Ostatnie 3 odcinki dla Jesse'a to był koszmar. Nie wiem jak będzie mógł po tym wszystkim co
przeżył wrócić do normalności. Walt zachował się koszmarnie w kocówce sezonu i żadne próby
odkupienia swojej winy na koniec nie były w stanie zmienić mojego poglądu na jego temat.
Jess nie był, w mojej ocenie, winien śmierci Hanka a Walt wyżył się na nim do
nieprzytomności choć śmierć szwagra była jego własną zasługą. Że Jesse nie strzelił mu w
twarz to się dziwie, po tym wszystkim na co go skazał i jakie to miało konsekwencje dla ludzi,
których Jess kochał wydawało mi się to zupełnie uzasadnione. Walt zakończył pewne swoje
sprawy ale niesmak po nim na zawsze pozostanie. Greymatter udaje że go nie zna, Marie nie
wybaczy mu śmierci męża, Skyler zniszczonej rodziny, Junior kłamstw. Ale Walta obchodzić już
to nie będzie a Jesse - on ma przed sobą jeszcze wiele lat życia i pewnie 10 psychiatrów i 30
odwyków zanim wyjdzie na ludzi. Myślę, że śmierci Andrei nie wybaczy sobie do końca życia.
podczas 2 wojny światowej tysiace ludzi przetrzymywano w obozach zagłady nawet po kilka lat, wojna sie skończyła a ci którzy przeżyli wrócili do normalnego życia, pozakładali rodziny itd. Jakoś dali rade także może z Pinkmanem nie byłoby aż tak tragicznie ;)
Masz rację, ale to "przechodzenie" do normalnego życia bardzo często trwało kila lat, a i tak przeszłość odcisnęło na nich swoje piętno.
Zależy jakim kto jest człowiekiem... Jessie jest/był bardzo wrażliwą emocjonalnie osobą, a do tego słabą psychicznie. To było widoczne od początku do końca. Jak dla mnie on z tego nie wyjdzie. Zaćpa się albo po prostu strzeli sobie w łeb. Fakt większego głupka (z serialowych bohaterów) nie widziałem... dobry chłopak, ale tępy zakuty łeb. Taki gołąbek prawdziwy... gołębie serce i ptasi móżdżek. Ja na jego miejscu nie dałbym sobie rady... oglądając to wszystko i próbując się postawić w jego sytuacji... Gość tak wiele wycierpiał. Fakt niektóre akcje wyolbrzymiał i przejmował się zawsze byle bzdurą... ale te z końcówki piątego sezonu to paranoja jakaś. Aż mi nie dobrze było i chciało mi się wymiotować czasami.
Jeśli miałbym się jakoś odnieść do postaci Jessiego, to najpierw zadał bym sobie pytanie czy facet jest rzeczywiście godny współczucia. Młody ćpun, który całe życie nie potrafi się ogarnąć znajduje szansę w postaci Walta, który dba o niego jak o własną rodzinę przez cały ten czas. Kompleksy, obawy i ciemnota nie pozwalają Jessiemu zauważyć, kto tak naprawdę jest jego przyjacielem i sumiennie się od niego odwraca, oskarża bądź zdradza. Jedyne co zrobił Walt Jessiemu to otrucie młodego, jednak wypada zaznaczyć - zrobił to ze względu na brak lojalności Jessiego. Gdyby ten zaufał mu w odpowiednim czasie i trzymał się go, nie było by sprawy. Poza tym ostatecznie cała syt. nie wymknęła się spod kontroli, można więc założyć, że plan Walta nie zakładał zabicia młodego. Przez cały ten czas Walter jest całkowicie sam. W nikim nie znajduje oparcia. Chyba najbardziej oddaną mu postacią jest Saul, choć nie ma złudzeń, że za tym oddaniem stoi tylko pieniądz, a na koniec i tak wszystko się sypie. Walter to co zaczął, zaczął ze względu na rodzinę. Nawet jeśli później nie mógł przestać, to ta rodzina nie ptorafiła tego zauważyć - odwróciła się od niego bardzo szybko. Jessi zginąłby setki razy, ale nie potrafił tego dostrzec i się odwdzięczyć, kompletny brak lojalności. Cieszyłem się z każdej kary, jaka go spotkała za to, że nie potrafił docenić przyjaźni.
Miałem dokładnie takie same odczucia. Walt za każdym razem starał się ratować Jessego i wyciągał go wiele razy z bagna. A ten go zdradza DEA i wszystko się sypie, bo Walt podtruł jakiegoś dzieciaka narkomanki Andrei. Poza tym zrobił to z odpowiednim rozmysłem tak, że mały nie umarł, tylko trafił na parę dni do szpitala. Nie kumam jak można być tak krótkowzrocznym i głupim jak Jesse?! A Walt sam jest sobie winien. Niby taki mózg, a powinien zawierzyć słowom Gusa: "nigdy nie ufaj ćpunowi"
Gdyby Walt miał pomocnika, który:
- po pierwsze nie jest uzależniony od narkotyków,
- po drugie najpierw myśli a później robi
- a po trzecie potrafi choć trochę pohamować gniew
...to 3/4 z tych "kwasów" by się nie wydarzyło.
