długo zabierałem się za serial...małe miasteczko,szeryf...myślałem pewnie nudy,
jak to w takich serialach, ktoś zabił młodą dziewczynę, szeryf szuka winnego,podejrzane pół miasta i tak 30 odc, a tu proszę....
ale od początku
minusy,bo ich mało
-można było skrócić sceny walk, zamiast 38 odcinków byłoby z 33 :) sama walka Carrie i Olka trwała z 15 min
- 4 sezon Carrie mścicielka,mogliby jej jeszcze maskę dać,to całkiem by świetny serial położyli
co do plusów,akcja , dowcipy, ładne panie,wszystko było
szczególny moment w serialu to śmierć Shiobhan, normalnie aż mi się zrobiło smutno, chwile wcześniej Emmett,potem burmistrz zrobiło się strasznie depresyjnie
do do Shiobhan,nie sądziłem że to tak ważna postać, najpierw jakieś uśmieszki do Hooda, niczym Rudy do Brienne w GOT(no może nie aż tak :P )
postać drugoplanowa,a jednak jak jej zabrakło coś pękło :(
Akcja się zmieniła,dużo retrospekcji, przypomniał mi się Breaking Bad i końcówka jak Walter się ukrywał,jeździł starym autem,rodzina go nie chciała znać, podobny klimat
normalnie postaci jak Job mnie irytują,ale tutaj był świetny, te docinki z Sugarem to najfajniesza część serialu
no może poza momentem jak Hood poznał oficjalnie Rebecce :) uśmiałem się nieźle, jak się okazało kim jest
co do Rebecii,ah już dużo wcześniej było wiadomo że Burton i ona nie żywią do siebie sympatii, więc wiadome było jak to się skończy
fajny serial,z chęcią bym wymazał z pamięci,aby obejrzeć jeszcze raz
dawno już żaden mnie tak nie wciągnał