BSG to zdecydowanie najlepszy serial SF jaki widziałem. Duża zaletą tego serialu jest fakt, że
traktuję SF jako (atrakcyjną) scenę do opowiedzenia dobrej, ludzkiej historii, a nie jak to często
bywa, by pokazać kilka odjazdowych efektów i bitew w kosmosie... Z drugiej strony efekty jak na
serial i czas kręcenia, stały na całkiem wysokim poziomie. Bardzo spodobał mi się efekt
kręcenia ujęć jakoby "z ręki" co dawało efekt filmu dokumentalnego, w którym widz miał
wrażenie bliższego uczestnictwa w akcji. Kręgosłupem całego serialu była oczywiście solidna
opowieść i dobrze nakreślone postaci. Moim ulubiona był... a jakże!... Gaius Baltar. ;-) Chyba
najbardziej ludzka ze wszystkich postaci. Wszyscy kochamy bohaterów, ale kto zna ich w życiu
codziennym? ;-) Poza Baltarem fundamentem tej całej historii był oczywiście Bill Adama,
którego bardzo dobrze zagrał świetny aktor Edward James Olmos (znany również z Miami
Vice). Mi osobiście spodobała się również postać prostolinijnego pułkowniak Tight'a...
Generalnie uważam, że serial stał na wysokim poziomie jeśli chodzi o grę aktorów. Właściwie
jedynym aktorem, który mnie denerwował był Panikett (Helo)... Nie wszystkie odcinki i sezony
stały na równie wysokim poziomie. W każdym sezonie było kilka odcinków nudnawych
(zwłaszcza w 3 i 4). Trochę zawiodłem się tym, że ostatni odcinek poprzedzało kilka naprawdę
powolnych epizodów… Sama końcówka serialu również trochę mnie zawiodła. [dalej
SPOILERy] Rozumiem, reżysera i scenarzystów, gdyż chcieli stworzyć ponadczasową
opowieść o odwiecznym cyklu wojny ludzi i maszyn. Chcieli by końcówka byłą symboliczna oraz
nawiązywała do naszego prawdziwego świata. Wreszcie by serial pozostawił jakieś znaczące
przesłanie. Mnie jednak nie przekonała decyzja ludzi o porzuceniu zdobyczy technicznych na
rzecz prokreacji z tubylcami i życia w prymitywnych warunkach. Sceny dzielnych kolonizatorów w
nowoczesnych strojach wędrujących z walizkami z tworzywa sztucznego ku „lepszej” przyszłości
na sawannie w Kenii wydały mi się pretensjonalne. Poza tym, nie wierzę, że decyzję Lee
Adamy 39 tys pozostałych kolonistów przyjęłoby po prostu z aprobatą. Nie ma szans. ;-) Jestem
jednak w stanie przymknąć na to oko, gdyż zamysł całej końcówki jest logiczny i pozostaje w
pamięci. Otwiera też kilka ciekawych pytań o naszym miejscu we wszechświecie i stworzeniu
człowieka. O to chodziło pewnie reżyserowi.
A teraz kilka dodatkowych wątpliwości i pytań:
1. Numer trzy – (D'Anna Biers - Lucy Lawless) – ktoś mi przypomni co się z nią stało, bo
złapałem się na tym, że przeoczyłem (lub nie mogę sobie przypomnieć) dlaczego od pewnego
czasu jej nie widziałem w 4 sezonie.. ;-p
2. Zupełnie nie przekonało mnie lub nie zrozumiałem prawdziwych powodów samobójstwa
Pani D(ualla). Powód w postaci załamania po odnalezieniu zniszczonej zemii (nr 1) wydał mi
się przesadzony. Chodziło chyba tylko o zaskoczenie widza i dramaturgię… a może coś
pominąłem? Podobnie nie przekonała mnie śmierć Ashy… zrobiona trochę na siłę, acz cała
dramaturgia stała na wysokim poziomie.
3. Skoro Kara Thrace była aniołem i widzieli ją wszyscy (chyba najpopularniejsza wersja) to
czy anioły miały wpływ na fizykę przedmiotów? Chyba nie… a jeśli nie to kto wpisał
współrzędne Ziemi w ostatnim odcinku? Albo kto pilotował Vipera w ostatnim odcinku 3
sezonu? Hmmm…
4. Jakie w końcu znaczenie miała pierwotna wersja przepowiedni o umierającym liderze,
który doprowadzi ludzkość do Ziemii? Wydaje mi się, że scenarzyści doszli w pewnym
momencie do wniosku, że trzeba coś pozmieniać i jakoby porzucili ten pomysł, co znajduje
swoje uzasadnienie np.: w spaleniu księgi przez Roslin w 4 sezonie. I czym w końcu była wizja
z jaskini z końcówki 1 sezonu? Zaawansowaną technicznie projekcją, czy znowu jakąś boską
wizją? Choć nie ma to większego znaczenia… Generlanie cały serial obfitował w różne
przeplatające się przepowiednie, czy widzenia, które nie zawsze znajdywały pełne
uzasadnienie w dalszych wątkach czy zakończeniu…
1. Sam nie pamiętałem, szczerze powiedziawszy.
D'Anna została na oryginalnej "Ziemi", stwierdziwszy, że woli pozostać z przodkami niż wpaść z powrotem w łapy Cavila.
2. Dualla ogólnie była postacią, która robiła dobrą minę do złej gry. Nie jest to powiedziane wprost, ale IMO jej miłość do Lee była dla niej wszystkim, a ona dla niego znaczyła niewiele. Ziemia była taką ostatnią iskierką nadziei, która zgasła. Teraz warto zauważyć, że zabiła się zaraz po tym wieczorze z Lee. Ja mam dwie teorie na ten temat:
a) potrzebowała jakiegoś zamykającego epizodu (och ubogi języku polski, czemu nie mamy słowa na "closure"?)
b) nienawidziła Apolla za wszystko co zrobił i nadarzyła się szansa na to, że jej samobójstwo go zrani znacznie bardziej niż normalnie.
3. Ja sam bym się wstrzymał ze stwierdzeniem, że Kara była aniołem. Na pewno nie takim jak "Baltar" i "Caprica".
Ona była prawdopodobnie prawdziwą osobą, człowiekiem, przynajmniej oryginalna Starbuck, która zginęła w tamtej burzy. Niemniej, jej życie było częścią boskiego planu. Może anioły to nie tylko projekcje w głowach ludzi. Zresztą, w finalnej scenie "Baltar" i "Caprica" fizycznie trzymają gazetę.
4. Doprowadziła ludzkość do Ziemi. Przynajmniej do tej oryginalnej.
Właściwie do tej nowej też doprowadziła, w pewien sposób. Tu jednak się trochę zastanawiam, czy koniec końców chodziło o nią. Ostatecznie nową Ziemię znalazła Starbuck. Osoba, która praktycznie rzecz biorąc była martwa. Z tym, że też bardzo symboliczna jest scena jak Laura umiera będąc już na nowej Ziemi.
Jaskinia z projekcją tak samo jak księga z przepowiednią była przygotowana przez władców Kobolu i jej celem było doprowadzenie do 13 kolonii czyli oryginalnej ziemi. Jak się okazało ich plan zawiódł i 13 kolonia uległa zniszczeniu. Nie ma więc powodu by przypuszczać by księga, lider, świątynia z supernową były częściami drogowskazu do (naszej) ziemi.