W mojej opinii Walt w obliczu choroby robił wszystko by zapewnić byt rodziny i uważam, że jest to szlachetne i odważne. Nie jest łatwo zwykłemu nauczycielowi zmierzyć się z mafią, seryjnymi mordercami itd. Wiele złych momentów to były przypadkowe sytuacje, które można nazwać zbiegiem okoliczności. Wiele z nich wynikało też z tego, że albo wstawiał się za Jessem (gdy ten odwalał manianę) lub ratował Hanka gdy Gus chciał go wyeliminować (po tym jak natknął się na pralnię Gusa). Mógł olać Jessego a później Hanka. Mógł olać Jessego gdy ten mimo wszystko chciał zlikwidować tych dilerów, którzy zmusili chłopca do zabicia Combo. Walt rozjechał ich samochodem i wziął to na siebie a przecież nie musiał. Mógł patrzyć jak robi to Jesse a później jak Gus mści się na Pinkmanie i go likwiduje. Mógł? Mógł! Nie zrobił tego jednak. Chciał Pinkmana ochronić przed konsekwencjami swojej głupoty i lekkomyślności. Gus by Pinkmanowi tego nie podarował i Walt tłumaczył to Jessemu. Zrozumiał? Nie! Naćpał się w samochodzie i mimo wszystko uparł się na zlikwidowanie tych dilerów. Walter wielokrotnie naprawiał błędy Pinkmana. Po prostu chodzi mi o to, że bzdurą jest twierdzenie, że jedynym "złym" jest Walt a wszyscy inni to jego "ofiary". Świat narkotyków to brudny świat i niech nikt nie mówi, że Jesse był niczemu nie winny. Przecież on produkował metę (słabej jakości, ale zawsze) nawet przed poznaniem Walta! Nie pracował legalnie tylko od dawna siedział w narkotykach. Jego wadą było to, że najpierw robił, najpierw wpadał w szał a później dopiero myślał. Kilka razy takie zachowanie ciągnęło za sobą przykre konsekwencje. Jak efekt domina...
Fring od początku nie chciał pracować z ćpunami i miał w tym sporo racji : "Nigdy nie ufaj ćpunowi".
Jeszcze jedno... wyobraźcie sobie sytuację, że ktoś zagraża Waszej rodzinie. Wy nie możecie (z jakiegoś tam powodu) gadać z policją. Co robicie? Ja robię WSZYSTKO by swoją rodzinę ochronić. WSZYSTKO - bez względu na cenę swoich czynów ! Nawet gdyby miał zabić 100 mafiozów czy dilerów to bym to zrobił gdybym miał taką okazję. Walter wielokrotnie tak robił nawet jeśli chodzi o ochronę Jessego, który jego rodziną nie był, ale czuł się za niego w pewnym stopniu odpowiedzialny. Walter poważnie zawinił i zbłądził dopiero w 5 sezonie kiedy miał propozycję skończenia biznesu i zainkasowania 5 mln $ a jednak z tego nie skorzystał. Ale też po części go rozumiem. Facet być może ma przed sobą niewiele życia a robi coś w czym jest najlepszy na świecie. Kiedyś pogardzany w pracy (np. praca u Bogdana) a teraz nagle jest szefem. Po prostu chciał przeżyć ostatnie miesiące (być może) życia pełną piersią. Wiadomo, że jak patrzymy na to z boku to powiemy, że powinien brać 5 mln dolarów za ten zbiornik metyloaminy i miałby spokój. Rodzina miałaby pieniądze a on miałby rodzinę.
Z drugiej strony pamiętacie tę scenę z rabowaniem pociągu. Udało im się, zdobyli dużą ilość metyloaminy. Gdyby nie Todd i nie tamten chłopiec, którzy przyjechał na motocyklu oni po prostu dalej gotowaliby swój produkt i zarabiali kasę. Nic więcej by się nie zdarzyło. Kto bym im mógł zagrozić? Fring już nie żył, kartel był rozbity. Mogliby gotować bez przeszkód. Ale znów PRZYPADEK sprawił, że wszystko się spierdzieliło. Taki jest ten serial... wiele tych negatywnych sytuacji było po prostu złym splotem wydarzeń a później zawsze działał efekt domina i pierdzieliło się wszystko po kolei.
w przypadku Jessie'go to narkotyki nie miały jakiekolwiek znaczenia w późniejszych etapach. Miał problem z nimi na początku... ale później był czysty. Na koniec narkotyki znajdowały się w jego życiu ze wzgledu sytuacji jaka nastała, a nie z faktu uzależnienia.
Jessie był po prostu skończonym idiotą... nie myślącym tępym kretynem, nie dającym sobie nic wytłumaczyć, krótkowzroczny głąb. Tyle i nic więcej... to nigdy nie ufaj ćpunowi raczej sie go nie tyczy. Do niego bardziej pasuje dewizja "lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć"... Potwornie mnie drażniła jego głupota, aż ręce opadały.
Oj tak święte słowa zgadzam się w 100%. Wszystko się posypało przez Pinkmana gdyby nie on jakże inaczej mógłby potoczyć się los Walta i całej ekipy.
Wszystko co się stąło to wina Waltera, który zatracił sie w tym wszystkim i zgubił. Powinien o wiele wcześniej zejść ze sceny. Postradał zmysły można uznać. Jego działania były tak bezsensowne jak to całe gadanie... powtarzanie się cały czas, że to dla rodziny, a tak na prawdę wsiąknął w ten świat po prostu, a przegrał ponieważ był zwykłym człowiekiem. Szarakiem, który był nikim przez 50 lat swojego życia... taka zmiana w tak krótkim czasie. To było zbyt wiele dla niego.
ile ludzi tyle opinii... i wydaje mi się, że nie uda nam się znalezc jednej uniwersalnej
Ja się z wami nie zgodzę, przyjaciel może i tak ale toksyczny. Jassie był po prostu lepszym człowiekiem niż Walt. Rozumiem oczywiście ,że wy postąpilibyście inaczej gdyby ktoś ,kazał wam zabić człowieka (Gale), wmieszał w wiele innych zabójstw, otruł dziecko ukochanej. Oczywiście nie ma lepszego kumpla ,który zabija dziesiątki ludzi nie mając wyrzutów sumienia, bo Walt nie miał żadnych.
