Nigdy nie byłem fanem gatunku fantasy. Nie wynika to bynajmniej z konkretnych zarzutów co do tego typu twórczości. Po prostu po kilkuletniej przygodzie z „Władcą Pierścieni” nic nie mogło dorównać prozie Tolkiena. Jednak gdy po dłuższej przerwie wróciłem do Śródziemia, oprócz wspaniałych wspomnień z dzieciństwa oraz pięknego kunsztu literackiego uderzyło mnie... to jak bardzo papierowe są tamtejsze postaci! Oprócz Golluma, Boromira i kilku postaci z Silimarillion istnieje jasna linia podziału pomiędzy tym co dobre, a tym co złe. Bohaterowie na ogół maja albo szlachetne i górnolotne pobudki i motywy, albo ich działania są inspirowane czystym złem. Dobro jest zwyczajowo powiązane z pięknem, a zło musi być brzydkie i odrażające.
Nie piszę tego wszystkiego po to, by krytykować Tolkiena. Wręcz przeciwnie – jego saga na zawsze pozostanie książką mojego dzieciństwa i nic nie odbierze mi tych wszystkich wspomnień z nią związanych. Ma to tylko jeden mankament – książka odpowiada idealistycznemu czarno-białemu postrzegania świata przez dzieci i nastolatków i nie ewoluuje wraz z dojrzewaniem czytelnika.
Na skrajnie odmiennym końcu znajduje się „Gra o Tron”. Oczywiście nie może równać się pod względem stylistycznym czy filologicznym z „Władcą Pierścieni”, lecz posiada jedna przewagę – postaci są mimo całej otoczki fantasy bardzo realne, ludzkie, wyjęte z naszego świata. Linia podziału między Dobrem a Złem nie jest jasno wytyczona i biegnie nawet wśród członków rodzin, szlachetne działanie nie zawsze prowadzi do dobrych skutków, bohaterowie poddawani są ciągłym próbom odnośnie tego czy zachować się szlachetnie zgodnie z własnym sumieniem, czy tak jak nakazuje rozum i czysta kalkulacja.
Opisany świat, mimo że fantazyjny, niezwykle przypomina mi naszą współczesność. Zachowania i motywy bohaterów poddane głębszym przemyśleniom są wierną kalką zachowań, które widzimy wokół nas. Idealiści nie potrafią poradzić sobie z murem szarej rzeczywistości oraz wyrachowania i najchętniej „uciekliby do Winterfell, by zakopać głowę w śniegu”, wielu osób dotyka dylemat poszeregowania w odpowiedniej kolejności słów „Famili, Duty, Honour”, nie wspominając już o ogólnym ubóstwianiu cech makiawelicznych, które, co jest smutną prawdą, jako jedyne są skutecznym orężem.
Zderzenie „Władcy Pierścieni” z „Gra o Tron” można śmiało porównać do przeskoczenia z lektury „Trzech Muszkieterów” do „W dwadzieścia lat później”. Ten sam upadek ideałów wraz z dorastaniem, i to samo rozczarowanie światem.
Po dwukrotnym obejrzeniu serialu wziąłem się za książkę i jak na razie wspaniale spełnia swoją funkcje pogłębiania psychologicznego profilu bohaterów i historii Westeros. Z całej pewnością sięgnę po dalsze tomy.
pod względem stylistycznym GoT też jest lepsza
ale w ogólnych zarysach - słusznie prawisz
Chyba żartujesz. Pod względem stylistycznym z Tolkienem przegrywają chyba prawie wszyscy pisarze fantasy, Martin tym bardziej. Nikt nie czyta Pieśni, żeby delektować się słowem, chodzi tylko o fabułę, postaci, nie mam nic przeciwko temu, bo nigdy nie byłam szczególną fanką ozdobników i niepotrzebnych mi opisów cudów natury, podoba mi się prosty język Martina, ale nie mogę nie zauważyć, że akurat w tym przegrywa z kretesem. Martin nie jest jakoś szczególnie utalentowany w tej akurat dziedzinie, to rzemieślnik, całe życie pisał i wiele się nauczył, ale styl nigdy nie był i nie będzie elementem, który przyciąga ludzi do tej sagi. Pieśń oferuje coś zupełnie innego i jest tego na tyle dużo, że nikogo w sumie nie obchodzi, że od technicznej strony książki Martina są zwyczajnie przeciętne. Rozumiem, że większość, tak jak ja, woli czytać dla samej fabuły, a nie chce przedzierać się przez ciężkiego Władcę Pierścieni, ale to nie znaczy, że to jest "lepsze". Ludzie nie lubią też poezji, ale jeszcze nikt nie odważył się ogłaszać, że stylistycznie są gorsze od Harry'ego Pottera, bo za mało się dzieje.
