Czytając opinie innych widzów na FW odpowiednio się przygotowałem. Kilka kartek A4, długopis miały mi pomóc w wypisywaniu wszystkich bzdur, które B&W przenieśli do serialu. Pierwsza scena „Retrospekcja z młodzieńczych lat Cersei, przepowiednia itd.” Długopis idzie w ruch, notuję : młoda Cersei mówi z brytyjskim akcentem, dorosła nie (chyba, że Lena się stara, ale ja tego nie zauważyłem). Wpis drugi: Maggy nie jest wcale paskudną starą wiedźmą z czyrakami, tylko brudną laską z niezłym dekoltem. Dwa wpisy po pierwszej krótkiej scence – zapowiada się nieźle. No i jestem po 4 odcinkach, zerkam na kartkę – dalej są tylko dwa wpisy, z czego pierwszy to czepialstwo na siłę, a drugi nie powinien w ogóle się na niej znaleźć (scenarzyści mieli taką a nie inną wizję Maggy, a ja się uczepiłem jej książkowego wizerunku).
Co to wszystko oznacza ? To, że po oddzieleniu serialu od książki, zaprzestaniu psucia sobie seansu narzekaniem „a na papierze było tak, dlaczego tego nie pokazali” dostajemy wspaniały początek 5 sezonu. Przede wszystkim jest interesująco, choć momentami osiąga się to tanią sztuczką. Zacznę od tego, co mi się nie podobało. Jest to wątek Brienne i Poda (Apple nie pozywajcie mnie ;P). Nie rozumiem jego celu, nie podoba mi się gra aktorska Gwendoline, która ciągle sinieje na buzi, napina policzki i ma wyraz zatwardzenia na twarzy. Do tego przypadkowe spotkanie z Sansą i Petyrem było taaaak naciągane. My czytelnicy kręciliśmy nosami, kiedy Jorah spotkał Tyriona w karczmie, ale taki przypadek w opowiadanej historii mógł się zdarzyć raz w sezonie. Niech już sobie będzie, jednak teraz mamy po prostu za duże natężenie zbiegów okoliczności, zwłaszcza, że ten z Sansą był zupełnie niepotrzebny. Dodatkowo zmniejszył rozmiar Westeros w wyobraźni widza. Żmijowe bękarcice – jestem zawiedziony castingiem, a raczej wyborem. Wstrzymam się z narzekaniem, aż zobaczę więcej.
Przyjemniejsza część, w zasadzie nie muszę nic punktować, wszystkie pozostałe wątki mi się podobały. Najbardziej przypadło mi do gustu to, co się działo na Murze. Coś czuję, że Stannis zyska sporo fanów po tym sezonie. Pamiętacie jak marudziliśmy na niepotrzebne sceny i epatowanie golizną ? Może i nagość jest dość powszechna, ale nie w tak bezmyślny sposób jak dawniej. Początkowo na swojej kartce miałem umieścić scenę Lorasa i jego Kena. Sądziłem, że nic nie wnosiła. Dopiero później połączyła się w logiczną całość, spinając wątek pojmania Lorasa przez wróbli do kupy. Burdel-scena z Wielkim Septonem- mimo, że cyc latał gęsto, całość miała znaczenie dla historii przedstawiając degenerację duchowieństwa i początki zrywu milicji. Do tego była całkiem zabawna ;) Jest też dość czułostkowo, tzn. jak na Grę o Tron. Mi akurat to odpowiada, mimo, że scenariusz gra wtedy na emocjach widza w najprostszy sposób - scena wyboru Lorda Dowódcy, Stannis rozmawiający z córką. Tutaj wspomnę o kolejnej wielkiej zalecie, jest zauważalnie więcej nawiązań do przeszłości. Co powinno się spodobać czytelnikom. Dowiadujemy się np. jak Shierren zaraziła się łuszczycą, Rhaegar zgrywał grajka i lubił popić z Barristanem, Lyanna i róże. Mimo, że niektóre z nich to autorskie serialowe pomysły, są sensowne i ciekawe. Wątek królobójcy i Bronna w Dorne jest strzałem w dziesiątkę. Co z tego, że w książce jest inaczej, skoro w serialu również jest mega ciekawie. Do tego dostajemy więcej Bronna, co jest bezsprzeczną zaletą. Trio