Witam,
Nie jestem pewna, czy zrozumiałam ostatnią scenę. Tzn. jak premier z żoną weszli do swojego domu i ona była na niego obrażona i nie chciała z nim rozmawiać.
Czy to znaczy, że ona od początku nie chciała, żeby to zrobił, a skoro to jednak zrobił (wbrej niej), to się przestała do niego odzywać? (Nawet po roku).
Skoro to był taki ogromny problem dla niej, to nie mogli się po prostu rozwieźć? Rozumiem, że są parą publiczną i mogłoby to zaszkodzić jego wizerunkowi, no ale cóż... z tego co wiem, to rozwody się zdarzają, nawet wśród ludzi rządzących, czy nawet par królewskich.
A może źle to po prostu odebrałam?
Pozdrawiam
Wyobraź sobie, że mąż ma stosunek ze świnią, a teraz wyobraź sobie, czy kiedykolwiek później mogłabyś wymazać ten obraz ze swojej pamięci? Czy mogłabyś jeszcze kiedykolwiek go pocałować, przytulić lub też kochać się z nim. Sama myśl o tym wywoływała pewnie u niej uczucie wstrętu i odrazy. Od początku była przeciwna temu, a to, że się do niego nie oddzywała - patrz wyżej.
Pozdrawiam
Może i bym mogła?
Trudno jest sobie wyobrazić jakbym się zachowała w takiej sytuacji, aczkolwiek ja go troche rozumiem. Myślę, że można poświęcić swoją godność, jeśli można w ten sposób uratować czyjeś życie.
Oczywiście, jeśli to bardzo nieprzyjemne i traumatyczne, no ale trudno. Zrobił to i potem mógł żyć dalej. Tak samo księżniczka mogła dzięki temu żyć. Poza tym był postawiony pod ścianą, nie miał innego wyjścia. Szczególnie jak usłyszał, że jeśli tego nie zrobi, to nie mogą mu i jego rodzinie zapewnić ochrony. Widać, że szczerze kochał swoją żonę. Może to paradoksalne, ale myślę że zrobił to też dla niej.
Natomiast żona, skoro to była dla niej granica nie do przejścia, to dlaczego się z nim nie rozwiodla? Tylko po to, żeby utrzymać "słupki" popularności jej męża ? Chyba nikt by się nie zdziwił, że się rozwodza. W tej sytuacji już chyba każdy obywatel wiedział co się stało.
Po co się męczyć na siłę i tkwić w takim związku? Nie wyobrażam sobie mieszkać przez rok z partnerem i traktowac się nawzajem jak powietrze i robić wszystko tylko pod publiczke.
Pozdrawiam
Ciekawie jest tutaj przedstawiony aspekt społecznego nacisku na jednostkę. Właśnie ze względu na to, że wszyscy oczekiwali (zakładali się) (takie prymitywne podejście człowieka do takich spraw) od niego (a był przecież premierem), że poświęci swoją godność w imię ratowania kogoś z rodziny królewskiej jest takie kontrowersyjne (nie do końca o to słowo mi chodzi).
Po pierwsze nawet gdyby mógłby uratować czyjeś życie to reprezentuje naród. Naród jest w tym wypadku najważniejszy. Podstawowa zasada (jak już ktoś chyba napisał na tym forum) - z terorystami się nie negocjuje i to tak naprawdę nie ma obejścia tej zasady. Bezwględnie trzeba się jej trzymać, bo teroryści (terorysta) wykorzystają każdą słabość, a jeśli pójdzie się na ustępstwa i tak nie miałoby się pewności, czy ta księżniczka zostanie wypuszczona - porywacz mógł z nią zrobić co chciał, nawet po tym jak zostały spełnione jego żądania. Mógł wysunąć nowe - nie wiem... jakaś bardziej wymyślna orgia, skok z budynku cokolwiek mogłoby mu przyjść do głowy. Dlatego premier popełnił podstawowy błąd. Moim zdaniem zrobił to tylko ze względu na ogromną presję społeczeństwa. Gdyby to był ktoś zupełnie zwykły, przeciętny obywatel to pewnie nie spełniłby tego żądania. Jednak w tej sytuacji tak naprawdę to nie miał wyjścia. I tak zostałby potępiony - gdyby nie spełnił żądania, a księżniczka zostałaby zabita - zostałby obarczony do końca życia winą za to, że temu nie zapobiegł (wiadomo jak Anglicy są przywiązani do swojej rodziny królewskiej). Zachowałby jednak godność - żona by go nie znienawidziła. Wybrał jednak gorszą opcję. Szczerze mówiąc to dlaczego się z nim nie rozwiodła ma tu chyba mniejsze znaczenie, ale podejrzewam, że w końcu był jej mężem - coś do niego czuła pewnie, może to nie pozwoliło jej odejść. Jednak musiała czuć obrzydzenie po całej sprawie, a tego nie można ot tak sobie wyrzucić z głowy. Trochę chaotycznie to przedstawiłem, ale wydaje mi się, że takie było przesłanie tego epizodu.
