Gdyby serial skończył się taki przygnębiającą sceną byłby to najlepszy, wyemitowany do tej pory, serial telewizyjny. Sam 5 sezon uważam za najlepszy, a ostatni odcinek to, po prostu, masakra!! Idealnie pasowałoby to końca serii. Ale jednak łapczywi producenci postanowili to ciągnąć. Sezon 6 zaczął się nie najciekawiej(z wyjątkiem odcinka Broken), później się trochę rozkręcił, ale i tak za dużo było osobistych wątków, a za mało medycyny(wiem, że z medycyny to jestem ciemna masa, ale lubię sobie tak przynajmniej posłuchać czegoś mądrego). Sezon 7 to już teoretycznie same osobiste wątki i troszeczkę medycyny. Obejrzałem dopiero 8 odcinków i tylko "Pox on our house" było super(bo dużo medycyny). Nie wiem jak przedstawia się kilka kolejnych, które dopiero wyszły, ale zamierzam i tak dokończyć serię(bo to w końcu House). Lecz i tak druzgocąca wiadomość to to, że ma być jeszcze sezon 8. O zgrozo...
Zgadzam się. Gdyby skończył się po 5. sezonie to byłby prawdziwy dramat, prawdziwa klasyka serialu. Ale tak jak napisałeś, producenci musieli rzucić się jeszcze bardziej na kasę i ciągnąć to dalej. 6 sezon nie był wcale taki zły, tylko ja bym dał jeszcze ze 2 odcinki jak House był w psychiatryku, jak się z tym zmagał, jak nie mógł się przemóc do rzucenia leków. No i przede wszystkim: nigdy bym nie dał tak powalonego zakończenia świetnego (do 40 min.) odcinaka zamykającego serię. Wg mnie House albo powinien wziąć vicodin i pokazać, że przegrał z bólem albo odwalić jeszcze coś innego, np. zobaczyć Amber bez brania vicodinu! Pokazanie, że House ma problem psychiczny nie przez leki, ale z natury. To by było coś! I tak bym to zakończył. Ale niestety musiała być standardowa, sielankowa fiesta na koniec. Oby nie na długo. Chcę wierzyć, że jeszcze zobaczymy prawdziwego Housa zmagającego się przede wszystkim ze swoim bólem wewnętrznym...
Ludzie, przecież taka jest obecna telewizja, nie służy do produkcji NAJLEPSZYCH seriali, tylko NAJLEPIEJ OGLĄDANYCH (poza oczywiście super bogatymi stacjami kablowymi) ... Z tego powodu niemal każdy serial produkuje się dopóki jest w stanie na siebie zarobić, a zadaniem scenarzystów jest tę oglądalność utrzymywać ... Jak ktoś marzył o zakończeniu na 5 sezonie to chyba żyje w zupełnie innym, niekomercyjnym świecie. Obecnie oglądalność House'a wciąż jest wysoka więc dużo poważniejszym jest pytanie czy skończy się na 10 sezonach czy będzie jeszcze więcej.
Zgadzam się w 100%. Za długo to ciągną. A końcówka z 5. sezonu byłaby idealna jako koniec serialu... no ale cóż, żyjemy w takich czasach, a nie innych. Liczy się kasa. : /
a ja się nie zgadzam. "końcówka z 5 sezonu byłaby idealna jako koniec serialu" - idealna ? połowa wątków nierozstrzygnięta...
mam wrażenie że ocenianie "Dr House" przeżywa to samo co się działo z filmem Avatar. Na początku wszyscy byli zachwyceni a potem nagle jak jeden mąż stali mu się przeciwni. Uważam że 6 sezon był gorszy od pozostałych ale przecież 7 trzyma poziom... ( oprócz pierwszego odcinka) ja będę House oglądała do końca ;)
Dokładnie siódemka całkiem fajnie się rozkręca, przyjście Masters do zespołu dało trochę świeżości (takie nowe mięso armatnie dla Housa), poza tym fajnie rozwijają się wątki Tauba i Chase'a. Ponadto, osobiście czekam na powrót i wyjaśnienie zniknięcia Trzynastki. 11 i 12 odcinek siódmego sezonu bardzo mi się podobały widać, że siódemka stopniowo się rozwija, do tego odcinek z ospą riketsjową był bardzo w starych klimatach. Przyznaje trochę mi brakuje magicznego gestu połykania vicodinu, ale by rozwijać serial scenazyści musieli coś zmienić, nie można cały czas wałkować tematu lekarza-narkomana.
Nie, nie, nie...Ja nie uważam, że serial jest słaby jako całość, tylko, że sezon 6 i 7 popsuły trochę reputację tej serii. Sezon 6, mimo iż mi osobiście oglądało się całkiem przyjemnie, to stracił tę specyfikę House'a. Tak jakby mniejszą wagę zaczęli przywiązywać do przypadków, niż do osobistych wątków. Serial ten mnie fascynował, że spomiędzy zagmatwanego świata medycyny(któremu poświęcone było najwięcej czasu antenowego) dość ciekawie i niepostrzeżenie przenosi cie do świata złożonych i nie tak oczywistych, jak w innych serialach, intryg. W 6 sezonie było tego zdecydowanie za dużo, a w 7 jest tego coraz więcej...(zaznaczam tu jednak, że nie oglądałem 4 najnowszych odcinków, choć zamierzam). Sezon 7 skłania się bardziej ku prywatnym perypetiom bohaterów, które choć ciekawe w niektórych momentach, mi nie leżą. Jadnak tak jak i ty zamierza(jeśli nie będzie zbyt nudno) obejrzeć House'a do końca...
