Jedno wielkie OMG, o mało nie wyszłam z siebie, kiedy myślałam, że Jackson umarł. Mam nadzieję, że w końcu będzie z April.
Arizona - wielkie rozczarowanie, biedna Callie. Plus nie lubię tej nowej lekarki i mam nadzieję, że nie zostanie na dłużej.
Końcówka mnie zaskoczyła za nic się tego nie spodziewałam!
Myślicie, że istnieje szansa, że Richard przeżyje?
Boże, jak wybuchł ten autobus to myślałam, że na zawał padnę przed komputerem...
Mega się cieszę, że z MerDer i dzieckiem okej, ale też były chwile grozy.
A Arizona to sucza jest! Nie wiem, jak mogła to wszystko Callie wygarną jeszcze, zwyczajnie dołożyła jej po tym jak tamta się dowiedziała o zdradzie... Tak ją lubiłam, a teraz mam ochotę ją skopać.
A końcówka przerażająca, boję się o Richarda, jak umrze to Bailey w ogóle się załamie, zresztą on musi być w tym serialu... Jednak, może jestem okropna, ale jego śmierć to dla mnie "mniejsze zło" niż śmierć Jacksona albo Mer.
Jasne... To co zrobiła Arizona jest okropne, jednak nie zapominajmy, że to fikcyjna postać i winą możemy obarczyć co najwyżej scenarzystów... Cóż... To serial, czyli walka o oglądalność, a właśnie takie rozwscieczające ( bądź doprowadzające do łez ) sytuacje są gwarantem wysokich słupków.
Wiem, że to postać fikcyjna, nie hejtuję przecież aktorki tylko Arizonę jako taką - stworzoną właśnie przez twórców serialu (:
Oczywiście odcinek na najwyższym poziomie... Można mieć żal do scenarzystów za niektóre posunięcia ( ja na przykład mogłabym ich pozabijać za kolejną rewolucję w życiu Callie i Arizony, mam jednak nadzieję, że autorzy serialu mają świadomość, jak wielką wartością dla serialu jest ten wątek i nie podejmą jakiś skrajnych decyzji ), ale nie można zaprzeczyć, że serial wciąż trzyma klasę i zapewnia masę emocji. P.S. - Orientujecie się może, którzy aktorzy podpisali umowy na kolejny sezon?
niech mi ktoś jedną rzecz wytłumaczy - MerDer mają chłopca czy dziewczynkę? Najpierw mówiła o imionach Alex Sebastian, a potem jak sie obudziła powiedziała Bailey... to jak to w końcu, bo ja chyba nie ogarnęłam tego wątku...
jak autobus wybuchł to też myślałam, że padnę na zawał... szkoda , że w tym odcinku Jackson nie odpowiedział April - są moim ulubionym wątkiem od zeszłego sezonu
i chłopca chcą nazwać Bailey? Tzn. ja rozumiem, że to nazwisko Mirandy, ale jakoś tak dziwnie... mieć imię na cześć kobiety, która operowała matkę po porodzie... z drugiej strony ludzie nazywają swoje dzieci jabłkami, dzwoneczkami, więc Bailey nie wydaje się aż takie złe.
Bailey to ponoć imię zarówno żeńskie jak i męskie ;D myśle ze scenarzysci chcieli podkreślić jak bardzo ważna jest Bailey dla Meredith i całego serialu :)
powinni mu dać inne imię, albo chociaż podobne, powiedzmy jakiś męski odpowiednik Mirandy... po co Bailey tu Bailey tam, już niech im w pracy jedna wystarczy ^^
To nei jest imię tylko na cześć kobiety, ktora operowała matkę. Przecież Miranda byla ważną cześcią życia Mer - byla jej mentorką, nauczycielką. Ile razy jej pomogla? Ile razy uratowala jej sytuacje, a nawet zycie - w koncu wszyscy ją ratowali po zatonięciu. Meredith wiele jej zawdziecza.
Podsumowanie całego sezonu idealne - wszyscy mają kłopoty, tylko nie Meredith z Derekiem. Ona jest strasznie silna, on niebywale spokojny. Dla nich problem nie jest problemem. Oni przetrwają wszystko. Bobasek był śliczny. Przez wszystkie odcinki stanowili niebywale spory kontrast dla pozostałych bohaterów, którzy postanowili właśnie w ostatnim wyciągnąć brudy na wierzch, powiedzieć sobie prawdę na temat pewnych spraw.
Jackson wcale nie zrobił na mnie wrażenia, jak bohatersko ujawnił się zza płomieni i dymu niosąc tę dziewczynkę. W żaden sposób nie zmieni to tego, jak ja go postrzegam. Nadal jest dla mnie pięknym chłopcem, który musi w każdym odcinku pokazać tors.
