PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=476848}

Gra o tron

Game of Thrones
2011 - 2019
8,7 410 tys. ocen
8,7 10 1 409799
7,9 69 krytyków
Gra o tron
powrót do forum serialu Gra o tron

W tym temacie proponuję wymienić wszystkie sceny z czterech sezonów, które zwyczajnie nie mają sensu. Są alogiczne, szyte grubymi nićmi, z dziurami fabularnymi. Swoją listę zacznę od otwierającej całą serię sceny za Murem: trzech Strażników spotyka Innych, ostatni z nich zostaje złapany przez Starków i zgodnie z prawem ścięty. W książce scena ta jest jak najbardziej logiczna, spójna, jedno wynika z drugiego i nie można się do niczego przyczepić. Niestety, w serialu panowie scenarzyści postanowili pofantazjować i otrzymaliśmy bzdurę totalną, ale do tego jeszcze dojdziemy.

Paradoksalnie scena ta może się podobać. Jest nieźle sfilmowana, ma wywołującą dreszcz muzykę, buduje klimat i napięcie. Podobać może się jednak tylko wówczas, kiedy wyłączymy myślenie. Jeśli przyjrzymy się jej bliżej okaże się, że od początku do końca nie ma ona sensu. Wygląda, jakby scenarzyści kompletnie jej nie przemyśleli i pisali na kolanie.

Oto trzech zuchów z Nocnej Straży wyjeżdża na patrol poza Mur. Pomijając już fakt, że jeden z nich nie ma czapki mimo mrozu (standard w serialu), jadą dalej, zagłębiają się w lesie i w pewnym momencie rozdzielają. Trudno uznać to za dobry pomysł, powiedziałbym, że jest wręcz głupi, rozprasza bowiem siły tej i tak niewielkiej grupki. Ale rozumiem intencje: w książce jeden z nich został wysłany na zwiad i film w jakiś sposób to powiela. W końcu jeden z zuchów trafia na dzikich, a raczej na to, co z dzikich zostało.

Widzimy teraz malowniczy widok: odrąbane członki, okaleczone korpusy, głowy nabite na drzewce. W porządku, mógł być jakiś rytuał. Jednak nasz przyjaciel odwraca się i widzi martwą dziewczynkę. Dziewczynkę wbitą na... no właśnie: na gałąź. Jakim cudem i dlaczego Inni wbili tę biedną dziewczynkę na tępą gałąź? (nie jest, jeśli się przyjrzymy, naostrzona). Owszem, Inni są silni, ale jestem gotów postawić dolary przeciw orzechom, że próba wbicia ludzkiego korpusu okutanego w skóry na niezaostrzoną gałąź spowodowałaby prędzej ułamanie owej. Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że gałąź była ułamana wcześniej i naostrzona z drugiej strony, i najpierw przebili nieszczęsne dziecko tamtą ostrą stroną (co byłoby pewnie łatwiejsze), ale co potem? Musieliby wbić gałąź (razem z dzieckiem wiszącym na niej) w potężny pień. Niech ktoś spróbuje dokonać takiej sztuki (rzecz jasna, bez dziecka), a uznam go za cudotwórcę. I ostatnie pytanie. Po kiego diabła Inni w ogóle się w to bawili? Jest to zwyczajnie głupie.

Nasz dzielny zuch ucieka. Dzielniejszy dowódca bez czapki dostaje raport i postanawia rozeznać się w sytuacji. Jadą na miejsce i okazuje się, że resztki dzikich zniknęły. Zniknęła też dziewczynka.
Co się stało? Inni w ekspresowym tempie pozbierali resztki korpusów i zatarli ślady na śniegu? Po co? Żeby wciągnąć strażników w pułapkę? Skąd mogli wiedzieć, że tamci przyjadą i jaki miałoby sens chowanie resztek dzikich, skoro i tak chcieli zabić strażników? A jeśli pozbierali resztki tych dzikich i zdjęli dziewczynkę z gałęzi, żeby przetransformować ich w zombie, to po co w ogóle wcześniej ich rozczłonkowywali? Wzięli igły, nici i przyszyli na powrót odrąbane ręce i nogi do korpusów? A może nie, może same się połączyły, jak w przypadku T-1000 z Terminatora dwójki: nogi i ręce podpełzły do ciał, głowy wyskoczyły z drzewców, na które zostały wbite, poturlały się w stronę zwłok i wtopiły w odpowiednie miejsca? Niestety, nic tu nie trzyma się kupy, i cała ta sytuacja jest po prostu jedną wielką bzdurą.

Dzielny dowódca bez czapki każe naszemu zuchowi iść poszukać śladów. I mamy teraz kolejny bezsens. Jakich śladów i gdzie? Czy śladów nie powinni raczej szukać tam, gdzie cała sytuacja miała miejsce? Tu, gdzie wszystko się wydarzyło? Bo przecież od tego miejsca powinny biec wszelkie tropy... Ale w porządku: przyjmijmy, że albo dowódca jest głupi, albo scenarzyści chcieli po prostu pchnąć scenę do przodu nie bacząc na logikę. Jeśli jednak przymkniemy oczy na ten idiotyczny rozkaz, to czy nasz dzielny zuch nie powinien szukać śladów wokół resztek obozowiska dzikich? Czemu nie obejdzie go po prostu, żeby zobaczyć, czy ktoś nie nadszedł z którejś strony? Doprawdy, nie wiem. Zamiast tego jak ostatnia sierotka idzie sobie hen w las, nie wiadomo po co, nie wiadomo gdzie... Ot po prostu sobie idzie, nawet nie patrząc pod nogi, co byłoby wskazane podczas poszukiwania tropów.

Ten bez czapki ginie w końcu, zabity przez Innego. Drugi ze Straży ucieka. Inni go gonią. Pierwszy ze Straży staje twarzą w twarz z drugim (w międzyczasie widzimy dziewczynkę, która albo zlazła sama z gałęzi, co trudno sobie wyobrazić, albo została ściągnięta przez Innych: sporo musieli mieć roboty, żeby z niej tę gałąź wyciągnąć) i drugi ze Straży ginie zdekapitowany przez Innego. Po co odcinają mu głowę, skoro przyda się cały jako zombie, to pewnie wiedzą tylko scenarzyści. Niestety, wiedzą tą się z nami nie podzielili. Pojawiają się kolejni Inni i nasz pierwszy zuch, klęcząc, szykuje się na spotkanie ze śmiercią.

Ale nie... Nie zginął. Jakimś niesamowitym cudem Inni darowali mu życie. Pozwolili odejść. Dlaczego? Nie będę wnikał, może po prostu mieli lepszy dzień, choć jest to, przyznajmy szczerze, szyte bardzo grubymi nićmi, niespójne z sytuacją, w której Inni bezlitośnie wyżynają jego towarzyszy. Tak czy owak udaje mu się uciec, wydostać za Mur i zostaje złapany przez ludzi Starków.