Pozdrawiam
Ok, chyba zaczynam rozumieć. Czyli powiedzmy, że miał 2 opcje do wyboru:
1) nie zrobić tego, zachowując swoją miłość oraz godność, ale równocześnie skazując siebie na współczesną "banicję" oraz zapomnieć o karierze politycznej ( jeśli księżniczka zostałaby zabita)
2) zrobić to, zginając się pod naciskiem społeczeństwa, równocześnie tracąc swoją godność, lecz zachowując swoją pozycję jako polityk (wręcz z jeszcze lepszymi wynikami po fakcie)
Wybrał opcję 2.
Tak, to prawda, że jest tu pokazany nacisk społeczeństwa na jednostkę.
Na mnie duże wrażenie w tym odcinku zrobił również fakt, że "artysta" wypuścił księżniczkę pół godziny przed planowaną egzekucją, być może sprawdzając czy jest jeszcze we współczesnym społeczeństwie ktoś, kto odbiega od pozostałych i zdecydowałby się nie śledzić tego "show" tylko np. pójść na spacer i przy okazji zauważyć księżniczkę i zapobiec całemu wydarzeniu.
Tak się jednak nie stało, więc "artysta" stwierdził, że życie nie ma już sensu w takich czasach, więc popełnił samobójstwo.
Mocne!
Pozdrawiam
Dorzucę od siebie, że ja widzę ten cały odcinek jako grę porywacza ze społeczeństwem.
Sprawdzian dla społeczeństwa czy nie jest zepsute do co ostatniego obywatela.
Obiektem tej gry był Premier i ludzie po drugiej stronie ekranu.
Było to wszystko zaplanowane i śmierć porywacza była nieunikniona.
Zacznijmy od Premiera.
Jak wcześniej było wspomniane Premier miał dwie opcje.
1. Miłość, godność, banicja
2. Świnka, obrzydzenie, popularność
Mimo tego, że życie księżniczki osobiście miał głęboko w dupie, ważne było dla niego koryto.
(Genialna metafora. Świnia rucha świnie.)
Wybrał więc maske bohatera opinii publicznej, poświęcił godność i miłość żony dla poparcia i kariery.
Bum. 1-0 dla porywacza.
Obywatele też podjeli złe decyzje.
Jak wiemy terroryzm karmi się strachem i atencją.
Więc ludzie mieli dwie opcję również.
1. Nie oglądać. Nie dawać terroryście satysfakcji z tego czego dokonał. Nie karmić nadzieją przyszłych terrorystów i zaangażować się w sprawę porwania w inny sposób.
2. Patrzeć się jak zombie w telewizory, nagrywać transmisje, żeby zepsuć komuś życie, (metaforycznie) walić konia do aktu zoofilii zachowując się przy tym gorzej niż sam terrorysta.
Ludzie jak wiadomo zaczynają rozsyłać materiały dostarczone przez terroryste robiąc to samo co Premier - wyzbywając się empatii i godności. Wręcz pomagają porywaczowi w udowodnieniu jego tezy.
Tezy, która mówi, że społeczeństwo jest zepsute do kości i już nic mu nie pomoże.
2-0 porywacz. Brawo.
Chyba najbardziej mizantropiczny odcinek jak dotąd.