Patrząc na rosnącą popularność serialu miałam nadzieję, że będzie tak dobry jak Breaking Bad,
ale mnie zawiódł.

1. Niezbyt podoba mi się koncept z tym, że Marty i Rust opowiadają o śledztwie jako retrospekcji.
Minęło bodajże 17 LAT a oni dalej pamiętają wszystkie najmniejsze szczegóły? Przecież to
śledztwo trwało jakieś 2-4 tygodnie, a jednak opowiadają o tym tak, jakby wszystko zdarzyło się
wczoraj. Mało wiarygodne.
2. Wątek z policjantami murzynami nic nie wnosi i mogłoby go w ogóle nie być. Wygląda to tak,
jakby jedyny cel tego wątku był "ej, zobaczcie! są Afroamerykanie w serialu! jesteśmy poprawni
politycznie!".
3. Na początku byłam zadowolona z bohaterów, ale im dalej w las tym gorzej, pod tym względem,
że na początku już dowiedzieliśmy się, ze Rust i Marty nie są typowymi glinami, że mają swoje
demony, swoje złe strony, że nie są święci itp (co w zasadzie też nie jest żadnym super
oryginalnym pomysłem), ale na tym zostaje. Jak serial idzie, to właściwie ich charaktery się nie
zmieniają, nie ma żadnej przemiany, progressu jeżeli chodzi o ich osobowości.
4. Wiele razy było podkreślane, jak to Marty nienawidzi gwałtu. Gwałt - najgorsza rzecz na
świecie, sprawia, że Marty wpada w szał. ALE... zdradzanie swojej żony z małolatami to już
normalna sprawa i wszystko jest cacy. Serio?
5. FINAŁ: Znaleźli zabójcę/porywacza/głównego zbrodniarza. Jak? Ponieważ Marty widział dwa
zdjęcia domu, pośród mnóstwa innych zdjęć, i w dodatku w odstępie PARUNASTU lat, a mimo to
jakimś cudem te dwa zdjęcia akurat zapamiętał i skojarzył to, że na jednym z nich dom ma
żywszy kolor. Serio?
6. FINAŁ: Rust ma bardzo głęboką, długą, szarpaną ranę. Kiedy mu ją zadano, na dworze było
jeszcze całkiem jasno. Można założyć, że to było już popołudnie, ale jednak żeby się ściemniło, to
musiało minąć CONAJMNIEJ pół godziny, a kiedy policja przyjechała na miejsce, było już
całkiem ciemno. Średnio mi się chce wierzyć, że Rust z tak poważną raną wytrzymałby tyle czasu
(+ przez czas potrzebny policji na dojście do labiryntu i znalezienie Rusta).