P.S. Dobrym rozwiązaniem byłoby po koniec sezonu rozdzielić House'a i Cuddy. House wrócił by do prochów, atmosfera zrobiłaby się tak jak pod koniec 5 sezonu(albo jeszcze mroczniejsza) i w jakiś ciekawy sposób UŚMIERCIĆ House'a!!! Tak to by było idealne zakończenie i nie ważne jak bardzo kocham tą postać, to nic nie wpływa tak na emocje jak śmierć głównej postaci.
P.S.S. Też mnie denerwuję to co robią z Avatarem. Film idealnie trafił w gust widzów, był bardzo uniwersalny. Wszystkim(oczywiście mam na myśli większość) się podobał, a nagle znajduje się rzesza anty-fanów, którzy mówią, że to chłam i w ogóle nudny i nieambitny film. Mimo, że każdy ma swój gust to ten film do słabych na pewno nie należy. Nie jest zbyt ambitny(nędzna fabuła), ale jest niesamowicie widowiskowy i miał wielki wydźwięk. Moim zdanie powinien wrócić do top 100, bo dużo namieszał w świecie filmu.
Chciałbym zauważyć, że nikt nie każe Ci oglądać dwóch kolejnych sezonów. Skoro są tak chujowe, skończ na piątym i nie pisz głupich komentarzy, wtedy wszyscy będą szczęśliwi.
Jestem świeżo po pierwszym odcinku 7. sezonu. Powiem tak: jest średnio. Za dużo tych wątków osobistych, a za mało medycyny. A co do tego całego związku House-Cuddy to jeżeli zamysłem twórców jest kontynuacja serialu przez następne 3-4 sezony to może i dobrze, że jest pokazana ta chwila kiedy House'owi zostało dane szczęście (jak dla mnie chwilowe). Mam nadzieję, że od połowy sezonu zacznie się to już trochę zmieniać, że znowu powrócą ciemniejsze, mroczniejsze scenerie (odzwierciedlające charakter House'a). No i oczywiście liczę na mocny finał 7. sezonu, bo o ile ścierpię tą sielankę przez te kilka(naście) odcinków, to już dwie serie byłyby przegięciem. Tak jak już mówiłem daje kredyt zaufania twórcom. Skoro potrafili przez pięć pierwszych sezonów stworzyć arcydzieło serialu, to może i po chwili słabości powrócą do starej koncepcji, jeszcze bardziej mrocznej. Obym tylko miał racje;) Acha i ile jest odcinków zaplanowanych na 7. sezon?
Pierwszy odcinek 7 sezonu jest wybitnie przesłodzony. Co prawda zmieni się to trochę, ale ogólnie atmosfera jest "przyjemniejsza" niż w poprzednich sezonach. W 7 osobiste niuanse wygryzły w pewnym stopniu miejsce medycyny, co mi się nie podoba. Sezon gorszy od reszty, chociaż ma swoje przebłyski jak niemal zupełnie medyczny odcinek 7 czy bardzo mroczny odcinek 11(najlepszy jak dla mnie). Nie wiem ile zaplanowali odcinków ale myślę, że będzie ok 22-25.
O ile dobrze wiem zaplanowali 15 :( Też zwróciłęm uwagi, że siódmy sezon wraz z kolejnymi odcinkami staje się coraz "mroczniejszy", poza tym związek House'a z Cuddy wyraźnie staje się coraz mniej słodki, przybywa mocnych scen. Końcówka sezonu może być całkiem fajna i oby tak było.
Jeśli jesteś prowokatorem to na to nie ma lekarstwa. Jeśli naprawdę sądzisz, że sezon 5 był gównem, a 6 i 7 uzdrowieniem to chyba masz całkowicie inne spojrzenie na serie. Mnie ten serial fascynował jako dramat medyczny, a nie luźna obyczajówka(taka jak poniekąd sezon 6 i 7), ale każdy ma inny gust.
Ja również tak miałem, że w Housie ceniałem przede wszystkim zagadki, mniej wątki osobiste. Z kolei moja bliska znajoma miała odwrotnie. Aczkolwiek szósty sezon mimo wszystko mi się podobał. Co prawda było kilka nudnych odcinków, ale pobyt w szpitalu czy późniejsze zamieszkanie Housea z Wilsonem i "afera gejowa" strasznie przypadły mi do gustu. To co strasznie mnie ugryzło to narodzenie związku z Cuddy bez wcześniejszych racjonalnych przesłanek, akcja prowadziła raczej Housa ku pogłebieniu samotności, chciał się zmienić ale mu się nie udawało, do tego związek wilsona z eks żoną, taka akumulacja destrukcji Housea, aż tu nagle wpada Cuddy i oznamia "kocham Cię Misiu" :P
A moim zdaniem nie jest tak źle. Fakt, szósty sezon może najwyższych lotów nie był, aczkolwiek każdy odcinek jest na swój sposób niebanalny i przedstawia różne aspekty ludzkiego zachowania, ludzkiej psychiki itd. I bądź co bądź jest najlepszym serialem, który coś wnosi podczas oglądania, a nie kurczę M jak miłość ;P I będę go oglądać!
"Gdyby serial skończył się taki przygnębiającą sceną byłby to najlepszy, wyemitowany do tej pory, serial telewizyjny."
Zgadzam się!
Niestety dziś jest to niemożliwe. To nie jest Twin Peaks, gdzie twórcy "mają jaja" by zakończyć serial zanim zacznie dogorywać - i to z klasą, oj z klasą...
Co? Twin Peaks zakończył się tylko dlatego, że stracił oglądalność i to nie miało nic wspólnego z jajami twórców.
Z tym najlepszym serialem wyemitowanym w TV gdyby zakończył się na 5 sezonie to nie przesadzaj. Było sporo lepszych seriali, z rozbudowaną i świetną fabułą, emocjami i świetnymi kreacjami aktorskimi i wieloma innymi lepszymi rzeczami niż w Housie. Serial dobry nie powiem, ale na jakim sezonie by nie skończyli to do najlepszego mu daleko.
