Ocena może trochę na wyrost, ale jestem świeżo po finale i jestem mocno rozgoryczony. Początek faktycznie był niezły, ale ludzi poznaje się nie po tym, jak zaczynają, ale po tym, jak kończą ( można to chyba odnieść też do seriali i filmów).
Czy tylko ja tak miałem, że przez cały czas kibicowałem policji i klaskałem w dłonie z uciechy przy każdej porażce złodziei? Chyba jeszcze żaden finał dowolnego filmu/serialu mnie tak nie rozczarował. Przypomina to jedną z Disneyowskich bajek, gdzie bohaterowie odjeżdżają w stronę zachodzącego słońca. Nie mówiąc o tym, że jest on absurdalny do kwadratu. Zaraz po scenie z Profesorem płaczącym po śmierci Berlina jest przebitka na jadące radiowozy i komunikat, że zostało im 300m do celu. Jak oni niby przez tą minutę (bo tyle mniej więcej zajęło policji przejechanie tego dystansu ) zdążyli się przebrać, umyć (bo przecież byli cali spoceni i umorusani po akcji) i jeszcze wyjść jakby nigdy nic z hangaru, chowając do tego swoje kombinezony? To była kulminacja absurdów, którymi serial jest wypełniony.