PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=130177}

Dr House

House M.D.
2004 - 2012
8,2 498 tys. ocen
8,2 10 1 498099
7,6 48 krytyków
Dr House
powrót do forum serialu Dr House

...teraz wstydzę się przyznawać, że byłam jego fanką.

Dooglądałam serial do połowy 7. sezonu i spasowałam definitywnie, a spoilery na nowy sezon tylko utwierdzają mnie w tej decyzji i doprowadzają do mdłości. Z genialnego dramatu medycznego, którym były sezony 1-4, "HouseMD" zmienił się w średnich/niskich lotów serialik obyczajowy, którego akcja obraca się wokół tego kto, z kim i kiedy się prześpi, a później jak szybko para ze sobą zerwie. Brakuje mi Dawnego House'a - jego ciętych ripost, poniewierania pacjentów (najczęściej im się należało), błyskotliwych i genialnych diagnoz, "burzy mózgów" przy wiecznie-obecnej Białej Tablicy oraz jego zażyłej przyjacielskiej relacji z Wilsonem, stanowiącej niegdyś fundament serialu...
Łza się w oku kręci, że tego wszystkiego już nie ma i szanse na powtór tego są bliskie zeru.

Najgorsze ze wszystkiego jest to, że tytułowa postać z niepokonanego bohatera stał się już na początku sezonu 5. kozłem ofiarnym i życiowym nieudacznikiem na całej linii, który boi się własnego cienia. Poniżany i upokarzany w nietrzymających się kupy (z medycznego i prawnego punktu widzenia) wątkach, House nie przypomina już charyzmatycznego geniusza, tylko skazanego na porażkę bezpańskiego psiaka, robiącego "dobrą minę do złej gry" resztkami sił.

Kiedyś widziałam w tym serialu przesłanie, że można być outsiderem i równocześnie wieść w miarę satysfakcjonujące życie. Teraz - od 5. sezonu - ten przekaz się zmienił i brzmi: bądź dobrowolnie przeciętniakiem dopasowanym do standardów społecznych, bo inaczej znajdzie się ktoś, kto złamie twój kręgosłup moralny i na siłę wtłoczy cię w ramkę szablonowego obywatela.
Przykre i odbierające nadzieję :(

ocenił(a) serial na 9
ManFromTheMoon

Ależ ja zgadzam się z Tobą w zupełności. Oceny są zawsze subiektywne, dlatego trudno było mi ująć słowami to co chciałem przekazać operując pojęciami obiektywizmu i subiektywizmu. Dlatego przyznaję Ci 100% racji, co do tego twierdzenia. Jednakże...

Chodziło mi bardziej o "obiektywne spojrzenie" na serial i jego ocenę właśnie pod takim kątem. Porównanie ostatnich dwóch sezonów z tymi początkowymi. I tak jak napisałem wcześniej, nie wykluczam, że 6 i 7 sezon mogą się komuś podobać, ale czy samo "podobanie się" czy też facebookowe "lubię to" oddaje jakość produktu?

Uwaga, podam przykład! Jestem fanem serialu "Pierwsza miłość". Aha, dokuadnie tej polsatowskiej szmiry, która ma ze 2 tysiące odcinków. Naprawdę świetny "odmóżdżacz" - oglądasz i jesteś na haju, zastanawiasz się jakie wykształcenie jest wymagane w Polsce, by zostać autorem serialowego scenariusza, wyśmiewasz kiepskie dialogi i ogólnie padasz ze śmiechu oglądając najbardziej drętwą grę aktorską we wszechświecie. Jednak bynajmniej nie uznałbym tego serialu za arcydzieło, ani nawet za produkcję dobrą czy przeciętną mimo, iż tak przyjemnie umila mi czas przed telewizorem. Zaczynasz już trochę pojmować co miałem na myśli wyżej?

Inna sytuacja: gdy uczeń komentuje przeczytaną lekturę - nie wiem, Dostojewskiego albo... o "Syzyfowe Prace" Żeromskiego (nie znosiłem tej książki :)) i używa słów, iż była ona głupia czy bezsensowna (jak wspomniałeś, ma on prawo do takiej oceny, gdyż jest to sprawa subiektywnego odbioru czytelnika) ale wcale nie oznacza to, że książka ta naprawdę jest bezwartościowa. Ja mógłbym powiedzieć, że była nudna, słaba, nieciekawa - ale nie odbiera to jej innych walorów. I to właśnie nazywam obiektywną oceną, być może nie każdy jest zdolny do takiego spojrzenia. Tego nie wiem, ale ja zawsze dostrzegam lepsze i gorsze strony dzieła.

Wracając do tematu. I wciąż zaznaczam, że nie odbieram nikomu prawa do powiedzenia "lubię to" o 7 sezonie "House'a", ale jednak porównując go z innymi sezonami po prostu widać spadek formy. Nawet nie chodzi mi o to na co większość widzów najbardziej narzeka czyli wątki emocjonalne, miłosne, obyczajowe czy jakby je tam inaczej określić; oraz wszelkie wątki poza house'owe tzn. te dotyczące życia prywatnego jego współpracowników. Ja czepiam się jedynie tego, że są nudne i bzdurne, czasami wręcz absurdalne i zmieniają charakter całego serialu. Powiesz mi, że to wciąż subiektywna ocena. Wątpię, ponieważ takie akcje jak chociażby ta z ostatniego odcinka (House + samochód + dom Cuddy) może mógłbym zaakceptować w jakiejś "zwariowanej komedii dla nastolatków" ale nie tutaj, ponieważ to zupełnie nie pasuje do konwencji tej produkcji, nie pasuje do House'a, to w ogóle jakieś nieporozumienie. I jeszcze ta stylistyka od początku odcinka, aby nabrać widza. Wyglądało to jakby stała się jakaś grecka tragedia, Wilson ranny, Cuddy płacze, pogotowie, policja, straż pożarna, brakowało tylko FBI z agentami Mulderem i Sculli na czele. I co się okazuje? To tylko House wjechał w dom i to jeszcze z tak błahego powodu jak spotkanie rodzinne u Cuddy. Nie no, ale bądźmy obiektywni przecież był tam też NIEZNAJOMY MĘŻCZYZNA! House w swojej ponadprzeciętnej inteligencji natychmiast skojarzył fakty i sam wymierzył sprawiedliwość. Brawo! Genialny pomysł na odcinek.

