Można wymieniać zalety, ale po co. Serial w moim odczuciu jest bezbłędny poza "realistycznym" podejściem Rusta do życia. Mówi, że jest realistą, a więc pesymistą. To nieprawda, bo większość jego pesymistycznych twierdzeń realista byłby w stanie obalić. Niestety nikt w serialu tego nie robi. Dwa przykłady:
-Zdolność ludzi do widzenia pozytywów do słabość człowieka, który nie potrafi pogodzić się z losem. A gdzie jego spostrzeżenie o tym, że ludzie cholernie dużo pozytywnych rzeczy ignorują w życiu? Jak jest wszystko dobrze, to przyjmują, że wcale nie jest dobrze, tylko jest normalnie?
-Ukazywanie chrześcijaństwa jako kółka wsparcia dla upośledzonych. Na przykład poda namiot pełen upośledzonych, starych, schorowanych i prostych ludzi - "w tym namiocie nikt nie rozszczepi atomu". Ok. Jak się tak wybiórczo podchodzi do sprawy jak Cohle. Owszem geniuszów jest mniej na świecie niż prostych ludzi i rzeczywiście w tamtym namiocie nie była np. Maxa Plancka, jednego z najwybitniejszych fizyków na świecie, którzy kiedykolwiek żyli, a bez którego z rozczepieniem atomu byłoby licho. No właśnie Max Planck był wybitnie wierzący.
To tylko dwa przykłady pesymistycznego, a nie realistycznego podejścia do życia Cohle'a. Dałoby się znaleźć więcej. Trochę mnie to kuję, bo wszystko inne - muzyka, aktorstwo (swoją drogą Mc Conaughey jest wierzący, a mimo to tak znakomicie gra ateistę), klimat, sama fabuła jest na najwyższym poziomie.