No i chyba jednak moje oczekiwania w stosunku do odcinka były za duże. Moim zdaniem prezz
pierwsze 25 minut zwyczajnie wiało nudą. Fakt, że od pierszej sceny podróży w czasie odcinek
nieco się poprawił,ale nie tego, zdecydowanie nie tego oczekiwałem. Miałem nadzieję, że
będzie strasznie, a tymczasem pod tym względem zrobił na mnie dużo lepsze wrażenie
odcinek poprzedni. Ten. muszę przyznać bardzo kojarzy mi się z jakimś tanim romansidłem.
Profesor flirtuje ze swoją asystentką,alternautka z tym dziwnym stworem, a i nawet między
Doctorem a Clarem można się było " czegoś" dopatrzyć. Ale żeby nie było, że tylko narzekam-
podobało mi się latanie TARDIS w wykonaniu Clary i motyw na podróze w czasie i związana z
nim refleksja Clary. No i muzyka też była niezła. 5/10, moja najsłabsza ocena w tym sezonie,
chociaż nadal bardzo go lubię. Trudno, nie wszystkie odcinki muszą być genialne. Następny
zapowiada się bardzo ciekawie, oby tym razem tylko moje oczekiwania znów nie były za
wysokie. No i czy mi się zdaje, czy w Next time trailerze Doctor krzyczy na Clarę?
Moja ocena jest skrajnie różna, odcinek w moich oczach był jednym z lepszych tego sezonu. Przerażający, trochę jakby nawiązywał do Blink, oglądałam z zapartym tchem, absolutnie nie mam na razie nic do zarzucenia! Potwór śmiesznie brzydki, jak to w Doctorze who bywa ;) Poza tym podoba mi się relacja Clary i Doctora. Jest zdrowa w przeciwieństwie do niektórych poprzednich. Może trochę jak z Donną, chociaż nie czuję jeszcze między nimi takiej bliskości jak pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi. Ale to wcale nie jest źle. Zabawne, zwróciłam uwagę jak pod koniec odcinka Doctor obejmuje Clarę ramieniem z podekscytowania a potem przeprasza, jakby obawiał się jakiejś gafy, że niby Clarze narobi nadziei? wydało mi się to ciekawe :) I kolejne rozwinięcie większych w środku kieszeni - doctor jak gdyby nigdy nic miał przy sobie linkę do roweru :) Naprawdę świetny odcinek, taki jak lubię.
Znowu kilka ładnych nawiązań (chyba przygotowują się do odcinka rocznicowego) : kryształ z Metebelis III, Ghostbusters.
Moim zdaniem jak dotąd najlepszy odcinek z 7 serii. "Romeo" jest tak brzydki, że aż piękny. Scena w lesie wspaniała - przerażenie Doktora aż się udziela widzowi :) Szkoda tylko że zrobili z tego małe romansidło pod koniec. Ale za to podsumowanie Clary podróży w czasie - zauważyliście po tym minę Doktora? I szukanie zimna w pokoju muzycznym - ten mistrzowski taniec "zimno, ciepło, tu zimno, tu ciepło" :D
Czy zdawało mi się, że wspomniany był niesławny Osterhagen? Może mi się przesłyszało. W każdym razie odcinek był bardzo fajny, o wiele ciekawszy od poprzedniego, choć nadal nie jest to "Midnight".
A jednak mi się zdawało. Dodam jeszcze tylko, że Gold naprawdę się postarał - ścieżka dźwiękowa przednia.
Niestety, ale poziom tego serialu obniża się z odcinka na odcinek. Chyba trzeba będzie wstrzymać się z oglądaniem do przedostatniego odcinka sezonu...
Strasznie dziwny odcinek do oceny, tak samo jak sezon. Czyżby wypalenie Moffata i całego teamu scenarzystów/reżyserów? Cóż, na miejscu BBC wymieniłbym całą ekipę łącznie z Mattem i postawił na coś nowego. Z odcinka na odcinek coraz gorzej. Oglądalność spada, powoli, ale jednak. Trzeba dać naszemu ulubionemu serialowi powiew świeżości.
Odcinek naprawdę mierny, 4/10
Oczywiście, zgadzam się, masz rację, ale scenarzystą głównym jest Moffat, prawda? To on zatwierdza, albo odrzuca poszczególne pomysły i zarysy fabuły, oraz pełni pieczę nad ogólną jakością całego sezonu. Jeśli nie potrafi odróżnić odcinków miernych, poziom leci diametralnie w dół, to jaka jest recepta?
Jeśli chodzi o Moffata, to niestety nie jestem dobrym adwersarzem: uwielbiam wszystko, co napisał i podoba mi się, co zrobił z tym serialem...
