Witam, własnie się zarejestrowałam żeby napisać słów parę o wątku Sansy w nowym sezonie. Na starcie napiszę, że nie jestem osoba która przeczytała książki. Nie mniej jednak, oglądając nowe odcinki, odniosłam silne wrażenie, że wątek Sansy i jej podróż do Winterfell kompletnie nie ma sensu. Przeczytałam więc parę tematów na forum i okazuje się, że scenariusz został mocno przemodelowany względem książkowego pierwowzoru. Jeden z użytkowników podsumował kilka faktów, które w sumie są równie logiczne dla osób które książek nie czytały. Cytuje:
"Dla ludzi którzy nie są zaznajomieni z książką szybko wytłumaczę w trzech punktach dlaczego (wątek Sansy to totalna bzdura).
1. Sansa i Balish mają w rękach Dolinę, krainę zupełnie nie tkniętą przez wojnę, z bardzo dobrym zapleczem militarnym i ekonomicznym. Niemal cała północ, jak i krainy położone na południe zostały zniszczone przez wojnę, do tego nadchodzi zima, a zapasów brak. Dolina za to ma się świetnie, dlatego ten kto ma w rękach Dolinę, ma bardzo silne karty do gry o tron.
2. Według powszechnych informacji, Sansa jest jedyną żyjącą dziedziczką Północy, jako że Rob został zdradzony i zamordowany, zaś Bran i Rickon oficjalnie zostali straceni w Winterfell, a Arya (która i tak dziedziczy po Sansie) została uznana za zaginioną/martwą.
3. Teraz biorąc pod uwagę pkt 1 i 2, oddanie Sansy w ręce Boltonów kompletnie nie ma sensu. Po co Balish miałby pomagać komuś, kto jest na straconej pozycji? Tywin nie żyje, Bolton stracił najsilniejszego sprzymierzeńca. Kto go wesprze? Frey? Cóż, wszyscy wiemy jakim sojusznikiem jest ród Freyów. Utrzymanie północy przez Boltonów stało się więc wielce mało prawdopodobną opcją, biorąc pod uwagę, że pod Murem Stanis przegrupowuje swoje siły i już niebawem ruszy na Winterfell. Littelfinger zna się na rzeczy i nie mógłby być, aż tak głupi. Podsumujmy: Balish mając w rękach Sansę, "jedyna żywą" dla świata dziedziczkę Północy, która z łatwością po przez mariaż mogłaby wejść w silny sojusz z Doliną, mógłby przejąć całą Północ, która oczywiście powstałaby dla ukochanej Starkówny. Wszyscy wiemy, że Północ Pamięta."
Od siebie dodam również kilka zdań. Po pierwsze, po jaką cholerę Littlefinger zadawał sobie tyle trudu z wyciągnięciem Sansy z Królewskiej Przystani, skoro teraz oddaję ją w ręce Boltonów? W ręce człowieka który jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć jej brata i który własnoręcznie poderżnął gardło jej matce. Mam uwierzyć że Bealish zapomniał o tym co spotkało jego ukochaną Cat? Mariaż z bękartem którego ulubionym zajęciem jest ganianie z psami bezbronnych dziewczyn po lesie i obdzieranie ludzi ze skóry żywcem to ma być jakiś nowy mastermind plan Littlefinger'a? Nie, to jest jakaś kompletna bzdura. Po co była ta cała szopka w Dolinie? Chyba nikt nie wierzy w to, że przez te parę tygodni w Dolinie, LF dokonał jakiejś niesamowitej przemiany Sansy, i zrobił z niej gracza który teraz w pojedynkę będzie wodził Boltonów za nosy. Co za brednie... Najlepsze jest w tym to, że Bealish świetnie zdaję sobie sprawę z nikłych szans Boltonów na utrzymanie Północy, więc skąd taki ruch? Skoro wierzy iż Stannis odbije Winterfell, czyż nie lepszym pomysłem byłoby bezpośrednie dogadanie się z nim? W końcu Stanis desperacko potrzebuje kogoś dla kogo Północ powstanie, kogoś kto ma w swoich żyłach krew Starków. Wiem, że było już parę tematów o Sansie, ale chciałam przedstawić swój punkt widzenia, jako kogoś kto książki nie czytał i trochę szerzej podejść do tematu niż zwyczajne "o boże boże, w książce było inaczej". Zapraszam do dyskusji.
Na razie jesteśmy dopiero po czterech odcinkach, więc nie jesteśmy w stanie do końca określić, dokąd zmierza ten wątek.
Littlefinger wysługuje się każdym. Z zapowiedzi wiemy, że odbędzie się scena, w której z Królową Cierni nawzajem będą sobie skakali do gardeł, przy czym z jego ust padną słowa "Przeszłość to przeszłość" - zapewne w kontekście otrucia Joffreya.
Dlaczego naraża Sansę na niebezpieczeństwo? Ano, bo ma wielkie ambicje, a nie chce stracić głowy.
Wygra Stannis i ocali Sansę - Sansa wesprze Littlefingera. Kiedy okaże się, że bardziej mu jest potrzebny sojusz z np. Daenerys (zakładając, że ta wróci do Westeros i będzie próbowała objąć władzę), powie, że był z Sansą i Stannisem, bo się bał, może pomóc Dany pozbyć się ich i bohatersko stanąć u jej boku. Może? Może. Gdyby związał Dolinę, którą rządzi, nie mógłby tak twierdzić - bo przecież tam w pełni odpowiadał za swoje czyny.