zgadza się, Martin to średnio utalentowany, acz pracowity rzemieślnik,
co nie zmienia faktu, że czyta się go płynnie i z przyjemnością, podczas kiedy Tolkiena po prostu już nie trawię - mam szczęście że przeczytałem go w młodości, bo teraz już mi szczęka ląduje na podłodze i to nie tylko od drętwej fabuły, ale przede wszystkim właśnie od jeszcze bardziej drętwego stylu
chcesz stylistów? - czytaj Sapkowskiego lub Sienkiewicza, to absolutnie pierwszorzędni na świecie pisarze drugorzędni
Gdyby Sapkowski pisal po angielsku pobilby Martina na glowe popularnoscia, z tym, ze tu nie o popularnosci chyba chodzilo? Sapkowski i Martin maja bardzo wiele wspolnego: ich ksiazki czyta sie latwo i przyjemnie, bez "zbednego" intelektualnego wysilku. Obaj sa tworami swoich czasow, obaj pisza tak, jak sadzili (i mieli racje) czytelnicy by chcieli, aby pisali, i to nie jest zarzut, bo Sapkowskiego sam jestem wielkim fanem, to jedyne proste stwierdzenie faktu, ze zaden z nich artysta zwyczajnie nie jest, podczas, gdy Tolkien nie tylko artysta byl, ale i wielkim artysta.
Nie ma nic zlego w rozrywce: mozna sie swietnie bawic na weselu przy disco polo, ale nikomu chyba do glowy nie przyjdzie nazywac tego sztuka? (chociaz niektorzy mowia o Dodzie jako o .... artystce.... :P )
o popularność jednak głównie tu chodziło, natomiast mylisz się zestawiając ich obok siebie, S. i M. różnią się niemal pod każdym względem, jedyna cecha wspólna jest taka, że obaj potrafili dotrzeć ze swoją twórczością do czytelnika i zyskaćpoczytność
a porównywanie pisarzy może nie najwyższych, ale w przypadku S. jednak bardzo wysokich lotów, do Dody, uważam za niesmaczne nieporozumienie
Nie, porownanie jest trafne:
oboje maja talent, oboje wybrali latwiejsza droge. Sapkowskiego bardzo lubie i sam nie moglbym sie nachwalic, natomiast jego ksiazki to czysta rozrywka, nic poza tym, i jest to jego wybor.
"obaj", jeśli już, choć Sapkowski jest feministką
i nie, nie jest trafne, ci dwaj pisarze operują zupełnie innymi środkami wyrazu, odróżnisz ich w ciemno po jednym akapicie dowolnego kawałka prozy, ba, nawet mają skrajnie różne światopoglądy (M. dosyć twardo stąpający na ziemi, trochę konserwatywny, S. lewacko - feministyczny),
a posiadają wspólną tylko jedną cechę - że lepiej się ich czyta, niż nudziarza Tolkiena (który zresztą też jest jest rozrywką, tylko że z ambicjami, cóż z tego - skoro przestarzałymi i w drewnianym opakowaniu)
Akurat "oboje" dla różnych płci, dla kobiet "obie", dla meżczyzn "obaj" ;P
Porównanie oczywiście fatalne, a czy Sapek od Martina lepszy cieżko stwierdzić (ale np. od Tolkiena na pewno dla mnie).
Dlaczego piszesz, że lepiej się ich czyta? To tylko twoja opinia i wiele innych osób może powiedzieć, że bardziej do nich przemawia styl Tolkiena. Nie rozumiem dlaczego jesteś tak przekonany o wyższości twoich upodobań, i to na tyle, że próbujesz wszystkim nam wmówić, że Martin jest lepszy, bo posługuje się prostym językiem i łatwo się go czyta. Nie każdy tak jak ty lubi właśnie prostotę. Twoja argumentacja brzmi "Ja wolę styl Martina, więc oczywiste, że MARTIN LEPIEJ PISZE!!!!!11one". Naprawdę nie sądzę, żeby to zmieniło czyjkolwiek gust.
może już przestałbyś wkładać mi w usta, czego nie mówię?