Jaki na przykład jest lepszy?! Ja tam znam osobiście znam tylko jeden serial lepszy od House'a, na to ma jednak wpływ kiepski sezon 6 i słaby sezon 7 - mianowicie najlepszym serialem jest dla mnie na dzień dzisiejszy Clannad(zwłaszcza After Story).
Bardzo prosto moja droga!
Nie rozumiem jak ludzie mogą deklasować film/serial tylko dlatego, że jest animowany!
Ale, wracając do tematu, dlaczego uznałem, że na dzień dzisiejszy to Clannad góruje nad genialnym, bądź co bądź, Housem?
Do momentu zejścia się House'a i Cuddy serial pozostawał najlepszą z możliwych pozycji. Jednak to co wydarzyło się pod koniec 6 sezonu całkowicie zmieniło charakter serialu.
1. House stał się grzeczniejszy,
2. nie ma nadużywania vicodinu(co niesamowicie poprawiało klimat),
3. brak kłótni i niesubordynacji wobec Cuddy(no bo są parą),
4. znaczna przewaga wątków osobistych czyli co czują bohaterowie, co u Tauba i jego żony?(choć to akurat ciekawe), z kim sypia Chase bla bla bla
5. odejście(wiem, że tymczasowe) 13 i ta nowa - Masters, której nie stawiam
6. no i w końcu o wiele mniej ciekawych przypadków.
Scenarzyści, a właściwie producenci, którzy liczą tylko na zysk(nie patrząc czy serial dalej spełnia oczekiwania, ale i tak wiadomo, że ludzie będą oglądać), nie zdecydowali się w odpowiednim momencie skończyć serii, a 5 sezon wieńczący to dzieło na pewno, powtarzam na pewno uczyniłby go najlepszym serialem w historii.
No jednak tak się nie stało co bezpośrednio wpłynęło na mój werdykt.
P.S. Ja tu gadu, gadu, ale czy ty w ogóle oglądałaś Clannada czy tylko spojrzałaś na opis i screeny i mówisz : "Jak można porównywać genialnego Dr House'a do japońskiej animowanej bajki?"
Ja powiem tak, nie oglądałem tego serialu animowanego bo w ogóle takich nie oglądam, więc o nim nie będę się wypowiadał, aczkolwiek uważam, za wyjątkową nieścisłość porównywać filmy/seriale z animacjami i odwrotnie, a jeśli pytasz dlaczego, to wybacz, ale odpowiedź jest raczej oczywista. Filmy/seriale sobie, animację sobie. Nie mieszajmy tego.
Co do tego najlepszego serialu, to takie seriale jak "The Sopranos", "Dexter", "Breaking Bad", "Boardwalk Empire", "Kompania Braci" przedstawiają o wiele większą wartość artystyczną, mają o wiele bardziej ciekawą i znacznie rozbudowaną fabułę, kapitalne kreacje aktorskie (James Gandolfini, Michael Imperioli, M. C. Hall, Steve Buscemi, Tony Sirco i tak jeszcze długo mógłbym wymieniać), świetne dialogi, wielkie emocje, zaskakujące zwroty akcji, scenografia, napięcie, KLIMAT - wybacz, ale tego wszystkiego "House" na pewno nie ma lepiej zrobionego niż w tych wymienionych przeze mnie serialach.
"House" ma taki problem, że tam fabuła posuwa się tak strasznie wolno i ma się nieodzowne wrażenie, że fabuła robi tam tylko za tło... A to powinno wyglądać zgoła odmiennie, moim zdaniem. To co wydarzyło się w wątkach głównym (o ile można tak powiedzieć) można by było zmieścić spokojnie w 2 sezonach, zamiast w 7 i to jeszcze z zapasem. I tutaj jest największy zarzut i minus dlatego bądź co bądź naprawdę dobrego serialu, ale właśnie ta rzecz sprawia, że pozostanie on "tylko" dobry w moich oczach.
1. Zupełnie się nie zgadzam co do selekcji na filmy i animacje. A dlaczego? To proste! Bo animacja to film animowany! Film!(czy serial jak w przypadku Clannada) Jest to zupełnie to samo! Z jednym małym(dużym) wyjątkiem. Zamiast aktorów mamy postacie rysunkowe czy animowane. A proszę mi uwierzyć często o wiele trudniej wymodelować pewną postać niż "nauczyć" aktora co ma robić. Animacja przedstawia te same rzeczy, które mogły by być nagrane za pomocą kreski czy komputera(osobiście bardziej wolę kreskę). To jest po prostu dodatkowa scenografia, o spotęgowanym efekcie! Naprawdę brak mi tu słów jak ludzie krzywdzą animacje(mam tu na myśli konkretnie anime), odsuwając ją tylko dlatego, "bo to animacja" - to już złe i dla dzieci.
2. Co do mojego stwierdzenia, że "House byłby najlepszym serialem świata" to może było to trochę(podkreślam trochę) pochopne. Sądziłem, że wyskoczysz mi z takimi hitami jak : Zagubieni, Skazany na śmierć, Teoria wielkiego podrywu, Jak poznałem waszą matkę i innymi ścierwami. Ale wymieniłeś, z tego co słyszałem, ambitniejsze seriale. Mówię "z tego co słyszałem" bo nie miałem przyjemności ich obejrzeć. Tak więc przypuszczając, że wymienisz, wspomniane przeze mnie syfy, sądziłem iż House wiedzie prym(jak już mówiłem nie oglądałem wymienionych przez ciebie seriali, więc nie wiem, który z nich z nich jest najlepszy, równie dobrze może to być House).