Wygra Bolton, a Sansa zostanie w ich rękach. Zakładając, że przeżyje zabawy Ramsaya, Littlefinger może oskarżyć Boltonów w Królewskiej Przystani, że a) związali się ze zdrajczynią b) małżeństwo Sansy i Ramsaya jest nieważne, bo coś tam. Może? Może. Nigdzie nie jest oficjalnie powiedziane, że on jest z Sansą - ludzie widzą, owszem, ale nie ma na to żadnych dowodów.
Littlefinger wykorzystuje Sansę i za jej pomocą próbuje zdobyć Północ, nie brudząc swoich rąk - i jakkolwiek się to nie skończy, on nie może w tym przegrać, ewentualnie poświęci Sansę. On ryzykuje, ale głowy za to nie straci. Bo formalnie ani nie opiekuje się Sansą, ani nie bierze z nią ślubu, ani nie łączy jej z np. Robinem. Formalnie jest więc "czysty".
Dziwi z kolei zachowanie Boltonów, którzy tak chętnie przystali na propozycję Littlefingera. Ale i to można logicznie wytłumaczyć - z ich perspektywy to "stać między młotem a kowadłem". Z jednej strony to zdrada Korony, z drugiej Korona im nie pomoże z problemami ze Stannisem, a Starkowie wciąż cieszą się poparciem na północy, "która pamięta". Z ich perspektywy to "mniejsze zło", które daje im nadzieję na utrzymanie Północy, kiedy ludzie Północy staną w obronie prawowitych Starków. Dla samych Boltonów wzmacnia to też legitymizację władzy w oczach poddanych. Mogli się obawiać, jak zareaguje Korona, ale: destabilizacja po śmierci Tywina (Roose podejrzewam, że wie, jaki charakter ma nasza lwica), związana nie tylko z jego śmiercią, ale i ucieczką Varysa, który informował o wszystkim, co się działo w królestwach, problemy z Żelaznym Bankiem (o których raczej wiedział od Petyra, który przecież siedział w finansach za Roberta) i przede wszystkim chyba - brak reakcji Korony na wcześniejsze zachowania na Północy, tzn. okupację tych ziem przez Żelaznych Ludzi. Nie przypominam sobie, aby Korona zrobiła coś, by odbić te ziemie, pozostała totalnie bierna. Dlatego wydaje mi się, że Roose również przekalkulował korzyści.
Nie wiem - zobaczymy, nie ma co prorokować.
Nie wiem ile razy w kółko można pisać to samo. Ok, Ty i już parę innych osób w podobny sposób starało się wytłumaczyć zagrywkę Littlefingera. Wszystko fajnie, tyle że równie dobrze mógł osiągnąć te same korzyści z pozycji wyższego negocjatora (mając dobre karty w postaci dziedziczki Północy i wsparcia ze strony Doliny), bez zdawania się na los i decyzje osób trzecich. Nawet jeśli sytuacja potoczyła by się w taki sposób jak napisałeś Ty, lub osoba w poście niżej, nie zmienia to faktu że jest to NIELOGICZNE. Dlaczego? Bo mógł osiągnąć więcej, w sposób łatwiejszy i pewniejszy, do tego zapewniając bezpieczeństwo Sansie, która wciąż skrywała by się pod tożsamością jego przybranej siostrzenicy. Czy naprawdę tak łatwo zignorować to wszystko? Całą ta argumentację z pierwszego postu?
Petyr póki co zdawał się ignorować Dany. A ona wcale do Westeros jeszcze nie zawitała. Petyr dużo wie, ale nie jest jasnowidzem. A też trzeba wziąc pod uwagę, że informacje kiedyś roznosiły się w innych sposób.
I przy okazji to przypomniała mi się jedna sprawa dosyć ważna
A mianowicie z książki Taniec ze smokami
spoiler
W rozdziale Cersei przypomina sobie, że przed śmiercią Neda Petyr pytał o możliwość ślubu z Sansą, ale mu nie pozwolono. PRZED ŚMIERCIĄ NEDA czyli wtedy Sansa nie była ani dziedziczką Winterfall ani nie miała szans na bycie namiestnikiem północy czy coś innego. A mimo to Petra interesowała na tyle, że odważył się prosić o ten ślub. Wszyscy byli przekonani, że Ned nie umrze - w końcu Joffrey miał wyraźne polecenia od matki.
A ja może wystąpię trochę jako adwokat diabły - mnie również rozwiązanie z Sansą w Winterfell zbytnio nie przekonuje, jednak twórcy w tym momencie mają jeszcze szansę wyjść z twarzą z tego wątku. Są jednak pewne warunki:
1. Littlefinger ma w planie zerwać sojusz z Boltonami na rzecz Stannisa - taką zagrywką zyskuje w jego oczach przez co umacnia swoją rolę jako Lord Protektor Doliny (w końcu ma wsparcie samego króla). Stannis za taką pomoc od środka może nawet stwierdzić, że dobrym pomysłem byłby ślub Sansy z Littlefingerem - niby Paluszek mógłby to zrobić sam, jednak przy błogosławieństwie Stannisa zyskuje potężnego sojusznika. A Stannis może się połączyć ze Starkami za sprawą małżeństwa Shireeen z odnalezionym Rickonem.