Niestety, tu również mamy do czynienia z poważnym nadużyciem. Jeśli w szoku po tym, co zobaczył, planował ucieczkę, mógł nie wracać do Zamku i nie informować reszty Nocnej Straży, że dwójka jego towarzyszy zginęła. Uznaliby go za zmarłego i mógłby spokojnie, jadąc nocami i ukrywając się w dzień w lasach, podążać na południe. Północ jest ogromna. Wyśledzenie tak wytrawnego tropiciela, o którego śmierci byliby wszyscy przekonani, zakrawałoby na cud. Zamiast tego osioł dał się złapać - i to w biały dzień w szczerym polu... W tym momencie litościwie pochylam głowę. Dobrze, panowie Benioff i Weiss, okej. Chcieliście zrobić z tego dzielnego człowieka idiotę, to wam się udało. Niestety, również scenę tę - w książce logiczną i pozbawioną niepotrzebnych fajerwerków - tak bardzo udziwniliście, że wypłukaliście ją z pozorów nawet prawdopodobieństwa.

Opis kolejnych nonsensownych sytuacji pozwolę sobie wrzucić, jeśli czas pozwoli. W międzyczasie zachęcam do tego innych użytkowników. Serial, przyznaję, lubię, ale też bzdur trochę się w nim jeszcze znajdzie.

ocenił(a) serial na 10
matiiii

Być może właściwsze by było odnotowanie nielogiczności serialowych bez odnoszenia się do książki.
Jednak trudno się nie odnosić do pierwowzoru, kiedy rozmawiamy o dziele wtórnym. Wtórym, sporo uboższym i uproszczonym - co można zrozumieć i wybaczyć - ale niestety także przedobrzonym i przekombinowanym, bo niektóre wątki i postacie śmialuchno mogły być przeniesione na ekran, a bez innych, których nie ma w książce, serial mógłby się obyć z pożytkiem dla fabuły i widzów.

Oczywiście tego rodzaju opinie, w tym i moja niniejsza, są subiektywne.
Grunt jednak, że rozmawiamy. A krytyczność osądów względem detali świadczy przede wszystkim o tym, że co by nie gadać, rzecz całą uważnie i z zainteresowaniem obejrzeliśmy! :-)

ocenił(a) serial na 10
matiiii

Dokładnie, matiiii. Za chwilę z tematu pod tytułem "Sceny pozbawione sensu i logiki" zrobi się temat pt. "Wskażcie różnice między serialem a książką, które Wam się nie podobają, bo jeszcze nigdy nie mieliście okazji się w tej kwestii wyżalić". Standard, który powtarza się od lat w dyskusjach o GoT. To, że coś jest logiczne w książce (swoją drogą też można się czepiać pomysłów Martina, zwłaszcza niektórych motywacji i oderwanych od zdrowego rozsądku decyzji pewnych bohaterów), nie znaczy, że zmiana fabuły w serialu względem powieści z automatu powoduje, że coś jest w nim nielogiczne. Wielu czytelników sagi nadal tego nie może zrozumieć. Moim zdaniem powinniśmy oddzielić ocenę pomysłów scenarzystów pod kątem logiki od oceny wierności książce. To są dwie różne sprawy. Jeśli chodzi o logikę, to serial ma być przede wszystkim spójny wewnętrznie, w obrębie uniwersum serialowego, a dopiero w dalszej kolejności spójny z książką.

Dlatego ocena sensu i logiki w scenach z udziałem takiego np. Locke'a w oparciu o życiorys Vargo Hoata jest właśnie... kompletnie pozbawione sensu i logiki. Taka postać jak Vargo Hoat w uniwersum serialu NIE ISTNIEJE i nie ma on tu nic do rzeczy. Owszem, można narzekać, że zabrakło w serialu barwnych postaci jakie stanowili Krwawi Komedianci, ale mówimy tu o czymś innym. Locke to jest zupełnie inna postać, o innym życiorysie i to, co przydarzyło się Hoatowi, nie ma tu żadnego znaczenia. Ja np. potrafię sobie wyobrazić, że serialowy Tywin zażądał od serialowego Boltona głowy Locke'a i że Roose, będąc daleko od Królewskiej Przystani (w drodze do Dreadfort, gdzie pojawił się w odcinku s04e02) odpisał namiestnikowi, że np. Locke zginął w pożarze stodoły albo uciekł. I co mi, panie Lannister, zrobisz? Naruszysz ważny sojusz z powodu jednego zwiadowcy?

ocenił(a) serial na 10
potas13

W zasadzie zgoda, ale... :))
No właśnie, owe "ale" zasadza się na fakcie, że serial jest oparty na książce, co wyraźnie jest zaznaczone w czołówce każdego odcinka. Serialowa logika jest zatem oparta na logice książki. I inaczej być nie może, bo bez książki nie byłoby serialu! :-)
Tak więc omawianie spójności logicznej tego co widzimy na ekranie, jest nierozerwalnie związane z tym co czytamy na kratach książek.

Możemy sobie wyobrazić, że w serialu losy Tywina, Tyriona, Sansy czy Johna potoczą się inaczej niż w książce, i/lub że ci bohaterowie przeżyją inne niż w literackim oryginale przygody, będą się kierowali odmienną motywacją i że w ogóle to wszystko będzie inne niż zamysły Martina.
Możemy, tylko... po co? Jeżeli to sobie wyobrazimy (a jeszcze gorzej, gdy to sobie wyobrażą i wprowadzą w życie scenarzyści i reżyserzy odcinków), to nie będziemy już mówili o Grze o tron, lecz o czymś zupełnie innym. O czymś tak innym, czego fani ekranizacji prozy Martina mogą nie strawić.

ocenił(a) serial na 10
Thauron

Ale serial ma INNĄ fabułę niż książka; to nie jest adaptacja/ekranizacja (niepotrzebne skreślić) w skali 1:1. A skoro tak, skoro pewne wątki potoczyły się inaczej, pewne postaci wycięto a inne dodano, to tutaj scenarzyści muszą dbać przede wszystkim o to, by to wszystko logicznie współgrało w obrębie samego serialu. Większość widzów sagi nie czytała i ma w pompie to, co było w książce. Obserwują jedynie to, co dzieje się na ekranie. I jeśli coś wyda im się nielogiczne, to tylko dlatego, że scenariusz ma dziury, a nie dlatego, że w książce było tak albo tak.

"Tak więc omawianie spójności logicznej tego co widzimy na ekranie, jest nierozerwalnie związane z tym co czytamy na kratach książek."

W świetle tego, co napisałem wyżej, to stwierdzenie jest zupełnie bez sensu.