A widziałeś którąś ze starych serii? Przygody trzeciego, albo siódmego Doktora? No i chociażby drugiego, czy czwartego?
Ja widziałem. Odcinki Moffata przypominają je dużo bardziej, niż odcinki RTD (Dla mnie to zaleta, ale oczywiście dla innych może być wadą)
Owszem, zgoda, ale nie w stu procentach, mnie brakuje tego czegoś, ten sezon jest taki miałki, dziwny.
Mi osobiście podobają się nowe odcinki. Ten odcinek może nie miał tak dużo akcji jak inne ale mocno trzymał klimat, więc ma zasłużone 10/10 :)
Mi tam się podobało :) Oczekiwałam czegoś innego, to fakt, ale nie jestem aż tak bardzo zawiedziona tym, co dostałam. Oglądając sama w ciemnym pokoju trochę się bałam, ale także uśmiałam się na niektórych scenach (Clara vs TARDIS to chyba najlepsza częśc odcinka :D "You're talking but all I can hear is memememe!" - padłam) i oczywiście jestem jeszcze bardziej zaciekawiona sytuacją Clary (czy rzeczywiście nie powinna ufać Doktorowi?). Dodając do tego zapowiedź kolejnego odcinka, dla mnie 9/10 (jeden punkcik za rozwiązanie całej sytuacji).
Mogę śmiało powiedzieć, że jestem zadowolona. Według mnie to był drugi (Po The Angels Take Manhattan) co do najlepszych odcinków w całym 7 sezonie jak do tej pory :D. Znowu poczułam ten przyjemny dreszczyk ;). No i nareszcie dawny szalony, wesoły Doktor powrócił ;). I chyba nareszcie zaczęłam się przekonywać do Clary. Do tej pory niezbyt za nią przepadałam, ale po tej jej rozmowie z TARDIS zmieniłam zdanie :). A poza tym uwielbiam, kiedy Doktor stawia czoła czemuś, czego nie spotkał wcześniej lub kiedy się czegoś boi. Wydaje się wtedy taki bezbronny... :P. I nie jest wtedy takim superbohaterem :P. Następny odcinek też zapowiada się niesamowicie. Nie mogę się doczekać ;).
Odcinek baaardzo mi się podobał (ile nawiązań do poprzednich serii! Nawet wspomnieli Eye of Harmony!). Dwie rzeczy nie przypadły mi tylko do gustu:
1) wir czasu miał tragiczne efekty specjalne rodem z lat 90. Czemu taki był??? Powinni wrzucić ten sam wir, który był w czołówce poprzednich sezonów z Jedenastym.
2) sama końcówka. Byłabym zadowolona, gdyby odcinek skończył się kilka minut wcześniej. Ale myślę, że wrzucili to rozwiązanie na siłę, by znów dać nawiązanie do Doktora i Rose (to co Doktor mówił do Clary idealnie przekłada się na "historię miłosną" jego i Rose). Serio, ilość nawiązań do Tyler w tym odcinku była zbyt wielka, by uznać to już za przypadek:
- użycie słowa "Ghostbusters" było również za czasów Dziesiątego i Rose
- Clara wspomniała wszechświaty równoległe
- Doktor powiedział Profesorkowi by ten nigdy nie puścił ręki Emmy (hello, Doomsday!)
- cała końcowa historia miłosna z rozdzielonymi kochankami.
Przypominając sobie jeszcze nawiązania z poprzednich odcinków, robi nam się cała masa przykładów nawiązujących do Rose. Gdzieś to musi prowadzić.
Bad Wolf... Czyżby pewna teoria, której jestem zwolennikiem miała się spełnić? ;>
A mi właśnie nawiązania do Tyler bardzo się podobały. Ogólnie sezon siódmy nie jest moim jakoś szczególnie ulubionym, ale cholernie ratują go te małe nawiązania do poprzednich serii :) Miło ogląda się nowy odcinek jednocześnie "zaglądając" co chwile do wspomnień.
Co do ogółu odcinka: po Next time z poprzedniego odcinka spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale nie jestem zawiedziona. Odcinek oglądało się przyjemnie, no i jak już mówiłam nawiązania! Także dla mnie 9/10
Nie miałam żadnych oczekiwań, więc się nie zawiodłam, a że z reguły unikam filmów o duchach, nie tylko nie wynudziłam się, ale w połowie filmu wręcz brakowało mi oddechu, krótkiej przerwy na ochłonięcie z emocji :-) Zwłaszcza że druga część pokazała, że nic nie jest takie, jak się wydaje: duch nie jest duchem, potwór nie jest potworem, Doktor przybył do medium tak naprawdę w zupełnie innej sprawie, a whisky wcale nie jest napojem kojącym nerwy :-) I bardzo podoba mi się rozwój postaci Clary - ma więcej inicjatywy niż wcześniejsze towarzyszki, a przy tym wie, kiedy się nią wykazać. Potrafi myśleć i ma niezłą intuicję. Czuję, że dalej będzie jeszcze ciekawiej.