3. Nie uszło mi jednak uwadze, że nie podzielasz mojej sympatii do House'a. A ja sądzę, że serial przedstawia wartość bardzo pokrewną twoim faworytom(nie oglądałem tych seriali, to czy przypuszczenia).
----fabuła jest szkicowa, przynajmniej w 3 pierwszych sezonach, co według mnie przemawia zdecydowanie jako plus. Oglądam ten serial ze względu na postać główną(o nie j jeszcze się wypowiem) i medycynę. A przypadki medyczne są najlepsze! I tu nie ma żadnego "ale". Seria góruje nad resztą jej podobnych. Historia rozwija się powoli i nieznacznie dzięki czemu nie zaniedbuje się przypadków medycznych. Kolejny plus.
----postacie są perfekcyjnie grane przez aktorów, idealnie się wpasowujących w swoje role. Ale rpostać dr. Gregory'ego House'a jest nieziemska. Tutaj nie oglądając wymienionych przez ciebie seriali mogę rzec - to najlepsza postać w historii telewizji! Basta!
----dialogi w owej serii należą chyba do najbardziej wyszukanych i inteligentnych konwersacji z istniejących! Rozmowy House'a z Wilsonem przechodzą(zasłużenie) do historii.
Konkluzja - czy House jest najlepszym do tej pory wyprodukowanym serialem nie wiem, wiem, że jest najlepszym serialem jaki oglądałem(no bez tego 7 sezonu) i na pewno jest to jeden z najwybitniejszych seriali na świecie( i wcale tu nie przesadzam).
#
Nikt tu nie napisał, że anime jest "złe i tylko dla dzieci", ale zdecydowanie podtrzymuję swoje zdanie o tym, że tych dwóch rzeczy się ze sobą nie powinno porównywać w jednym rankingu. "proszę mi uwierzyć często o wiele trudniej wymodelować pewną postać niż "nauczyć" aktora co ma robić" - nie przeczę, ale to nie zmienia faktu, że tam jest żywy człowiek i jak to koleżanka Justyna napisała w pewnym sensie "prawdziwe emocje", z podkreśleniem na słowo "prawdziwe", w sensie, że są to prawdziwi ludzie, a tam jednak coś "martwego", w sensie, że nieistniejącego, czym niestety czyni to różnicę moim zdaniem absolutnie za dużą do przeskoczenia.
"A ja sądzę, że serial przedstawia wartość bardzo pokrewną twoim faworytom(nie oglądałem tych seriali, to czy przypuszczenia)." - rozumiem, że to tylko przypuszczenia, ale jako, że ja oglądałem wszystkie te seriale i House'a mogę Cię już w tej chwili zapewnić, że przypuszczenia są nietrafne. Co do postaci jaką jest Gregory House - to postać fenomenalna. Kocham ją (na swój sposób:) ) - poważnie. "Nikt" mnie tak nie rozśmiesza jak jego postać, jego zachowania, teksty. Jednak muszę oceniać serial jako całość, a niestety uchybienia są, jednak ciągle podkreślam, że uważam to za naprawdę dobry serial. Mówisz, że aktorstwo jest wyśmienite, Foreman - absolutnie zawala na każdej linii, pomijając fakt, że irytuje mnie jego postać, żeby nie skłamać od samego początku.
"Historia rozwija się powoli..." - delikatnie powiedziane.
"Tutaj nie oglądając wymienionych przez ciebie seriali mogę rzec - to najlepsza postać w historii telewizji! Basta!" - jeśli nie jesteś jasnowidzem te stwierdzenie jest absolutnie bezsensowne. Gdybyś napisała, że to najlepsza postać w historii TV w oglądanych przez ciebie serialach to co innego.
Co do dialogów to zgadzam się, absolutnie 10/10 w tej kwestii. U mnie House też jest w najlepszej 10 seriali, jednak na dole tej listy, na którą lepiej nie wchodź bo możemy się pogniewać po tym co napisałeś wyżej :)
Taa, kilka sprostowań...
Nie jestem kobietą...
Uważam, dalej drążąc temat czy anime to serial, że nic nie oddaje tak emocji jak animowane postaci. Właśnie poprzez to, że jest to "coś martwego" czyni animacje czymś niezwykłym. Oznacza, że ludzie doszli do takiej perfekcji w odczytywaniu, analizie i odtwarzaniu ludzkich emocji(mam tu na myśli głównie twórców japońskich, którzy są mistrzami w tej dziedzinie i tylko oni mogą sprawić, że film/serial mnie poruszy), że są zdolni do ich narysowania. To nawet brzmi dobrze - "narysować emocje". Sądzę, że fakt, iż nie obejrzałeś Clannada, do którego ciągle nawiązuję nie pozwala ci zrozumieć mojej fascynacji tym sposobem przedstawienia SERIALU.
Sam osobiście uważam, że w kwestii melodramatów i romansów animowany film jest bezkonkurencyjny i film aktorski nie jest w stanie oddać tego w podobny sposób.
P.S. Obejrzyj Clannada! Serial inny całkowicie od House'a, o którym tu jest mowa, ale i tak jest wybitny.
Ty mi wymieniasz co dzieje się w 7 sezonie. A ja to doskonale wiem i nie potrzebuję śmiesznych wyliczanek.
i nie to jest raczej przedmiotem dyskusji, ale to że serial medyczny a animowana bajka to dwa różne światy i należy je oceniać zupełnie osobno lub z tymi samymi gatunkami. Tu są aktorzy, w pewnym stopniu prawdziwe emocje, a tu wykreowane przez komputer postaci.
W takiej sytuacji jedynym kompromisem będzie odpowiedzenie na pytania:
Mój ulubiony serial fabularny?