2. Littlefinger może mieć w planach załatwienie rozwodu w stolicy - mógł wyjść z założenia, że Wielki Septon (bywalec burdeli) bez problemu wyświadczy mu przysługę w zamian za dyskrecję. Ten plan już jednak nie wypali, jednak wciąż Littlefinger może załatwić rozwód, wystawiając Cersei Wielkiemu Wróblowi. Przypominam, że na ten moment w serialu nie ma kto przejąć roli Kettlebacków, a przecież wątpliwe jest to, by Cersei ograniczyła się na mszczeniu na rodzinie Margaery. Cersetka niewątpliwie będzie starała się stworzyć dowody przeciwko Margaery, a przecież już teraz nie może jej zarzucić, że ta nie jest dziewicą (w końcu związek z Tommenem został skonsumowany).
3. Sansa może z pomocą Littlefingera wysiec Boltonów od środka, przeważając w ten sposób losy oblężenia Winterfell. Być może rozmowa Littlefingera z Sansą w krypcie była dłuższa i już teraz ta dwójka ma jakiś plan na wyeliminowanie Boltonów z gry.
To byłyby 3 główne punkty - wątek ten już na pewno nie będzie w pełni logiczny, jednak ten serial bardzo często był już nielogiczny. Jeśli twórcy się jednak sprawili, to w ostateczności nie wypadnie on na ekranie aż tak idiotycznie. Póki co jedynie mocno uderzyło mnie w oczy to, że całe Winterfell już wie o tym, że Sansa jest Sansą. Można to przełknąć, bo w serialu takie tajemnice poliszynela są powszechne (weźmy na przykład takiego Lorasa). Innym znaczącym minusem jest Littlefinger, który nie wie o psychopatycznych skłonnościach Ramsaya (byłoby to do przełknięcia, gdyby ten nie wieszał wszędzie obdartych ze skór ludzi). Jeśli jednak Sansa wyjdzie za Ramsaya przed oficjalnym rozwodem, to będzie to idiotyczne. Jeśli Littlefinger nie ma w planie zapunktować w oczach Stannisa, to będzie to idiotyczne. Jeśli Littlefinger zostawił Sansę bez konkretnego planu wyeliminowania Boltonów, to będzie to idiotyczne. Jeśli jednak wywiążą się z wyróżnionych przeze mnie punktów to przyjęte przez twórców rozwiązanie fabularne będzie DO PRZEŁKNIĘCIA w świetle całokształtu serialu.
Przekonujące.
Nie zmienia to jednak faktu, że coby nie zrobili ta zmiana jest bardzo na niekorzysc. Nie rozumiem w jakim celu poprawia się dobre rozwiązanie jakie zaproponował autor. Można to było uprościć a nie ogłaszać całemu światu, że Sansa jest Sansą. W Winterfell nie mają kruków od kiedy wybił je Theon? LF aż tak naiwny i głupi nie jest, zwłaszcza, że sam twierdził, iż ptaszki Varysa i szpiedzy królowej są wszędzie. Ciągle powtarza, że nikomu nie ufa a tu nagle wprowadza na salony najbardziej poszukiwaną osobę w Westeros (no może drugą po Tyronie). Nie. Nie kupuję, ta dziura w scenariuszu jest nie do przyjecia a zaznaczam, że wybaczyłam takich dziur już naprawdę wiele.
Cóż, bez wątpienia całościowo ten wątek będzie najmniej logicznym z dotychczasowym. Mam jednak cichą nadzieję, że w ostateczności ten wątek nie okaże się aż tak fatalny, jak się tutaj obawiamy. Twórcy za bardzo przyśpieszyli wątek Sansy w poprzednim sezonie, przez co musieli jej coś teraz wymyślić, bo na samym objeżdżaniu Doliny z Robinem wątku, by jej nie zbudowali. Najgorsze jest jednak to, że nie możemy mieć pewności co do tego, że twórcy będą się starali wyjść z twarzą z tego wątku - przypomnijmy sobie poprzedni sezon, kiedy to Littlefinger nie miał pomysłu na wyjaśnienie śmierci Lysy.
Też prawda. A tak po prawdzie, to rozwiązanie panów serialowców w sprawie śmierci Lysy podobało mi się bardziej niż w książce. Tak, tak wiem :) Bluźnię :)
Sama opcja nie byłaby taka zła, gdyby tylko Littlefinger miał to bardziej zaplanowane - w serialu wyszło na to, że to Sansa uratowała go swoimi zeznaniami, nie obgadując z nim nawet wcześniej wspólnej wersji wydarzeń. Littlefinger powinien mieć skrupulatnie obmyślone każde kłamstwo, nieważne jakie.
Cała wątpliwość rodzi się z tego, że skoro Littlefinger zakłada porażkę Boltonów i stawia na Stannisa, to z jakiej cholery nie zawiózł jemu Sansy? Przecież Stannis tak bardzo chciałby mieć za sobą jakiegoś Starka, że był gotów zaakceptować bękarta Snowa. Gdyby Littlefinger przywiózł mu Sansę, Stannis narobiłby pod siebie ze szczęścia, a LF i Sansa mieliby bardzo mocną pozycję już w tej chwili nie musząc się zdawać na innych. Zamiast tego, ona ląduje w zamku, który zaraz ma być podbity, a on jedzie do stolicy, gdzie Cersei może go ściąć, jeśli ktoś jej szepnie słówko o Sansie w Winterfell (nietrudno o rozgłos, skoro Sansa po tym całym udawaniu siostrzenicy i przefarbowaniu włosów teraz już przed nikim nie kryje swojego imienia) ;P
Bo chodzi o to, żeby widz był przerażony. Sansa u fana obdzierania ze skóry żywcem :) Tylko o to chodzi, nie doszukuj się logiki tego posunięcia :)
Właśnie sobie przeglądałam forum i zobaczyłam twój komentarz.