"Możemy sobie wyobrazić, że w serialu losy Tywina, Tyriona, Sansy czy Johna potoczą się inaczej niż w książce, i/lub że ci bohaterowie przeżyją inne niż w literackim oryginale przygody, będą się kierowali odmienną motywacją i że w ogóle to wszystko będzie inne niż zamysły Martina."

No ale to już się stało. Tywin spotkał się z Aryą, Tyrion interweniował, kiedy chłopaki z NS chcieli pobić Jona (a nie Donal Noye), Sansa zaprzyjaźniła się z Shae, a Jon widział jak Inny zabiera niemowlaka. I tak, nie pokrywa się to z zamysłami Martina, no ale właściwie co z tego? Serial stał się przez to słabszy? Spytaj te miliony widzów, którzy książki nie czytali, czy w ogóle te w/w sytuacje odniosły negatywny wpływ na jakość produkcji.

"to nie będziemy już mówili o Grze o tron, lecz o czymś zupełnie innym."

A nazywaj to sobie jak chcesz. Ale znowu powtórzę - rozmawiamy o logice w fabule konkretnego serialu czy o tym na ile GoT jest wierną ekranizacją sagi GRRM a na ile czymś innym?

potas13

"Większość widzów sagi nie czytała i ma w pompie to, co było w książce. Obserwują jedynie to, co dzieje się na ekranie. I jeśli coś wyda im się nielogiczne, to tylko dlatego, że scenariusz ma dziury, a nie dlatego, że w książce było tak albo tak. "
Dokładnie - i taki statystyczny widz widząc napis w czołówce 'based on A Song of Ice and Fire by George R.R. Martin' widzi ten sam napis co na wielu już widzianych filmach a i za pewne nie czytał oryginału itp. Problem w tym, że zazwyczaj na forach przesiadują ludzie tacy jak my wszyscy, którzy przeczytali dostępną sage (nieważne czy przed czy po obejrzeniu serialu) i pewnie stąd wydaje się, że ocenianie serialu przez sam pryzmat serialu wydaje się niekiedy nie do przyjęcia. A przecież można (i wolno) GoT tak oceniać, nie widzę problemu: motyw z tego tematu z logiką w scenach/wątkach to pierwszy przykład (wystarczy nie dopisać 'a w książce było lepiej'.. tylko, po prostu, napisać dlaczego się nie podobało), scenografia (można przyrównywać do opisów Martina, można również ocenić samo przez się albo porównując do innych seriali), gra aktorska (tu ciężko cokolwiek przyrównywać..), charakterystyka i nakreślenie postaci (serial jako inne medium wymagało wprowadzania postaci niejednokrotnie inaczej, prościej aniżeli to miało miejsce w książce.. a i tak wiele osób nadal się gubi kto, z kim i dlaczego na początku swojej przygody z serialem; można przyrównywać ale nie widzę problemu w ocenianiu normalnie, jak to robi każdy inny serial ze swoimi postaciami), choreografia walk (proste :D), charakteryzacja (fakt, dużo się przyrównuje aktorów do opisów postaci z książki, najlepszym przykładem ostatnich sezonów był legendarny już Daario - ALE jest plus zmiany aktora: ludzie nie pisali który był bliżej pierwowzoru, pisali, który aktor bardziej przypadł do gustu xP).. i wiele, wiele więcej rzeczy które nie wymagają przyrównywania.

@Thauron, jestem zaskoczony faktem, że praktycznie stwierdzasz, że nie da się tego nie przyrównywać i jedyna możliwa decyzja to właśnie taka (i naprawdę to rozumiem, pewnie więcej D&D schrzanili niż poprawili ale poważnie, serial można oceniać jako osobny byt, podobnie jak filmy będące adaptacją/ekranizacją książek/komiksów/czegokolwiek (i w sumie adaptacja a ekranizacja to też różne rzeczy - trzeba sobie zadać pytanie czy D&D robią adaptację czy ekranizację sagi)) :)

ocenił(a) serial na 10
potas13

Mówiąc najkrócej, i najlogiczniej jak tylko można:
Gdyby nie było książki, nie byłoby serialu!
:-)

użytkownik usunięty
potas13

"Ja np. potrafię sobie wyobrazić, że serialowy Tywin zażądał od serialowego Boltona głowy Locke'a"

Też potrafię sobie wyobrazić wiele rzeczy. Jak coś nie zostało powiedziane w serialu to znaczy, że tego nie było.

Dlatego ocena sensu i logiki w scenach z udziałem takiego np. Locke'a w oparciu o życiorys Vargo Hoata jest właśnie... kompletnie pozbawione sensu i logiki."

Przecież chodzi o scenę, w której porywa Brana, która w serialu jest nielogiczna, książki nic do tego nie mają.

ocenił(a) serial na 6

Scena, w której Locke ucieka z Branem w głąb lasu niekoniecznie jest bez sensu. Według mnie chciał go zaciągnąć w las z dala od wszystkich (szczególnie z dala od Jona Snowa) i zamordować.
Roose w rozmowie z Lockem użył słów "Masz ochotę zapolować?". ZAPOLOWAĆ, a nie przyprowadzić mu żywych Starków.
Roose'owi zależało na wyeliminowaniu Starków, żeby nikt na Północy nie mógł zakwestionować jego władzy, więc żywy Bran nie był mu potrzebny. Tym bardziej, że wszyscy oprócz Boltonów myślą, że Bran i Rickon już są martwi. Gdyby ktoś z północnych lordów dowiedział się, że Bran żyje mogłoby to poważnie skomplikować dalsze plany Roose'a.

użytkownik usunięty
acidghost

To mógł wejść i poderżnąć wszystkim gardła. No bo co dalej? Jon znalazłby Hodora i Reedów.

ocenił(a) serial na 10
acidghost

Plus wypytać Brana o Rickona z dala od wszystkich. I potem go zabić. Scena może rzeczywiście trochę naciągana, ale takich jest milion w amerykańskich filmach i serialach (tych dobrych, zaznaczmy). I jakoś nikt boolu doopy z tego powodu nie ma, poza pewną grupą użytkowników filmwebu, która zamiast oceniać sam film/serial, czepia się pierdół i szuka dziur w całym.

potas13

Zabiłby Brana, wypytawszy wcześniej o Rickona i co dalej? Byłby dezerterem Nocnej Straży z Jonem Snowem na karku. To nie jest pierdoła, ale duże niedopatrzenie twórców, którzy traktują (nie pierwszy raz zresztą) widzów jak idiotów. Wiadomo, że serialowy Locke nie miał żadnego planu i zachował się jak kompletny amator, a to co zrobił to zrobił tylko po to, żeby można było nakręcić scenę zabijającego go Hodorobrana.

ocenił(a) serial na 10

"Przecież chodzi o scenę, w której porywa Brana, która w serialu jest nielogiczna, książki nic do tego nie mają."

