Obydwaj główni bohaterowie giną przez swoją radykalną, niesamowitą, niemożliwą wręcz do sklasyfikowania głupotę - jeden przez to, że zachciało mu się zgrywać cwaniaka i twardziela, więc przywalił jednemu z gangsterów, pomimo że był w krytycznej sytuacji i potrzebował ich pomocy, przez co niepotrzebnie zarobił kosę i się ostatecznie wykrwawił.
Drugi zaś przez to, że w momencie wielkiego niebezpieczeństwa i konieczności szybkiego zniknięcia zebrało mu się na sentymenty i nie mógł się oprzeć iście kretyńskiej pokusie, by odwiedzić na kilkadziesiąt sekund swojego paskudnego synalka, przez co wpadł w sidła glin, mimo że było praktycznie pewne, że będą tam na niego czekać i tak się to skończy.
Jeśli jakieś dziecko kiedyś spyta mnie, czym jest selekcja naturalna, to z pewnością napomnę o końcówce drugiego sezonu "Detektywa".
Przywalił mu bo w marynarce miał diamenty. Jakby meksykanin zabrał mu garnitur to już kompletnie byłby goły.
Po prostu tragiczna sytuacja i nie miał chłop wyjścia.
Co do przypadku drugiego to faktycznie totalna głupota jechać zobaczyć dzieciaka kiedy było oczywiste ze mogą na niego tam czekać.Zupełnie nie rozumiem takiej głupoty w wykonaniu kogoś kto był przecież detektywem.