Chyba jednak nic z tego nie będzie i zostaje nam przypiąć całemu wątkowi łatkę "idiotyczne". Żal. A szkoda, bo gdyby spełniło się to co wypunktowałeś to fakt, byłoby nawet zjadliwe.
Co prawda do końca sezonu jeszcze 3 odcinki, ale spójrzmy prawdzie w oczy - 'cudowna zmiana' w tym wątku jest raczej niemożliwa. Nie ma żadnego konkretnego planu, nie ma nic :( jest tylko Sansa brana brutalnie przez Ramsaya, smutek i żal :(
Ja widzę tylko jedno logiczne wytłumaczenie. Stanis potrzebuje dzikich, dzicy mogą pójść tylko za Jonem, Sansa to siostra Jona. Sansa w Winterfell pod strażą morderców rodziny to kolejny powód, dla którego Jon mógłby złamać przysięgę i pomóc Stanisowi. Co zyskuje LF? Stanis odbija Północ ale nie jest wstanie w niej rządzić bo to należy się Sansie, gdyby chciał rządzić Stanis, Jon z dzikimi opowiedziałby się po stronie Sansy do tego Dolina, Stanis nie ma szans, więc Północ przejmuje Sansa. LF ma dzięki takiemu zabiegowi za sojusznika nie tylko Północ ale też Stanisa. Jako, że wiemy jakie relacje łączą LF i Sansę później może dojść do ich ślubu co tylko przypieczętuje ich sojusz.
Strasznie słaba teoria. Po pierwsze, dzicy nigdy nie pójdą za Jonem, bo dla nich Jon to tylko kolejna wrona, kolejny klękacz. Żaden autorytet. Po drugie, gdyby Stannis był dogadany z LF, nie oferowałby Jonowi rodowego nazwiska i tytułów z nim związanych, bo Sansa byłaby wszystkim czego potrzebuje. Widać, że źle zrozumiałeś. Stanis nie potrzebował Jona bo chciał mieć dzikich, potrzebował Jona, bo chciał mieć Starka.
Zgadzam się w 100%. Kompletnie niezrozumiałe jest oddanie Sansy Boltonom, ponieważ nie widać w tym przedsięwzięciu żadnej logiki. Moim zdaniem najlepszym wyjściem byłby mariaż Sansy z dziedzicem Doliny. Wtedy panna Stark ujawnia się kim naprawdę jest i odzyskanie ziem rodowych na północy wydaje się tylko formalnością.
Możliwe, że udałoby się odzyskać WF nawet za pomocą dyplomacji. Wystarczyłoby ultimatum skierowane do Boltonów , w którym mają szansę oddać WF albo czeka ich kolejna wojna. CI mając na karku Stannisa i buntującą się północ nie mieliby raczej wyboru.
Pozostaje jeszcze kwestia legitymizacji tej decyzji, ale Tommen jest obecnie na tak słabej pozycji, że raczej nie protestowałby bo poparcie Doliny wydaje się dla niego kluczowe.
W takim wypadku Północ i Dolina jest w rękach LF i zarówno Stannis jak i Tommen muszą zabiegać o jego poparcie, zdobycie tytułu Namiestnika nie byłoby problemem. W międzyczasie Lorda Doliny mógłby też spotkać jakiś niespodziewany wypadek i Sansa zostaje wdową. LF ma więc wszystko na czym mu zależy, zarówno władzę jak i kobietę.
Jeszcze bardziej z kosmosu jest wątek wysłania Jaime i Bronna do Dorne wtf , liczyłem na Jaime i Blackfisha ;/
Troche nnie na temat ale pewnie kazdy z was widzial ten usmieszek LF po slowach ,ze Lyana zostala porwana i zgwlalcona :) Czyzby LF byl czlowiekiem ktory powie jak to wszystko bylo? :) bo napewno cos wie :)
Zbyt dużo błędów logicznych w tym wątku. Jedyna korzyść z tego małżeństwa dla Litllefingera jaka przychodzi mi do głowy to to, że LF w ten sposób chce pokrzyżować plany Stannisowi, który chce rządzić Północą poprzez powołanego przez siebie namiestnika, a LF go w tym wyprzedził. Na dłuższą metę jednak nawet to wydaje się bezcelowe.
Moim zdaniem Littlefinger zdaje sobie sprawę z tego, że Stannis wkrótce rozpocznie marsz na Winterfell, dlatego dobrze by było, gdyby na miejscu znajdował się jakiś dziedzić Starków, który mógłby "zasiąść" w Winterfell po obaleniu Boltonów. I który mógłby szepnąć dobre słówko Stannisowi na temat Littlefingera, gdyby król-serce zdobył Żelazny Tron. Nikt nie musi mówić Stannisowi, że to Littlefinger zostawił Sansę w Winterfell (wiem, strasznie naiwne). Jednocześnie może rozpocząć destabilizację sytuacji w stolicy (na przykład w związku z długami).