Tylko że to Thauron odnosił się do Vargo Hoata, by zarzucić brak logiki i sensu w wątku Locke'a.

"W ogóle zrezygnowanie z postaci Vargo Hoata i zastąpienie go jakimś "Lockiem" o zupełnie odmiennych losach po sławetnym spotkaniu z Królobójcą jest jakimś żenującym nieporozumieniem. Czy Vargo (w serialu jako Lock) nie mógł być po prostu zadręczony, rozczłonkowany i ukatrupiony przez Górę, jak to ma miejsce w książce?"

Więc się do tego odniosłem. Rozmawiamy o logice poszczególnych scen w konkretnym serialu czy o wierności "Gry o tron" książce?

użytkownik usunięty
potas13

To była raczej dygresja. To, że w innych filmach i serialach są pozbawione sensu sceny więc w GOT też nie powinny przeszkadzać to chyba najgłupsze wytłumaczenie ever.

ocenił(a) serial na 10

Tak, tak, to była dygresja. Wytłumaczenie było gdzie indziej.

ocenił(a) serial na 10
potas13

Rozmawiamy i o tym, i o tym. :-)
Każdy z nas może to traktować jak chce: ja na ten przykład uważam, że jak się robi film (serial) na podstawie książki, to ten fakt do czegoś zobowiązuje.

Osobną sprawą jest fakt, iż uważam, że książka jest znakomita.
I zapewne stąd właśnie wynika mój krytyczny stosunek do pomysłów scenarzystów i reżyserów, którzy coraz odważniej wsadzają swoje trzy grosze zmieniając zamysły Martina, lecz którzy nie umywają się do jego geniuszu.
Innymi słowy: po co poprawiać doskonałość? :-)
Najfajniej by było, gdyby serial maxymalnie trzymał się książki. Rzecz jasna nie jest to możliwe z wielu względów, jednak daleko idące zmiany nie są tu wcale dobre.

Nie oszukujmy się: scenarzyści i reżyserzy HBO to sprawni wyrobnicy, ale to jedynie rzemieślnicy którym powierza się pracę na pewnym odcinku. A nigdy nie jest dobrze, kiedy mali poprawiają coś po Wielkich.

potas13

To czy komuś brakuje Vargo Hoata nie ma nic wspólnego z tym, że serialowa postać Locke'a jest niedopracowana i zachowuje się nielogicznie. Po prostu ustalono sobie, że zginie w takim i innym momencie i tyle, w ogóle nie zadając sobie trudu, żeby to miało ręce i nogi. To jest nie do obrony.
Niech sobie serial ma swoja fabułę i swoje postaci, ale niech to się trzyma kupy. A jak czerpie konkretną postać z uniwersum Martina, o konkretnym imieniu i nazwisku, to nawet jeżeli ta postać ma inne losy to niech się zachowuje zgodnie ze swoją osobowością i charakterem.

matiiii

Raczej się nie da, skoro dostajesz od panów producentów moc absurdów, a wiesz, że mają materiał, na którym bazują i wiesz, że rozwiązania fabularne jakie sobie w swej radosnej twórczości tworzą się kupy nie trzymają, w przeciwieństwie do tych, których nie zmieniają, to nie możesz tego oddzielić. To, co robią, idealnie odzwierciedla powiedzenie, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Zresztą tak czy owak wszelkie uwagi nie są uwagami z powodu, że coś jest inne niż w książce, tylko z powodu, że jest po prostu głupie/nielogiczne/dziurawe i ew. dla porównania dodany jest motyw jak to było w książce. Nie rozumiem w sumie Twojego zarzutu tutaj.

fune

Po prostu wydaje mi się dziwnym, że większość woli przyrównać wszystko do książki (nie twierdzę, że to źle - przecież logicznym jest taka krytyka) a nie potrafi ocenić chociaż raz samego tworu jakim jest ten serial. Wtedy wszelakie zmiany przez D&D które są wypominane nie byłyby żadnymi 'zmianami' a rozwiązaniami fabularnymi serialu, w tym przypadku GoT. Przecież wszystko to, co w serialu było słabe/nielogiczne można również wypisać, bez jakiegokolwiek wypominania 'a bo tam było lepiej'. Oceniać serial tak, jak ocenia się inne seriale: postacie, charakteryzacja, choreografia, scenografia, aktorzy, scenariusz, itp. - wg mnie można, ale namawiać innych nie będę.. xd

matiiii

Jeżeli masz dwie sytuacje, z których jedna ma ręce i nogi, a druga nie, za to obie mówią o tym samym, no to nic dziwnego, że stawiasz je obok siebie. Przecież serial nie przeczy, a wręcz przeciwnie, podkreśla od samego początku, że jest przedstawieniem historii Martina. Owszem, w praniu wyszło, że aspiruje do bycia osobnym tworem, ale nie o to chodzi, tym bardziej, że wcześniej to ukrywali nawet chyba przed samym Martinem (bo wszyscy wiemy jaki ma on stosunek do fanfików swych własnych dzieł). Wzięli konkretną fabułę, konkretny świat i postacie o takich a nie innych imionach i nazwiskach, przez co sami związali się z sagą. Poza tym nie byłoby sprawy, gdyby autorskie pomysły dedeków broniły się same, ale się nie bronią i w tym cały problem. Bo gdy trzymają się (przemyślanej bądź co bądź) wersji Martina to jakoś wszystko jest ok i nie ma się czego doczepić.

ocenił(a) serial na 9
Sennacherib

To już drugi serial z Leną którego omal nie porzuciłem po pierwszym odcinku z powodu absurdalności jednej sceny.Dobrze że pokonałem opór bo oba okazały się dobre ;-)

ocenił(a) serial na 9
Sennacherib

Tylko po co, przenosić na ekran w 100% to samo co jest w książce? Książka to książka, a wersja filmowa to co innego. To się traktuje jak inna wersje, inaczej przedstawioną. Może Cię zdziwię, ale zawsze na linii książka - film jest pełno niezgodności. A same sceny są logiczne, ale pewnie inaczej je oceniasz przez pryzmat przeczytanej książki i tylko dla tego.

cocieto

To ja zapytam - po co zmieniać coś, co jest dobre, na gorsze?
A jeśli nie chcą korzystać z książkowej historii, to po co się za nią brali? Mogli stworzyć swój serial od podstawi i nikt by się nie czepiał.

ocenił(a) serial na 9
Zygfryd88

Przecież to jest 'ich' serial. W tworzeniu pomaga im przecież autor tych wszystkich książek. Jeśli on to akceptuje, to znaczy że tak właśnie ma być.

cocieto

Rola Martina ogranicza się do konsultacji przy castingach, napisał też scenariusze do czterech odcinków. I tyle. Sam mówił, że o wielu zmianach dowiaduje się, gdy obejrzy odcinek w telewizji. W wielu przypadkach na nie delikatnie narzekał, twierdząc, że scenarzyści zabili postać, która ma jeszcze do odegrania rolę itp. Co tak naprawdę myśli o twórczości scenarzystów nigdy się nie dowiemy, bo przecież nie będzie podkopywał ich pracy. Ma dzięki niej pieniądze i większą popularność.