Arizona jest ogromną egoistką, nie zwraca uwagi na problemy Callie, patrzy tylko na siebie i swoją nogę, która jak się okazało, nadal jest przyczyną całego sporu między tymi bohaterkami. Wysiłek Callie został zmarnowany a przecież ona była tak oddana Arizonie. Uratowała jej życie, potem czekała, aż w końcu przełamie się i nie będzie bała dać się dotknąć. Teraz wina zrzucona została całkowicie na nią. Nie podoba mi się, jak została potraktowana. Jeśli Shonda będzie próbowała polepszyć relacje między nimi w 10. sezonie i tak nie będzie to już to samo.
Cristina chciała szczerości i ją dostała. Myślę jednak, że nie rozstanie się z Owenem. To nie pójdzie tak łatwo. Nie chcę, aby zmieniała swoje priorytety i nagle zachciała dzieciaka. To moja ulubiona bohaterka i taka zmiana kuła by mnie w oczy. Wszystko teraz zależy od niego. Myślę, że w 10. sezonie będziemy wałkować ten temat przez parę pierwszych odcinków.
April? Znakomita. Nic dodać, nic ująć. Szkoda, że wpakowała się w takie bagno i będzie musiała najprawdopodobniej oddać pierścionek Matthew'owi.
Shonda strzeli sobie w stopę, jeśli uśmierci Richarda. To był taki zabieg, żeby fani z utęsknieniem oczekiwali na 10. sezon. Niestety padło na niego - kręgosłupa tego szpitala i tego serialu. Idiotyzmem byłoby pozbywać się go, choć przyznam szczerze, że jego postać nieco zbladła i nie ma już tego charakteru.
Bardzo cieszę się, że wątek przestraszonej Bailey skończył się. To było w sumie nieznośne. Domniemam, iż chciano pokazać psychikę lekarza, który obwinia się za śmierć pacjentów. No ale proszę was, nie na Bailey.
Odcinek był w sumie dobry, bo mimo braku jakichś dramatycznych scen z umierającymi bohaterami mieliśmy ukazane sytuacje, w których postawili się przed faktem dokonanym i postanowili wyjaśnić sobie raz na zawsze poszczególne problemy.
Nie sądzę, że Richard zostanie uśmiercony - prędzej nie będzie mógł wykonywać zawodu i przejdzie, w końcu, na zasłużoną emeryturę by w serialu pojawiać się rzadko. I w sumie dobrym pomysłem to by było, gdyż jak napisano wyżej, Richard stracił ostatnio wiele ze swego charakteru.
Co do April-Jackson - mi dziewczyny w ogóle nie jest żal. Od początku była niezdecydowana i teraz musi wypić piwo, które sobie nawarzyła. April jest egoistką i za nic ma uczucia innych, poza tym uważam, że tak naprawdę nie wie, czym jest miłość. Żal mi Matthew, oraz Jacksona, który pewnie będzie musiał znowu znosić jej humorki :P
Cristina-Owen - podejrzewam, że Cri będzie się zastanawiać nad dzieckiem, ale to Owen nie będzie chciał, gdyż nie będzie to dla niej naturalne. Może Owen zaprzyjaźni się z Ethanem także poza szpitalem i będzie to dla niego wystarczające? Zobaczymy... Ciekawa jestem, choć nie chcę by się rozstawali. To jedna z moich ulubionych par.
Arizona-Callie - brak mi słów... Jej zachowania nic nie usprawiedliwia i chyba wszystko wyżej zostało już powiedziane o tej sytuacji. Mam nadzieję, że Callie od niej odejdzie, by Arizona mogła zrozumieć, co straciła (jakaś separacja?) Miałam nadzieję, że wątek nogi został zakończony, najwidoczniej była ona dla Arizony ważniejsza, niż życie u boku osób, które kocha... Przykre.
I tak jak wszyscy, ciesze się, że w końcu Derek i Mer udało się wyjść cało. Za dużo już przeżyli razem i kolejne nieszczęście było by już nie od przełknięcia... To nie s-f :)
Alex-Jo... Mam mieszane uczucia. Uważam, że pasuję do siebie, jednak szybko zdecydowała się na love z Alexem. Oby później jej się nie odwidziało, bo chłopak żałuje w końcu na dobrą kobitę ;)
Co do Richarda zgadzam się całkowicie, nie powinni go zabijać. Ale kto go może tam znaleźć? Mam nadzieję że Bailey dalej będzie go szukać i szybko do niego dotrze.
Alex-Jo. Niech u nich po prostu będzie dobrze ;)
Callie byłaby świetna z Markiem, szkoda że go już nie ma... Ale Arizona zasługuje na porządny kubeł zimnej wody na głowę.
Wątek z dzieckiem Mer super, dużo emocji ale jednak Shonda dała im spokój. Pomysł z nazwaniem chłopca Bailey nie bardzo mi się podoba. Rozumiem, że chcą w ten sposób podkreślić jaka jest ważna... Ale Bailey Shepperd brzmi dla mnie wciąż jak dwa nazwiska.