Przy okazji okazuje dobrą wolę względem Lannisterów - Boltonowie z nimi trzymają, więc mariaż Ramsaya z Sansą utwierdza posiadanie Winterfell w rękach Roose'a. Korzyść dla Cersei, ponieważ Stannis (nie mając żadnego Starka przy sobie) straciłby poparcie Północy dla Starków i miałby mniejszą szansę na zwycięstwo.
I podejrzewam, że wcale nie marzy mu się Tron. Chce po prostu grać na dwa fronty i sprzymierzyć się ostatecznie z tym, który wygra. I prawdopodobnie wyjdzie na tym najlepiej ze wszystkich.
Wątek ma pokazać przemianę Sansy po przeżyciach z Joffrey'em, z potulnej, naiwnej i płaczliwej dziewuszki w kokietującą, kontrolującą jeszcze gorszego Joffrey'a (Ramsay'a) intrygantkę. Sam pomysł z mariażem też nie jest nielogiczny, bo Littlefinger ma po prostu nadzieje, że Boltonów wyrżnie Stannis, a Sansę potraktuje jak marionetkę Królewskiej Przystani, zmuszoną do ślubu z Ramsay'em, by ten mógł przejąć władzę nad północą bez tłumienia rebelii. Proste? Bardzo proste, tylko trzeba na moment powstrzymać cebulacki zapęd do krytykowania wszystkiego w okół.
O wiele gorszym posunięciem scenarzystów jest zrezygnowanie z wątku Lady Kamienne serce i prawdopodobnie młodego gryfa.
OK, tylko odpowiedz mi na jedne pytanie cebulaczku. Co na tym zyskał LF? OK, Boltonowie posiekani na kawałki, Sansa w rękach Stanisa i to on będzie decydował o jej losie i o losie Północy. Gdzie te zajebiste profity?
A gdyby Littlefinger chciał wykiwać nie tylko Boltonów, ale i Stannisa? Może Stannis jest mu potrzebny tylko do tego, by usunąć Boltonów? Sansa odzyskuje Winterfell, udaje sprzymierzeńca Stasia, a w decydującym momencie odmawia mu wsparcia i bierze ślub z Robinem (albo z samym Littlefingerem). Wtedy Baelish ma Dolinę i Północ.
Te na siłę wymyślane wytłumaczenia i tak nie znajdują sensu w świetle tego co mógł zyskać, zarówno dla siebie jak i Sansy. Popatrz, sytuacja na Północy jest bardzo napięta, konflikt zbrojny pomiędzy Stannisem, a Blotonami jest nieunikniony. Obie strony desperacko poszukują sposoby by znaleźć przychylność inny, znaczących rodów Północy. Kluczem do tego problemu oczywiście jest Sansa, dziedziczka Winterfell. Littelfinger jest człowiekiem który dobrze zna się zarówno na polityce jak i dyplomacji, wie kiedy należy czekać, a kiedy włożyć kij w mrowisko. Dlaczego jego działanie obecnie są nielogiczne? Bo teraz należało odłożyć kijek na bok i czekać. Pomyśl ile mógł zyskać, poprzez wydanie Sansy za Harrego Hardynga, który po pozbyciu się słabego i chorowitego Robina (nie jest to raczej duży problem) zostaje dziedzicem Doliny. Po traumatycznych przeżyciach w KP, Bealish mógł oferować Sansie bezpieczną przystań w postaci młodego i przystojnego dziedzica Doliny którego w łatwy sposób można by było kontrolować. Sansa wciąż mogłaby skrywać się pod przybranym nazwiskiem, aż do właściwego momentu. Po bitwie o Winterfell, znając już zwycięską stronę, pozyskanie Północy byłoby czystą formalnością. Nie ważne, czy wygra Stannis czy Bolton, Winterfell zostałoby zwrócone Sansie, jedynej prawowitej dziedziczce. Dlaczego? Załóżmy, że wygrał Stannis, co jest bardziej prawdopodobne. Po bitwie jego siły zostały jeszcze bardziej uszczuplone, nie mógłby sobie pozwolić na kolejne konflikt, tym razem z Doliną. Wystarczy spojrzeć na mapę by zdać sobie sprawę, iż jedyną opcją w takiej sytuacji dla Stannisa jest sojusz. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla LF? Sansa będzie bezpieczniejsza w Dolinie, gdzie może spędzić całą zimę, po za tym, tam jest jej miejsce, jako żony dziedzica Doliny. Ale ktoś musi sprawować rządy nad Północą. Lord Protektor Doliny, nie jest już potrzebny, Dolina ma już prawowitego władcę, Harrego Hardynga. Natomiast stanowisko Lorda Protektora i Namiestnika Północy jest sprawą otwartą. Sansa może wymusić to stanowisko dla LF na Stannisie w zamian za poparcie Pólnocy i Doliny, oczywiście do czasu aż któryś z jej synów byłby w odpowiednim wieku by przejąć Winterfell. Co nam zaserwowali scenarzyści? LF oddaje Sansę w ręce zdrajcy i sadysty, który jest w jawnym sojuszu z Lannistrami. Zdradza światu prawdziwą tożsamość Sansy oraz jej położenie. Zyskując na tym wszystkim całe NIC. Tak, to ma sens... Jeśli to Cię nie przekonało, to nie ma już dla ciebie nadziei. Przykro mi.