Przepraszam za sarkazm, ale naprawdę takie sceny zupełnie wypaczyły obraz House'a jakiego wielu z nas znało i uwielbiało. Trudno uwierzyć, że Ty (a po Twojej wypowiedzi wnioskuję, że nie należysz do jakiegoś Stowarzyszenia Rozhisteryzowanych Amatorek House'a) nie dostrzegasz absurdalności tego typu scen.

banchoo

Cóż, "jakość produktu" w przypadku serialu to właśnie ocena subiektywna:) To nie para butów, o których można powiedzieć - "są fatalnie wykonane, rozpadły się po tygodniu":) Tutaj mamy na warsztacie wartość niematerialną, toteż "podobanie się" oddaje lokalnie jakość istniejącą w umyśle danej osoby:)

Myślę, że rozumiem Twoją myśl odnośnie przykładu "Pierwszej miłości" - tutaj jednak mamy do czynienia z sytuacją pozornie sprzeczną, lecz tylko pozornie - otóż można po coś sięgnąć, nie dlatego że nam się pdoba, lecz po to by... Wyrazić brak poparcia!:) Czasem oglądamy coś, czego nie lubimy, toteż fakt oglądania nie daje gwarancji sympatii, można czemuś poświęcić czas, tylko po to, by podziwić się, iż komuś chce się poświęcać na to czas:) Ale to w dalszym ciągu ocena subiektywna, nawet jeżeli wyraża się ją poprzez okazanie zainteresowania - zainteresowanie wszak, może być różnie zabarwione:) Przykład z książką zaś wskazuje na jeszcze inną kwestię - otóż można nie lubić dzieła i mimo to uważać, iż ma wartość, bądź uważać, że nie ma wartości, ale i tak je lubić:))) To ukazuje meandry ludzkich zapatrywań, ocenę emocjonalną, która nie jest uzależniona całkowicie od "parametrów technicznych":)

Jeżeli mówisz, że wątki są "bzdurne" i "nudne" to wracamy na pole startowe, bo to właśnie subiektywna ocena:) Cóż Ci poradzę, że ja uważam, że nudne i bzdurne nie są:))) Słowa, których użyłeś nie mają zakotwiczenia w niewzruszonych, jednakowych dla wszystkich faktach, lecz w prywatnych emocjach, dlatego też są subiektywne:) W jednym masz natomiast rację co do obiektywizmu - serial uległ w swym żywocie metamorfozie, przekształcił się, zmienił charakter - można dumać nad konkretnym momentem, w którym to się stało, ale stało się i to jest obiektywne - dla każdego obserwatora takie samo:) Nie jest kwestią gustu to, czy na przykład mamy więcej życia prywatnego, czy nie - to fakt dla wszsytkich jendaki, obiektywny, świetnie widoczny chociażby na przykładzie osobego "serialu w serialu" o małżeństwie Taub'a:) Ale ocena czy to dobrze czy źle, to już znowu subiektywizm:)
Moim zdaniem uderzenie w dom Cuddy jest do szpiku kości idelanie Hous'owe, wręcz modelowo do sreialu pasujące. Widzę w tym fantastyczny sposób na ukazanie stanu emocjonalnego człowieka, pomysł wydaje mi się pierwszorzędnej próby:) Mocny akcent, którego istotą jest uczucie, nie zaś ściana i samochód. Znakomicie odzwierciedla narosłą nagle frustrację - już House ma "zabierać się" do zwyczajnego oddawania szczotki, gdy coś w nim nieplanowo pęka, i facet robi to, co robi. Nagły zwrot nastroju, wnętrze brawurowo przełożone na zewnętrzną ekspresję:) 100% House'a:)


Co do faktu, iż na początku finału siódemki widzimy karetki, wozy policyjne itd. - pewnie, chodzi o wywołanie w widzu dreszczyku i nie widzę powodu, by się jakoś szczególnie o to "obrażać" - poza tym istnieją przpiesy prawa - dokonano jednak przestępstwa, i to takiego grożącego katastrofa budowlaną, w zwązku z czym w grę natychmiast, automatycznie wchodzą stosowne służby, nie ma w tym nic dziwnego, może ewentulnie troszkę przesadzonego, ale nie dziwnego - wtakim przypadku dziać się może wszystko - w domu są intalacje elektryczne, gazowe, wodociągowe, mój Boże, nawet sąsiedztwo jest w niebepieczeństwie jeśli coś z tego zostało poważnie uszkodzone - wszystko musi byś sprawdzone i zabepieczone... Na miejscu przesepstwa grożącym pożarem,ulatnianiem się gazu, wybuchem, zawaleniem budynku i czym tam jesszcze, a także odznaczającym się obecnością ludzi w momencie zaistnienia zdarzenia i po nim i muszą pojawić się stosowne służby, nie widze powodu do utyskiwań... Przecież nie wiadomo jaka służba i w jakim zakresie będzie potrzebna...

