Myślę (i pewnie nie tylko ja), że jest to jeden z najlepszych jak nie najlepszy serial wypuszczony w ostatnim czasie przez Netflixa. Jako wielki fan kina hiszpańskiego, tego klimatu, języka, pięknych krajobrazów jestem w tym serialu zakochany, po prostu. Świetne aktorstwo Alvaro Morte (Profesor) czy Pedro Alonso (Berlin) a także obłędnie wyglądająca (według mnie wcale nie grająca gorzej) Ursula Corbero robi robotę. Jednak ma on swoje wady (pojawiające się głównie w sezonie drugim, także pod koniec pierwszego), którymi są w większości lekko absurdalne, przerysowane sytuacje pokroju wjechania na motorze do mennicy pod pełnym ostrzałem policji czy przynajmniej połowa strzelanin między głównymi bohaterami a policjantami. Historia jest piękna, posiada pełen wachlarz emocji, które pochłaniają widza i sprawiają, że zaczyna on przeżywać niektóre sytuacje tak samo mocno jak bohaterowie aktualnie się w nich znajdujący. I tutaj nasuwa mi się pytanie, które męczy mnie przez cały czas od obejrzenia ostatniego odcinka, mianowicie: Czy ta historia byłaby tak piękna gdyby nie była tak przekoloryzowana? Wydaje mi się, że nie i właśnie dlatego nie wyobrażam jej sobie inaczej, niż w taki sposób jak została mi przedstawiona.
Hehe, właśnie coś w tym jest co napisałeś. Ten serial ma sporo różnych błędów i nieścisłości, nie mniej jednak to chyba pierwsza taka produkcja gdzie mi to kompletnie nie przeszkadzało w oglądaniu (dziwne bardzo!, ale prawdziwe), a wchłonąłem całość w parę dni i niecierpliwie czekam na 3 sezon...:-)