i przeczytaj sobie post Kurunira poniżej, bo mnie się już nie chce
Nie wiem jak można czytać sagę bez intelektualnego wysiłku. Chyba, że bierzesz wszystko jak podają na tacy. Ale czy wtedy przyjemnie się czyta? Tak to można czytać "Władcę Pierścieni" bez przemyśleń czemu na tych orłach nie polecieli wrzucić pierścienia, tylko zaryzykowali powolny marsz przez kraj wroga. Prawdziwa przyjemność czytania Pieśni Lodu i Ognia polega na analizowaniu zdobytych informacji, próbie odpowiedzi na pytanie, jak bieżące wydarzenia wpłyną na przyszły bieg zdarzeń i próbie odczytania, jakie intencje i osoby stoją za pewnymi działaniami. U Tolkiena można zachwycać się światem, językiem, Martin to mistrz fabuły. Przepraszam, ale nie wiem po prostu jak można czerpać przyjemność z czytania Martina bez wysiłku intelektualnego. Toż to perwersja! A czynienie zarzutu, że język przystępny to już perwersja do kwadratu. Oczywiście nie bronię nikomu Umberto Eco, gdzie i zagadki trudne i język nie najprostszy. Broń Boże! Ale już piętnowanie Martina za język jest chore.
Rowniez sie zgadzam, sam koncept zestawienia Tolkiena z Martinem wydal mi sie zwyczajnie zabawny, no coz... ludzie maja prawo do wlasnych opinii, jakkolwiek bezzasadne by one nie byly.
Martina glowny osiagnieciem jest odwaga w zabijaniu glownych, a przynajmniej waznych bohaterow, fabula ksiazki bez watpienia wciaga, ale to wszystko.....
Przeczytalem dotad w calosci "Gre o tron" i zaczalem "Staracie krolow" i, jakkolwiek zakladam, ze przeczytam cykl w calosci, bo zwyczajnie ciekaw jestem jak potocza sie losy Robba czy innych bohaterow, to wiem rowniez, ze jednokrotne przeczytanie zupelnie mi wystarczy: biblioteka w tym wypadku nie ksiegarnia.
Tolkien ze swoja tworczoscia dorobil sie kilku jemu tylko poswieconych katedr, naprawde nie widze co miano by badac w tworczosci Martina, nie potrafie sobie wyobrazic nikogo piszacego prace doktorska oparta w jakims stopniu o swiat wykreowany przez GRRM.
Oj to nie wyobrażaj sobie jak nie chcesz, ale świat Martina jest równie rozległy co Tolkiena, a przy okazji dużo ciekawszy.
Jego książki mają tajemnice, niepewność co bedzie dalej, gdy u Tolkiena zakończenie książki znasz praktycznie na start, w końcu dobro musi wygrać. A w GoT co jest dobrem?;>
Dalszą wygraną Martina jest odwaga zabijania postaci, gdzie Tolkien zabił aż jedną dobrą postać wow... W dodatku postacie Tolkiena są papierowe i przewidywalne, a do tego zupełnie nierzeczywiste.
A dlaczego to dla Tolkiena dano kilka katedr? Bo był pierwszy, bo był wcześniej, bo mineło 50 lat. Poczekaj kolejnych 50 i nie zdziw sie jeśli Martin bedzie miał nie gorzej.
i właśnie widać jak jesteś zasklepiony w ciasnych schematach – masz bardzo słabą wyobraźnie, bo prace o Martinie będą (o Sapkowskim już są!),
czyta go głównie inteligencja i to często nawet taka, która do fantastyki rzadko zagląda, a zasięg oddziaływania tej prozy jest wyjątkowy jak na dzisiejsze czasy; to jest fenomen, który zostanie zanalizowany i opisany;
już mówi się, że wyrósł w końcu wielki mistrz low fantasy, tak jak Tolkien jest ojcem (bo nie mistrzem) high fantasy; przy czym na Zachodzie nie znają i nigdy nie poznają w pełni Sapka, więc poruszają się tylko między tymi dwoma nazwiskami, wymieniając czasem Le Guin na okrasę
natomiast katedry i peany dla Tolkiena wynikają z tego że był jednym z pierwszych, zaprzągł mitologię, stworzył świat z wielkim rozmachem i poruszył archetypy – ale nie ze względu na jakieś wyjątkowe umiejętności posługiwania się piórem, a przypominam, że o tym mowa
Popularność serialu chyba niszczy wizerunek Martina jako pisarza, który dociera głównie do "intelektualistów". Gdyby tak rzeczywiście było, to jego książki nigdy nie stałyby się popularne. Nie schlebiaj sobie...