"Jeśli to Cię nie przekonało, to nie ma już dla ciebie nadziei. Przykro mi."
A mi nie. :) Właściwie to myślę podobnie i takich argumentów się w sumie spodziewałem. :)
Zgadzam się ze wszystkim, co piszesz. W innym temacie prowadziłam podobną dyskusje i teraz po znalezieniu tego tematu bardzo się cieszę, że wielu widzów dochodzi do podobnych wniosków. Dopiszę tylko, że często spotykam się na necie z zachwytami fanów Sansy (szczególnie było to widoczne w poprzednim sezonie po objawieniu się przefarbowanej Starkówny), że młoda panna to już tak spryciula jest i takie tam. No ale gdyby była taka sprytna i mogła już świadomie uczestniczyć w Grze jak to sugeruje LF, to po (kolejnych w tym serialu) detalicznych tłumaczeniach planów LF (dokonywanych w miejscach, w których nie jest znowu tak trudno o podsłuchiwanie), Sansa powinna zadać proste pytanie - to czemu od razu nie pojechalim do Stannisa? To jest bardzo proste pytanie, do tego nie potrzeba wyrafinowanego umysłu, tylko chłopskiego pomyślunku na zasadzie: co jest dla mnie najbardziej korzystne i bezpieczne. Dla Sansy bezpiecznie jest teraz w Dolinie, możliwe że u Tyrellów (gdyby była tam pod zmienionym nazwiskiem) i jeżeli Sansa miałaby się ujawnić, to chyba właśnie u boku Stannisa.
Czyli chyba nie jest jeszcze tak dobra, na jaką się ją kreuje :) Tak szczerze - to nie wiem, czy na jej miejscu zgodziłabym się zostać z Boltonami, choćby mi LF słodził o moich super zdolnościach 24h :D
Praktycznie LF powiedział jej, że powinna sama obalić Boltonów i się na nich zemścić, po czym odjechał zarzucając tajemniczo szpakowatą grzywką.
Hah właśnie. Nawet nie zostawił jej zatrutej biżu jak w przypadku Joffreya.
Mi nie bardzo pasuje ten argument, którym ją przekonał. W stylu 'po śmierci ojca uciekałaś, teraz możesz pomścić rodzinę...' tak to by Arye albo Cersei przekonał, ale Sanse? że tak na ambicje jakby ją wziął? nie czuje tego. Nie mówiąc już o pozostałych zarzutach, ale nie będę się ani innych powtarzać.
Fakt, że Sansa i w książce nie wypytywała za bardzo o inne szanse jak jej powiedział o ślubie z Harrym, ale to zupełnie inne sytuacje i inni ludzie. Po co jej taki Ramsay? nope, nope, nope.
Btw widziałam, że nastąpiło jakieś zmniejszenie oglądalności (chodzi o 2 odcinek tego sezonu). Jeszcze się okaże, że chcieli dobrze a tak przedobrzyli, że stracili widzów - w sumie nic dziwnego.
No właśnie: powiedział wręcz wprost, że zemsta za krzywdy Starków z rąk Boltonów jest w jej "rencach" i sayonara bejbe radź se sama :D
Mnie też argument o ucieczce nie przekonał, w ogóle się zdziwiłam, że takim akurat LF się posłłużył i że okazał się skuteczny. Sansa to surwiwalowiec, ona po prostu przetrwała KL i wyszła z tego syfu może i poturbowana psychicznie, ale cała i zdrowa, na dodatek mimo narzeczeństwa z psycholem, porwania przez tłuszczę i niechcianego małżeństwa - nawet zachowała dziewictwo! Ja uważam, że jak na wszystkie nieszczęścia, jakich doświadczyła Sansa wyszła z nich cało i z podniesionym czołem i wcale nie było to ucieczką - przecież ona mieszkała, żyła w piekle i uciekła z niego dopiero - na polecenie LF! Kaman!
Jak dla mnie Sansa od momentu, gdy zobaczyła głowę swego ojca, jak i septy na palach, wymiatała w KP. Wykazała się ogromnym hartem ducha i siłą woli, zwłaszcza że musiała się jeszcze zmagać z wyrzutami sumienia. Oraz wcale nie peterowym wyglądem Tyriona. I nie tyle uciekła, co Petyr postawił ją w sytuacji, w której nie miała innego wyboru. Ale najwidoczniej twórcy serialu widzą to inaczej.
Lubię Sansę niemal od początku. Jest to dla mnie taka "cicha woda". Ale...tak naprawdę przemiana w niej dopiero kiełkuje. Coś tam widziała, coś tam skłamała, ale to póki co tyle. To tylko i wyłącznie działania i słowa Ltf sprawiły, że ona uwierzyła, że z romantycznej, pokornej dziewoi stała się kobietą fatalną. Ten facet zrobił to perfidnie i z premedytacją. Użył nawet miłości do jej matki, żeby zdobyć jej zaufanie i zrobić wszystko, co sobie wymyślił bez jej najmniejszego sprzeciwu. Manipulował nią od samego początku. Zresztą manipuluje też nami, widzami, bo ile razy zdarzyło się nam współczuć mu z powodu nieszczęśliwej miłości i niesprawiedliwego traktowania? Jest tylko nadzieja w tym, że Sansa zorientuje się w końcu jak nią pogrywał i sama go wyroluje. Jedyna korzyść z tego wszystkiego może być taka, że Boltonowie nauczą ją bezwzględności i okrucieństwa, co może jej się jeszcze przydać...