1) Wmieszał w wiele zabójstw? Zrozum, że Jessie dobrze wiedział czym grozi ten biznes. To nie jest handel kwiatkami na bazarze. Walka o władzę na rynku, brutalność są nieodłączną częścią tego świata. Jesse o tym doskonale wiedział ! Jesse jest dorosły i doskonale wiedział jak niebezpieczny jest ten świat i że tutaj trzeba być twardym.
2) Poza tym wyjaśnij mi kto zawinił wtedy gdy Jesse chciał zabić tych dwóch dilerów, którzy zabili tego małego chłopca? Gus go ostrzegał, że jak to zrobi to go zlikwiduje za to. Walter go prosił żeby odpuścił, bo to nic nie zmieni a jedynie może im zaszkodzić. Co zrobił Jesse? Naćpał się w samochodzie, wziął broń i chciał ich kropnąć mimo wszystko. Walter go wtedy uratował! Rozjechał ich i wziął to na siebie. Gdyby nie on Jesse już by nie żył (Gus na pewno by mu tego nie podarował) ! To Jesse sprowokował całą sytuację - gdyby potrafił się pohamować nic by się nie stało.
3) Gale? Sorry, ale Walter też zabił tych dwóch dilerów choć wcale nie musiał (rozjechał ich samochodem). Zrobił to właśnie przez lekkomyślność Jessego! Przez to, że Pinkman chciał im na siłę wymierzyć sprawiedliwość mimo, że wiedział co to będzie dla niego oznaczało (zemsta Gusa). Uratował mu tym życie więc Jesse nie miał wyjścia i musiał ratować Walta gdy Mike trzymał go na muszce. Cała sytuacja była winą Jessego, który naćpany metą uparł się by wykończyć tamtych dwóch dilerów. Walter mógł patrzyć jak Jesse podpisuje na siebie wyrok śmierci lub ratować go. Wybrał to drugie... nie musiałby jednak tego robić gdyby Pinkman choć trochę myślał i przewidywał. On jednak łatwo dawał się ponieść emocjom (taki już był) a jeśli dodamy do tego jego uzależnienie od narkotyków otrzymujemy mieszankę wybuchową.
4) Jeśli chodzi o to podtrucie (nie otrucie!) to nie rozumiem jak Jesse nie potrafił zrozumieć o co chodziło Waltowi i co chciał tym osiągnąć. Nie zabił przecież tego dziecka! Nic dzieciakowi nie groziło - chodziło tylko o wyeliminowanie zagrożenia w osobie Gusa Fringa! Co robi Jesse? O mało nie spalił Waltowi domu. Wydał go federalnym. Wyparł się go... Walt nigdy by tego nie zrobił. Jeśli była szansa zawsze walczył o Jessego bez względu na wszystko. Gdyby Walt podał małemu rycynę i go zabił to bym zrozumiał wzburzenie Jessego. Wtedy każdy by się wpienił, ale przecież małemu nic nie groziło. Rozumiem, że mógł się zdenerwować, ale to powinien porozmawiać z Waltem i posłuchać tego co ma mu do powiedzenia a nie lecieć z kanistrem benzyny do jego domu.
Gdyby Walt miał pomocnika, który po pierwsze nie jest uzależniony od narkotyków, po drugie myśli a po trzecie potrafi choć trochę pohamować gniew to 3/4 z tych "kwasów" by się nie wydarzyło.
Stary musisz być naprawdę zaślepiony, chodzi o pobudki tych czynów, Jasse chciał zabić tych dilerów bo miał ku temu powody, jeśli w ogóle można tak powiedzieć o zabójstwie. Waltowi chodziło cały czas o pieniądze czy też o swoją manię wielkości, zaspokojenie chorych ambicji, gdy Jasse chciał się wycofać to Walt zaczął mu grozić.
co do jeszcze twojego pierwszego argumentu to też jest kulawy bo Jasse nigdy nie chciał być baronem narkotykowym, on po prostu chciał gotować, zanosić towar do takiego człowieka jak Crazy 8, wiadomo potem się wciągnął bo też zaślepiły go dolary. Ale pamiętaj ,że nigdy nie zabił człowieka w taki sposób jak Walt czyli bez wyrzutów sumienia i mrugnięcia oka. Wymowna jest scena "gwizdania przez Walta po śmierci tego młodego chłopaka na pustyni podczas "napadu" na pociąg, Jasse zrozumiał wtedy ,że Walt to po prostu szaleniec.
Wydaje mi się,że Walt dokładnie wiedział,że z tego interesu nie wychodzi się ot tak sobie.Jasse był bardziej naiwny i nie miał jakiegoś konkretnego celu,żeby to robić.
myślę dokładnie to samo, co do Jesse'go. Poza tym wszystko co "osiągnął" -nawet głupią pewność siebie zawdzięcza Waltowi, a gdyby do końca został lojalny nie byłoby w ogole zadnej sprawy ze śmiercią Hanka, porwaniem przez "gang" Jack'a itd. Poza tym dla mnie Jesse jest po prostu skończonym naiwniakiem, bezgranicznym głupkiem i nie wiem jak jeszcze to określić. Tyle zachodu o jedno zatrucie chłopca, który wyzdrowiał, bo Walter bardzo dobrze wiedział co i po co robi. Poza tym: wtf z tą Andreą; jakaś nie wiadomo skąd babka z dzieckiem, która nagle staje się całym wszechświatem dla Jess'a. Nie kumam, nie kumam, nie kumam. Nie potrafię tego ogarnąć w głowie, może jestem za mało empatyczna, skrzywiona moralnie i etycznie.. nie wiem.