Faktycznie, Bailey brzmi dziwnie. Jeżeli nie jako dwa nazwiska, to chociażby bardziej żeńskie imię... No ale niech im będzie, najważniejsze, że i Mer i dziecko są cali i zdrowi, bo Shonda chyba stałaby się wrogiem publicznym numer jeden, gdyby znowu wywinęła im jakiś numer. Nawet jeśli ich szczęśliwe życie miałoby być nudne, to ja wolę, żeby w przyszłym sezonie nadal byli po prostu NUDNO szczęśliwy, bo po tych wszystkich latach jak najbardziej na to zasługują.
Żal mi było Callie w tym odcinku. Arizona właściwie w ogóle nie opierała się tej nowej lekarce, z dość dużą łatwością zdradziła Callie, a potem zwaliła jeszcze wszystko na nią i na swoją nogę. Nie dość, że Callie była przy niej, chciała jej pomóc przez to przejść, to ta ciągle ją obwinia za URATOWANIE sobie życia + za to, że jej tam nie było. Egoistka i zwykła sucz, jak już ktoś napisał. Chciałabym, żeby w przyszłym sezonie Callie znalazła kogoś nowego, kto nie będzie takim cukierkowym hipokrytą jak Arizona, bo z całą pewnością na to zasługuje. I mam nadzieję, że wraz z końcem sezonu 9, kończy się związek Callzona.
Alex-Jo: wszystko się dobrze ułożyło i to mnie cieszy. Alex zasługuje na szczęście, w końcu jest z kimś tak popapranym jak on sam i mam nadzieję, że w końcu się ustatkuje i w następnym sezonie zobaczymy go zakładającego rodzinę (nie mówię o dzieciach, ale o chociaż stałym i pewnym związku).
Dobrze, że Bailey w końcu się przełamała, bo ona jako nie-chirurg, to nie ona. Mam tylko nadzieję, że nie uśmiercą Richarda, chociaż zgadzam sie, jego śmierć to mniejsze zło. Bo już myślałam, że Shonda wpładła na diabelski pomysł zabicia Jacksona, czego bym nie chciała (racja, April jest wariatką i egoistką, ale niech już będzie z Jacksonem, bo Matthiew jest nudny!).
I na koniec - CRISTINA I OWEN: ktoś wyżej napisał, że ma nadzieję, że Cristina nie zmieni swoich priorytetów. A ja mam nadzieję, że jednak dojrzeje do decyzji, żeby mieć dziecko. Jest moją ulubioną postacią, a z Owenem tworzą świetną parę, ale myślę, że gdyby zmieniła zdanie w tej sprawie, nie wyglądałoby to na naciągane. Zobaczcie, jak ona się przez te wszystkie lata zmieniła, nie jest już egoistką zapatrzoną jedynie w karierę. Poza tym ze wsparciem Owena nie musiałaby rezygnować z bycia świetnym chirurgiem. Da się to moim zdaniem pogodzić. Więc liczę, że w 10 sezonie Cristina zmieni zdanie i zostanie z Owenem ;].
Nam łatwo jest oceniać zachowanie Arizony ale to nie nam obcięto nogę tylko jej. Każdy może sobie mówić, że trzeba to było zrobić by uratować jej życie ale tak w głębi duszy myślę, że gdyby to spotkało mnie to też bym miała w sobie takie poczucie rozgoryczenia. Mimo wszystko. Może zrobiła to co zrobiła bo nie wiem, chciała poczuć, że żyje? Oczywiście też jestem na nią wkurzona i cholernie szkoda mi Callie ale jednak nie będę wieszać psów na Arizonie. Mimo wszystko myślę, że w 10 sezonie będą razem. Tzn nie od razu ale tak może od połowy.
Szkoda mi Webbera, niestety jak tylko poszedł w tamto miejsce do Franka to wiedziałam, że tak to się skończy.
Myślałam, że więcej emocji w tym odcinku będzie między Jo a Alexem ale widocznie nie było na to czasu. Przynajmniej trauma Bailey się skończyła, bardzo dobrze bo już mnie to denerwowało.
Jeśli chodzi o Cristinę to zgadzam się, urodzenie dziecka nie wiąże się z odrzuceniem zawodu chirurga. Zrobiłaby sobie krótką przerwę macierzyńską a potem by mogła zatrudnić opiekunkę.
Nie wyobrażam sobie Cristiny w ciąży i nawet nie chce. To do niej nie pasuje i tyle. Moim zdaniem jeśli mogłaby się przekonać do posiadania dziecka to tylko adopcja i to najlepiej takie w wieku Ethana. Cristinie z niemowlakiem na rękach mówię nie.
Może masz rację. Adopcja bardziej pasowałaby do Cristiny, więc takie rozwiązanie byłoby najlepsze. Ale może scenarzyści po prostu już OSTATECZNIE zerwą ich związek, Owen znajdzie kogoś innego, z kim założy rodzinę, a Cristina kogoś, kto skupia się na karierze tak jak ona. Chociaż nie chciałabym takiego rozwiązania.
