Denerwuje mnie to, że tak wiele ludzi nienawidzi Todda, moim zdaniem on tylko robił to co musiał robić. Tak było z dzieciakiem, którego zastrzelił. Skąd miał wiedzieć, że to dziecko nie wyda jego ani reszty? Jesse, taki wielki obrońca dzieci i uciśnionych widocznie miał mózg zbyt zużyty przez metę by to zrozumieć. To samo było z Andreą. Co niby miał zrobić? Postawić się bandzie nazioli? A może zadzwonić po policję i DEA?
Gdyby to Todd od początku był wspólnikiem Walta, to by nie doszło do wszystkich kłopotów jakie miał White.
wiadomo, lepszy posłuszny, ale ROZUMNY człowiek (Todd) od ćpuna bez jaj (w sezonie 5B Jesse płakał w każdym odcinku bodajże) łatwego do manipulacji, który ostatecznie wydał Waltera Hankowi, tylko i wyłącznie dla tego, że Heisenberg otruł dziecko, które i tak przeżyło...
Miał więcej empatii to i płakał. To nie jest sport dla każdego. Wiesz co on zrobił, ale nie wiesz co przeszedł, także mnie nie dziwi, że mu psycha siadła. I nie powiedziałbym, że nie miał jaj.
"Tak było z dzieciakiem, którego zastrzelił. Skąd miał wiedzieć, że to dziecko nie wyda jego ani reszty?"
A to już nie było innych sposobów? Mógł go na przykład złapać, obezwładnić, związać i oddać mądrzejszemu Waltowi który zastanowiłby się co z nim zrobić. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tej zbrodni.
Oczywiście, że by go zabił. Tak naprawdę to najlepszą reakcją byłby brak reakcji. Dzieciak i tak nie połapałby o co biega.
A czy ja napisałem, że ma go gonić? Mógł wyciągnąć pistolet, wycelować w niego i powiedzieć mu aby podszedł oraz ostrzec, że jeśli zacznie uciekać to go zastrzeli. Jeśli nie posłuchałby go i zaczął uciekać to mógłby mu strzelać w koła lub dopiero wtedy zabić go i to w jakiś sposób usprawiedliwiałoby jego decyzję.
Po prostu reżyser chciał żeby była mocna końcówka tego odcinka, żeby widz przed telewizorem krzyknął ( Oooooo ku*wa, co sie dzieje? Czego ten sku**iel zabił małego meksykanina a pożniej w beczce rozpuścił ). A nie najpierw ostrzeżenie a potem strzał w koło.
Moim zdaniem Pinkman miał kompleks Mesjasza i tyle. Zeznawał przeciwko temu diabłu ("mr. White, he's the devil!"), uratował świat przed złym Toddem zabijając go pod koniec Feliny, chciał uratować świat przed złymi dealerami, którzy zabili brata Andrei (chociaż zgadzam się, to było potworne), jednocześnie gotując metę i sprzedając ją ludziom na odwyku. On też bynajmniej nie był święty.
Tood był po prostu całkowicie wyprany z zasad etycznych. Taki człowiek bez głębszych uczuć (zupełne przeciwieństwo Pinkmana). Nie miało dla niego znaczenia kogo zabija - kierował się po prostu chęcią przetrwania. Cóż, taki biznes. Zabicie dziecka było w moim odczuciu najgorszym posunięciem na jaki można się zdecydować - z etycznego punktu widzenia, ale jednocześnie było to - z racjonalnego z kolei punktu widzenia - szybkie i logiczne działanie mające na celu właśnie przetrwanie, nie danie się złapać.
Niestety zapominacie, że Tood był głupi, można powiedzieć lżej - niezbyt zdolny. Gotowanie, mimo że bardzo się starał i dużo uczył nigdy nie wyszło mu tak dobrze jak Jessiemu.
Dokładnie, ostanie dwa zdania to jest to co i ja uważam. Todd to najzwyklejszy głupek, taki sobie "robot" któremu powiesz skacz, to skacze nie pytając o powód. Bez emocji rozumu, nie człowiek.
A Jessi, to kompletnie inny człowiek, przede wszystkim bardzo emocjonalny i niezbyt odporny psychicznie, chociaż po tym co przeszedł, to mało kto wyszedłby z tego bez szwanku.
Jessiego przestałem lubić po 3 sezonie. Od początku go nie lubiłem za bardzo, bo był idiotą i ćpunem. Todd z kolei, nie dość, że był posłuszny, to nie był pipą, ani idiotą.