Mój ulubiony serial animowany?
Po pierwsze - serial animowany możesz bez problemu porównać do serialu medycznego. Powód jest oczywisty - SERIAL ANIMOWANY TO DALEJ SERIAL!!!!!!!!!! Jakoś niektórzy ludzie lubią o tym zapominać. A takie kontrolne pytanie czy wszystkie seriale : Czy klasyfikując seriale dzielisz je na działy - medyczny, komediowy, romantyczny cz w końcu animowany...? Jeśli TAK - jesteś głupia, jeśli NIE - to jesteś niekonsekwentna w wypowiedzi, co czyni cię niezbyt inteligentną.
Po drugie - w serialu "aktorskim" są prawdziwe emocje, a w animowanym nie - ABSURD!!!!
W serialu, gdzie masz aktorów oni też nie przeżywają tego tak jakby to było ich życie, na tym polega praca aktora. A jeśli sądzisz, że postacie, jak to prostacko ujęłaś, "wykreowane przez komputer" nie oddają emocji równie dobrze jak aktorzy, to co ty Dragon Balla tylko oglądałaś!? Osoby podkładające głos do filmów animowanych wkładają w to równie dużo emocji co aktorzy. Jest tak ponieważ po głosie od razu da się rozpoznać emocje postaci, a podkładając głos do z góry "narysowanej" postaci trzeba być naprawdę zdolnym, aby wyrażanie emocji było realistyczne.
Po trzecie - Czy film animowany nie jest filmem fabularnym?!
Po czwarte - wyliczanie ma ci uzmysłowić jak duża jest różnica naszych poglądów oraz abyś dzięki temu graficznemu rozmieszczeniu tekstu mogła odpowiednio rozszyfrować moje intencje.
P.S. Czy oglądałaś Clannada?
A jest jakaś trzecia opcja? Przykro mi, że Cię rozczaruję ale wiem doprawdy co masz na myśli i pisząc kilka sporych komentarzy w każdym piszesz to samo! Droga budko z napojami, niestety nie oglądam serialów animowanych, a właściwie przestałam w wieku 5 lat (nie żeby to były seriale dla dzieci, ale tak było w moim przypadku) nie obejrzałam ani jednego odcinka . Jednak wystarczy mi świadomość, że jest to animacja.
A animacje i film z aktorami nie dzieli cienka granica.
Dzieli je mur chiński z basztami i wartownikami co 5 metrów.
Tyle na ten temat..
"Tracę w wiarę w ludzi..." i tyle.
Widzę, że z tobą rozmawiać się nie da. W przeciwieństwie do ciebie podaje "sensowne" argumenty, twoja odpowiedź to - "nie i już hehheheh".
"Chyba zostanę pustelnikiem..."
Przykro mi, że czujesz się rozczarowany ale w takiej sytuacji chyba już tobie także zaczyna brakować argumentów. A właściwie to gustach się nie rozmawia i niech każdy sobie klasyfikuje filmy/seriale jak chce.
Po tylu odpowiedziach każdemu by zabrakło argumentów.
Ale wszystko sprowadza się do tego, że o gustach się nie dyskutuje.
W sumie mądrze to zakończyłaś... Pozdrowienia ślę
Panie i PANOWIE (przepraszam Budka za tą dziewczynę, tak jakoś wyszło) - słuchajcie ja podzielam zdanie Justyny, również skończyłem oglądać bajki w wieku 7 lat powiedzmy (i również tak jak u Justyny nie chodzi o dyskryminację gatunku czy jego fanów tylko po prostu tak wyszło w moim przypadku), czasami obejrzę sobie jakiś film animowany typu Toy Story 3 w tym roku itd, ale naprawdę jest różnica między serialem Komediowym/medycznym/dramatycznym/obyczajowym itd. a Anime. Nie wiem jak można napisać, że narysowana postać potrafi oddać lepiej emocje niż prawdziwy człowiek. Dla mnie to jest niemożliwe.
Dla mnie nie możliwe jest aby film/serial "aktorski" mnie poruszył(mówię tu o melodramatach i romansach). Po prostu nie ma takiej możliwości!
Ostatnio doszedłem do wniosku, że najważniejszymi rzeczami w romansach i melodramatach są : muzyka i gra światła.
Dlatego uważam, że tylko animacja(zwłaszcza anime) potrafi tak wzruszyć człowieka, aby płakał jak dziecko. To dlatego, że tylko w animacji(w filmach czasami też, ale jest to trudne) można dowolnie operować światłem i cieniem tak, aby otrzymać tak "naszpikowaną" uczuciami scenerię, że "każdy" się zachwyci.
Poza tym nie spotkałem jeszcze filmu, w którym ścieżka dźwiękowa jest tak wyjątkowa jak w animacjach(oskary za najlepszą muzykę dostają bardzo często "bajki")(no jedynym "aktorskim" filmem, gdzie muzyka była idealnie wpasowana był "Bękarty Wojny").
To, że skończyliście oglądać "bajki" w wieku 5/7 lat uważam za wasz wielki błąd. Każdy rodzaj filmu trzeba oglądać(nie ważne czy się lubi dany gatunek czy nie), a nie dogmatycznie odrzucać film, "bo to bajka".
No wiesz ja oglądam filmy/seriale dla przyjemności, więc nie mam zamiaru oglądać gatunku, który mi się nie podoba - w tym wypadku anime, ale nie oglądam też komedii (takich typowych), czy satyry typu Borat itd. Mam na to po prostu za mało życia. Poza tym bardzo ciekawa teoria z tym światłem i cieniem, rzekłbym innowacyjna. I kolejna kwestia, chodzi mi o scenerię, raczej coś co jest prawdziwe, świadomość, że jakiś krajobraz występuję naprawdę i gdzieś tam sobie jest w świecie zdecydowanie przeważa na korzyść narysowanej "architektury matki natury" - poza tym, kto na kim się wzoruję? Reżyserzy, scenarzyści filmowi na bajkach, czy odwrotnie? Myślę, że odpowiedź jest oczywista.
