinięcie konfliktu burmistrz-Kai, ale jak widać, nie doczekamy się tego.
Zapomniałem też wspomnieć o czołówce, którą oglądam za każdym razem z zaciekawieniem (świetny pomysł z tymi zmieniającymi się zdjęciami odzwierciedlającymi dane osoby), dobra ścieżka dźwiękowa i wykonanie, chociaż denerwuje mnie to ostatnie zdjęcie mrugającej Carrie, mogliby się go pozbyć ;].
Olek nie był bratem Any.
Job uchodził za sympatycznego, gdy klimat serialu był jeszcze w miarę niezmącony. Taka egzotyczna barwna postać na tle normalsów i krów. W finale był już tylko nudnym dopełnieniem pretensjonalnej całości.
Proctor ma zamiłowanie do dziewic w czepkach, pewnie z sentymentu za utraconą przeszłością. Relacja z siostrzenicą dość przewidywalna.
"jednego z najbardziej znanych złodziei w kraju"? No nie wiem, może i działał z Rabbitem, ale raczej wiedzieli o tym tylko pracownicy Rabbita. Po prostu wpadł na głupiej "pobocznej" robótce, nikt nie miał chyba wielkich podejrzeń co do większego wymiaru sprawy. Więc i on jakąś sławą się nie stał.
Na pewnym etapie wydawało mi się, że serial ma spory potencjał. Po trzech ostatnich odcinkach, a zwłaszcza po 10. odczucia mam bardzo ambiwalentne. Zrobili z tego bajeczkę poziomem niedorzeczności niemal dorównującą The Following, przewidywalną do bólu, wznoszącą się na wyżyny, żeby zaraz upaść na ryj (weźmy choćby kreacje aktorskie: doskonałą Kaia i żenującą Rabbita), tu i ówdzie okraszoną głupawymi tekstami, które robią wrażenie chyba tylko na fanach True Blood. Schizofrenia gatunkowa sprawia, że całość nie trzyma się to kupy. Warstwa psychologiczna przyzwoicie zarysowana pożarła się z jakąś nieudolną (pseudotarantinowską?) stylizacją. Nie wiem, czy mam ochotę na drugi sezon. Z braku laku (lub dla paru postaci) pewnie obejrzę, ale nie łudzę się, że to będzie serial na poziomie.
Mówiłem, że ten serial bez Rabbita nie miałby sensu i najwyraźniej twórcy pomyśleli to samo xD Ale końcówka zbudowała co najmniej trzy mocne wątki na drugi sezon(syn Hilla, śmierć burmistrza [chociaż ciekawe czy to bardziej pociągną, taka dość duża sprawa może nie ujść płazem, szczególnie przy obecności fedsów], znalezienie ciał), więc i bez niego pewnie serial by przetrwał(ale to już nie byłoby to samo...). Super, że nie uśmiercili Joba. Tak ogólnie Banshee to co najmniej trzeci powód dla którego ten rok już po niecałych trzech miesiącach jest wyjątkowo mocny serialowo jeżeli chodzi o nowości.
Jak dla mnie finał był rewelacyjny, może ewentualnie spodziewałem się większej interakcji głównego bohatera w ostatecznej demolce, ale cały gang (scena gdy rozsuwają bramę i wchodzą na teren zakłady obróbki jest cudowna) naprawdę dał radę - finałowe starcie przypomniało mi stare dobre 24 godziny - szkoda, że w serialach tak rzadko może uświęcić obecność naprawdę porządnych strzelanin. I ucieszyło mnie, że twórcy nie zaserwowali jakiegoś mega klifczenżdera na koniec, ale za to zapoczątkowali kilka nowych wątków w ramach podwalin pod drugi sezon. Jedyne do czego mógłbym się jako tako przyczepić to to, iż mimo wszystko mogli uśmiercić Rabbita - ale z kolei nie jest to jakiś element, który by jakoś mega kuł moje odczucia co do serialu. Na przyszłość życzyłbym sobie tylko poprawy dwóch elementów dotyczących całego serialu. Po pierwsze troszkę rozbudowania obecności amiszów, bo drugie polepszenia CGI, bo w trzech scenach gdy zostały użyte w znacznych ilościach były takie sobie - oczywiście rozumiem, że "Banshee" to nie "Gra o Tron" i Cinemax nie ma tylu pieniędzy co HBO, jednak jak dla mnie czasem mniej znaczy więcej i zamiast pełnych efektów, lepiej jest czasem pokazać reakcje bohaterów na to co widzą. A tak poza tym to "Banshee" jest dla mnie fantastyczne i czekam drugi sezon oraz na wydanie dvd w Polsce pierwszego - o ile takowe oczywiście nastąpi.
PS. Ciekawe, kto wystartuje teraz na urząd burmistrza - osobiście jestem rozdarty między Proctorem a Gordonem.