"Jess nie był, w mojej ocenie, winien śmierci Hanka a Walt wyżył się na nim do
nieprzytomności choć śmierć szwagra była jego własną zasługą."
Możesz mi powiedzieć na jakiej podstawie twierdzisz, że śmierć Hanka była zasługą Walta? Ja czegoś takiego w ogóle nie widziałem, zabił go Jack a Walt desperacko próbował go uratować. Już Pinkman był bardziej winny śmierci Hanka gdyż on go zaprowadził na tę pustynię, on tak oszukał Walta, że ten musiał zadzwonić do Jacka. Walt robił wszystko aby Hankowi nie stała się krzywda, i pisanie, że to była jego zasługa jest ogromnie nie sprawiedliwe.
Oczywiscie, ze smierc Hanka byla wina Walta. A kto to tego wszystkigo doprowadzil? Kto wezwal Jacka na pustyni? Moze i staral sie go odwolac ale chyba wiedzial kogo wzywa na pomoc czyz nie?
Walt robil wszystko, zeby JEMU nie stala sie krzywda (i dolarom), reszte mial gdzies. Choc trzeba przyznac, ze smierc Hanka troche nim wstrzasnela i przeanalizowal swoje priorytety!
" A kto to tego wszystkigo doprowadzil?"
Jesse. Gdyby nie uwziął się tak na Walta, nie próbował spalić mu domu to Walt w ogóle nie musiałby dzwonić do Jacka aby zlikwidował Pinkmana.
"ale chyba wiedzial kogo wzywa na pomoc czyz nie?"
A skąd on miał wiedzieć, że Jesse przyjedzie razem z Hankiem? Myślał, że Pinkman jest sam, gdyby wiedział, że Hank też przyjedzie to by nie dzwonił.
Walt robil wszystko, zeby JEMU nie stala sie krzywda (i
dolarom), reszte mial gdzies."
Do prawdy? To dlaczego dał się aresztować Hankowi? Gdyby zależało mu tylko na sobie i na dolarach to nie odwoływałby Jacka bo tylko zabicie Hanka, Gomeza i Pinkmana było dla Walta jedynym wyjściem do zachowania wolności i uratowania pieniędzy. Jednak Walt poświęcił siebie i swoje pieniądze (po aresztowaniu Walta DEA zarekwirowałoby dolary) aby Hankowi i jego rodzinie nie stała się krzywda. To co napisałeś jest zwykłym kłamstwem.
"
"Jesse. Gdyby nie uwziął się tak na Walta, nie próbował spalić mu domu to Walt w ogóle nie musiałby dzwonić do Jacka aby zlikwidował Pinkmana."
Prosze Cie, naprawde uwazasz, ze wszystko co sie stalo na koncu to wina Jessiego? Cos slabo rozumujesz. Wszystko to co sie wydarzylo na koncu to konsekwencje dzialan Walta!
"Do prawdy? To dlaczego dał się aresztować Hankowi?" - niby kiedy dal sie aresztowac Hankowi?
Walt sie nie poswiecil, poprostu wiedzial, ze jest skonczony i nie ma do czego wracac. Rodzina go nienawidzi, policja sciga. Wiedzial, ze nie ma po co zyc, ze w koncu go znajda. A jako, ze ruszylo go troszke sumienie po smierci Hanka to postanowil sie zemscic na Jacku.
"To co napisałeś jest zwykłym kłamstwem." - to co napisalem nie jest klamstwem tylko moim punktem widzenia. Jesli nie jestes w stanie takich prostych rzeczy rozroznic to niestety nie mamy o czym dyskutowac. Pozdrawiam.
" Wszystko to co sie wydarzylo na koncu to konsekwencje dzialan Walta!"
Dobrze by było gdybyś jeszcze napisał na jakiej postawie tak twierdzisz.
" Walt sie nie poswiecil, poprostu wiedzial, ze jest skonczony i nie ma do czego wracac. Rodzina go nienawidzi, policja sciga. Wiedzial, ze nie ma po co zyc, ze w koncu go znajda."
Rodzina go nienawidzi? Gdzie coś takiego zauważyłeś? Przed wydarzeniami na pustyni dzieci go kochały a Skyler cały czas stała po jego stronie. Walt wcale nie był skończony, miał gotowy plan: zabrać rodzinę, zadzwonić do człowieka od Saula, zmienić tożsamość, wyjechać i żyć w spokoju.
"Dobrze by było gdybyś jeszcze napisał na jakiej postawie tak twierdzisz."
No a kto zaczal wytwarzac "mete" i zostal "gangsterem" co w koncu doprowadzilo do konfrontacji z Hankiem?
"Rodzina go nienawidzi? Gdzie coś takiego zauważyłeś?"
Ja mowie o wydarzeniach "po pustyni". Wtedy nienawidzi go juz cala rodzina. Wczesniej nienawidzila go tylko Skyler (bo chyba nie uwazasz, ze darzyla go jakimkolwiek uczuciem po tych wszystkich "przygodach"?)
"Walt wcale nie był skończony, miał gotowy plan: zabrać rodzinę, zadzwonić do człowieka od Saula, zmienić tożsamość, wyjechać i żyć w spokoju."
Naprawde sadzisz, ze to by sie udalo? Ja nie!