Tak, przypominasz mi moich rodziców - oni nie lubią np. sci-fi i kategorycznie wzbraniają się przed obejrzeniem jakiegokolwiek. Ja na przykład nie lubię polskich komedii - są puste i nieśmieszne, ale mimo wszystko je oglądam, bo myśląc trzeźwo każdy film wnosi do gatunku coś nowego. Może to być nic nie wartego uwagi, ale zdarza się, że natrafisz na genialny film, mieszczący się w ramach gatunku, którego nie lubisz, a który byś ominą, trzymając się tej dogmatycznej niechęci do danego gatunku.
Dostrzegam tu też niechęć do kreatywności. To, że w umyśle autora pojawił się jakiś niespotykany na świecie krajobraz powinno przemawiać zdecydowanie za tym niż przeciw. O wiele łatwiej "wybrać" sobie scenerię do danej sceny niż stworzyć ją od podstaw. Wiadomo, autor czasami wzoruje się na pewnych realnych elementach albo w ogóle tworzy rysunkową kopię rzeczywistości, ale często jednak sam buduje krajobraz, jest to bardzo trudny proces, który wymaga tak idealnej dbałości o szczegóły abyś oglądając film sądził, iż taki krajobraz istnieje. Dla mnie to jest niesamowite!
I o co ci chodzi z tym "wzorowaniem się"?
"Ja na przykład nie lubię polskich komedii - są puste i nieśmieszne, ale mimo wszystko je oglądam" - widocznie masz więcej czasu ode mnie, bo mi szkoda tracić go na coś czego nie znoszę.
No ja na przykład nie tyle nie lubię, co po prostu nienawidzę Polskich komedii i wstydzę się, że takie filmy w Polsce robią jak Lejdisy i inne Testosterony, ja pod takimi filmami nawet za darmo bym się nie podpisał, a i za dopłatą bym się zastanawiał. Największe ścierwo jakie może być. I teraz mając o tym takie zdanie myślisz, ze obejrzę nadchodzący polski film "Jak się pozbyć celulitu" (czy jakoś tak), tylko dlatego, że akurat może okazać się lepszy od innych w/w? Mało przekonywujące, już wolę ten czas poświęcić na obejrzenie sobie jakiegoś filmu z mojego ulubionego gatunku jakim jest dramat.
"zdarza się, że natrafisz na genialny film, mieszczący się w ramach gatunku, którego nie lubisz, a który byś ominą, trzymając się tej dogmatycznej niechęci do danego gatunku" - dlatego od czasu do czasu zrobię wyjątek i jakiś tam sobie obejrzę, ale to bardzo, bardzo rzadko i po przeczytaniu w miarę pozytywnych recenzji innych widzów.
"Dostrzegam tu też niechęć do kreatywności" - no teraz to pojechałeś po bandzie :) Uwierz mi, że ja kreatywność cenię sobie NIEZMIERNIE. Jeśli chodzi o krajobraz to mi chodziło o realność i prawdziwość, że to ma coś czego bajka nigdy mieć nie będzie.
"...jest to bardzo trudny proces, który wymaga tak idealnej dbałości o szczegóły abyś oglądając film sądził, iż taki krajobraz istnieje." - na razie udało się to jednemu filmowi, mianowicie serial "Boardwalk Empire" to zrobił, naprawdę myślałem, że takie miasto gdzieś tam jest i ten krajobraz itd. Gdy zobaczyłem jak to jest naprawdę zrobione, wcale się nie zezłościłem, a przeciwnie, doszedłem do wniosku, że w końcu naprawdę doszliśmy do perfekcji i po raz PIERWSZY komputerowe wykonanie jakiegoś obiektu/rzeczy nie dało się poznać gołym okiem. To faktycznie było niesamowite!
Podam link, spoilerów żadnych "mocnych" nie ma, aczkolwiek wiadomo, że kilka rzeczy będziesz już widział, więc jakbyś miał zamiar obejrzeć ten serial to oglądasz na własna odpowiedzialność ten filmik, który ci wyślę, żeby potem nie było, że nie ostrzegałem:)
http://vimeo.com/18275127.
Z wzorowaniem chodzi mi o to, że to twórcy bajek wzorują się na świecie realnym, filmach itd, żeby uzyskać emocje "martwą" postacią, takie jakie są zawarte w prawdziwym człowieku, świecie, a nie odwrotnie.
No to mamy całkowicie inne podejście do oglądania filmów i nic się na to nie poradzi. Inna sprawa, że czasu wolnego mam zapewne więcej od ciebie, więc mogę sobie pozwolić na chodzenie do kina czy oglądanie wszystkich filmów na jakie się natknę. Daje mi to pewien obiektywizm w tej kwestii, a poza tym przyjemność, bo większość filmów "da się" obejrzeć(trafiłem tylko na dwa filmy w życiu, których myślałem, że nie skończę : Miasto kobiet, Shultes).
Kreatywność objawia się nie tylko w fabule, ale i w krajobrazie. NIEZMIERNIE cenię sobie wymyślne, piękne, złożone krajobrazy, które prawdziwe nie są, zarówno w filmach i "bajkach"(używam tego podziału z racji, że i ty takiego używasz i nie chcę, aby wystąpiły nieporozumienia). A co do tego, że krajobraz w animacji nie może być realny i prawdziwy to się nie zgodzę. Wiele scenerii w "bajkach" jest tworzonych na podstawie prawdziwych "miejscówek", niekiedy są ich wierną kopią, przedstawioną rysunkowo bądź komputerowo.