Nie tylko Littlefinger miał na nią wpływ.
Tyle biedaczka wycierpiała przez cały pobyt w KP, a miała takie nadzieje, nieszczęścia ją wręcz zasypały - śmierć Damy, ojca, matki, braci, zajęcie WF, te upokarzanie w KP przez Joffa i innych.
Chyba COŚ w tej miłości Petyra było. Sam Martin powiedział, że Sansa nie jest dla Petyra tylko i wyłącznie pionkiem, że widzi w niej niedoszłą córkę i trochę młodą Cat. No sory, ale ze słowami autora książki nie można dyskutować, gdy są tak jasne :)
Tak, ale właściwie on jako jedyny dał jej wiarę, że może się w tym wszystkim liczyć, że coś z niej jeszcze może być.
Autor książki wie swoje, duet D&D swoje:D zobaczymy co wyniknie z tej mieszanki wybuchowej.Mnie się wydaje w każdym razie, że jeszcze za wcześnie, żeby oceniać zagrania poszczególnych bohaterów, no, chyba, że już mają pozamiatane, jak np Rob:d
No pacz, ileś to ojców, niedoszłych ojców, przyszywanych ojców całuje córki w usta? Kilkakrotnie? :D Nie wiem jak to wygląda w książce, ale w serialu jest co najmniej *khem*
Chciałam po prostu użyć jakiegoś kontrargumentu dla tego, że Petyr jedynie perfidnie manipuluje Sansą :) skoro sam autor książek mówi o uczuciach Petyra do Sansy to coś w tym musi być :)
W książkach właściwie jest podobnie jak w serialu. Poza 5 sezonem, w książkach Sansa siedzi z Petyrem w Dolinie.
Ja raczej sądzę, że coś jest na rzeczy, jakaś niedoszła fascynacja (fantazja?) Petyra musi się w nim tlić, z drugiej strony czy bym się zdziwiła, gdyby się okazało, że jednak LF wykorzystał niecne Sansę? Nie zdziwiłabym się :)
Mnie tam w sumie wszystko jedno, nie przepadam z LF, więc co tam wymyślą, niech mają i niech im ziemia lekką będzie, a Odyn zdrowie da i rozum. Ja tylko bezczelnie wytykam babole :D
No cóż." Nauki" sióstr Tullych z lat młodości nie poszły w las ;p Może wyszedł z założenia że wszystkie córki Tullych tak się lubią 'bawić" . Mam tylko nadzieję ze nauki od Lysy w kwestii (dość szczególnego rodzaju, ale zawsze) gwałcenia sobie nie przyswoił....
E tam. Na wiele rzeczy nie miała wpływu, a po śmierci jej ojca to już wcale.
Sprawa z Damą może faktycznie mogła potoczyć się inaczej, chociaż ja myślę, że tak naprawdę w niej kluczowy był konflikt Ned-Cersei, która uparła się by zabić Damę, bo mogła.
W stolicy też nieco zawaliła, ( w serialu chyba tego nie było) bo powiedziała Cersei za dużo, ale tam też sytuacja była skomplikowana i nie wydaje mi się, żeby jej ruch miał jakieś kluczowe znaczenie.
Ale jak miała sprowadzić na siebie te wszystkie inne rzeczy nie wiem.
Dama zginęła w wyniku jej kłamstwa. Ned został pojmany, bo była nieposłuszna i go zdradziła, udając się w te pędy do Cersei. Joffrey też ją znienawidził, bo okazała mu litość w Winterfell. Tu nie ma co filozofować, ja sama jej nie winię, bo uważam, że to Ned tak czy owak jest odpowiedzialny za jej błędy, ale nie zmienia to faktu, że gdyby nie ona Ned bezpiecznie razem z córkami i septą opuściłby Królewską Przystań. I tak, to wszystko miało dla tego co się dalej wydarzyło kluczowe znaczenie. Cała reszta była już tylko skutkiem.
Szczerze to wątpie czy by im się udało opuścić stolicę nawet gdyby Sansa nie podkablowała. Cersei mógł ktoś inny donieść, że Ned ucieka. Poza tym na zdrowy rozsądek - Ned wiedział, że coś się szykuje,Cersei wiedziała, nie trzeba być geniuszem, żeby pomyśleć, że Ned nie chciałby żeby jego córkom stanie się krzywda więc podejmie jakieś działania, żeby to zmniejszyć. Poza tym te wszystkie działania, które podjął Ned... chłop w znacznej części wkopał się sam w to bagno.
Natomiast okazanie litości Joffreyowi - no to akurat nie jest w żadnym wypadku jej 'wina', gdyby Joff nie był świrem nie miałby tego za złe jej.
Oczywiste, że Ned, zamiast urządzać wielkie pakowanie, powinien wziąć Sansę pod jedną pachę, a Aryę pod drugą i spierdzielać z Królewskiej Przystani. Tak jak i nie powinien zdradzać szczegółów zakochanej i zaczytanej w romantycznych historiach i pieśniach. Pisałam, że odpowiedzialnością obciążam Neda ;)
Ale ja piszę z punktu widzenia Sansy. Musiała zdawać sobie sprawę ze swojej roli w tym wszystkim. I ja ją podziwiam, bo mnie by wyrzuty sumienia chyba zabiły.