" Ja mowie o wydarzeniach "po pustyni". Wtedy nienawidzi
go juz cala rodzina."
Po pustyni, czyli po aresztowaniu. Więc co, Walt zajrzał do szklanej kuli i ujrzał swoją przyszłość, zobaczył, że rodzina go znienawidzi a policja będzie go ścigać, nie spodobało mu się to więc postanowił dać się aresztować? To masz na myśli?
" Naprawde sadzisz, ze to by sie udalo? Ja nie!"
Nie ważne jest to co sądzę ja, ani to co sądzisz Ty. Ważne jest to co sądził Walt, a skoro próbował to zrobić to znaczy, że sądził iż się uda.
O jakim "aresztowaniu" ty mowisz bo sie gubie. Czyim aresztowaniu?
Zupelnie nie czaje czego ty nie rozumiesz w tym co ja pisze? O jakiej szklanej kuli mowisz?
My naprawde rozmawiamy o tym samym serialu?
Pisałem o aresztowaniu Walta na pustyni, Hank zakuł go w kajdany i zamknął w samochodzie, byli tam również Gomez i Pinkman, odcinek "To'hajiilee". Kojarzysz taką scenę?
tak kojarze. Troszke chaotycznie piszesz i nie widzialem, o ktora scene dokladnie ci chodzi. Teraz juz wiem co miales na mysli w poprzednich postach i w duzej mierze sie z toba zgadzam. Aczkolwiek obarczanie smiercia Hanka Jessiego jest dla mnie nie do przyjecia. Moim zdaniem to tylko i wylacznie Walt do tego doprowadzil swoimi wczesniejszymi zachowaniami.
Druga sprawa to mowisz, ze rodzina go nie nienawidzila przed wydarzeniami z pustyni. Ja uwazam inaczej. Skyler juz dawno miala dosc Walta. Poprostu nie do konca wiedziala jak wybrnac z sytuacji. Nawet gdyby razem znikneli tak jak Walt planowal, to sadze, ze i tak po pewnym czasie Skyler albo by wrocila albo podciala sobie zyly. Pozdro
Nie zgadzam się z tym, że Skyler miała dość Walta. Było tak od 1 do 8 odcinka piątego sezonu, ale po tym gdy Walt powiedział, że skończył z gotowaniem ona widocznie uznała, że mogą rozpocząć nowe życie. Przypomnij sobie jak zachowywała się na 51 urodzinach Walta a jak na tym przyjęciu z Waltem, Juniorem, Hankiem i Marie pod koniec 8 odcinka (Gilding Over All). Na urodzinach była smutna, na przyjęciu radosna. Poza tym później nie chciała zeznawać przeciwko Waltowi i namawiała go aby nie oddawał się w ręce policji. Później w barze chciała aby Hank dał spokój Waltowi mówiąc: "Jeśli cokolwiek robił, to już przeszłość". Zapomniałeś jeszcze o dzieciach Walta które go kochały. Tak więc Walt miał powód aby dalej żyć na wolności, dał się aresztować Hankowi nie dlatego, że wszystko stracił.
Bezpośrednim winnym śmierci Hanka był Jack Welker bo to on go po prostu zabił. Zgadzam się, że Walt swoimi czynami do tego doprowadził, ale nie zgadzam się z tym, że była to wyłącznie jego wina. Przecież Jesse też do tego doprowadził, to był jego pomysł żeby pojechać na tę pustynię, on zaprowadził tam Hanka. Nawet sam Hank jest winny swojej śmierci ponieważ to on z własnej woli wstąpił do DEA, a przecież wiedział, że jest to zawód niebezpieczny i można liczyć się z zagrożeniem życia.
Moim zdaniem Skyler byla juz tak "zniszczona" psychicznie i w pewnym sensie pogodzila sie z sytuacja. Co nie zmienia faktu, ze szczesliwe zycie rodzinne by juz im sie napewno nie udalo.
Oczywiscie, ze to Jack zabil Hanka i to on jest najbardziej winny jego smierci ale to nie zmienia faktu, ze to w pogoni za Waltem Hank pojechal na pustynie i to Walt po Jacka zadzwonil. To, ze pozniej staral sie go odwolac itp. nie umywa mu rak.
Ten Cyrk z Hankiem!!! No proszę was! 1. gdyby Walt nie kiwnął palcem nie miałby po co do domu już wracać. 2. to był ostatni dowód na to że jest przyzwoitym człowiekiem, gdyby bez mrugnięcia zdecydował o losie Hanka sam by przyznał że stoczył się już na dno dna. Powiedział więc pierwsze co mu przyszło do głowy pieniądze za życie. Skyler jest dla mnie w jakiejś stagnacji, z jednej strony przyjmuje z drugiej nie do wiadomości o tym co się dzieje. Dla mnie kryje Walta ze względu na dzieci i nie wie jak się z tym wszystkim uporać. Ciężko powiedzieć że to co dzieje się w ich domu jest formą rodzinnego szczęścia. Junior średnio kmini co się w koło dzieje i to jest Walta jedyny ratunek. Skyler natomiast udaje jakby Walt nigdy się niczym nie zajmował i zamiata to pod dywan. Na dodatek prosi innych by myśleli to samo. Walt natomiast jest przekomiczny bo wydaje mu się że uratuje swoją rodzinę od niebezpieczeństw jednocześnie zachowując pozory normalnego życia choć w rzeczywistości jego domu powinna chronić banda ochroniarzy. Nie można być królem mety od 8:00 do 16:00 a potem przykładnym ojcem, to tak po prostu nie działa.
dirt16 nie mówie że Pinkman jest Aniołem on sam ma sporo za uszami i jest odpowiedzialny choćby za swój nałóg ale mam wrażenie że gdyby trafił na Andreę wcześniej wyszedłby na ludzi. Wbrew pozorom on bardzo łatwo ulega wpływom a Walt wykorzystuje to do granic przyzwoitości - takie moje zdanie.