Nie oglądałem Boardwalk Empire i nie wiem jak tam to jest załatwione, więc wypowiadać się nie będę(ale po twojej reklamie nabrałem chęci by to obejrzeć).
Co do wzorowania się...twórcy filmów "aktorskich" jak i rysunkowych(obu) wzorują się na realnym świecie. Jedynym gatunkiem, w którym świat nie podległ żadnej dekonstrukcji to dokument(choć nie zawsze). Twórcy filmów aktorskich również wzorują się na świecie realnym, bo niemożliwa jest jego idealna rekonstrukcja. Emocje, które wyrażają AKTORZY są kopią uczuć ludzi ze świata realnego, sami aktorzy nie czują tych uczuć tylko je "udają". Czyli tak samo jak w animacjach występuje REKONSTRUKCJA UCZUĆ ze świata realnego. Uczucia te "wlewane" są w, bądź co bądź, martwą postać, która ma odwzorowywać świat realny, ZUPEŁNIE jak w filmach aktorskich.
Poza tym twórcy bajek równie często wzorują się na filmach co twórcy filmów na bajkach.
"AKTORZY są kopią uczuć ludzi ze świata realnego, sami aktorzy nie czują tych uczuć tylko je "udają". Słyszałaś o metodzie Stanisławskiego ? Jeśli nie to poczytaj. Albo popatrz na takiego Day- Lewisa na przykład w mojej lewej stopie, poczytaj sobie, nie wiem na ile to prawda ale krążą takie pogłoski jakoby po tym filmie musiał udać się na leczenie psychiatryczne bo stał się graną przez siebie postacią
Dokładnie jedno krótkie zdanie wyjaśnia wszystko: "Nigdy animacja nie zastąpi człowieka, aktora!" - jak i nigdy mu nie dorówna bo to niemożliwe, po prostu. Tak już jest i koniec. Z tym się trzeba pogodzić.
"Poza tym twórcy bajek równie często wzorują się na filmach co twórcy filmów na bajkach." - a to akurat bardzo ciekawe. Mam nadzieję, że nie mówisz o wzorowaniu się w znaczeniu, że np. z bajki Spiderman zrobiono film itd? (wcześniej komiks, ale na jedno wychodzi). Bo mi nie o takie wzorowanie chodziło. Miałem na myśli, to, że sztuczna/nieistniejąca/martwa postać musi odgrywać rolę kogoś kto naprawdę żyję, czyli nas ludzi, a ludzie odgrywają emocje, które sami mogą czuć i czują w codziennym życiu, i chcesz mi powiedzieć, że nie widzisz w tym różnicy? Dla mnie jest kolosalna, przede wszystkim to sprawia, że postać człowieka jest bardziej realistyczna w swojej, bądź co bądź, grze aktorskiej (ale jak kolega Joker wspomniał i tutaj czasami jest coś więcej niż tylko gra) niż nieistniejąca/sztuczna/martwa tak naprawdę rzecz - bo postać z bajki nie czuje, nie żyję w dosłownym tych słów znaczeniu.
Z tym wzorowaniem to albo bardzo niefortunnie dobierasz słowa, albo nie wiesz co mówisz! Twórcy animacji wzorują się (TAK JAK AKTORZY!!!) na ludziach! Na ludziach! Nie na aktorach!
Nie lubię powtarzać swoich argumentów, ale zrobię to - "Emocje, które wyrażają AKTORZY są kopią uczuć ludzi ze świata realnego". Można tu się zasłaniać metodami Stanislawowa, ale nie oszukujmy się aktorzy bardzo rzadko korzystają z tego rodzaju technik(P.S. Day-Lewis w Mojej lewej stopie był genialny). Równie dobrze i osoby podkładające głos mogą z tego korzystać, no bo kto wie co dzieje się "po tamtej stronie mikrofonu".
Taa, ale widzę, że twój wywód sprowadza się do prostej zasady - "Nigdy animacja nie zastąpi człowieka, aktora!" - jak i nigdy mu nie dorówna bo to niemożliwe, po prostu. Tak już jest i koniec. Z tym się trzeba pogodzić. To bardzo dojrzałe i uzasadnione spostrzeżenie...
Ja wychodzę z zupełnie innej teorii. Jeśli film animowany jest po prostu dobry, to jest dobry, a nie dlatego, że to animacja to jest o klasę niżej. Kocham dobre filmy i chcę aby były zauważone i docenione.
Filmy animowane nie rzadko są lepsze od filmów fabularnych ale postać z animacji nigdy nie zastąpi żywego człowieka ! Co zresztą widać po CGI - Avatar, Władca pierścieni i tak dalej, wszystko to wygląda super i jest coraz bardziej udoskonalone ale jednak nigdy nie zastąpi żywego człowieka
To już szczyt szczytów, myślałem, że wasze wypowiedzi będą ODROBINĘ sensowniejsze czy inteligentniejsze od reszty. Ale niestety na każdy mój argument(stosunkowo sensowny, jak mnie mam) odpowiadacie - "i tak animacja nie pobije filmu, niemożliwe", "Tam są prawdziwi ludzie i sceneria...", "To tylko martwe postacie, nigdy nie będą lepsze od aktorów, nigdy" "Film jest lepszy i już..." (wszystkim tym wypowiedziom nadałbym, gdybym mógł, płaczliwego tonu, bo tak to po prostu wygląda).