Nie zgadzam się z Twoją interpretacją, jakoby House wjechał w dom ponieważ u Cuddy było "rodzinne spotkanie" - kiedy tak to ujmujesz, wychodzi na to, iż mieliśmy do czynienia z pregmatyczną, racjonalną decyzją, a to był niekontrolowany wybuch... Żalu. Po prostu żalu. Eksplodujące straceńczo "kocham Cię"... Nie ma to nic wspólnego z zemstą, czy "obcym mężczyzną" jako takim, tylko z uświadomieniem sobie zerwania relacji, utraty, braku, destrukcji, potencjalnie nieodwracalnej. Uzmysłowienie sobie, iż oto mur mniędzy nim i Cuddy zaistniał - Ona idzie naprzód, a on się pogubił. Toteż w mur uderzył - ten fizyczny rozwalił, ale ten metafizyczny - który zaatakował - tylko umocnił. Wiedział, że tak będzie, wiedział, że tylko przypieczętuje rozstanie. Ale dał się porawać tej emocji i istotnie relację zniszczył tak, by zniszczyś w swojej głowie resztkę niewygodnej nadziei, by mieć przykrą, ale i niosącą pewną ulgę pewność, że nie ma już do czego wracać, że może już to z siebie zdjąć. Tak to się w nim w sekundę rozegrało, na poziomie emocji, nie kalkulacji logicznej. Dla mnie ukazali to twócy jasno i znakomicie:) Spróbuj może tak na to zerknąć, i inni, którym motyw się nie spodobał... Może spojrzycie na sytuację w takim świetle i uznacie, że coś w tym jednak jest?:) Dla mnie to przepiękne odzwiedciedlenie oceanu emocji:) To nie absurd, to obnażone serce, to wrażliwość człowieka, który nie umiejąc ugasić ognia poddałsię mu i bezwiednie pozwolił mu eksplodować. House zaatakował własną miłość do Cuddy, by sobie ulżyć w cierpieniu...

ocenił(a) serial na 9
ManFromTheMoon

Po raz kolejny mnie zaskoczyłeś. I po raz kolejny przyznam Ci rację - mam tutaj na myśli to co zgrabnie raczyłeś nazwać "meandrami ludzkich zapatrywań". Rozważania na temat ocen i pojęć subiektywnych i obiektywnych są niezwykle trudne i nadają się na głębszą dysputę o zabarwieniu filozoficznym. Ewokuje mi to pradawny spór o uniwersalia. Chyba najrozsądniej będzie odpuścić ten temat pozostając przy stanowisku, że oceny są subiektywne, co oczywiście jest niezaprzeczalnym faktem, aczkolwiek ja wciąż będę utrzymywał, że PRÓBA OBIEKTYWNEGO SPOJRZENIA JEST MOŻLIWA.

Teraz a propos mojego zaskoczenia. Powiem szczerze, iż w całej swojej wierze w ludzkość nie przypuszczałem, że jest możliwym aby znalazła się osoba, która tak pięknie zanalizuje finałowe sceny 7 sezonu pod kątem psychologicznym.

Po kolei, mój opis tego odcinka był ironiczny, bo powiem szczerze rozśmieszyła mnie tak tania gra na emocjach widza jaką zaserwowali twórcy serialu. I w tym momencie Twoje spojrzenie na serial jest do bólu realistyczne. Co mam na myśli? Całą wypowiedź dotyczącą pojawienia się na planie straży pożarnej, pogotowia i policji - ok, ja to naprawdę rozumiem i nie musisz mi tłumaczyć faktu zaistnienia przestępstwa, katastrofy budowlanej, możliwości wybuchu gazu etc. etc. Mam na myśli to w jaki sposób ukazano tę scenę - znajdujemy się na forum filmowym i nie będę udawał, że takie rzeczy jak praca kamery, zdjęcia, cała realizacja nie odgrywają znaczenia. Naprawdę dziwię się, że nie widzisz tej gry na emocjach. Widz od początku zastanawia się cóż się stało, a oczyma wyobraźni niemalże widzi House'a z zakrwawioną siekierą, zbliżającego się do kołyski córeczki Cuddy. Oczywiście przerysowałem tę wizję, ale nie zrobiłem nic czego nie zrobił scenarzysta i reżyser tego odcinka.

Następnie Twoje pragmatyczne podejście nabiera przyspieszenia i obraca się o 180 stopni. Z realisty stajesz się niepoprawnym romantykiem. No, przepraszam, ale wybuch żalu kończący się wjazdem samochodu w ścianę? Naprawdę ludzie kupują "takie rzeczy"? Chyba muszę zacząć uczęszczać na jakieś lekcje wrażliwości i romantyzmu, bo ja niestety nie podzielam entuzjazmu związanego z "oceanem emocji" Gregory'ego House'a. Zmiana charakteru House'a w tej scenie aż bije po oczach. Bezradny, nieszczęśliwie zakochany geniusz, który przez 6 sezonów zawsze znajdował jakieś wyjście z sytuacji - czasem logiczne i realistyczne, a czasem hedonistyczne ale pozwalające mu ukoić ból z pomocą vicodinu, burbona i kilku prostytutek - nagle jest zupełnie nie poradny, niczym dziecko we mgle. Oczywiście można utrzymywać, że stary House był nieszczęśliwy i też robił wiele głupot, ale nie przypominam sobie by w swoim cierpieniu próbował wyrządzić krzywdę innym. Natomiast na dzień dzisiejszy mamy House'a, który jest zatwardziałym recydywistą, gotowym krzywdzić innych już nie tylko słownie jak to miało wcześniej miejsce, ale również fizycznie, przy tym wszystkim jest niesamowicie uczuciowy, natomiast jego mózg chyba spłonął pod wpływem uczucia jakim zapałał do Cuddy. Nie rozumiem, jak można nazwać zniszczenie domu Cuddy "idealnie House'owym" zachowaniem. Czy kiedykolwiek House dawał podstawy by sądzić, iż jest niezrównoważonym emocjonalnie maniakiem? Bo akurat taką postawę bohatera zbudowała ta scena - psychotyczno-maniakalną :) Dawny House po prostu wszedł, by do domu Cuddy pod pretekstem zwrotu tej szczoteczki i narobiłby "bajzlu". Mam tu na myśli to, co House'owi wychodzi najlepiej - w dowcipny ale ostry sposób nawrzucałby kilku osobom, może nawet dałby w mordę temu "nieznanemu" i już. No, ale skoro rozwijamy postać w takim kierunku, to czekam na sceny, w których House znęcałby się nad córeczką Cuddy (w końcu stanowi ona dla niego konkurencję w zainteresowaniu ze strony Lisy) lub przykułby się do kaloryfera w jej zniszczonym domu, grożąc jednocześnie wysadzeniem pozostałych 3 ścian granatem.