Nie jest jej winą, że była wychowywana pod kloszem i nie umiała postępować z mężczyznami. Żaden nie lubi jak ukochana, która powinna (zwłaszcza w tych realiach) wpatrywać się w swego rycerza maślanymi z zachwytu oczami, patrzy z litością. Po prostu chłopak czuł się kompletnie upokorzony i nie mógł sobie z tym uczuciem potem poradzić. Gdyby Sansa się wtedy inaczej zachowała, jej relacje z Joffem byłyby zupełnie inne. Doskonale rozumiała to Margaery, która postępowała z nim zgoła inaczej, dzięki czemu czuł się przy niej w pełni facetem i jadł jej z ręki.
Nie lubiłam Sansy dawniej, ale odkąd została sama w KL zyskała moją sympatię i jej kibicowałam. Wielokrotnie pisałam, że podoba mi się jej miękka siła, z pomocą której przetrwała KL. Te jej delikatne manipulacje, subtelny humor, a także szlachetność, którymi zjednała sobie pomoc Ogara i sympatię Tyriona. To Ogar jej pomógł, kiedy tego najbardziej potrzebowała, Tyrion uszanował jej wolę w noc poślubną, chociaż wyraźnie miał na nią ochotę. Czy gdyby była wyrachowaną suczą, skłonną do gierek, manipulacji i knucia miałaby taką pomoc i szacunek tych dwóch?
Za to lubiłam właśnie Sansę: wszyscy Grają lub próbują Grać, albo są naiwnymi, honornymi idiotami. A Sansa była po prostu spoko, chociaż reguły Gry powoli zaczynały do niej docierać. Lecz co mi się w niej wyjątkowo podobało - to że nie dawała się im skorumpować.
Dlatego odkąd spiknęła się z LF nie znoszę tego wątku. Naprawdę nie wszyscy w GoT muszą Grać na zabicie, myślałam, że chociaż Sansa się uchowa, ale nie, musi być Przemiana jak z bajki dla dziecioczków: pomiatana dziewuszka staje się mocarną mścicielką, jeeej -_-
Też to właśnie w niej lubiłam. Pokazała ogromną klasę, delikatność, niewinność. Znalazła swój sposób na KL. Dojrzała, złagodniała, bo w 1 sezonie była małą złośnicą, nauczyła się pokory...Lubiłam też Roba, za to, że robił to, co do niego należało. I jak widać, takie było jego przeznaczenie, bo jak tylko raz zrobił coś dla siebie, zapłacił za to najwyższą cenę.
Sansa to kolejna ofiara wojny, nikt kto ją przeżył nie wychodzi bez szwanku (tak sądzę, bo na szczęście nie mam tego rodzaju doświadczeń ) Ona powoli przestaje być bezwładna i uczy się reguł tej gry. Ma pecha bo jest atrakcyjna dla innych graczy ze względu na swój posag. To fascynujące obserwować jej przemianę, kto wie być może uczeń przerośnie mistrza. Sansa musi myśleć o rodzie Starków, odrodzeniu Winterfell. Nie osiągnie tego będąc damą. Czasy kształtują charaktery ludzi, którym przyszło w nich żyć:)
Miała się zatrzymać w rozwoju? Takie okropieństwa miały spłynąć jak po niej jak po kaczce? Wokół mnie krew i tragedie a ona nadal ma się zastanawiać tylko nad tym czy ta sukienka pięknie leży?
To dopiero Disney, sorki^^. Przemiana Sansy - nazwałabym ją raczej Dumasowską ale jak kto uważa...
O raju, a gdzie ja piszę o zajmowaniu się sukniami? :O Wszędzie piszę o miękkiej sile Sansy, która pomogła jej przetrwać w KL i wcale nie chodzi mi o miękkość jedwabiu :D I również nigdzie nie piszę, że okropieństwa jakich doświadczyła Sansa na dworze Joffa mają spłynąć, lub już spłynęły po niej jak po kaczce, przecież pisałam, chyba nawet w tym temacie, że jest poturbowana psychicznie. W końcu była bita, prawie zgwałcona, wydana za mąż wbrew woli za odrażającego dla niej karła, była wyszydzana i pomiatana, doświadczyła przemocy psychicznej i fizycznej - jak MOGŁABYM sugerować jej zajęcie się niewieścimi fiu-bździu w takiej sytuacji?
Nigdzie, nigdy nie pisałam o zatrzymaniu się w rozwoju Sansy, TYLKO o obraniu innej drogi w swoim rozwoju, niekoniecznie intrygowania i knucia na poziomie Mistrzów Gry, którzy nie cofną się przed niczym. Ja po prostu nie chciałam, może naiwnie, żeby się dała skorumpować złu, a wszystko wskazuje na to, że w serialu w tę właśnie stronę zmierza.
Jedna rzecz się nie zmieniła od zeszłego roku - dalej przeinaczasz to, co piszę :)
To chyba jest tak, że siłą rzeczy musiała się w gre w końcu włączyć. Cersei jej nie odpuści, inni mogą też chcieć jej zaszkodzić, no to sama musi zacząć grać, żeby się uwolnić od swoich wrogów.
Jeśli jej się uda to może odzyskać dom i pomścić rodzinę. Chociaż ona na bardzo mściwą osobę się nie zapowiada raczej.