Btw. wiadomo coś na temat tego, żeby 10 sezon był ostatnim?
to by może i było dobre rozwiązanie (chociaż ja i tak uważam, że są najfajniejszą parą w serialu - Owen to taki idealny mąż po prostu, a Cristina jest najciekawszą postacią) - jednakże, aby coś takiego doszło, musieliby to rozpisać na min. dwa sezony, bo jakoś nie widzi mi się nagłe ich odkochanie i układanie sobie nowych związków w jeden rok po tak wielkiej miłości jaką sami stworzyli.
Błędem była aborcja w 7. chyba sezonie, ale nie cofnie się już tego. Szkoda wielka, bo ja mimo wszystko widziałabym Cristinę w roli matki.
Niech mi ktoś przypomni, czy dobrze mi się zdaje, że Cristina była już w ciąży wcześniej z Burkiem? To było tak dawno, że nie pmaiętam kompletnie ich wątków, ale tak teraz mi się coś skojarzyło
Z tego co pamiętam to była z nim w ciąży, jednak ta ciąża zagrażała jej życiu i również została usunięta. Nie ma co... poziom dramatu w Chirurgach już dawno przekroczył wszelką skalę ;)
właśnie może dlatego cristina tak bardzo nie chce mieć tego dziecka... zresztą prawdę mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby dzieci już mieć nie mogła - w końcu usunęli jej jeden jajnik z jajowodem, a potem miała aborcję (to już z Owenem)
Tylko po co w takiej sytuacji mieć dziecko, skoro oddaje się je na wychowanie opiekunce? Myślę, że Cristina wykazała się dojrzałością, bo skoro wie, że nie będzie się dzieckiem zajmować, to nie sprowadza go na świat. Po co ma krzywdzić dziecko, to nie zabawka.
Po to mieć dziecko by druga osoba w związku była szczęśliwa :D Oj nie musi być opiekunka ale może być żłobek a potem przedszkole. Przecież w dzisiejszych czasach tak jest, dwie osoby muszą pracować bo ciężko się utrzymać a co dopiero jeśli do tego dochodzi dziecko. Mer też ma Zolę a jakoś pracuje i jest świetna :) Nie no wiadomo, jeśli ktoś tego nie czuje to nie ma sensu tego robić byleby zadowolić partnera. Mi tylko chodzi o to, że nie musiałaby być siedzącą w domu mamą aż do pełnoletności dziecka :)
Ale Cristina wielokrotnie mówiła, że nie chce poświęcać dziecku czasu, który mogłaby spędzić na sali operacyjnej. Nawet powiedziała Mer, że spędza ona mniej czasu na sali operacyjnej, bo chce być dobrą matką dla Zoli, a Cristina nie czułaby się dobrze poświęcając się tak. Żeby być szczęśliwym w związku, trzeba mieć wspólne wartości i priorytety, w tym zdanie odnoście posiadania dziecka. Jeśli jedna osoba chce mieć dziecko, a druga nie, to nigdy nie stworzą szczęśliwego związku, niestety. Takiej sytuacji nie da się pogodzić, nie ma miejsca na kompromis, bo nie da się mieć dziecko i jednocześnie go nie mieć. Niektóre pary pomimo łączącego uczucia, nie są sobie przeznaczone.
aż dziwne że nikt nie napisał o Alexie i Jo ;p mimo, że wiele osób czekało na pocałunek ;p ale to zrozumiałe, że przy McBaby, Calzonie, Jacksonie i Richardzie ich wątek przeszedł bez echa ;p
Siedze jak zaryczany bober... Procz tego co stanie sie dalej z Weeberem, ciekawi mnie bardziej co zrobi April... Eh! Teraz cierpliwie czekac na 10 sezon...
Arizone posrało zupełnie. Zdradziła Cali i jeszcze całą wina poszła na Boga ducha winną Cali. Arizona you are slut. Aż sie popłakałam jak ta głupia Arizona gadała te bzdury do Cali. Niech Torres ja zostawi w cholerę!!!!
A tak to odcinek pozytywny i Jo z Alexem <3
Mam nadzieję, że Callie zostawi Arizonę. Arizona okazała się zupełnie inną osobą niż była kreowana przez cały serial.
Jak sobie porównać to http://www.youtube.com/watch?v=bZlhg6NDC24 z wywodem Arizony z najnowszego odcinka to można się za głowę złapać.
Otóż to. Nawet w ostatnim odcinku mieliśmy to perfekcyjnie wyłożone na tacy. Słodka, uśmiechnięta Arizona, która emanuje opanowaniem i miłosierdziem do drugiej osoby na szpitalnej sali pokazała swoją prawdziwą twarz w rozmowie z ukochaną osobą. Nigdy nie darzyłam jej sympatią, bo dla mnie to wszystko miało jakieś drugie dno. Jest egoistką i nie chce mi się wierzyć, że sprawa straconej nogi ciągle siedzi w jej umyśle. Jest to dobry powód, żeby dowalić Callie ale żaden, żeby powstrzymać się przed pójściem do łóżka z inną kobietą.