Reasumując, nie przekonuje mnie Twoja analiza psychologiczna bohatera. Może dlatego, że jestem na tyle niedojrzały emocjonalnie, że mimo żalu, smutku, bólu egzystencji, poczucia utraty bliskości z ukochaną, samotności, goryczy i tysiąca innych złych uczuć, naprawdę nie byłbym w stanie wjechać ukochanej do domu autem. Cóż, dużo jeszcze pracy przedemną. Pozdrawiam serdecznie (bardzo miło mi się z Tobą dyskutuje).

banchoo

Racja, obiektywnie biorąc można próbować spojrzeć obiektywnie, ale również obiektywnie biorąc - jeżeli chodzi o kwestie odczuć wewnętrznych - próba taka skończy się niepowodzeniem:)))

Ależ widzę tę grę na emocjach we wstępie!:) Naturalnie, twórcy mając świadomość, iż odcinek kończy serię, oraz że na kolejny trzeba będzie poczekać bardzo długo, bez mała pół roku, chcieli zszokować finałem, również poprzez nietypowość prezentacji całego obrazu, a do windowania nastroju zabrali się od początku, budząc daleko idące w radyklaiźmie oczekiwania:) Pełna zgoda, to właśnie przykład elementu obiektywnego:) Rzeczywiście, od tej strony patrząc można było spodziewać się czegoś bardziej... Nazwijmy to "makabrycznego":) Ale mimo, że fizyczne uderzenie było zwięzłe, to emocjonalna detonacja - ogromna, choć to już subiektywne odczucie:)

Racja ponowna, opis przyczyn zaistnienia karetek, radiowozów i tym podobnych jest pragmatyczny, bo to tylko suchy techniczny fakt, namtomiast analiza uczuć to już zupełnie co innego, niech będzie że ukutego na kanwie romantycznej, zgoda:) (Choć jak dla mnie romantyzm zawsze jest poprawny, nawet ten niepoprawny:))
Naturlanie, że wybuch żalu kończy się aktem takiej czy innej agresji! W życiu miliony razy tak się dzieje!:) Poczucie krzywdy potrafi wyzwolić taki dynamiczny właśnie rodzaj reakcji obronnej, jest na to bez liku przykładów - klasyczny to awantury rozkwitające w przypadku przyłapania na zdradzie:) House jest tu nieporadny - tak jak piszesz - i to właśnie ta nieporadność wyzwoliła detonację - oto bowiem nic już pomóc nie mogło - ani vicodin, ani prostytutka, ani burbon ani... Nic. Nawet logika była tutaj niema. Sytuacja była nazbyt osobista, by ugasić jej żar jakimkolwiek z wcześniej przez Gregory'ego zatrudnianych do defensywy sposobów. To swego rodzaju kumulacja, przekroczenie dotychczasowych granic. Właśnie zestawienie nieporadności, braku wyjścia i świadomości, iż tym razem nie znajdzie się substytutu zadośćuczynienia, otworzyła drogę frustracji, tej ostatecznej, krańcowej. Wobec braku perspektyw, perspektywa rozerwała sama siebie. Mnie pasuje to idealnie.
House nie chce skrzywdzić nikogo cieleśnie, pamiętajmy,że oberwało się cegłom w sensie fizycznym - wyrządził szkodę na emocjach, to prawda, ale to klasyczna "zbrodnia w afekcie" - to prawdziwe zjawisko, przewidywane kodeksem karnym, realnie istniejące - stan wzburzenia emocjalnalnego wyłączający, lub ograniczający poczytalność. To kategoria prawna, co wskazuje na prawdziwość tego typu zdarzeń. Toteż tak - uczuciowość objawiła się agresją. Wbrew pozorom nie jest to sprzeczność:) Poza tym argument o "wcześniejszym House'ie" jest o tyle podatny na podważenie, iż nikt nie powiedział, że człek jaki był ma dalej być, niezmiennie:) To co było kiedyś, nie jest gwarantem utrzymania statusu quo:) Zresztą, w moim odczuciu nie nastpiła zmania postaci, tylko w konkretnym momencie jej reakcja uległa wyjątkowemu spiętrzeniu, oddając to co zawsze oglądaliśmy, tylko w wersji unikatowo spotęgowanej, a to za sprawą unikatowo osobiście bolesnej przyczyny:)
Zniszczenie ściany domu nie oznacza bycia "niezrównoważonym maniakiem" samo w sobie, właśnie ze względu na kategorię afektu, której podlec może zupełnie zdroworozsądkowy człowiek także:) A swoją drogą House nie raz jeden udowaniał, iż zdolny jest do... Hmmm - nawzwijmy to "radyklanych rozwiązań", i to w zrównoważeniu - skoro więc mając jasny umysł jest w stanie zagrać mocnym akordem, to co dopiero może uczynić, gdy straci grunt pod emocjonalnymi nogami?:) "Dawny" House nie był dotąd w takiej sytuacji, stąd trzeba być ostrożnym z ekstrapolacją starego na nowe, skoro nowe jest nowe:)
House nie byłby zagrożeniem dla córki Cuddy, czy też nie przykułby się do kaloryfera z prostej przyczyny - jego postępek nie był logicznym planem ukutym intelektualnie, lecz spontanicznym wybuchem bólu. Nie o zemstę chodziło i krzywdę cieleną Cuddy czy kogoś z jej otoczenia, lecz o próbę atomowego oczyszczenia się z zatraconej miłości:)