A myślałem ,że takie podziały to już mineły
Z moich wnikliwych obserwacji i długoletnich badań wynika, że klasa robotnicza równie chętnie sięga po Martina jak i szanowna inteligencja. A tak poważnie ,bez zabawnych podziałów to dobra literatura znajduje odbiorcę wszędzie
Tak wyglądała sytuacja nim telewizja dostrzegła potencjał serii. Była popularna, ale dopiero po stworzeniu serialu wszyscy zaczeli do niej siegać.
Powód? Właśnie założenie, że jest cieżka, że dla inteligencji itp. Dodatkowo dochodzą setki innych dzieł przez co nietrudno przegapić perełki.
Albo nie czytałeś Tolkiena, albo nie rozumiesz pojęcia "stylistyka" skoro tak twierdzisz. Tolkien stworzył całe uniwersum wraz z jego mitologią, elementami religii (Silmarillion) a nawet odrębnym językiem (język elfów). Martinowi nie odmawiam pomysłowości jeśli chodzi o fabułę i postaci, ale pod względem stylistyki jest w porównaniu z Tolkienem na średnio dobrym poziomie.
Według słownika PWN stylistyka to:
1. «dział literaturoznawstwa i językoznawstwa zajmujący się opisem i analizą stylów językowych»
2. «styl charakterystyczny dla twórcy lub dzieła»
Musimy więc odróżnić umiejętność posługiwania się słowami od tworzenia uniwersum, mitologii, geografii, itd. Jednak w tym przypadku jest to ze sobą ściśle powiązane - stylistyka silnie dopełnia tutaj uniwersum. W "GoT" nie ma literackich opisów przyrody, oryginalnej poezji, języków stworzonych na potrzeby fikcyjnego świata - wszystkiego co stanowi o wyjątkowości twórczości Tolkiena.
"GoT" jest napisany w języku prostym, zrozumiałym, wartkim. Jest to zauważalne szczególnie gdy sięga się do tych dzieł w języku angielskim. Jeśli ktoś czerpie przyjemność w trakcie czytania głównie z akcji czy psychologii bohaterów nigdy do końca nie zrozumie piękna prozy i poezji Tolkiena.
patrz wyżej^ - lepszy utalentowany i solidny rzemieślnik, niż kiepski i bezkrytyczny dla siebie pseudostylista
(bo to właśnie Tolkiena czyta się dla "świata" i archetypicznej opowieści, dla "języka" - nie warto)
A może podasz mi swoją definicję "stylistyki" i jakieś przykłady na potwierdzenie twojej tezy że pod względem "stylistycznym GoT też jest lepsza ", wtedy podyskutujemy.
jeśli pod pojęciem "stylistyki" rozumiesz to, że
"Tolkien stworzył całe uniwersum wraz z jego mitologią, elementami religii (Silmarillion) a nawet odrębnym językiem (język elfów).",
to nie mamy o czym rozmawiać, wrzucasz do jednego worka ze stylem pisania stylizację językową i budowę świata przedstawionego
a styl Tolkien ma drewniany, choć pozornie pełen różnych fajerwerków (typu archaizacja, wstawki poetyckie itp.)
Martin nie jest żadnym mistrzem (jest tu gdzieś obok wielka dyskusja, w której udowadniam bezsprzeczną wyższość stylu Sapka nad Martinem), ale i tak zjada Tolkiena na śniadanie, bo daje się go płynnie czytać, a T. już nie sposób
Moze, aby czytac Tolkiena plynnie trzeba sie zwyczajnie nauczyc plynnie czytac? Ja nie mialem z tym problemu, a "Wladce pierscieni" przeczytalem 8 razy, plynnie :P
Świetna riposta, szkoda tylko, że merytorycznej zawartości w niej brak. Od razu zaczynasz brzmieć jak osoba, której zabrakło argumentów, więc nadrabia uszczypliwymi komentarzami.
8 razy – i chyba już zbastuj, bo to wyraźnie^ niezdrowe
nie chciałbym ci burzyć z trudem wypracowanego światopoglądu, ale to przede wszystkim pisarz (szczególnie literatury popularnej, a przy niej jesteśmy), powinien płynnie pisać, zaś 'wielkości dzieła' nie mierzy się tym, czy jest ciężkie jak cegła
(twórca musi umieć dotrzeć do czytelnika – głębokie przemyślenia i ciekawe pomysły to ma prawie każdy inteligentny człowiek, ale opisać je w sposób strawny dla innych potrafi może 1 na 100000 – Tolkien należy do tych, którzy poradzili z tym sobie ledwo, ledwo – wtedy trafił na puste pole, przyciągnął ludzi nowością i rozmachem kreacji, ale gdyby pisał dziś, to wątpię czy w ogóle zostałby zauważony wśród setki sprawniej władających piórem fantastów)
* dobra, bo ja też już zaczynam pieprzyć: nie "płynnie pisać", nie chodzi o proces twórczy - tylko "zapewnić płynną narrację"
A czy obecnie przeszedłby taki pisarz jak Tołstoj, Mann, Hemingway? Czy ktoś zabrałby się za czytanie "Cichego Donu", "Lalki", "Germinalu"? Raczej nie, obecnie króluje forma krótka i dobitna. Jednak nie odmawiamy pomnikowości tym dziełom i pisarzom.
