to kino w służbie politycznej poprawności
Wśród komentarzy miłośników czy sympatyków owego serialu dominuje opinia, że negatywne komentarze - które wytykają przede wszystkim obsadzenie ról arystokracji brytyjskiej przez czarnoskórych – jako wyraz prymitywizmu, rasizmu i braku zrozumienia dla nowoczesnego kina. Ba, krytycy obsady, nie rozumieją zabawy formą, aktorskiego kunsztu, ani fascynującej akcji. Ciemnogród i ból czterech liter.
Tymczasem należy zdać sobie sprawę, że „Bridgertonowie”, to nie jest baśń filmowa, nie jest to fantasy, ale serial ulokowany w okresie brytyjskiej regencji, na początku XIX wieku. Pochodząca z niemieckiego rodu Mecklenburg-Strelitz, królowa Zofia Charlotta (obsadzona Murzynka), to żona niedysponowanego z powodów mentalnych Jerzego III Hanowerskiego. Absurd obsadzenia Murzynki w roli królowej Zjednoczonego Królestwa i królowej Hanoweru, podkreśla dodatkowo fakt, że w czasie regencji Wielka Brytania nie zniosła niewolnictwa, jak kontynentalna Europa za sprawą Kongresu Wiedeńskiego.
Zatem nie jest to „Kopciuszek”, „Księżniczka na ziarnku grochu” itd. Zatem rozumiejmy co oglądamy ! To serial ulokowany w konkretnej rzeczywistości początku XIX wieku. Jest zbrodnią na historii wprowadzanie postaci czarnoskórych aktorów w role angielskiej arystokracji, elity Londynu czasów gregoriańskich.
Przy całym zrozumieniu, że część widowni w ogóle nie zna historii lub wiedzę ma mniej niż skromną, to epatowanie hasłem, że nieistotny jest kolor skóry, a gra aktorska (co może przekonuje niektórych krytyków kina), to tylko współczesna demagogia i propaganda politycznej poprawności.
Zakłamywanie historii poprzez epatowaniem np. czarnoskórych książąt czy władców w jakimkolwiek etapie dziejów Europy, to rzecz dyskwalifikująca ten serial na samym początku. Młodzi ludzie, którzy również poprzez kino mają kontakt z historią, dowiedzą się z tego serialu, że wśród angielskich władców byli Murzyni, a wśród europejskiej elity, co krok spotykaliśmy czarnoskóre rody. To zniekształcanie prawdy historycznej, nawet jeżeli fabuła jest czystą fikcją, w którą wplecione są elementy danej epoki, włączone są prawdziwe postacie historyczne.
Komentarze, że to przecież nie jest dokument (!) świadczą o tym, że większość widowni nie rozumie zawłaszczenia historii i tradycji Wielkiej Brytanii, ale też Europy. Taka treść zmierza w kierunku kolejnych absurdów, bo jeżeli Murzyni byli w brytyjskiej elicie, to skąd wzięła się walka o uprawnienie rasowe, zniesienie niewolnictwa? Przecież czarnoskórzy rządzili np. Wielką Brytanią? Jak młodszym wytłumaczyć, że Zofia Charlotta pochodzi z czarnoskórego rodu niemieckich książąt?
Czy naprawdę nie jest to dyskredytacja prawdziwej historii Afryki, gdzie istniały wspaniałe państwa i królestwa? Zaprawdę w historii czarnoskórych nie ma nic godnego do pokazania, do osadzenia tam realiów jakiegokolwiek filmu? Bo tu wyjątkiem pozostaje serial ‘Zulus Czaka’.
Podążając za argumentacją, że najważniejsza jest dobra zabawa i dobrzy aktorzy, to jakiej reakcji wśród czarnej społeczności można byłoby się spodziewać, gdyby w filmie akcji osadzonym w realiach RPA, w postać Mandeli wcielił się…powiedzmy Hopkins?
Wartość filmu, serialu, to nie tylko wartki scenariusz, wyraziści aktorzy, reżyseria, ale też scenografia, kostiumy i realia epoki w jakiej osadzona jest produkcja. Historię na nowo próbowano pisać w czasach socjalizmu. Zwłaszcza Polacy powinni to pamiętać, bo Zachód tego nie doświadczył. W dobrym filmie był zawsze szlachetny i ubogi robotnik walczący z opasłym, obleśnym i złośliwym fabrykantem…był ciemiężony chłop powstający przeciw pijanemu szlachcicowi… Tak też tworzono produkcję, aby była akcja. Skończyło się tak, że do dzisiaj tłumaczymy się, że polska kawaleria nie atakowała niemieckich czołgów szablami (Lotna ’56 reż. A.Wajda).