Tak naprawdę nie wiesz do czego byłbyś zdolny, skoro w danej sytuacji się nie znalazłeś:) Jest powiedzenie "Znamy się o tyle, o ile nas sprawdzono", i coś w nim jest:) Wielu ludzi czyniło rzeczy, o które nigdy by się nie podejrzewało!:)
A poza tym, nikt nie mówi, że każdy by się tak zachował:) Serial jest o człowieku wyjątkowym, innym, stąd w przypadku House'a argument o tym co zrobiłaby statystyczna większość, w co drugiej scenie każdego odcinka trzebaby było podnosić:) Chyba o to właśnie nam chodzi, by oglądać niesztampowego bohatera!:)

Natomiast odczucia moje i Twoje to... Nasze odczucia:) Ja widzę w zniszczonej ścianie pożegnalny list miłosny, Ty zaś nie i w porządku:))) Dla mnie to piękna, bardzo romantyczna scena - romantyczna na modłę dekadencką, ale niemniej przez to uczuciowa:) Nadszarpnięcie serce musi sobie udowodnić, iż polaryzacja jego uderzeń uległa zmianie... Ale to już kwestia odbioru, tego subiektywnego - Ty masz rację dla siebie, ja dla siebie i tyle:) Obaj mamy rację, tylko w odmiennych perspektywach:)

Także Pozdrawiem Pięknie, również miło mi się wymienia odczuciami:)))

ocenił(a) serial na 9
ManFromTheMoon

Uwielbiam Cię :). Poważnie. Przekonałeś mnie. Byłem w błędzie, zakładając z góry, że tak niedorzeczne sceny, z jakimi mamy do czynienia w 7 sezonie, są ewidentną oznaką spadku formy i wskazują na niekontrolowane pikowanie serialu w dół, co jak nierozsądnie założyłem musi się skończyć katastrofą całej produkcji. Widocznie nie wziąłem pod uwagę czynnika emocjonalnego. Faktu, że ktoś w tych, dla mnie absurdalnych scenach jest w stanie dostrzec plusy, ba... wyjaśnić je w miarę logicznie. Za to Ci dziękuję.

Oczywiście nie zmienia to mojego poglądu na serię numer siedem, aczkolwiek może kiedyś ponownie obejrzę odcinki, którymi byłem dotychczas zniesmaczony i mając w pamięci Twą wypowiedź, spróbuję spojrzeć na nie łaskawszym okiem. Chociaż przyznam, że ta analiza emocjonalna wydaje mi się naiwna (nie mam na myśli, tego jest zła; bardziej, że jest siłową próba usprawiedliwienia braku pomysłów scenarzysty na pociągnięcie i rozwiązanie akcji), ale mimo wszystko spróbuję :)

Jeszcze kilka słów a propos tej zbrodni w afekcie. To ta sytuacja, raczej się nie kwalifikuje. Wspomniałeś o przyłapaniu na zdradzie, jako przykładzie takiej sytuacji. Ale co niby wywołało takie zachowanie u House'a? Nie było zdrady, nie było niczego, co by pozwalało tłumaczyć jego zachowanie. Jedynym powodem było cierpienie bohatera, jego zranione ego. Zobaczył, że Cuddy żyje dalej swoim życiem i jest w miarę szczęśliwa i wybuchnął. Czy to naprawdę nie wskazuje na problemy psychiczne? Czy byłem daleko od prawdy określając go mianem "niezrównoważonego maniaka"? Niezrównoważony bo nie panuje nad sobą, maniak bo ma obsesję na punkcie osoby lub osób, które potrafią sobie lepiej radzić od niego, być szczęśliwymi.
Piszesz również, że nie chciał nikogo skrzywdzić tylko wyładować emocje na murze? Nie można być tego pewnym, sam wcześniej wspominałeś, że sytuacja groziła katastrofą, wybuchem etc. Nie jest wykluczone, że mógłby kogoś ranić lub nawet zabić. Czy był niepoczytalny? Może, ale nawet będąc niepoczytalnym, a znając swój cel potrafi się dodać 2+2 (ściana + auto = masakra). Poza tym przeciwko jego domniemanej niepoczytalności świadczy choćby fakt wyproszenia Wilsona z samochodu (zdawał sobie sprawę z zagrożenia) czy chociażby jego zachowanie po wyjściu z samochodu.
Co do wcześniejszych radykalnych zachowań House'a. Można o tym powiedzieć wiele, ale nigdy nikogo nie krzywdził fizycznie. Jeśli eksperymentował to na sobie - łączył różne piguły sprawdzając ich działanie etc. Jeśli podejmował ryzykowne decyzje ws. pacjentów to zawsze były one podyktowane brakiem innych możliwości lub brakiem czasu czy też 100% skuteczności innych metod. Wszystko było tłumaczone jego geniuszem i zawsze odnosiło sukces. Także alternatywne sposoby leczenia, ale całkowicie poparte jego geniuszem, żelazną logiką, olbrzymią wiedzą i wysokimi umiejętnościami, nie należą, raczej do tak "radykalnych rozwiązań" jak uderzenie autem w pokój pełny ludzi.