Martin i Tolkien stoją na dwóch krańcach stylistyki. Jeśli ktoś lubi wartką akcję, dosadne opisy i realne postaci to nigdy nie doceni Tolkiena. Jednak czytelnicy gustujący w cięższej literaturze, bardziej przypominającą klasyczne dzieła i warsztat literacki - nie przedłożą "Gry o Tron" ponad "Władcę Pierścieni".
Jest to kwestia gustu i nie pisze tego, aby kogoś obrazić. Nie uznaje podstawy, że jeśli ktoś nie lubi danych pozycji czy autorów to jest gorszy czy mniej "inteligencki".
a właśnie że nie jest to kwestia gustu, tylko błędnych założeń - obrońcy Tolkiena prezentują tu prymitywny i przestarzały pogląd, że "wielkie dzieło" musi być koniecznie trudną w lekturze cegłą, a jak coś jest napisane sprawnie, błyskotliwie, skrzy się dowcipem (S.) lub uderza ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi i brutalnościa psychologiczną (M.) - to znaczy że rozrywka, panie i komercja, tfu
tymczasem Tolkien też rozrywka, tyle że starsza, porosła patyną i z (bardzo nachalnym) przesłaniem moralnym
nie czas tu rozbierać na części pierwsze Tolkiena i Martina, ale uniwersum tego drugiego także prezentuje wiele ciekawych cech , których nie posiada przeciętna fantasy oraz oryginalne przesłanie - i m. zd. także będzie w przyszłości stawiane jako przykład literatury wysokich lotów
p.s. akurat Zola i Szołochow to grafomani, natomiast "Lalkę" uwielbiam, czytałem w życiu kilka razy i jeszcze przeczytam, także Mann i Hemingway wciąż mają oddanych czytelników - ale to wszystko starocie głównego nurtu i mają prawo kogoś znudzić, a Tolkien 1. jest świeższy niż Prus i Mann, 2. pisał fantastykę, czyli przygodowe opowieści z never never landu, więc niezależnie od ewentualnej głębi przesłania i poetyckości duszy, to się MUSI dobrze czytać;
jeśli się dobrze nie czyta, to niech autor spada i nie zawraca gitary
(tak, tak dobrze sobie w tym momencie pomyślałeś, pisanie dobrej literatury fantastycznej jest TRUDNIEJSZE, niż tworzenie wiekopomnych nudziarstw mainstreamu)
Akurat Tolkien nie pisał cieżko. Nie licząc Silmarilionu jego książki są lekkie, płytkie i banalne, a czyta sie je dlatego, że jezyk fajny i dobrze idzie, że historia mimo, że banalna to wciągająca, a do tego klasyka i nie wypada nie znać + świetnie skonstruowany świat.
Problem w tym, że ten świat jest jedynym atutem Tolkiena. Historia jakich wiele, zero niespodzianek, postaci płytkie i jednowymiarowe (wrecz mdłe). Tolkien miał szczeście, że napisał LotRa kiedy napisał i stał sie prekursorem, bo w innym wypadku zostałby zjedzony żywcem i wrecz zajechany przez krytyków.
Nigdy nie uważałem, że dobre dzieło musi być grube i mało komunikatywne. Odwołując się do filmografii - przy całym szacunku dla Kieślowskiego uważam, że zwycięstwo "Pulp Fiction" zamiast "Czerwonego" było słusznym posunięciem komisji. Książki takie jak "Katedra NMP w Paryżu" czy "Oddział chorych na raka" również zaliczane są do ścisłej klasyki, a pochłania się je w tempie czytania Martina.
Nie rozumiem dlaczego imputujesz automatyczną kwalifikację "ciekawsze rozwiązania psychologiczne i brutalność" jako komercję i czystą rozrywkę. Jestem wielkim fanem brutalności w sztuce, bo skoro ma ona być lustrem rzeczywistości to musi w większym lub mniejszym stopniu być brutalna (tak, tak - wziąłem już dzisiaj swoje leki i jutro idę do psychiatry).