Wlaczylem sobie jeszcze raz ten odcinek dla przypomnienia. Juz przypomnialem sobie o jakie poddanie ci chodzi.
Ja zmierzalem do tego, ze smierc Hanka jest konsekwencja dzialan Walta od poczatku. Czyli on zaczyna wytwarzac mete, staje sie tym zlym a Hank go sciga co w konsekwencji prowadzi do jego smierci. Dlatego mowie, ze to wina Walta. I nie wazne, ze starl sie przekonac Jacka - swoimi czynami do tego doprowadzil.
Co do rodziny. Skyler w moim odczuciu nie nawidzi Walta juz od 2 sezonu. Poprostu nie wiedziala jak wybrnac z tej sytuacji i dlatego zostala jego "partnerem". Syn go znienawidzil w momencie gdy dowiedzial sie, ze jego wujek zginal przez niego.
To jest tak zwany ciąg przyczynowo skutkowy, co dla mnie jest kompletną bzdurą. Wiadomo, że czyny Waltera zapoczątkowały dużo różnych "przygód" ale nie można go przez to o wszystko obwiniać. Trzeba patrzeć z perspektywy teraźniejszości i w takiej perspektywie to Jesse ściągnął Hanka na pustynię. A jeśli bawić się w ciąg przyczynowo skutkowy to tak samo można powiedzieć, że to wina Jessego, bo przed spotkaniem z Waltem przestraszył się gościa, który okazał się być ojcem z córką na spacerze, przez co wymyślił inny plan.
Ktoś kiedyś tutaj ładnie to podsumował, że ciąg przyczynowo skutkowy może być równie dobrze gdy zaprosimy znajomego do siebie, a on w drodze do nas wpadnie pod samochód na pasach. Wtedy to będzie wina nasza czy kierowcy?
"Ktoś kiedyś tutaj ładnie to podsumował, że ciąg przyczynowo skutkowy może być równie dobrze gdy zaprosimy znajomego do siebie, a on w drodze do nas wpadnie pod samochód na pasach. Wtedy to będzie wina nasza czy kierowcy?"
Moim zdaniem to nie jest trafne porownanie. Tu byla sytuacja taka, ze to Walt pojechal na pustynie i to Walt zadzwonil po Jacka. Takze sporo jego winy w smierci Hanka jest.
Tylko że Walter nie wiedział z kim Jesse współpracuje i gdyby ten drugi nie wyczuł zagrożenia w gościu czekającym na córkę, Walt w ogóle nie dzwoniłby po Jacka. Pamiętajmy, że Walter chciał to rozwiązać pokojowo, więc wezwanie ekipy też można po części przypisać do Jessego, w którym Walter zobaczył jakieś zagrożenie.
kolego Hajzenberg, "Walter nie wiedział z kim Jasse współpracuje i co z tego". Jasse nie wiedział ,że Walt zadzwoni po bandę nazistów, chyba nie mógł przypuszczać ,że nieprzygotowany Walt jest w stanie zabić dwóch doświadczonych agentów specjalnych DEA ? Kolega Snail 1981 ma rację tylko ,źle to uargumentował.
Argument z ciągiem przyczynowo-skutkowym ma jednak sens, ale jest jeden warunek: by kogoś obarczyć winą za coś trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy "czy mogliśmy to przewidzieć ?" Jeśli zaproszę ciebie do mnie do domu i a ciebie w drodze potrąci samochód to nie będzie to moja wina bo nie mogłem tego przewidzieć. Czy Walt mógł przewidzieć ,że w końcu jego szwagier z DEA wpadnie na jego trop i zrobi się bajzel ? Czy mógł przewidzieć ,że wchodząc w układy z gangiem nazistów później nie będzie ich w stanie kontrolować ? Takich pytań możemy zadać mnóstwo i zawsze odpowiedz będzie TAK.
Zrób nam przyjemność i przyznaj się do błędu tak jak twój ulubiony bohater :)
Moim zdaniem to jest temat rzeka, każdy może postrzegać to na swój sposób i chyba o to w tym chodzi. To, co pisałem wyżej to tylko moje przypuszczenia, nie stwierdzony przeze mnie fakt. Może być inaczej, tak jak Wy myślicie w takim przypadku Wy macie rację, ale wydaje mi się, że tutaj nikt nie powinien przyznawać się do błędu, bo nikt nie potrafi czytać bohaterom serialu w myślach i dowiedzieć się co mogli przewidzieć, a czego nie.
Kontynuując moje przypuszczenia, Walterowi mogło być ciężko przewidzieć współpracę Jessego z Hankiem, szczególnie po tym, co między nimi zachodziło. Hank nie raz zalazł Jessemu za skórę i na odwrót, co skończyło się dotkliwym pobiciem Pinkmana. Z drugiej strony może Walter okłamywał sam siebie, kiedy mówił, że Jesse nie jest szczurem, być może mówił to ze względu na jego głęboko ukrytą wtedy troskę i sympatię do niego.
A co do przewidzenia poczynań nazistów, masz rację, nie sposób nie przewidzieć, że tacy goście prędzej, czy później zrobią coś głupiego.