Nudzi mi się już naprawdę konwersacja z ludźmi, którzy nie umieją wykrztusić z siebie jakiegoś mądrego słowa, tylko w kółko powtarzają tę samą kwestię, która nie ma żadnego sensu - przecież napisałem "Jeśli film animowany jest po prostu dobry, to jest dobry", dla mnie i osób, które posiadają choć trochę potencjału umysłowego jest to logiczne. Ale wziął się jeden z drugim i mówią, że to co jest dobre nie jest dobre(wyczuwam tu jakieś nieścisłości...).
Wyskakujesz mi tu z Avatarem czy Władcą Pierścieni, dobra, te filmy są bardzo dobre(w tym Władca to arcydzieło). Ale ja ci tu wymienię : Król Lew, Spirited Away, Walc z Bashirem, Ruchomy Zamek Hauru, Księżniczka Mononoke , Toy Story itp. Te filmy to jedne z najlepszych ŚWIATOWYCH produkcji, nie tylko w dziedzinie animacji, ale w całym przemyśle filmowym! Każdy z tych filmów jest grubo ponad zadowalającym filmem aktorskim. Ale jeśli dalej uważasz(i ty, Dances_with_Life), że filmy animowane są ZAWSZE gorsze od zwykłych to masz chyba nie po kolei w głowie najwidoczniej!
Morał z tej opowieści jest taki - animacja jest w stanie zastąpić żywego człowieka i zrobiła to wiele razy w historii kinematografii!
""Jeśli film animowany jest po prostu dobry, to jest dobry", dla mnie i osób, które posiadają choć trochę potencjału umysłowego jest to logiczne. Ale wziął się jeden z drugim i mówią, że to co jest dobre nie jest dobre(wyczuwam tu jakieś nieścisłości...)."
Ale czy ja coś takiego napisałem ? Nie, piszę tylko, że postać animowana nigdy nie zastąpi ruchów żywego człowieka i nie ma to nic wspólnego z poziomem filmu. Animacja jest w stanie zastąpić film fabularyzowany ale postać animowana nie jest w stanie zastąpić żywego człowieka.
Albo nie rozumiesz poruszanej kwestii albo idziesz w "zaparte". Przedmiot dyskusji nie dotyczy przecież o wyższości filmu aktorskiego nad filmem animowanym i na odwrót. To są zupełnie dwa odrębne gatunki filmowe i trudno byłoby je porównywać. Rzecz dotyczy zupełnie czegoś innego, mianowicie środków wyrazu! Postać animowana nie może w żadnej mierze dorównać do gry ciała aktora, a w szczególności do mimiki jego twarzy, albowiem to na niej rysują się różnego typu emocje, przemyślenia, dramaty. Nawet najlepsza animacja temu nie sprosta, bo po prostu nie jest w stanie tego dokonać. Twarz człowieka jest skomplikowaną machiną tysięcy mięśni, przy której animacja okazuje się kompletnie płaska. Nie bez przyczyny autorzy animacji tworzą postacie z nadnaturalnie wyolbrzymionymi oczami. I w zasadzie tylko one "grają".
Ja to rozpatruje w innej kategorii. Albowiem zawsze stawiam filmy animowane na równi z aktorskimi. Kieruję się po prostu zasadą, że DOBRY FILM TO DOBRY FILM, nieważne czy animowany cz aktorski.
Środki wyrazu. Dla mnie bardzo istotnym środkiem wyrazu jest scenografia, nie mówię tu o jakich wielkich wymyślnych sceneriach, ale o prostych miejscówkach z odpowiednią grą światłem. Jak dla mnie światło i cień to jedne z najbardziej wyrazistych środków jakie potrafię wyróżnić(a najlepiej są one widoczne w animacjach).
Co do gry aktorów...uważam, że jak najbardziej można zastąpić ich grę animacją. Oczywiście nie zawsze. Argument, że ludzka twarz ma ileś tam tysięcy mięśni jest bzdurny(nie podważam tego, że twarz ma te kilka tysięcy mięśni). Na pewno nie da się ich wszystkich dostrzec, większość z nich jest ukrytych pod twarzą. Mimika ludzka, jakże wspaniała zarazem, jest odtwarzalna! To, że postać animowana nie ma wszystkich bruzd i zmarszczek co normalny człowiek nie pozbawia jej jeszcze mimiki mimiki. Uważam, że postacie rysunkowe mają wspaniale rozbudowaną mimikę(oczywiście w tych dobrych animacjach), która bezkompromisowo może konkurować z ludzką.
Radzę se wpisać w googlach "Clannad", to zobaczycie o co mi chodzi.
Wpisałam. Zobaczyłam i... w żadnej mierze nie zmienię swojego zdania.
Co do operowania światłem, to zapewne Caravaggio jest Twoim ulubionym malarzem, a operatorem Vittorio Storaro, Sławomir Idziak czy Witold Adamek. Nie wiem gdzie mieszkasz, ale proponuję Camerimage - Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych. Pooglądaj sobie dzieła Mistrzów.
I kończmy, bo temat-rzeka, nikt nikogo i tak nie przekona, a przede wszystkim na tym forum wszelkie dyskusje powinny tyczyć tylko i wyłącznie serialu Dr House.
"Poza tym nie spotkałem jeszcze filmu, w którym ścieżka dźwiękowa jest tak wyjątkowa jak w animacjach(oskary za najlepszą muzykę dostają bardzo często "bajki")(no jedynym "aktorskim" filmem, gdzie muzyka była idealnie wpasowana był "Bękarty Wojny")."
Polecam Edwarda Nożycorękiego, Star Wars, Lśnienie, Szczęki, E.T., Indiana Jones, Lista Schindlera. Powiedz że muzyka w tych filmach nie jest dopasowana idealnie i nie jest magiczna
"Dla mnie nie możliwe jest aby film/serial "aktorski" mnie poruszył(mówię tu o melodramatach i romansach). Po prostu nie ma takiej możliwości!"
Titanica nie widziałaś ?