Co do komercji to w równym, jeśli nie większym stopniu, doprowadzają mnie do szału opinie "skoro to jest wysokobudżetówka i to w dodatku amerykańska to wartość artystyczna jest zerowa". Ten fałszywy stereotyp jest przełamywany na każdym kroku (według mnie najlepszym przykładem są filmy Nolana i właśnie GoT), ale antymainstreamowcy, zwolennicy kina niezależnego, ambitnego, europejskiego, niszowego, czy jak tam ich jeszcze nazwać, nie przyjmują tego faktu do wiadomości.
Cały problem zasadza się w tym Suchy Wilku, iż Ty nie lubisz ciężkostrawnej literatury. Jest to całkiem zrozumiałe i przynajmniej dla mnie w żaden sposób Ciebie nie dyskwalifikuje w dyskusjach o literaturze. Niestety często jest tak, że gdy nie akceptuje się danego kanonu książek ludzie zaczynają dziwnie patrzeć. Sam spotykam się z tym przy zgłaszaniu obiekcji co do "Mistrza i Małgorzaty". Jednak Twój gust nie musi przekładać się na nasz. Lubię czasami pomęczyć się z daną książką czy filmem, by potem czerpać intelektualną satysfakcję z odbioru dzieła. I bynajmniej nie robię tego na pokaz, bo po czystą rozrywkę sięgam równie często jak po dzieła ambitne.
PS:
Zoli może nie czyta się obecnie porywająco, ale w kontekście historycznym jest to dzieło przełomowe, które złamało tabu milczenia o urokach dzikiego kapitalizmu. Pod tym kątem "Germinal" czyta się naprawdę ciekawie.
Nie wiem co zarzucasz Szołochowowi (odrzućmy na bok dywagacje na tema autentyczności "Cichego Donu"), gdyż jest to wspaniałe pokazanie tragedii Ukrainy i Kozaków.
obawiam się, że problem polega na tym, że kompletnie się nie rozumiemy
1. nie lubię ciężkostrawnej literatury popularnej,
2. a mojego P.S-a chyba powinieneś jeszcze raz przetrawić;
a gdzie ja piszę, że są gorsi?
piszę tylko, że Tolkien to zaledwie średniej klasy pisarz, który trafił w dobry dla siebie moment i wykorzystał bogatą wiedzę o mitologiach, ale którego styl pisania czas zweryfikował negatywnie
"ale i tak zjada Tolkiena na śniadanie, bo daje się go płynnie czytać, a T. już nie sposób "
To nie jest argument, że Tolkiena nie sposób czytać płynnie.
Z Twoich wypowiedzi zrozumiałem, że dlatego pod względem stylistycznym przegrywa z Martinem. To tak jakbyś powiedział, że "Pan Tadeusz" przegrywa stylistycznie z "Harrym Potterem", bo nie da się go płynnie czytać. Może i masz rację, że jedne książki się czyta płynnie inne mniej, ale nie jest to argument, który przemawia za tym, że Autor danego utworu pisze mniej stylistycznie.
To, że ktoś nie potrafi czytać płynnie dzieł z wyższej półki, pisanych trudniejszymi słowami nie umniejsza wybitności tego dzieła. Uwierz mi, że znam ludzi którzy czytają "Pana Tadeusza" bez najmniejszego zacięcia i jednocześnie świetnie rozumieją to co czytają.
PS. Ciekawa dyskusja, ale zauważyłem, że niektórzy tutaj słowo "stylistyka" definiują, że tak to brzydko ujmę - pod siebie.
coś bredzisz, misiu, 'Pana Tadeusza' czyta się rewelacyjnie
nie ma żadnego porównania z tą chałą dla opóźnionych dzieciaków
- a jeśli chcesz porównywać drewnianego Tolkiena do Mickiewicza i XX-wieczną prozę do poezji romantycznej, to rzeczywiście sobie nie porozmawiamy
Przeczytaj jeszcze raz co napisałem ze zrozumieniem. Ta kłótnia chyba tak długo trwa przez to, że tego nie potrafisz. Nie zamierzam się powtarzać tylko dlatego, że ktoś przekręca to co się pisze.