Zadzwonił po Jacka, ale przecież nie wiedział że tym celem ma być Hank ! Nie przypuszczał przecież, że Pinkman zdradzi i będzie gadał z federalnymi. Zresztą widzieliście co mówił Hank o Pinkmanie przed tym spotkaniem z Waltem (to do którego ostatecznie nie doszło). Mówił, że jak Pinkman zginie to nie ważne, bo to tylko ćpun. Pinkman zdradził kogoś kto wielokrotnie ratował mu życie i zaczął współpracę z federalnymi dla których Pinkman był śmieciem.
Owszem Walt zadzwonił po Jacka, ale nie przypuszczał nawet, że Pinkman będzie z Hankiem. Walt zdecydowanie nie chciał śmierci Hanka. Najpierw ochronił go przed Gusem, później chciał ochronić go przed Jackem. Ba, nawet chciał mu oddać kilkadziesiąt milionów dolarów byleby tylko Jack nie zabijał Hanka. Gdyby wiedział, że na pustynię przyjedzie Hank to nawet nie pomyślałby o tym by dzwonić po Jacka.
ja nie mowie, ze Walt chcial smierci Hanka. Co nie zmienia faktu, ze do niej doprowadzil!
SPOILER
A co jeśli powiem że za śmierć Hanka odpowiada... Hank.
Sezon 1, załamany po usłyszeniu diagnozy Walt nie wie co ma zrobić. Według diagnozy zostało mu niewiele czasu na tym świecie, ma hipotekę do spłaty, małe dziecko w drodze i niepełnosprawnego syna, sam ma słabo płatna pracę i musi dorabiać. Wie, że po odejściu nie zostawi im nic po za długami. Później jest przyjęcie, wywiad w tv Hanka z akcji, fura kasy zgarnięta przez DEA. Walt z zaciekawieniem pyta ile zebrali, Hank odpowiada ze około 700 tys. po czym dodaje " It's easy money, until we catch ya" czyli "to łatwa kasa, dopóki cię nie złapiemy". W tym oto momencie Hank zasadza ziarnko w umyśle Walta któremu nawet pewnie przez myśl nie przeszła możliwość sprzedaży narkotyków. Po czym Hank zabiera Walta na akcje gdzie ten poznaje na nowo Jessiego.
I tak oto rak ułożył kostki domina a Hank ruszył pierwszą kostką.
Po za tym zacznijmy od tego ze nikt w tym serialu nie był bez winy. Wszyscy mieli swój udział, ale mówić że Walt był bezwzględnym zabójcą? Dajcie spokój, taki był Mike, Bracia Salamanca, Tuco, Gus... Po za może zabicie Mike'a w afekcie (chodź nie chciał by jego ludzie zaczęli sypać, jednak jak sam przyznał mógł zdobyć nazwiska od Lydii), w innych przypadkach Walt zabijał z uzasadnionych przyczyn, głównie by chronić siebie, rodzinę i Jessiego. Dla niektórych patrzenie na śmierć Jane można uznać za podłe, jednak nie zrobił by tego gdyby mu nie groziła, z resztą nie planował jej chyba zabić, jednak gdy okazja sama wpadła w ręce wolał to zakończyć od razu.
Mnie tylko dobiło to, że w ostatecznym rozrachunku (może po za Skyler która uroniła łezkę) wszyscy na których mu zależało mieli go za przestępcę i bezwzględnego mordercę, chodź chronił ich jak mógł.
Jedno jest chyba jest pewne, Walt na początku nie przypuszczał że los potoczy się aż tak, głównym celem było ugotować metę, nie mieć kontaktu z klientami, zebrać kasę i odejść z tego świata... los jednak inaczej nim pokierował i na pewno zmienił go psychicznie.
"A co jeśli powiem że za śmierć Hanka odpowiada... Hank. " - idac tym tropem mozna rownie dobrze powiedziec, ze za smierc Hanka odpowiadaja rodzice Walta bo go splodzili. Albo Skyler bo za niego wyszla i poznala z Hankiem.
"I tak oto rak ułożył kostki domina a Hank ruszył pierwszą kostką." - mysle, ze gdyby nie Hank to kto inny by mu ten "pomysl" podsunal!
"ale mówić że Walt był bezwzględnym zabójcą?... Walt zabijał z uzasadnionych przyczyn" - troche to naciagane. Walt w wiekszosci przypadkow zabijal tych, ktorzy staneli na jego drodze w byciu bosem narkotykowym. Fakt, ze zzyl sie z Jessim i w pewnym sensie chcial go chronic nie usprawiedliwia jego zachowania. Przynajmniej w moim odczuciu.
"Dla niektórych patrzenie na śmierć Jane można uznać za podłe..." - bo to bylo podle! Tym bardziej, ze gdyby jej nie przesunal chcac obudzic Jessiego to prawdopodobnie by sie nie udusila.
"Mnie tylko dobiło to, że w ostatecznym rozrachunku (może po za Skyler która uroniła łezkę) wszyscy na których mu zależało mieli go za przestępcę i bezwzględnego mordercę, chodź chronił ich jak mógł." - dziwisz sie Hankowi, ze tak zareagowal? Przeciez Walt ewidentnie robil go w wala! Spowodowal wypadek, dzwonil ze Marie jest w szpitalu. Wykorzystywal go!