Ech, znów się rozpisałem na temat tej nieszczęsnej sceny z samochodem, a naprawdę nie chciałem :)) Pozdrawiam.

banchoo

Ach, to naprawdę nie kwestia błędu, nie byłeś wcale w błędzie!:) Tak to odczułeś, tak zinterpretowałeś i jest to punkt widzenia całkowicie pełnoprawny:) Nie zmenia to natomisat faktu, iż możliwym jest, by zapatrywanie odmienić - nie dlatego jednak, że z poprzednim było coś nie tak, lecz ewentualnie po prostu ze względu na rzucenie okiem pod innym kątem:)
Moja analiza naturalnie może być w Twoim odczuciu nawiną, jasne:), ale zapewniam z pełną otwartością, że jest szczera i naprawdę nie stanowi aktu "rozpaczliwej obrony", sposobu na to bym w swojej psychice uporał się ze spadkiem formy twórców, koniecznie szukając ratunku:) Autentycznie tak uważam, a nawet więcj - ja tak naprawdę nic nie uważam, a to co opisałem ODCZUWAM - to nawet nie jest opinia, to mój emocjonalny stan, tutaj na forum oddany w słowach:) Stąd też w tym sesnie "naiwnosci" w tym nie ma, ręczę:) Chyba nie chciałbym tracić energii na kłamanie samemu sobie, a potem i innym:)


Co do "niezrównoważonego maniaka"... To zależy od przyjmowanej dosłowności - w ujęciu luźnym możnaby użyć takiej kwalifikacji, ale taki jednorazowy wybuch, o ile nie będzie płodził następnych, jeszcze klinicznego maniaka nie czyni, a także nie przesądza o trwałym, generalnym niezrównoważeniu psychicznym - czym innym jest bowiem jedna taka detonacja, a czym innym stan permanentny. Konkretny, jeden akt nawet drastycznej utraty balansu nie oznacza jeszcze zaistnienia stanu ciągłego wzburzenia - chyba, że od tego momentu miałby się on dopiero zacząć ujawniać regularnie, czego jeszcze teraz byśmy nie wiedzieli. Tak samo fakt, że ktoś czasem się denerwuje nie oznacza jeszcze, iż jest nerwusem w ogóle, a bycie spokojnym nie wyklucza możliwości poddania się czasem nerwom:) House ma pewne problemy psychiczne związane z jego alienacją, ale pojedyncze "niezapanowanie" nie oznacza jeszcze braku panowania w ogóle:) To był katastroficzny impuls, ale w izolacji - w izolacji - nie przesądza jeszcze o "manii" w ściśle medycznym, patologicznym, szpitalnym znaczeniu:)
Reakcję wywołał kontrast między "mogłoby być", a "jest", poczucie poniesienia "porażki", niesprostania sytuacji, "zawalenia sprawy". Wściekłość House'a do niego się odnosiła, nie zaś do Cuddy. Sam mówi wcześniej w tym odcinku, że to nie jej wina. On jest zawiedziony SOBĄ SAMYM głównie, o ile nie wyłącznie, a wjechanie w ścianę to kara sobie samemu wymierzona, nie zaś odwet. Skoro się zawaliło, to niech i ruiny runą, by nie dręczyć się próbami podjęcia niemożliwej do przeprowadzenia odbudowy. Zerwać ostatecznie, by nie tkwić w rozkroku między dwoma krawędziami urwiska - nie da się wrócić na tamtą stronę, to lepiej ostatecznie pozostać na tej. House tak naprawdę dopuścił się autoagresji.

Racja, sytuacjia była niebezpieczna, relanie zaryzykował życiem innych ludzi, ale to nie oznacza, iż CHCIAŁ kogoś skrzywdzić cieleśnie. Jego intencja nie zawierała pragnienia zabicia czy zranienia, a to że MOGŁO się tak stać, to już osobna kwestia. Wyproszenie Wilson'a raczej pokazywałoby, iż poczytalny był, tutaj bowiem w szale uczuć, podjął racjonalna decyzję, usuwając przyjaciela z pola uzewnętrznienia swego szaleństwa. Od strony technicznej wiedział co czyni, co nie zmianie jednak faktu, że ten dynamit naładowany był emocjami, nie zaś racjonalnym pomyślunkiem:) Ewentualnie można się zastanawiać, czy wjechanie w dom nie było pierwszym dowodem klinicznej niepoczytalności, jeżeli w ósemce zobaczymy jak szaleje i rozwala wszystko wokół, to kto wie:) Ale tego nie wiemy, a spokojne wręczenie szczotki Cuddy wskazuje, iż był to afekt, nie zaś stan permanentny:)

Ano właśnie, to miałem na myśli, dokładnie to, co napisałeś - że "radyklane zachowania" nie były wymierzone w ficzyczne krzywdzenie. Sęk był w tym, iż jest to człowiek do radyklaizmów zdolny - i nawet jeśli do tej pory trzymał je na smyczy, to mógł przyjść moment utraty kontroli - odważne zachowania zerwały zabezpiecznia i przyjęły patologicznie niebezpieczna formę. Zresztą Greg nie raz także ingerował tam, gdzie niby nie powinien - choćby w odniesieniu do Stacy - wykradł jej teczkę i wykorzystał informacje, by zaatakować jej małżeństwo dla własnej korzyści. czyli szansy na odzyskanie kobiety, zresztą nie obyło się bez seksualnej zdrady... Radykalizmy więc w doktorze istnieją i potrafią być podyktowane osobistą korzyścią i dotyczyć także innych. Albo casus z dawnym adwersażem, na którym przeprowadził zemstę, rujnując jego pracę nad nowym lekiem z czystej chęci odwetu za dawny afront. Czy też przykład ze skazanym na śmierć, którego furia była skutkiem choroby, a House nie chciał poręczyć za to w sądzie, a mógł mu tym pomóc. Lub ostateczne odrzucenie Stacy, ze względu na uświadomienie sobie, iż ostatecznie by ją i tak zapewne skrzywdził, nipotrzebnie wcześniej rozbijając dobre małżeństwo - altruistyczny radykalizm, ale radykalizm. Albo fałszowanie recept i robienie tym problemów Wilson'owi...
Ideą tej wyliczanki jest pokaznie, iż House jest zdolny do zachowań ryzykownych, niebezpiecznych. Nawet te krańcowości, które stosował na sobie samym nie na innych, nawet te, które miały innych ratować, dalej pozostają krańcowościami - jeśli dana osoba generlnie biorąc po radykalizmy sięga, to tym bardziej można sie spodziewać, iż zmutują one i staną się niebezpiecznymi, choćby i wcześniej były zawsze uzasadnione i dla dobra wyższego czynione, a tym bardziej jeżeli nie zawsze tak było.
Zjawisko o tytule "Radykalne Zachowanie" istnieje w House'ie w obfitości, i z tego powodu można było przewidywać, że w końcu wyrwie kraty i narozrabia. Stąd też fakt, iż wcześniej było "spokojniej" nie gwarantuje dalszej skutecznej nad sobą kontroli:) Wjazd w ścianę był tym samym u zarania ryzykanctwem, jedynie wzmocnionym w ekspresji sterdydami osobistej, emocjonalnej odysei:) Dlatego tego typu ekspolzji można się było spodziewać - jeżeli istniały kontrolowane płomyki, można było przewidywać taki czy inny wielki pożar - wystarczyło tylko podlać ogień beznyną bezpośrednio zindywidualiowanej sytuacji osobistej:)