Wracając do Cristiny i Owena - uważam, że obie strony oddziałują na siebie już negatywnie. Cristina uniemożliwia Owenowi posiadanie z nią dziecka, natomiast on, chociaż niespecjalnie, daje jej do zrozumienia, że tego dzieciaka by chciał. Jeden musi zmienić swoje priorytety dla drugiego. W sumie wydaje mi się, że to Owen jest osobą bardziej poszkodowaną, bo jednak tolerował to przez kilka sezonów i jakimś cudem wytrwał przy stanowczej Cristinie. Jeśli w 10. sezonie postanowi ona zostać mamą to pogratuluję, mimo tego, dla mnie nie będzie to ta sama Cristina. Ludzie jednak z wiekiem i zdobytym doświadczeniem dojrzewają i zmieniają się. Tak samo będzie z nią. Jeśli uzna, że tego chce i robi to z własnej woli a nie z przymusu to będę jej kibicować.
Jak to się mówi? Team Cristina? ;-)
Odcinek trzymał strasznie w napięciu. Wiedziałam, że coś Richardowi zrobią jak wziął się za to grzebanie w prądzie. Jak ja się strasznie bałam o dziecko Meredith, potem o nią-masakra! Cudownie, że jest zdrowe dzieciątko. Arizona to kur wa, nic więcej o niej nie powiem. Jo i Karev- nareszcie:D i najważniejsze- Avery i April! Jak mi się podobało jak ona rzuciła się na niego z pięściami, jej narzeczony musiałby byc idiotą żeby nie widziec co się dzieje. To on powinien to zakończyc, bo April go nie kocha. Świetny odcinek, a teraz znowu czekanie:)
Nienawidzę finałów Chirurgów, a to z tego powodu, że zawsze dostaje przy nich zawału serca po kilka razy! Przy dzisiejszym- kiedy myślałam, że Jackson umarł i tak samo przy Meredith. A tak na poważnie to baaardzo mi się podobał ten odcinek, dużo emocji.
Alex i Jo- kibicowałam im chyba już od pierwszych ich wspólnych scen.
Meredith i Derek- dobrze, że chociaż raz wszystko się dobrze ułożyło.
APRIL! Jak sobie przypomnę, że kiedyś nienawidziłam tej postaci, to aż nie mogę w to uwierzyć! Teraz jak dla mnie jedna z ulubionych razem z Jacksonem oczywiście. Miałam nadzieję, że dowiemy się co z nimi dalej już w tym odcinku, ale jednak każą nam czekać kilka miesięcy.
I jestem pod wielkim wrażeniem niesamowitej chemii jaką mają pomiędzy sobą Jesse i Sarah, ich spojrzenia mówią wszystko. Mogłabym oglądać 40 minutowy serial tylko z ich scenami.
Dr Webber- jeśli już kogoś Shonda chciała zabić (a pewnie nie mogła się oprzeć), to dobrze, że nie był to Jackson czy ktokolwiek inny. Przykro mi, ale jakoś to przeżyję.
Arizona- szkoda, że nie zginęła w zeszłym sezonie, jakoś nigdy za nią nie przepadałam, a Callie bardzo lubię.
Dawać sezon nr 10! I więcej Japril! :)
Odcinek wyśmienity, do końca trzymał w napięciu.
Czy Richard przeżyje? Choć uwielbiam tego człowieka, to jednak nadało by to smaczku w kolejnym sezonie.
Co zrobi Jackson, bo widać że April kocha go całym serduchem i chyba Matt to, też zauważył, sądząc po jego minie.
Czy to koniec związku Owena i Cristiny, czyżby było jej pisane życie singla...
No i Alex, wreszcie ułoży sobie życie?
Czekam na kolejny sezon, nawet gdyby miał okazać się ostatnim.
A ja mam duży niesmak. Za dużo już tych rzeczy się wydarza w serialu, co chwile jakieś wybuchy, jakieś niesamowite akcje. Już od początku było wiadomo, że Mer nie będzie miała normalnego porodu, zawsze musi być jakiś dramat. Szkoda w sumie, za dużo już wymyślają, przez co trudniej mi się wczuć w klimat serialu, tylko zastanawiam się, co akurat wymyślą scenarzyści.
A byś się znudził/a serialem gdyby np trochę więcej pokazali prywatnego życia bohaterów, bez ciągłych fajerwerków ?
A czy ja coś takiego powiedziałam? Po prostu Shonda sprawiła, że dramat, katastrofy są w pewnym sensie nieodłącznym elementem Chirurgów. Stwierdzam fakt.
Mam podobnie. Kocham ten serial, ale jestem już zmęczona i chciałabym, żeby 10. sezon był ostatnim. Cały 9. sezon był dobry, lepszy niż się spodziewałam, ale scenarzyści wyraźnie nie mają już oryginalnych pomysłów. W sumie to nie ich wina: ile megatragedii i megacudów może się wydarzyć w jednym szpitalu?