Które moje słowa zrozumiałeś w taki sposób, że porównuje twórczość Mickiewicza do Tolkienowskiej na płaszczyźnie gatunkowej?
ech, następny...
twoje słowa zrozumiałem bardzo dobrze i zapewne lepiej, niż ty sam - wcinasz się otóż bez sensu, sugerując obraźliwie, że ci którzy uważają Martina za bardziej strawnego to jakieś półmózgi, które zatną się na czymś "z górnej półki", np. na Mickiewiczu (a dodatkowo b. niegrzecznie imputujesz im zaczytywanie się Potterem)
świadczy to wyłącznie o tym, że nic nie zrozumiałeś z dyskusji powyżej i stosujesz kiepskie porównania,
ba niewiele pojąłeś nawet z mojego złośliwego postu powyżej, bo nigdzie tu nie mówimy o płaszczyźnie gatunkowej, a cały czas o stylu i umiejętności pisania
powtórzę ostatni raz, bo fajnie się z was pośmiać, ale na dłuższą metę niezrozumienie jest frustrujące - TOLKIEN BYŁ CO NAJWYŻEJ ŚREDNIM PISARZEM, miejscami wręcz słabym,
trafił w swój czas, jako znawca historii i pasjonat mitów stworzył epopeję, jako anglista z pociągiem do pisania nabazgrał się na tysiące stron tworząc światy, kultury, języki - i to zapewniło mu sukces i słuszne uznanie; natomiast literatem był takim sobie
czyta się go nie "trudno", tylko po prostu źle i nie dlatego że używa "trudnych słów" (och jej, jaki trudny ten WP), a dlatego, że kiepsko je składa i wiąże nimi postacie i wydarzenia - a ponieważ mimo sławy jest on wciąż zwykłym twórcą niestarej jeszcze literatury popularnej, to jest to poważny grzech
--- uff, prościej już nie umiem, kto zrozumie, dla tego dobrze, reszta wypad
Narzucanie swoich przekonań innym i pisanie "kto zrozumie, dla tego dobrze, reszta wypad" świadczy tylko o tym, że nie jesteś typem człowieka z którym można normalnie podyskutować. Chcesz żeby każdy myślał tak jak Ty, bo "ja mam rację", ale tak naprawdę to tylko i wyłącznie Twoje zdanie, które wcale nie jest i co najważniejsze nie musi być uznawane za miarę tego co jest lepsze a co gorsze.
Dalej - piszesz coś o Potterze, wcześniej o Mickiewiczu, ale to były tylko przykłady nie mające na celu wprowadzania dyskusji na temat jego twórczości czy sagi o czarodzieju a już tym bardziej porównywaniu ich z WP i GoT. Gdybym podał przykład z całkowicie innej dziedziny twórczości, to też byś napisał co ma jedno do drugiego? Ale przykłady mają na celu tylko przedstawienie tego co mam na myśli i nie muszą ściśle wiązać się z przedmiotem rozmowy.
Umniejszasz twórczość Tolkiena tylko dlatego, że TOBIE czyta się go gorzej. Ale to nie indywidualne wymagania i upodobania świadczą o tym co jest lepsze a co gorsze.
"bo fajnie się z was pośmiać," - z Ciebie natomiast się nie można śmiać, bo to żałosne. Przekręcasz wszystko to co napisałem, nie zrozumiałeś nawet tego, co miał na celu pokazać podany przeze mnie przykład.
Napisałeś w pierwszej wypowiedzi, że twórczość Martina jest lepsza stylistycznie niż Tolkiena, a niżej podałeś argument: "(...)czyta się go płynnie i z przyjemnością, podczas kiedy Tolkiena po prostu już nie trawię"(...).
Ale to jest subiektywna ocena i nie jest żadnym argumentem. Mnie płynnie czyta się WP czy to znaczy, że Twoja ocena nie jest do końca słuszna ?
I odpowiedź w końcu normalnie, zamiast pisząc, że nie mam racji, wymyślając kolejne domniemane niedorzeczności, których dopatrzyłeś się w mojej wypowiedzi tylko dlatego, że śmiałem się Ciebie urazić.
Jak najbardziej się zgadzam. Pod wieloma względami Gra jest na wyższym poziomie. Jednak WP to klasyka gatunku ze pięknym światem Tolkiena. Ja również chce się wziąć za książki GoT, choć fantasy oprócz Tolkiena nigdy nie lubiłem. Serial jest świetny, więc książki pewnie jeszcze lepsze
GoT jest lepszy niz WP, a powiem Wam cos jeszcze, Nawałnica mieczy (3 czesc sagi) jest 5 razy lepsza od GoT :) wiec naprawde warto. Będą to Wasze najlepsze przeczytane książki ! ;)
Tolkien pisał przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, co sam przyznawał, a czego usilnie nie chcą zaakceptować fani jego twórczości, którzy uważają, że to dorosła literatura dla dorosłych. Dlatego też zło u niego jest czarne, brzydkie i okropne, a dobro jasne, piękne i milutkie.