Więc nie przeceniałbym roli Martina. To bardzo zajęty człowiek, który nie ma czasu na zajmowanie się serialem. Martin prowadzi kino, jeździ po świecie, ostatnio kupił kręgielnię. Oczywiście zajmuje się też redagowaniem antalogii i wieloma innymi projektami, a legendy głoszą, że od czasu do czasu nawet przysiądzie nad nowym tomem :] Ale w to ostatnie trudno uwierzyć.

ocenił(a) serial na 9
Zygfryd88

Jeśli to prawda to zwracam honor. Byłem pewny, że współpracuje z twórcami i to oni razem decydują o jakości przeniesienia tego co było w książce na ekran. Sam nie czytałem książki, więc nie czuje tego, że coś może się nie zgadzać :)

ocenił(a) serial na 10
cocieto

Martin jest/był/będzie (?) scenarzystą/współscenarzystą niektórych odcinków.
I właśnie te odcinki dość wiernie trzymają się książki, co zresztą nie dziwne.
Ma on stały wzgląd w serialowy scenariusz, choć trudno orzec na ile i o czym może w tych względach decydować? Oby jego rola była tu jak największa, bo w końcu bez jego pomysłów-zamysłów bylibyśmy skazani na oglądanie radosnej twórczości kogoś innego, a to byłoby bezsensowne.

Thauron

Jak wyżej zostało napisane, Martin jedynie napisał parę scenariuszy. Ale to wcale nie oznacza, że odcinki zostały nakręcone dokładnie wg nich. Sam nie wiedział, jak to będzie wyglądać po montażu dopóki nie obejrzał premiery. Poza tym nawet we własnych scenariuszach musiał dokonywać zmian z powodów nacisków producentów. Nic dziwnego, że już mu się nie chce pracować przy tym serialu i ogranicza się już tylko do promocyjnych obowiązków.
Co jakiś czas nie wytrzymuje i coś tam mu się wymsknie, co naprawdę sądzi, czy to na blogu czy to podczas wywiadów, ale oczywiście jak na razie obowiązujący go kontrakt nie pozwala na szczerość. Ogólnie to - jak dla mnie - jest mistrzem dyplomacji, może kiedyś się dowiemy więcej jak to się z tym czuje, że zrobili go w dupę.

fune

+ należy obejrzeć pilot serialu 'The Affair', scenę z 'teściem-pisarzem'.. wszystko to, 'czym' jest Martin dla produkcji serialu (przesadzam, bo Martin pisze scenariusze ale jednak) :D

matiiii

Nie sądzę, żeby to była przesada ;) I oczywiście, to powinno być moim peesem :D

ocenił(a) serial na 10
fune

Martin - jak każdy geniusz - ma trudny charakter, czego zresztą doświadczamy czekając i czekając na kolejną część sagi, podczas gdy pisarz notorycznie nas olewa!
Niemniej dobrze, że facet wciąż żyje i czuwa, także nad serialem, choć jego warta na tym odcinku odbywa się według pewnych reguł, które niekoniecznie wychodzą na plus temu, co finalnie oglądamy.

Thauron

Ja osobiście mam wielki szacunek do Martina jako do pisarza i do jego trybu pracy, nie czuję się przez niego olana i w odróżnieniu od większości osób na tym forum tego nie hejtuję. Więcej na ten temat wypowiedziałam się w wątku tego dotyczącym swego czasu, nie ma co powtarzać.
Co do czuwania nad serialem to on nie ma żadnej mocy sprawczej, panami którzy dzielą i rządzą są dedecy, jak zechcą to się mogą skonsultować, ale ostatecznie i tak zrobią po swojemu. Nie wiem skąd ten mit o nie wiadomo jakim udziale decyzyjnym Martina.

ocenił(a) serial na 10
fune

A ja staram nie nazywać każdej krytycznej uwagi hejtingiem. :-)

Nie da się nie zauważyć, ze Martin był scenarzystą kilku odcinków serialu. A o ile mi wiadomo, scenarzyści coś jednak mogą i znaczą.
Moc sprawcza?
Tak naprawdę tylko Martin ją posiada!
Bo gdyby nie jego pomysły, nie istniałoby coś takiego jak serial "Gra o tron".

Thauron

Te "krytyczne uwagi" dotyczące Martina i jego pracy to generalnie hejt, bo nie mogę inaczej nazwać wyzywania go i kompletnego nieszanowania jego osoby.
No i napisał scenariusz, ale co z tego? I tak musiał go modyfikować zgodnie z życzeniami producentów, a do tego nigdy nie wiedział, jak ten odcinek będzie wyglądał po montażu, zanim nie obejrzał premiery w swoim domu, jak reszta widzów. Nierzadko się dziwiąc, na co paczy. Wg mnie to smutne. Bo właśnie o to chodzi, że gdyby nie Martin...

ocenił(a) serial na 10
fune

Przesadzasz.
Gdybym był długonogą blondynką, to bym się chajtnął z Martinem, bo go kocham za jego geniusz. Nie jest to jednak miłość ślepa i bezkrytyczna, i mimo uczucia jakim go darzę gostek mnie zwyczajnie wkurza za niedotrzymywanie obietnic i za niepoważne, aroganckie traktowanie fanów.