No właśnie Clara wyrasta na moją ulubioną towarzyszkę. Myśli zanim coś zrobi, nie rzuca się w wir wydarzeń jest asertywna oraz umie spojrzeć na sprawy z szerszej perspektywy niż ona sama. Rozmowa w Doktorem o tym że wszystkie osoby spotkane przez niego to tylko duchy wobec mocy jakimi dysponuje i tego co widział, coś pięknego. Wydaje mi się że tylko Susan, spośród wszystkich towarzyszek, mogła by się zdobyć na aż tak głęboką retrospekcje.
Odnośnie relacji Tardis/Clara mam wrażenie że w pewnym sensie są one do siebie podobne, dlatego występuje tu swego rodzaju antypatia, chociaż równie dobrze może to być spowodowane tym że Tardis wie, iż Clara będzie stanowić dla Doktora zagrożenie w przyszłości.
Eye of Harmony xD
A odcinek ogólnie bardzo dobry, trochę(oczywiście, jak to w przypadku Doctora, trochę w znaczeniu dużo) do pośmiania, trochę do pomyślenia... Może nie wyszło coś na wzór Blink, jak się to zapowiadało, ale i tak świetna robota. No i przerażony Jedenasty to coś co warto zobaczyć. Ale znów mam ten sam zarzut co z Akhaten - końcówka wyglądała jakby była dokręcana i montowana na szybko, na siłę. No sorry, w dwie minuty Doctor zrobił piękny wywód, uratował piękny(?) związek i jeszcze zdążyła być zajawka.
Ale kolejny odcinek, mimo wyjątkowo intrygującego tytułu, póki co zapowiada się jakoś tak średniawo.
Niestety, liczyłem na liczne nawiązania do poprzednich serii, może jakoś załączone stare wnętrza, szczególnie te z pierwszych serii... A wychodzi, że będą tylko korytarze.
Odcinek mi się bardzo podobał. Świetny krajobraz, przestraszony Doktor... to coś nowego xD
Ciekawi mnie jedna rzecz. Jeśli przywołać znowu odcinek ,,The god complex"; w momencie gdy Doktor otwiera swoje drzwi, słychać charakterystyczny dźwięk.
Wcześniej już kojarzyłam że jest identyczny jak w odc. ,,The Doctors Wife" i brzmi jakby był wydawany przez TARDIS, ale uznałam że to zbieg okoliczności w ścieżce dźwiękowej, ale w tym odcinku ten sam, identyczny dźwięk znowu się pojawia. I już nie mam wątpliwości że to jest dźwięk ,,alarmowy" TARDIS
Podoba mi się ten motyw. Nic nie wiemy dalej co do największego lęku Doktora, ale (jakby aby gnębić widza) poruszają tę kwestię, że znów chce się zastanawiać: co ujrzał Doktor w pokoju nr 11 =D
Po tamtym odcinku długo się nad tym zastanawiałam. I szczerze powiedziawszy nie doszłam do jakiegoś konkretnego rozwiązania, jedynie wykluczyłam kilka możliwości. Śmierci jako takiej się raczej nie boi, samotności tym bardziej (w końcu jest sam! jeden jedyny ze swojego gatunku!), śmierci swoich towarzyszy? że niby byłby to pierwszy raz? pfff... Myślę, że mógł tam zobaczyć coś związanego z Galifrei, z jego przeszłością, może jakieś konsekwencje jego wyborów i czynów? Może zobaczył tych, których zamknął w tej "bańce czasu" (znowu zapomniałam jak to się nazywało), z której na chwile wychodzą dzięki Mistrzowi... Tak właściwie to nie ma zbyt dużo możliwości co do tego co tam zobaczył, także jakby tak usiąść i postarać się złożyć wszystko do kupy to prędzej, czy później ktoś by znalazł rozwiązanie :)
Myślę, że Doctor za tymi drzwiami mógł zobaczyć samego siebie. On sam jest dla siebie największym lękiem. W końcu z tego lęku, z tej ciemnej strony Doktora narodził się Valeyard między 12 a 13 wcieleniem. Tak samo nienawiść Doktora do siebie można było zobaczyć w odcinku z Dream Lordem.