Oglądając tę cała akcję z April i Jacksonem czułam nieznośne deja vu - to było już w tylu filmach i serialach... Szkoda mi tylko Matthew, bo zdążyłam go polubić
Jo i Alex: przez moment myślałam, że on się zawaha i nie wyzna jej swoich prawdziwych uczuć. Na szczęście doczekałam happy endu.
Nie umiem tego do końca wyjaśnić, ale ostatnia scena każe mi myśleć, że Webber jednak przeżyje.
Jedyny moment grozy, jaki przeżyłam oglądając ten odcinek, to gdy Bailey wyszła powiedzieć Derekowi, jak poszła operacja Mer. Przez ułamek sekundy wystraszyłam się, że ona jednak nie przeżyła... A scena, kiedy leżąc otwarta na stole instruuje Rossa, co ma robić, była dla mnie śmieszna. :P
Arizona - szkoda słów. Ten jej monolog "a bo ty nie wiesz, jak to było w tym lesie, jak to jest stracić nogę etc. etc." był po prostu niewiarygodny i żałosny. Swoją drogą to ciekawe, jak na początku sezonu (prawie) wszyscy trzymaliśmy kciuki za jej "powrót" do życia, a jak na koniec (prawie) wszyscy ją znienawidziliśmy. Punkt dla Shondy. Żal było tylko w tym wszystkim patrzeć na cierpienie Callie (Sara Ramirez świetnie to zagrała).
I w sumie to tyle ode mnie. Dziękuję, twórcy GA, że nie boli mnie już to kilkumiesięczne oczekiwanie na kolejny sezon. :P
No właśnie to mi podpadło, jak Mer sama się werbalnie operuje. Lubię ten serial i nie ma sensu krytykować, żeby krytykować, ale nie ma po co grać ciągle na takich samych emocjach. I po tylu drastycznych finałach, miałam nadzieje na trochę inny, może to dla innych nudne, ale mnie by tam parę happy endów nie zabolało/
p.s. Wiem , że tej biednej Arizony to juz chyba nikt nie lubi, ale je wciąż mam mnóstwo empatii do niej. To sie tylko tak łatwo mówi białe jest białe, czarne czarne,wiadomo co dobro a co zło. Ale nikt z czystym sumieniem nie może powiedzieć jak by się zachował w takiej sytuacji. Wariuje dziewczyna, ale jej się nie dziwie.
Niby finał sezonu, a emocje jak przy rozwieszaniu prania…
Jedynie 3 rzeczy, o które się martwiłam:
1)Jackson i wybuch karetki- przez chwile myślałam, że Shonda zechce nas trochę rozerwać i będziemy podziwiać szczątki Avery’ego porozrzucane po pobliskich rowach. Ku mojemu zadowoleniu tak się nie stało, i jak się tak zastanowię, to nie wiem czy reakcja April nie była najbardziej ciekawa z całego finału, a już na pewno najlepiej zagrana. Szkoda, że to wszystko już było i szkoda mi Matta, bo pewnie zostanie na lodzie. Niefajnie.
2)Przez chwilę straciłam zdolność racjonalnego myślenia i myślałam, że nasz ciężarny do niedawna Bambi faktycznie zmarł na stole. Na szczęście Mer przetrwała i przetrwa już chyba wszystko co można było wymyślić. Żeby było bardziej drastycznie, Meredith mogła sama odebrać poród, zrobić sobie operację, a na końcu nakarmić Zolę.
3)Kropla potu spłynęła mi po czole, gdy Cristina rozmawiała z Owenem. Już się bałam, że wypowie magiczną sentencję „chcę mieć z Tobą dziecko” i stworzy z nim wzorowy model rodziny jak to Pan Bóg czy też inny Budda przykazał. Na szczęście niektórzy pozostają sobą. Podobało mi się to co powiedziała do Hunta- wzruszające, szczere i bolesne.
Brawa dla nieśmiałego, stłumionego Wertera Aleksa. Już się przez chwilę bałam, że nie wypowie TYCH dwóch słówek- poprzedzonych oczywiście Karevowskim „zamknij się”, ale po wielu perypetiach, wpadających drzewach i atakujących kominkach wreszcie się udało. Cieszmy się póki możemy, bo pewnie w 10 sezonie, któreś z nich stratują słonie.
Richard- ewidentnie od samego początku (a nawet kilku odcinków) było wiadome do czego to zmierza. Wyrozumiały Webber, Webber nadzorujący Bailey, Webber-nauczyciel, udzielający rad Cristinie, Webber bawiący się w elektryka i Bailey, która na końcu uświadamia sobie, że wszystko zawdzięcza Richardowi i musi go znaleźć, by szybko mu o tym powiedzieć…mimo, że schematycznie, coś czuję, że Richard zostanie wśród żywych.
No i na koniec gwóźdź programu. Jako, że od pierwszych minut odcinka było wiadome, że baza wirusów u Arizony została zaktualizowana, ciężko było mi na nią patrzeć przez znaczną część odcinka i nawet teksty o małych ludzikach nie robiły mnie jak zwykle.