A Ty nie hejtuj producentów i reżyserów z HBO, bo za karę nie obejrzysz 5-go sezonu serialu.
:))

Thauron

Nie zauważyłam aroganckiego traktowania fanów, wręcz przeciwnie, na każdym spotkaniu jest bardzo miły i cierpliwy. Dodatkowym miłym akcentem jest dzielenie się sobą na blogu czy też twiterze.
Nie hejtuję producentów, a już na pewno nie reżyserów z HBO. Piszę o stosunku do materiału dwójki głównych scenarzystów i twórców, a Twoja reakcja na to przy różnych tematach mówi sama za siebie.

ocenił(a) serial na 10
fune

Ja tam w ogóle nikogo nie hejtuję.
Po prostu chciałbym przeczytać więcej i zobaczyć więcej - i to jak najszybciej i jak najlepiej zrobione.
A każdy, kto mi w tym przeszkadza - włącznie z Martinem i cwaniakami z HBO - naraża się na mój gniew i na ucięcie prawej dłoni jeśli wpadnie w moje ręce. :))

ocenił(a) serial na 9
fune

Nie no bez przesady, nikt go w dupę nie zrobił. Dzięki nim zarobił kupę pieniędzy. A kontrakty przecież najpierw chyba przeczytał, zanim podpisał, także aż taki pokrzywdzony to raczej nie jest.

cocieto

Dobre pieniądze nie są złe, ale dla osób, które coś autorsko stworzyły ważne są jeszcze inne aspekty. Tym bardziej, że stacja zarobiła o wiele większe pieniądze żerując na dziecku Martina. Cóż, żeby zrozumieć bardziej, co może czuć, musiałbyś obejrzeć scenę, o której pisze Matiiii wyżej. A samym kontraktem to zrobili go w dupę, co dobrze widać chociażby po tym jak wyglądał pierwszy sezon (kosmetyczne zmiany dla samych zmian, bez żadnego wpływu na fabułę) dla wysondowania publiczności i pokazania Martinowi, że słusznie to właśnie im oddał w ręce swe dziecko, a potem wraz sukcesem, jaki odniósł serial i uniezależnianiem się od autora, jak wyglądały następne sezony. Teraz już mamy, wprost, bez żadnych zasłon, fanfik (a nie jest tajemnicą, co o nich Martin sądzi), a Martin oficjalnie się od tego odciął, mówiąc, że to już jest osobne uniwersum, a jak jest się ciekawy co i jak, to są książki.

ocenił(a) serial na 9
fune

Bez urazy ale jak mogli go zrobić kontraktem w dupę. Kontrakt jasno określa takie rzeczy, Równie dobrze mógł im na słowo uwierzyć a kontrakt ograniczyć do pozwolenia na użycie jego książek. Jeśli rzeczywiście Martinowi zależało by na tak dobrym odwzorowaniu, bez niefajnych dla niego zmian, to by tego nie podpisał. Ale podpisał i ja też bym na jego miejscu to zrobił, za perspektywę większego odbioru, przecież wersja książkowa pozostaje taka jak ją Martin napisze. Poza tym nie przesadzajmy, przecież twórcom serialu też zależy na pozytywnym odbiorze.

cocieto

(zaznaczając, że oczywiście me piękne oczy nie oglądały tego kontraktu, acz opierając się na informacjach dot. przebiegu negocjacji, na ewolucji poszczególnych sezonów serialu, jak i reakcji Martina na nie, jak także o znanej wszem i wobec jego nienawiści do fanfików)
Cóż, ja mam nieodparte wrażenie, że dwójka dedeków przy wielu (zapewne nakrapianych) spotkaniach zamydliła mu oczy tym, jak to czują i rozumieją jego sagę i jego stosunek do niej. Przy okazji wrobili go w produkcje, mimo że jak sie okazało, jego rola ograniczała się do świecenia twarzą na poczet promocji (no i napisania paru scenariuszy pod ich dyktando). Perwszy sezn był sondowaniem, na ile mogą sobie pozwolić przy autorskich zmianach i jak to odbierze publiczność. Drugi to już odważniejsze działania, a potem to już w ogóle hulaj dusza, piekła nie ma. Serial stał się osobnym produktem, uniezależnił się od swego pierwowzoru (jak to Martin gorzko stwierdził, stał się własnym uniwersum), ma taką rzesze widzów i doi taką kasę, że Martin moze stacji podskoczyć. Stał się profesjonalnym produktem turystycznym krajów, gdzie jest kręcony, tysiące osób chce być choć przez sekundę statystą. Siła nośna tej marki (należącej do HBO, nie tej Martina) jest ogromna, tej maszyny już się nie zatrzyma.
Spokojnie poradzą sobie bez niego. Najbardziej paradoksalne jest to, że nawet nie potrzebują jego następnych książek. Jak Martin nie wyda swych ostatnich dwóch tomów, stacja i tak nakręci swoje.

Oczywiste jest, że podpisał kontrakt, dlatego też ma związane usta i jedynie czasami coś mu sie wymsknie, jest też to nierzadko pomiędzy wierszami. Jestem osobiście bardzo ciekawa, jak to naprawdę jest i liczę, że kiedyś się doczekamy takiej informacji.
Wydaje mi się również, że gorzkie jest dla niego odczuwanie, że jednak ludzie więcej oglądają niż czytają. Owszem, no banalna prawda znana nie od dziś, ale świadomość tego jest czymś innym niż tak częste i dosłowne odczuwanie tego osobiście. Myślę, że sam nie zdawał sobie sprawy, że osiągnie to aż taką skalę.

Co do tego, na czym zależy twórcom serialu. Pozytywnym odbiorze, zapewne, ale na pozytywnym odbiorze mas. Odbiorze widza, który ogląda serial bez głębszej analizy, ot podziwia grę aktorską, widoki i zwroty w akcji.
Zresztą przy takiej oglądalności dobrze wiedzą, że mogą sobie pozwolić na naprawdę dużo, a widz, nawet jeżeli będzie psioczyć, to i tak sięgnie po kolejny odcinek. Stąd zrobienie z Jaimiego mordercy krewnych, gwałciciela i mającego wylane na Białą Księgę i komnatę Lorda Dowódcę (podczas gdy ksiażkowy pierwowzór nigdy nie zrobiłby żadnej z tych rzeczy). Co do kuriozalnego romansu eunucha z Dany to zauważyłam bardzo negatywny odbiór widzów, ale czy twórcy serialu się tym przejmują? Nie tylko mają zamiar to kontynuować, ale jeszcze umieszczają sceny między tą dwójką w trailerze. Bo chcą. I mogą.

ocenił(a) serial na 10
fune

Martin popełnił błąd, bo powinien skonsultować te wszystkie kontrakty z książkowymi purystami (których nowa rzesza powstała po emisji serialu, ale mniejsza z tym). Pewnie dałby się przekonać i nie zobaczyłby od HBO nawet centa, ale przynajmniej obce byłoby mu to gorzkie odczuwanie, że ludzie więcej oglądają niż czytają. Chociaż zaraz, czy to nie pod wpływem serialu ludzie masowo zaczęli czytać jego książki i wzrosła mu sprzedaż?

potas13

Nie wiem po co do tego wątku wtrącasz książkowców, chyba tylko żeby mi personalnie dogryźć, chociaż już wyjaśniliśmy, że nie o same zmiany tu chodzi, a o ich logikę i wiarygodność, ale mniejsza z tym, co w ogóle nie ma nic do rzeczy, co do tego wyżej.
Niepotrzebny też ten cynizm, wątpię, żeby przed tymi centami od HBO Martin klepał biedę, poza tym liczy się coś więcej, dlatego spadkobiercy praw do Tolkiena żadne nie przekonają, żeby pozwolił na nakręcenie czegoś jeszcze z jego dzieł. I żadne tam masowo w porównaniu do liczby oglądających serial i patrzących na jego fabułę i postaci z punktu widzenia serialu.