Mi wydaje się że Doctor zobaczył tam coś związanego z TARDIS. Może zobaczył wraki TARDIS czy to że Ją utracił. To moja teoria. Uświadomił sobie że już nie będzie mógł podróżować. A odcinek ogólnie mi się podobał po za bardzo kiepską końcówką ? Miłość WTF tego stwora ;D. Ale cały odcinek świetny. Czyżby jednak Valeyard miał się pojawić pod koniec sezonu ? Może nie tego sezonu ale następnego. Może Clara ma coś wspólnego z Valeyardem ?
Niekoniecznie. Z tego co pamiętam było, że gdzieś między 12 a 13. Więc może się narodzić podczas regeneracji 11 w 12, i 12 w 13. To tylko taka moja interpretacja.
"The Valeyard, Doctor, is your penultimate reincarnation... Somewhere between your twelfth and thirteenth regeneration,"
To, z tego, co wiem, cytat z nowelizacji. W samym odcinku padło wyrażenie "born between twelfth and thirteenth regeneration"
Oglądam właśnie film ,,The Doctor" z 1996r (Doktor nr 8)
I co do mojej teorii:
Słychać znowu ten sam dźwięk duun-duun (xP) W ok 01:03 h filmu
i słowa Doktora ,,You heared that? It is warning. The TARDIS is dying"
Jestem już mocno za teorią że Doktor boi się najbardziej utraty TARDIS
Mam wrażenie, że wszyscy w tym temacie zapominają, ze jest to z założenia jednak serial FAMILIJNY :) Świetnie się to ogląda niezależnie od wieku, ale nigdy nie dostaniemy tu prawdziwego horroru . Według mnie odcinek świetny a jego wartość nie leży w próbie imitacji samego gatunku, ale w zabawie i wyjasnianiu motywow z nim zwiazanych, plus wystraszony Doctor, trochę przeszłości, przyszłości i dziwnych stworów, świetnych tekstów i bardzo dobrej nowej towarzyszki plus nawiązania do poprzednich sezonów. Dla mnie bomba :)
Ktoś jeszcze zauważył?:
Clara- "It's obvious, it's sticks out like a big chin" (Chin- określenie Oswin Oswald na Doktora w "Asylum of the Daleks"
Nie spodziewałem się takiego zakończenia ;) i nie mogę się doczekać następnej części ulala będzie ciekawie
Ja uśmiechnęłam się pod nosem, gdy Doctor powiedział: "every lonely monster needs a companion!" - cóż, dla mnie to brzmi znajomo, gdyż to on zawsze podróżuje z kimś, bo samotność zaczyna mu doskwierać ;)
I miałam pełno skojarzeń z Rose oglądając ten odcinek ("Ghostbusters!" czy chociażby dźwięk Tardis sygnalizujący nadejście 'złego wilka' :D).
Epizod oglądało mi się bardzo miło (ba, zrobiłam rewatch dwa razy!), choć zaniepokoiły mnie słowa tej Emmy: "on ma sopel lodu zamiast serca". Jak ktoś może oskarżyć Doctora o brak serca (przecież on posiada nawet dwa! xD)? Doc, może nie jest jakiś niewinny, bo swoje za uszami ma, ale dla mnie i tak to stwierdzenie, było przesadzone.
A następny odcinek zapowiada się dość interesująco. Ciekawe, co też za stworzenia Doctor trzyma w Tardis O_o.
Po angielsku jest "There is a sliver of ice in his heart" co się tłumaczy na "W jego sercu jest odłamek lodu", co jest naturalne w kontekście ,ot choćby rozważań Aleca o tym jak zachowują się ludzie, którzy widzieli i zrobili wiele strasznych rzeczy.
Aach, no to chyba, że tak :D Oglądałam odcinek po angielsku, ale nie wszystko jeszcze dobrze rozumiem (cóż, jeszcze się uczę tego języka) ;) Poczekam, aż zobaczę, że gdzieś ten epizod jest już wstawiony z napisami, i wtedy oglądnę jeszcze raz. Ale dzięki za wyjaśnienie! :D
A ja dosłownie przed chwilą natrafiłem na teoryjkę, wedle której rzeczony odłamem lodu ma coś wspólnego z "The Snowmen" i Wielką Inteligencją . Ciekawe...
Dobrze że napisałeś "teoryjkę" bo ten odłamek lodu to prędzej metafora wszelkich strat jakie były udziałem Doktora oraz związany z tym ból, złość i poczucie winy zamrożone, ażeby nie przerodziły się w furię mogącą zniszczyć rzeczywistość.