Po pierwsze, pomimo braku sympatii do Lauren przez wcinanie się w nieswoje sprawy, Arizona zachowała się w stosunku do niej trochę kulawo (dobór słów przypadkowy).
Po drugie ta cała Lauren chyba jest bardziej zainteresowana osobą Robbins, co i tak nie rozpala mojej sympatii względem niej (chociaż, rzuca na nią trochę inne światło), bo rozbiła związek…no właśnie, czy aby na pewno rozbiła coś co jak się okazało jest już mocno popękane? Wielu rzeczy się spodziewałam po tym odcinku względem tej pary- potoku łez, krzyków i przeprosin. Nawet kozaczyłam, że Arizona ma u mnie dożywotniego bana za to, że zdradziła Callie itd., a prawda jest pewnie taka, że w trzynastym sezonie Chirurgów po kilku patetycznych i wzniosłych jak hymn Polski momentach, pewnie by mi zmiękła rura i nucąc sobie w głowie The Power Of Love skrycie chciałabym żeby finalnie się zeszły. ALE to co wypaliła Arizona było tak irracjonalne, egoistyczne i idiotyczne, że przez chwilę nie wiedziałam czy nie oglądam „Dlaczego Ja”- skojarzenia nasunęły mi się przez grę aktorską Capshaw. Seriously?!! Całą tą sprawę sprowadzili do nogi? Wyszło na to, że biedna Callie jeszcze powinna przeprosić Arizonę, że ta ją zdradziła, a sama zdrada w ogóle zeszła na trzeci plan. Swoją drogą w ogóle nie czaję obrotu sprawy. Jaki z tego morał zdaniem twórców serialu: Jak odejdziesz i zostawisz osobę w takiej sytuacji wyjdziesz na podczłowieka. Jak zostaniesz, opiekujesz się, znosisz upokorzenia i robisz wszystko żeby było dobrze to i tak Cię wyruchają i spadanie na Ciebie jarzmo największego możliwego grzechu popełnionego w epilogu swego związku.
Kilkanaście odcinków temu napisałam, że po pięknej rozmowie między nimi dwiema, nie wyobrażam sobie, że one mogą być osobno. Wraz z końcem 9 sezonu, w obliczu kolejnej rozmowy, teraz po tym co zostało powiedziane nie wyobrażam sobie, żeby one mogły kiedykolwiek razem.
Na kolejny sezon specjalnie nie czekam, oczywiście będę oglądać, ale to chyba pierwszy raz, gdy nie przebieram nogami do połowy września. Oby 10 sezon był ostatnim. Jakby to powiedział XVII wieczny idol ówczesnej młodzieży „Kończ waść wstydu oszczędź”.
O, słodki Jezu, Sabbath dziś w szczytowej formie... <rotfl>
No cóż, koleżanko S. - tak się cieszyłyśmy, że po tym słynnym, łzawym dialogu w 9x10 Callie i Arizona to już forever & ever, a tu d... i wygląda na to, że Torres PRZESTANIE BYĆ lesbijką, hehe.
Zawsze się mówi, że jak związek jest dobry to nie można go rozbić, a jak ok to nic mu nie zaszkodzi. Fajnie to tu pokazali, gdyby Arizona nie trafiła na tą Lauren to może by się w końcu dogadały.A sorry ta babka była bez skrupułów, wiedziała, że Arizona ma dziecko, żonę, jest po traumie, a i tak ruszyła z całą mocą.
A ciekawe ile z tych potępiających Arizone, oparłoby się, jakby potencjalny ideał napierał z całych sił. To tak się tylko gada, ale jak często mamy taką okazję ?
jak Richard umrze - kończę oglądać. dlaczego nie uśmiercili tej durnej April?!
Popieram ! April bardzo się zmieniła i jak dla mnie stała się jedną z ciekawszych postaci serialu. Gdybym miała kogoś poświęcić w finale, byłby to ktoś z nowych stażystów. Dodatkowo na miejscu Callie skopałabym tyłek Arizonie za bycie taką hipokrytką i egoistką....następnie zostawiła ją w cholerę.
SPOILER!
Jak w ogóle mogło jej przejść przez gardło "dawaj nogę, polecę po piłę, to wyrównamy rachunki" WTH ! Callie miała do wyboru uciąć nogę, albo stracić żonę...jej wybór był oczywisty. Rozumiem rozgoryczenie Arizony, ale tak wyżywać się na niewinnej Callie.... to cios poniżej pasa. Jaki jest sens bycia w związku z kimś. kto widzi w Tobie rzeźnika, który najwyraźniej dla zabawy amputował nogę? Callzona była jedną z moich ulubionych par w serialu ale po tym finale chciałabym by Calie zostawiła tą egoistkę i znalazła sobie kogoś nowego.