Ja też sie rozpisałem, widocznie jest o czym:)
Pozdrowienia!:)

ocenił(a) serial na 10
banchoo


Po pierwsze proszę o wybaczenie, ale brak mi silnej woli, by przeczytać całą powyższą dyskusję i skomentować każdy argument (ach, ten rozleniwiony przez Internet mózg...). Dlatego odniosę się tylko do jednego z Twoich stwierdzeń.

" to zupełnie nie pasuje do konwencji tej produkcji, nie pasuje do House'a"
Dlaczego? Przecież House zawsze był przedstawiany jako osoba, dla której nie ma granic dobrego smaku, rozsądku, przywoitości. Nieraz robił bardzo niebezpieczne rzeczy, od ryzykownych terapii dla pacjentów poczynając, na akcjach w stylu włożenia noża do kontaktu lub wprowadzania się w szok insulinowy kończąc. Od czasu tego typu wydarzeń minęły całe miesiące, miesiące które zmieniły House'a jeszcze bardziej. Czy zrobienie czegoś dla nas tak szalonego, jak wjechanie samochodem w dom swojej byłej aby na pewno zupełnie do niego nie pasuje? Nie wspominając już o tym, że David Shore wymyślił tę postać od początku do końca, więc raczej trudno stwierdzić, iż jego pomysł na finał 8. sezonu nie pasował do jego własnej postaci.
A propos David'a Shore'a: czytałam kiedyś wywiad z nim, w którym wyjaśniał, dlaczego House zrobił to, co zrobił. Nie pamiętam dokładnej argumentacji, ale twórca przede wszystkim zaznaczył to, że House nie chciał nikogo zabić. Po uwzględnieniu tego faktu jego czyn przestaje się wydawać aż tak komicznie nieprawdopodobny.

ocenił(a) serial na 10
banchoo

Ja się nie mogę nadziwić takiego zaślepienia na pkt swojej opinii... Ty jak i niestety większość osób tutaj jest zdania, że serial stracił na wartości i uważa, że tylko to ma prawo być prawdą cóż...nie bierzecie w ogóle pod uwagę, że ktoś może mieć inne odczucia od Was i nie dyryguje Nim ani zaślepienie, ani nietrzeźwość umysłu, ani bycie psychofanem, tylko własne zdanie i szczere odczucia. Ty do tego całego absurdu jeszcze dorzuciłaś tą całą obiektywność, no ręce mi odpadły...Zresztą ManFromTheMoon powiedział już wszystko, więc chyba nie ma sensu bić piany. Kto chce, wyciągnie jakieś wnioski, kto nie to nikt go do niczego nie zmusi. Tyle.

ocenił(a) serial na 9
uwieziona

To nie było zaślepienie. Nie twierdzę, że moja opinia jest jedyną słuszną. Natomiast stwierdziłem, że patrząc obiektywnie ostatnie sezony są słabsze od poprzednich, i że każdy kto wykaże choć odrobinę chęci i spojrzy obiektywnie powinien to dostrzec. Co do obiektywizmu to naprawdę moja ocena nie była podyktowana sympatią czy też brakiem sympatii do serialu (moje uwielbienie dla House'a wciąż się tli), a jedynie scenami z sezonu, które nie trzymały się kupy i były bezsensowne. Nie wiem czy zadałaś sobie trud przeczytania całości mojej konwersacji z ManFromTheMoon, ale jeśli tak, to zapewne zauważyłaś, że już przyznałem, iż byłem w błędzie? Mylnie przyjąłem za pewnik, iż niektóre sytuacje w 7 sezonie były tak przerysowane i absurdalne, że każdy powinien to odebrać w ten sam sposób - jako nieporadność i brak pomysłów twórców. Jednakże ManFromTheMoon udowodnił mi, że można w tych scenach odnaleźć cały wachlarz emocji, które targają bohaterem i za ich pomocą w logiczny sposób tłumaczyć sobie te sceny i zachowania bohatera. Mimo, iż wciąż nie potrafię dostrzec piękna sceny z samochodem i domem Cuddy, dostrzegam logikę przedstawianych przez ManFromThe Moon argumentów.
Także uważam mój wątek na tym forum za zamknięty, ale warty był poruszenia. Pozdrawiam serdecznie.