ocenił(a) serial na 10
fune

No bo ten ból tyłka purystów zaczyna być już komiczny. I dotyczy to również zmian, które są logiczne i wiarygodne (wielu książkowców już z automatu traktuje zmiany jako nielogiczne, nawet jeśli takie nie są). Stąd to ciągłe marudzenie, biadolenie, narzekanie, krytyka i hejt (niepotrzebne skreślić), a nawet - uwaga! - współczucie dla Martina, który rzekomo został "wrobiony" w tę produkcję (serio? naprawdę uważasz, że to słowo oddaje istotę sprawy?). Facet może i nie był biedny przed serialem, ale jednak kosi za niego siano, tak samo jak za książki, którym ten serial zrobił zajebistą promocję. Z pisarza fantasy, jakich wielu, stał się gwiazdą, o którą biją się konwenty na całym świecie. Dobrze wiedział, co podpisuje i czym to grozi. Znał swoje tempo pisania i że serial nie będzie pauzował, byle tylko on dokończył książki. Chociaż, biorąc pod uwagę jego oderwane od rzeczywistości wypowiedzi z zeszłego roku, kiedy coś tam napomknął, że serial go jednak nie dogoni, to mam co do tego poważne wątpliwości.

I w sumie nie dziwię się, że tak mocno zaczął podkreślać odrębność serialowego uniwersum. Może boi się, że liczba fanów oczekujących na "Sen o wiośnie" zmaleje po zakończeniu serialu, skoro będą znać zakończenie od HBO. I słusznie. Ja jestem nawet za, by powstały dwa oddzielnie uniwersa. Nie da się w ten sam czy nawet w zbliżony sposób co Martin opowiedzieć w dwa sezony tego, co chce on zawrzeć na dwóch tysiącach stron dwóch ostatnich tomów. Siłą rzeczy to będzie inne. A jeśli Martin chce nas jeszcze czymś w ostatnim tomie zaskoczyć, to niech pojedzie w jeszcze zupełnie innym kierunku, co dedeki. Niech w jednym uniwersum na Żelaznym Tronie zasiądzie Stannis, a w drugim Daenerys (whatever). Dla dobra tej sagi byłoby najlepiej, gdyby serial poszedł inną ścieżką niż książka (sic!). Oczywiście puryści będą się skręcać, co jest w sumie zadziwiające. Bo skoro ten fanfik ich tak wkurza, to przecież nikt nie każe im go oglądać ani mieć wobec niego oczekiwań. Zawsze pozostaje im przecież ich ukochana saga.

No cóż, istnienie dwóch uniwersów stało się faktem (na dobrą sprawę już w momencie, kiedy w prologu zginął Gared, a nie Will, ale mniejsza o szczegóły). Faktem stanie się prawdopodobnie też to, że serial wyprzedzi sagę. I fakt również jest jeszcze taki, że jej autor wyraził na ten stan rzeczy zgodę, składając podpis na tym "cyrografie".

potas13

Wow, teraz to już są puryści... A żeby zasłużyć na to miano to ile trzeba biadolić? Na wszystko czy wystarczy połowa? Można np. lubić jedną lokację a nie znosić drugiej? A gdy się lubi daną postać, mimo że ją zmieniono, a jednocześnie innej nie lubi, bo ją zmieniono? Ile procent zmian trzeba uważać za kuriozalne?
Tak czy owak nadal nie rozumiem, co podejście widzów książkowych i ich biadolenie (przy czym Ty sam przesadzasz w drugą stronę) ma do samego Martina.
Ani co mają do rzeczy pieniądze. Wiadomo, że wyszło, że stał się sprzedajną dziwką, ale nie sugerujesz chyba, że spodziewał się takiego sukcesu i takich pieniedzy. Które, że powtórzę, są kropla w morzu w tym, co na nim zarobiło HBO.
Nie potrafisz już rozmawiać o korelacji serial-Martin bez wtrącania do tego opinii widzów o samym serialu? Nie wiem w sumie co chcesz przekazać w tym poście poza swoją pogardą do tych purystów, ale o tym przecież już wszyscy wiemy. Nie wiem gdzie tu widzisz, że piszę o "bólu tyłka purystów", że aż musisz na ten temat spłodzić kolejny dług post.

Najwyraźniej nie jestem w stanie wytłumaczyć Ci co mam na myśli, a nie chcę się znów powtarzać, obejrzyj pilota The Affair to może zrozumiesz, o co chodziło z tym "wrobieniem".
To, że serial będzie kontynuowany mimo wydań książek to jasne już od pewnego czasu. I co z tego? Serial się nie umywa do książki, ma o wiele więcej uproszczeń niż by mógł (no ale trzeba przecież znaleźć czas na długie dywagacje o jakimś obłąkanym kuzynie czy na cycki książkowej dziewczynki), a zmiany fabularne są często żenujące. I skąd w ogóle pomysł, że będzie odzwierciedlał "Sen o wiośnie", skoro twórcy serialu uważają że mają lepsze pomysły na historię tych bohaterów? Bo się dowiemy, kto usiądzie na tronie? Biorąc pod uwagę zresztą wizję Dany to powodzenia z tym.
I trochę ten opisywany przez Ciebie kolos martinowy, jakim się stał dzięki serialowi, to kolos na glinianych nogach, skoro jeżeli wyda ksiązki po serialu to liczba jego fanów spadnie. A niech spadnie, pieprzyć takich "fanów". Nie może sobie facet spokojnie pisać tak jak lubi, bo musi patrzeć na kalendarz i odliczać czas do premiery serialu.