Jak dla mnie rewelacyjne zakończenie 1 sezonu. "Banshee" chyba na równi z "Vikings" to najlepsze premiery tego roku. Czekam na sezon 2. :D
Widzę mamy podobne zdanie. Banshee niestety już się skończyło...Szlag mnie trafia na samą myśl, że trzeba czekać, aż taki kawał czasu na nowy sezon. Ale trzeba przyznać, że mamy wielkie szczęście,bo wyszedł serial "Vikings". Szykuje nam się WIELKIE widowisko. A pomyśleć, że wychodzi jeszcze Hannibal.
Na szczęście wychodzą jeszcze dobre produkcje i bez wątpienia Banshee jest jedną z nich. :D
Na Hannibala też czekam. :)
Przecież Rabbit przeżył - i to było już wiadomo pod koniec odcinka, jak ten cały agent FBI mówił że go nigdzie nie znaleźli + ślady zakrwawionych butów sugerujące że uciekł ...
Fajna produkcja z klimatem nie wymagająca myślenia. Nic tylko usiąść i się odprężyć. Niestety 2 ostatnie odcinki średnio mi się podobały. Za dużo akcji w typie Niezniszczalnych. Wątek ze śmiercią burmistrza słabiutki. Od początku nie mieli pomysłu na tą mdłą postać.
Ja się właśnie nie cieszę, że nie zakończyli wątku z Rabbitem, bo faktycznie to mało porywająca postać, a na 99 procent przeżył i jeszcze go będziemy oglądać... Finał był niezły, spodziewałam się jakiejś wielkiej akcji, a było zamiast tego dość spokojnie, ale też klimatycznie i emocjonalnie - też dobrze. Tyle ciekawych wątków się szykuje, że już nie mogę się doczekać drugiego sezonu. Naprawdę miło mnie zaskoczył ten serial, bo pierwsze kilka odcinków były w mojej ocenie zaledwie średnie, a potem jak poziom w górę poszybował... :) Niesamowicie klimatyczny serial, ogląda się świetnie. Może twórcy posłuchają fanów i nam zaserwują więcej Joba ;) I obowiązkowo Indian oraz współpracy Hood-Proctor - na to najbardziej liczę.
ostatni odcinek wydawał mi się najsłabszym w tym sezonie, strasznie się przy nim męczyłem :(
postać Rabbita jak na głównego złego w serialu jest bardzo słabo wykreowana i strasznie irytująca. Szkoda że Ana nie strzeliła mu w głowę, teraz zapewne będziemy go musieli oglądać przez kolejny sezon.
Szczerze mówiąc nie rozumiem zarzutów co braku realności w tym serialu. On od początku do końca jest bardzo KOMIKSOWY! Postacie rysowane grubą kreską, bardzo charakterne. Nie wspomnę już o tym, że prawie każdy w Banshee zajebiście napieprza się na pięści, hakerzy mają dostęp do satelitów CIA, motyw z Indianami (Indianka oczywiście napierdala Tomahawkiem) nie wspominając o epickości walk wręcz. Twórcy przyjęli taką przegiętą konwencję i albo to się podoba albo nie.
A co do samego końcowego odcinka to jest niezły, ale po finale sezonu spodziewałem się nieco więcej. Wielka strzelanina trochę zbyt realistyczna jak dla mnie (poza motywem z RPG). Fajnie, że zarysowano tyle motywów na przyszły sezon (poza tym z Rabbitem jeśli się takowy pojawi). Ciekaw jestem jak rozwinie się konflikt na linii Indianie-Proctor (mam nadzieję, że siostra nowego wodza pokaże ząbki).
Czytam te komentarze i zdaje sobie sprawę, że nikt chyba nie zna mechaniki jaką zastosowali twórcy do tego serialu. Zawsze na końcu każdego z odcinków, po napisach końcowych jest krótka scena (dosłownie parę sekund), która także nastawia nas na następny los wydarzeń w Banshee. W tym przypadku również ona była i był tam niejaki Jason Hood - syn Lucasa Hooda. Dzwonił w sprawie swego ojca i dokładnie WTEDY był motyw z tym filmikiem puszczonym na Youtube z walką. Reakcja syna była szokująca. Swoją drogą fajnie, że zostawili ten malutki wątek na koniec sezonu - takie zamieszania między odcinkami, które układają się w jedną całość bardzo się twórcom udały w moim odczuciu (nie tylko chodzi mi o watek opisany powyżej).
Trochę późno znalazł ten filmik, nie uważasz? Szuka ojca już od jakiegoś czasu, w 6 odcinku był już telefon od niego, a ta walka odbyła się też przecież parę ładnych tygodni wcześniej więc i filmik był w sieci.
Poza tym, niestety, w 10 odcinku absurd gonił absurd, szkoda.
Jak myślicie Proctor wiedział, że jest tam burmistrz? Czy to był tylko zbieg okoliczności?
Stawiam, że to zwykły zbieg okoliczności. Widać, że na budowie nikogo nie było, więc i jego również.