Po szumnych zapowiedziach i nagłówkach typu "Jodie Foster lepsza od Matthew McConaughey'ego?" lub "Nowy sezon Detektywa wraca do klimatu pierwszego sezonu" pozostały jedynie.... nagłówki.
Tego co dostaliśmy w pierwszym detektywie nie ma nawet w 10 procentach w 4-tej odsłonie serii, za to pieczołowicie - cóż za niespodzianka - odhaczono najważniejsze check-in'y:
- niewrażliwa egoistyczna i mało bystra biała policjantka vs uduchowiona etniczna lepsza połowa teamu - JEST
- silna niezależna femina contra słabi, nieudolni biali mężczyźni - JEST
- czołobitność wobec mistycyzmu wierzeń Inuitów "nie zrozumiesz tego w co my wierzymy"(cyt.) jak i pogarda do wiary katolickiej "walić Wigilię"(cyt.) - JEST
- homoseksualna miłość nastolatek, która nie ma dla historii najmniejszego znaczenia ale jest bo musi być - JEST
- rasistowskie odzywki do białego policjanta, które w odwrotną stroną oburzałyby ale w tą są oczywiście jak najbardziej w porządku - JEST
Do tego dodajmy wplatany coraz częściej mistycyzm i jakieś paranormalne zwidy bohaterów i zamiast kolejnego rasowego serialu detektywistycznego dostajemy poprawnie polityczną papkę z coraz mniej angażującą historią i papierowymi bohaterami.
Porównywanie tego sezonu do znakomitej jedynki, która sprzedała się sama bez żadnej reklamy fantastycznym scenariuszem i FENOMENALNYM aktorstwem to czysta kalumnia dla pierwowzoru.
Jak to dalej pójdzie w tym jakże popularnym a jakże c.h.u.owym kierunki to lepiej wyłączyć telewizor, wszakże prąd znowu poszedł w górę.