P.S. a propos "psychofanów" i zaślepienia - zauważ, że ManFromTheMoon jako jedyny, chyba w tym temacie zwolennik 7 sezonu, zamieścił posty dobrze argumentujące jego zdanie; większość użytkowników natomiast ogranicza się do wyrażenia swojego uwielbienia dla serialu + ewentualnego zgnojenia kogoś kto się z nim nie zgadza, więc trudno się dziwić, że niektóre osoby są postrzegane jako fanatycy.

ocenił(a) serial na 10
banchoo

"Nie twierdzę, że moja opinia jest jedyną słuszną. Natomiast stwierdziłem, że patrząc obiektywnie ostatnie sezony są słabsze od poprzednich, i że każdy kto wykaże choć odrobinę chęci i spojrzy obiektywnie powinien to dostrzec."
Niestety jak dla mnie jedno poniekąd zaprzecza drugiemu. Jeśli Twoja nie jest jedyną słuszną, to znaczy, że słuszna może być też inna od Twojej - czyli taka, że nowe sezony nie są gorsze od poprzednich. A to z kolei uważasz za brak obiektywnego spojrzenia - czyli jednak niesłuszną ocenę. :)
Przyznam, że dla mnie sama postać House'a jest na tyle rewelacyjna, że brak przypadków medycznych ani poważne zmiany, które zaszły w ostatnich sezonach nie doskwierały tak bardzo, nie odczułam też znacznego spadku jakości. Niemniej jednak absolutnie rozumiem, że ktoś ocenia je niżej. Dla mnie to nadal jest dziesiątka z serduchem, ale nie uważam, że osoba, które ocenia teraz House'a na siedem czy sześć punktów nie ma racji albo że nie potrafi właściwie ocenić serialu. Tak samo nie uważam mojej oceny za niesłuszną. Po prostu wszystko zależy od tego, kto co cenił od początku w serialu i na co zwracał uwagę.

ocenił(a) serial na 10
banchoo

No właśnie "patrząc obiektywnie"...ta wypowiedź jak i otoczka jest nacechowana opinią, że wszyscy którzy trzeźwo i obiektywnie patrzą będą uważać jak większość ludzi tutaj a ten, kto uważa przeciwnie jest psychofanem. Uważasz, że to jest normalne? Nie bierzcie pod uwagę, że ktoś kto jest zdrowy na umyśle, nie ma problemu z rozróżnianiem fikcji z prawda ani żadnych innych zaburzeń a uważa serial za po prostu świetny i go ceni może uważać, że późniejsze sezony są równie dobre, czy też lepsze. Zresztą Katarina jest bardzo podobnego zdania, tylko ujęła to trochę inaczej i być może nawet lepiej. Nie ale zadam, bo jestem ciekawa jak takiego uparciucha przekonał do swoich racji;) przeczytałam tylko pierwszą wypowiedź i uważam, że jest bardzo trafna. Wykonał kawał dobrej, ale patrzą po ilości wypowiedzi cholernie ciężkiej roboty. Ja tego próbowałam i mam uprzedzenie. Rozumiem że ostatnia uwaga tyczyła się też mnie? Tylko, że gdybyś spojrzała na mnie obiektywnie ;), to zauważałabyś jak choćby, ze moje wypowiedzi nie są nacechowane jak choćby psychozą i zaślepieniem, tylko m.in. bronieniem swojego zdania i odczuć.

ocenił(a) serial na 10
Richie117

Wg mnie te zmiany w postaci House'a są dobre. Tak, twórcy serialu powinni nieco wrócić do korzeni, skupić się bardziej na przypadkach medycznych itd. (co swoją drogą ma mieć właśnie miejsce w sezonie 8.). Jednak to, że House coraz bardziej się staczał jest właśnie naturalne i zrozumiałe. Całe lata ciągłego bólu fizycznego, samotność i strach przed byciem samotnym do końca życia - to przez lata zmienia człowieka i raczej zarzuciłabym twórcom brak realizmu, gdyby nie pokazali żadnych zmian w głównym bohaterze.
Też tak kiedyś spostrzegałam House'a - jako przykład na to, że nie każdy musi się dostosowywać, mieć duże grono znajomych i popularność, żeby być szczęśliwym. Ale samotniczy charakter to jedno, a totalna samotność - drugie. Każdy człowiek, introwetyk czy ekstrawertyk, chce być kochany i akcpetowany przez chociaż jedną osobę. Wg mnie ten samotniczy, trudny charakter House'a nie stoi na przeszkodzie ku temu, by chciał być w szczęśliwym związku i mieć przyjaciela. Sądzę, że to jest naprawdę skomplikowana postać, a na jego zachowanie ma wpływ bardzo wiele czynników (to zresztą sprawia, że House wzbudza taką fascynację wśród ludzi). Ciężkie dzieciństwo, niepełnosprawność, świadomość, że jest się trudnym do współżycia człowiekiem, obserwowanie szczęścia ludzi wokół siebie, gdy jednocześnie nie można znaleźć własnego - nawet pod twardą pokrywą cynizmu i pogardy dla innych, to wszystko może zranić każdego. Także tego, kto idzie pod prąd i nie dba o opinię innych.
Co do jego genialnego poczucia humoru, niestety trochę go ubyło, chociaż nie zauważyłam jakieś diametralnej różnicy w porównaniu do poprzednich sezonów. Swoją drogą pamiętam, że z tekstów House'a najczęściej śmiałam się w trakcie tych odcinków, gdy był z Cuddy. To znów świadczy na korzyść twórców - naturalne wydaje się to, że jego poczucie humoru wyostrza się, gdy jest szczęśliwy (i na odwrót).

ocenił(a) serial na 10
KatarinaN

wg mnie House jest lepszy w sezonie 5,6,7 bo wkoncu w nich przedstawiono wiecej watkow, aspektow zycia bohaterow a nie tak jak w sezonach 1-4 tylko to ze do szpitala trafia pacjent, zespol probuje rozwiazac przypadek, kilkanascie zlych diagnoz, a potem genialne oswiecenia House'a i rozwiazanie przypadku