"Jedno jest chyba jest pewne, Walt na początku nie przypuszczał że los potoczy się aż tak, głównym celem było ugotować metę, nie mieć kontaktu z klientami, zebrać kasę i odejść z tego świata... los jednak inaczej nim pokierował i na pewno zmienił go psychicznie." - tu sie zgadzam:)
PS. Podziwiam Cranstona za wykreowanie takiej postaci jak Walter White. Dla mnie mistrzostwo swiata:)
Chyba nie zrozumiałeś troche sekwencji zdarzeń. Za zrujnowanie relacji z Gusem i jego wpadkę, co zaskutkowało owymi wydarzeniami, jest winny Jesse. Jesse który zamiast trzepać kase której równie dobrze mógł nie dostawać (jego udział w robieniu niebieskiej fety był znikomy), wolał bawić się w gangstera i próbować wyrównać rachunki za bratanka jakiejś ćpunki-szlaufa. Do tego, koniec końców, Jesse został frajerem który" zesrał" się na wszystkich ze szczegółami. Nawet stary Salamanca słowa nie pisnął.
Pinkman był za słaby psychicznie, żeby dać rade ze wszystkim. Stracił kobietę, którą kochał, nie umiał poradzić sobie wyrzutami sumienia po zabiciu Gale'a, a gdy jeszcze się dowiedział, kto otruł Brock'a to załamał się i chciał ukarać Walta.
Jessie jest postacią tragiczną z góry skazaną na klęskę. Co by nie zrobił, to i tak źle się to kończyło
No właśnie nie do końca wiedział. Całe jego pojęcie o o tym biznesie można było zobaczyć w pierwszym sezonie. Dla niego handel metamfetaminą ograniczał się do chodzenia po blokowiskach w bluzie z kapturem i sprzedawania towaru znajomym ćpunom. Prawdziwy biznes poznał dopiero po spotkaniu Gusa, czyli mniej więcej w momencie pierwszego krachu na jego psychice. Wyszedł z handlu, w którym terytorium są dzielnice lub dwie ulice na krzyż, a wszedł w handel międzynarodowy, gdzie jednak nie było miejsca dla takich jak on. Wiadomo jak Gus rozwiązywał problemy. Gdyby taki Spooge go oszukał, to skończyłby z ciepłą kulką w głowie szybciej niż zdążyłby spożytkować skradziony towar. A jak postąpił Jesse? Kilka minut przygotowywał się do "akcji" stojąc pod drzwiami i powtarzając każdemu znane już zdanie "where's my money b*tch?", a gdy już dobrał się już do przećpanego małżeństwa, nie wiedział dokładnie co z nimi zrobić i skończyło się na tym, że Spooge'a zabiła jego żona, a Jesse jeszcze pomógł jego synkowi i skończyło się to jego pierwszym załamaniem.
Jesse po prostu mentalnie cały czas był takim typowym ulicznym dilerem, stąd jego zachowanie, bo kto porwałby się w pojedynkę na zabicie dwóch pracowników barona narkotykowego?
a no właśnie! Jess wbrew pozorom do tego świata się nie nadaje. Choćby ze względu na swoje umiłowanie dzieci. To jest biznes dla ludzi do szpiku kości złych bez żadnych uczuć a Jess dla mnie uczuć ma w nadmiarze. Oczywiście potrafi zabić czemu dał niejednokrotnie wyraz ale wbrew pozorom jego morderstwa były jakoś moralnie uwarunkowane. (jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi) zabijał innych jeśli ci zabili dziecko. Takie bestialstwo nie mieściło mu się w głowie. Dla mnie to postać która bardzo zbłądziła podczas gdy Walt doskonale wie gdzie zmierza nawet jeśli niektórych rzeczy na swojej drodze się nie spodziewał (jak choćby tego że będzie pracował w ramach międzynarodowego przemytu).
Oj, faktycznie Walter faktycznie wielu rzeczy się nie spodziewał. Gdy jeszcze gotował z Jessem w kamperze, wcale nie miał zamiaru dążyć do nie wiadomo jak wielkiego sukcesu. Sam mówił, że on chciał być cichym współpracownikiem. Można powiedzieć, że zaczynał z podobnym pojęciem o handlu metamfetaminą jak Jesse. Chciał siedzieć sobie po godzinach w kamperze na pustyni i gotować, a Jesse miał to sprzedawać na ulicy. Oboje nie wiedzieli w co się pakują, jednak Walter przyjął to dużo lepiej od Jessego.
i dlatego ten serial chyba nawet od Dextera bardziej lubię....że on pokazuje zmianę moralnego i dobrego człowieka w kogoś do szpiku kości złego. Dex jest zły z natury a Walter jest do rany przyłóż. I nagle okazuje się że w pewnych okolicznościach zmienia się nie do poznania. biorąc pod uwagę co powiedziałeś - że są w podobnej syt. z Jessem odnoszę wrażenie, że niektórzy są po prostu psychicznie/genetycznie uwarunkowani do takich "zmian na gorsze". Mają w sobie jakiś uśpiony pierwiastek przestępcy, który pozwala im sobie z tym wszystkim lepiej radzić.
A najlepsze jest to, że taki pierwiastek może siedzieć w każdym z nas, tylko o tym nie wiemy, tak samo jak Walter i nawet z postrzeganiem przestępców jako "zwierząt", na dobrą sprawę każdy z nas mógłby być kimś takim (o ile siedzi w nim to, co siedziało w Walterze).
WIEM! to własnie mnie martwi cały ten czas :D :D :D czy gdybym była jak Walt też bym się stała taka bezwzględna trochę według zasady "okazja czyni złodzieja" - miał sposobność bycia genialnym przestępcą to z niej skorzystał. Jak przypominam sobie jak na początku Walt walczył ze sobą by nie zabić Crazy8 a potem robił to bez zmrużenia oka - to przerażające i fascynujące zarazem. Każdy może być mordercą jeśli tylko ma do tego psychiczne predyspozycje.