Moim zdaniem "Pieśń Lodu i Ognia" przewyższa "Władcę Pierścieni" praktycznie pod każdym względem, od konstrukcji powieści, przez kreacje bohaterów, aż po język (bo chociaż Tolkien jest uważany za mistrza pisanego słowa, to do mnie bardziej przemawia język Martina). Oczywiście, nie pod każdym względem można też te dwie sagi porównywać, bo to kompletnie inny typ fantasy...
Książki Martina zdecydowanie polecam czytać, szczególnie jeśli komuś przypadł do gustu serial - dzięki temu lepiej pozna się motywy i psychikę każdego z bohaterów, z których punktu widzenia toczy się akcja, ich sposoby myślenia i sposoby dążenia do celu. Dużo lepiej poznaje się też chociażby zależności między rodami, co przydaje się w lepszym zrozumieniu serialu.
Tolkien może i pisał dla dzieci i młodzieży, ale z całej twórczości wynikają wartości i problemy, które nie zawsze są możliwe do pojęcia przez kogoś bez doświadczenia życiowego. Pokusa władzy absolutnej, której ulega każdy, władza jako jedyne oparcie w świecie pełnym zmian i niepewności, rola maluczkich w tym wszystkim - nie można tego pojąć do końca bez większej wiedzy o świecie.
"Gra o Tron" pokazuje władzę i jej wpływ na ludzi o strony bardziej technicznej, zbliżonej do rzeczywistości. Natomiast Tolkien swoje rozmyślania kieruje raczej na tory metafizyki, istoty tego pojęcia. Sprzyja temu bardziej mitologiczny i baśniowy charakter jego twórczości.
Przeczytac mozna, odradzam kupowanie....
Co do tego dzieci i mlodziezy, obawiam sie, ze zwyczajnie nie zrozumiales tworczosci Tolkiena, ktory zreszta powiedzial, ze "Hobbit czyli tam i z powrotem" bylo napisane dla dzieci, NIGDY czegos takiego nie powiedzial o "Wladcy pierscieni" (przeczytalem wszystko, co Tolkien napisal plus 2 biografie i cale tony artykulow, smiem twierdzic, ze mniej wiecej wiem, co Tolkien powiedzial, a czego jednak nie).
I tu jest problem jestem wielkim fanem i nie przyjmiesz nigdy do wiadomości innej wersji niż, że Tolkien najlepszy, ba nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie tego patrząc po czym piszesz. Tu jest problem, bo rozmowa na tematu w jakikolwiek związane z nim nie ma najmniejszego sensu z Tobą.
I tak Władca Pierścieni jest pisany jak książka dla dzieci i młodzieży. Chcesz powodów? Zero tematów, które te dzieci i młodzież mogłyby zgorszyć, banalne do rozróżnienia postacie albo całkiem dobre, albo całkiem złe, żeby przypadkiem dzieciaczek nie zrozumiał źle. Dobro koniecznie musi wygrać i to tak, żeby żaden główny bohater nie umarł mimo, że toczą setki walk itp. I wiele wiecej tego typu rzeczy.
Ale ty i tak bezmyślnie temu zaprzeczysz bez podania żadnych argumentów tak jak robisz to w całym temacie, wiec nawet nie mecz sie z odpisywaniem...
Uduszenie Deagola nie byłoby takie gorszące? Boromir, Gollum, Denethor, Theoden nie byli głównymi postaciami?
Które dziecko dostrzeże piękna poezji i literackich opisów, bogactwo języków i geografii Śródziemia?
A czy Golum to postać pozytywna? Nie to postać negatywna. Poniekąd tragiczna, ale wciąż negatywny bohater i element morału.
Boromir jest chlubnym wyjątkiem, choć oczywiście jego śmierć musi być wielkim poświeceniem jakżeby inaczej, ale już Denethora czy Theodena nie można uznać za wiecej niż postacie drugoplanowe.
Co do jezyka i świata Tolkiena to tak są to zalety, które dostrzeże dojrzalszy czytelnik, ale ile jest ich wiecej? I żeby nie było osobiście przeczytałem LotRa ze 3x i traktuje to jako dobry kawał książki, ale na pewno nie wybitny i z czasem wcale wiecej wrażenia nie robi.