April nie znoszę od pierwszego odcinka, w którym się pojawiła. okropnie mnie irytuje. właściwie w tym odcinku poczułam do niej cieniutką nić sympatii, kiedy krzyczała po wybuchu autobusu. naprawdę uwierzyłam dziewczynie!
ale i tak jest najmniej lubianą przeze mnie postacią. druga jest Arizona :D nigdy nie ogarniałam szału na Calizone. Arizona zawsze wydawała mi się wredna, mimo tych malutkich ludzi, dzidziusie, bla bla bla, wkurzała mnie, kiedy nie chciała dziecka z Callie, kiedy wyjechała do Afryki i przez większość czasu. Callie zasługuje na kogoś lepszego, bo Arizona z tym promiennym uśmiechem wcale nie jest taka dobra i można to było dostrzec duuuuużo wcześniej.
ale po tragedii ze Slexie przynajmniej zafundowali mi Jolexa ;)
co do Richarda... cieszę się, że będzie żył. wydaje mi się, że bez niego to nie byłby już ten sam serial. brakowałoby serca, wszystko by padło. on był od samego początku, on jest szpitalem. po prostu on musi być, dla mnie serial nie istnieje bez szefa Webbera.
Mnie zastanawia jedna sprawa:
Arizona jest wściekła na Callie za to, że podjęła decyzje o odcięciu nogi, ale zabiegu dokonywał Aleks i pewnym sensie to on ponosi winę za to, że Arizona poleciała tym samolotem (chociaż wtedy również zachowała się jak ostatnia idiotka, chcąc na siłę zachować Aleksa w SGMWH) , ja gdybym był taką egoistyczną Arizoną na niego też byłbym wściekły.
Po za tym nie należy tak wieszać psów na Arizonie, przeważnie każdy z nas ma obje nogi i nikt z nas nie wie, jakby się zachował w jej sytuacji, gdyby tej nogi nie miał (chodzi mi o tą rozmowę, to że zdradziła Callie byłoby nawet odrażające gdyby nie miała w ogóle nóg)
1. Jo i Alex - wiecie co najbardziej mi się podoba w tej parze? to, że od początku budowane było napięcie, później nadeszła przyjaźń, następnie prawie się rozpadła... ale i tak wszyscy wiedzieli jak to się skończy. i najlepsze było to oczekiwanie. duży plus :)
2. MerDer - słodko. fajnie, ze wszystko dobrze się skończyło, ale dramat być musiał. i na plus sceny Cristiny i Dereka. zawsze miałam wrażenie, że podchodzą do siebie z dystansem, że tak naprawdę jedno jest zazdrosne o drugie, a między nimi stoi Mer. a tu niespodziewane "she's OUR person" :)
3. April i Jackson - no w końcu coś się ruszyło. powinni być razem :)
4. Cristina i Owen - mieszane uczucia. wg. mnie krzywdzą się wzajemnie, być może nieświadomie... ciekawa jestem jak to się potoczy.
5. Arizona i Callie - od kiedy pojawiła się ta nowa, wiedziałam, że tak będzie. wydaje mi się, że gdyby Arizona miała nogę (jakkolwiek to dziwnie brzmi :D) to by czegoś takiego nie zrobiła. w pewien sposób dowartościowała się, chciała pokazać głównie sobie, ze nic się nie zmieniło, że może wszystko oraz "odwdzięczyć się" Callie, która była dla niej cudowna, oddana i dzielnie znosiła to wszystko. jedyne co udowodniła to to, że tak naprawdę WSZYSTKO się zmieniło. nie jest i nie będzie tą samą osobą. jak dla mnie na tym powinien zakończyć się ich związek, myślę że zarówno Callie i Arizonie będzie lepiej osobno.
6. Richard - ktoś musiał umrzeć. lepiej, że padło na niego niż na kogoś innego. swoje w serialu zrobił, a postać powoli traciła swoje rysy... szkoda tylko, że to kolejny kop na twarz dla Mirandy. to, co już dostała to i tak dużo...
Odcinek naprawdę świetny : )) Bałam się, że Mer lub dziecku coś się stanie, na szczęście wszystko jest ok :D
Alex & Jo - cud, miód i orzeszki, oby im się układało :D
Kepner - n/c wolę ją z Matthew niż z Jacksonem
Callie & Arizona - tutaj co nie wiem co myśleć, bo chociaż żal mi Callie, że musiała usłyszeć coś takiego, to jednak rozumiem, że Arizonie też nie jest łatwo, na yt ktoś to dobrze ujął: "Arizona is just in stress condition, still, she doesn't understand the whole situation what has happened with her, that's why she still blames Callie for her decision to cut her leg off. She will realize it soon, she will. Just she needs more time for that. After words, they will stay together, I'm sure in my words. They will go through in after certain time. I cried at the end of their argue. I expected this from them. "
Richard - mam nadzieję, że go nie uśmiercą, jak już ktoś wspomniał - jest kręgosłupem tego szpitala :)
A co do Cristiny to adopcja raczej nie wchodzi w grę, czas też nie ma wiele do rzeczy bo ona najzwyczajniej w świecie nie chce dziecka i na pewno nie chce żeby było tak jak z Mer i jej matką..
Ogólnie ocena odcinka 9/10 i z niecierpliwością czekam na następny sezon : )