I trochę bez sensu z tym co piszesz o postaciach. Skoro mają mieć inne losy to po co w ogóle było się na nie brać? Po co wycierać się Martinem przy promocji pierwszych sezonów? Nie przypominam sobie, żeby wtedy mówili, że kręcą inną historię. A zamiast wybierać postaci o konkretnym życiorysie, można było sobie stworzyć własne, niczym niezapisane białe kartki i wtedy szaleć fabularnie. Ale jakoś nie potrafili, dopiero bazować na czyimś pomyśle.
Skoro zapowiadali, że wizualizują sagę, to niech ją wizualizują. Tym bardziej, że nie jest tajemnicą, że autor ma bardzo krytyczny stosunek do fanfików dot. stworzonych przez siebie postaci. Już z tego powodu to co robią dedecy to zwykłe chamstwo i arogancja. I nie ma logicznych zmian w tym serialu. Wszystkie są absurdalne.
Wszyscy wiemy, że autor podpisał kontrakt i że musi wypić to piwo. I pije, choć coraz bardziej jest dla niego gorzkie.

ocenił(a) serial na 10
fune

„Wow, teraz to już są puryści... A żeby zasłużyć na to miano to ile trzeba biadolić?”
No chyba nie sądzisz, że martinowski fandom stanowią sami rzetelni i obiektywni krytycy potrafiący oddzielić te dwa media, jakimi są książka i serial. Co charakteryzuje purystów? Choćby przewlekły ból dupy z powodu każdej zmiany, wpadki czy nawet pierwszej lepszej plotki dotyczącej nadchodzącego sezonu, z której trzeba oczywiście wysnuć jak najczarniejsze wnioski (bo tak, bo przecież wiadomo, że dedeki to idioci). Ciągłe marudzenie, narzekanie i przypominanie światu jak to HBO niszczy tę wspaniałą sagę, jakby przeciętny użytkownik martinowskich for z tym poglądem jeszcze nie zdążył się zapoznać.

„ (przy czym Ty sam przesadzasz w drugą stronę) „
No to samo mogę powiedzieć o Tobie.

„Wiadomo, że wyszło, że stał się sprzedajną dziwką”
Ty go tak nazwałaś. Ja mu absolutnie nie mam tego za złe. Każdy mądry pisarz na jego miejscu zrobiłby to samo. Tym bardziej, że przekazał ekranizację w dobre jednak ręce, bo serial mimo wszystko się jednak udał. Martin wspominał, jak to inni producenci przychodzili do niego z propozycją sfilmowania sagi, ale z zastrzeżeniem, że wytną dużo ważniejsze postacie niż Belwas czy Aegon, a które w tym serialu się mimo wszystko pojawiły.

„ nie sugerujesz chyba, że spodziewał się takiego sukcesu i takich pieniedzy.”
A dlaczego miałby się nie spodziewać? Z taką obsadą, rozmachem, pieniędzmi i to w HBO? Na podstawie tak zajebistej powieści?

„Nie wiem gdzie tu widzisz, że piszę o "bólu tyłka purystów", że aż musisz na ten temat spłodzić kolejny dług post.”
No bo Ty piszesz w tym temacie same krótkie, nie? Sorry, miałem więcej czasu i tak mnie jakoś naszło. Tak jak i z tym postem ;)

„Serial się nie umywa do książki, ma o wiele więcej uproszczeń niż by mógł (no ale trzeba przecież znaleźć czas na długie dywagacje o jakimś obłąkanym kuzynie czy na cycki książkowej dziewczynki),”
Uproszczenia są konieczne, cześć im się udaje, część nie. Równie dobrze można napisać, że serial mógł mieć ich jeszcze więcej, gdyby trafił w ręce wspomnianych wyżej producentów ignorantów. Przyczyny są różne: czas, budżet, etc. Jak również nie zawsze udane pomysły – z tym się zgodzę. Ale czy naprawdę ten Orson czy jemu podobni aż tak obniżają poziom tego serialu?

"I skąd w ogóle pomysł, że będzie odzwierciedlał "Sen o wiośnie", skoro twórcy serialu uważają że mają lepsze pomysły na historię tych bohaterów?"
Nie wiem, nie mój. Ale niektórzy nadal na to liczą.

„Nie może sobie facet spokojnie pisać tak jak lubi, bo musi patrzeć na kalendarz i odliczać czas do premiery serialu. „
Właśnie o to chodzi, że nie musi. Niech pisze w sobie w spokoju, tak jak potrafi, nie przejmując się, tak jak część fandomu, że serial wyprzedzi książki.

„I trochę bez sensu z tym co piszesz o postaciach. Skoro mają mieć inne losy to po co w ogóle było się na nie brać?”
No przecież mają inne już od pierwszego odcinka. A po co było się brać? Może po to, żeby powstał zajefajny serial, który, tak jak w moim przypadku, zachęci wielu do sięgnięcia po jeszcze zajefajniesze książki? Niech sobie dedeki liczą pieniążki, nie obchodzi mnie to, bo dla mnie liczy się to, co ja z tego mam. A dzięki Martinowi i HBO mam z tego sporo.

„Już z tego powodu to co robią dedecy to zwykłe chamstwo i arogancja.”
O to to. Dedecy nie uprawiają nic oprócz chamstwa i arogancji. Nie że zrobili serial, który summa summarum okazał się udany, odniósł sukces komercyjny i artystyczny (większość krytyków ten serial jednak zachwala). Nie że zapisał się na stałe w historii telewizji i popkultury. I że mimo wszystko starają się jednak trzymać książkowych wątków (przynajmniej tych najważniejszych). Cogman nie raz wspominał, że przeniesienie tak monumentalnej i wielowątkowej sagi na ekran to mega trudne zadanie, że zmiany i uproszczenia są konieczne z powodów różnych i oczywistych. I przyznał też, że nie zawsze ich pomysły się udają, część wypada niefortunnie, część daje radę. To są często trudne decyzje, na coś muszą się zdecydować. Pewnie każdy z nas na ich miejscu dokonałby jeszcze innej selekcji, co zmienić, co zostawić, a co wyciąć. No ale to nieważne, bo fani już ustalili, jaka jest tego wszystkiego przyczyna : chamstwo i arogancja dedeków.

„I nie ma logicznych zmian w tym serialu. Wszystkie są absurdalne.”
To jakaś ironia, próba trollingu czy co? Bo jeśli nie, to chyba nie na darmo w dyskusji z Tobą wspomniałem o tych purystach.

Sennacherib

Co z walką Jona Snowa z Karlem? Nie znam się zbytnio na tym, ale wiele osób pisało, że człowiek ze sztyletami nie ma szans nawiązać równorzędnej walki z wyszkolonym wojownikiem uzbrojonym w półtorak. A przecież prawie wygrał. Chyba coś w tym jest.

Sennacherib

Mnie to zastanawia, jak to jest ze wszyscy wiedza ,ze LF wystawil Neda do wiatru i jest odpowiedzialny za jego smierc, nawet Cat ktora byla w Riverrun ,gdy to sie dzialo ,a Sansa ktora caly czas byla w KL jeszcze dlugo po jego smierci, nadal nic nie wie.

Ext_3

Chyba Cat wiedziała, bo w końcu rozmawiała razem z Nedem i Petyrem. A Cersei to wiadomo, jej nakapował. Powiedziała na pewno o tym komuś np Tyrionowi czy tam innej osobie i część osób się dowiedziała. Pająk wie wszystko (prawie). A reszta to nie wiem. Sansa nie musiała wiedzieć, że Petyr Nedowi coś obiecał, albo że współpracowali.

szepcik

No ale ze sztylet na gardle Neda trzymal to juz polowa krolestwa widziala