Littlefinger/Sansa/Bolton nie ziębi mnie i nie grzeje. Nie mniej nie jest nudno, ale zapowiada się interesująco. Podoba mi się również to, że akcja nie jest przeciągana – wróble pojawiają się w stolicy, raz dwa mamy przewrót, Cersei powołuje milicję. Pozostaje tylko wypatrywać w tłumie pod septem kulawego grabarza* ;) Podobnie ma się sprawa z Synami Harpii. Nie ma serii pojedynczych morderstw, nudnych podchodów. Na chwilę obecną (Barristan i Szary Robak zostają ranni w zaułku) ten wątek jest prowadzony bardzo sprawnie i nie mogę się doczekać aby zobaczyć ciąg dalszy. Troszkę mało jest samych intryg. To już nie Soprano w Śródziemiu, mniej tu polityki, ale Wojna Pięciu Królów przycichła. Sama Cersei i Belish starają się jednak jak mogą ;) Nie będę tu wypisywał wszystkich postaci i wydarzeń (np. nie wspomniałem o Starkóweczce w Braavos, Tyrionie). Sezon, póki co uważam bardzo dobry. Gdybym miał się co chwila powoływać na książkę, pewnie rzuciłbym oglądanie w diabły. Nie mam jednak zamiaru psuć sobie oglądania. Co jest w książce, a co jest w serialu wszystko mi jedno. Czerpię przyjemność z obu przekazów.
*nie mogłem sobie darować ;)
Edit. Przepraszam, że dość pobieżnie wszystko opisałem i dużo rzeczy pominąłem. Jednak, to co najważniejsze zawarłem w tekście.
No, nareszcie ktoś z podobnym na Barristana poglądem. Bo myślałam, że forum mnie zje, przeżuje i wypluje :D.
No ej, przecież ja też mu to zarzucałam, kiedyś sobie nawet popotakiwałyśmy radośnie na ten temat :D
Stąd wyżej Cię nie zjadlam ;) Z honorem trochę na bakier, ale ja i tak lubię faceta, a w serialu nawet bardzo. I serce mi krwawi, że ten wielki rycerz zginął w tej brudnej uliczce zadźgany przez jakiś paniczków i to za Robaka.
Dobra, odwołuje, że całe forum :). Tak, trochę to przykre, ale z drugiej strony umarł w walce o swoją królową, a to chyba lepiej dla takiego człowieka niż totalnie zgrzybieć na starość. W końcu umarł z mieczem w dłoni.
No fakt, zawsze mogło być gorzej, Ty to umiesz człowieka pocieszyć :D W końcu tak długo biedak czekał, aż w końcu go jakiś jego władca przeżyje.
No widzisz :). Chłop oddał życie w słusznej sprawie i Dany będzie musiała poszukać sobie innego doradcy. O właśnie, Tyrion przecież do niej zmierza, a kto jak kto, ale on zna się na westerowskich układach plus co ważne nie jest rycerzem i nie ograniczają go jakieś kodeksy czy cuś tam :)
A Jorah to pies? :D
edit. ale fakt, jakby nie patrząc rycerz. czyli ogólnie rzecz biorąc nie polecasz rycerzy?
Jako ochroniarzy jak najbardziej, ale jako doradców politycznych nigdy. Rycerze rzadko kiedy mają mentalność politycznych graczy, mam na myśli prawdziwych rycerzy. Bo i Ned i Robert i Jaime by choć tych wymienić. Żaden nie lubił babrać się w polityce a Dany potrzebuje rasowego polityka, ale nie typu LF, bo ten chce wszystko rozpiździć no i jego sympatie są gdzie indziej ulokowane.
"To ja idę do twojego wroga, Danki służyć."
Wrócił do korzeni :D Co mu się chwilowo u Baratheonów zapomniało ;)
Nie no, ja ser Dziadka lubię mimo to i tak uważam że jest bardzo spoko, tak tylko;)
O, to taki, że wygląda, jakby i już za mnie robota była wykonana, jak miło :D Nie ma to jak być zaradnym :D
"typ urody Dornijczyków" no właśnie, a ktoś zwrócił uwagę, że twórcy w tym temacie są niekonsekwentni. np. odcinek czwarty nowego sezonu. zadbali tylko o jednakowy kolor włosów żmijowych bękarcic, natomiast jedna jest śniada, druga blada jak ten dziki rudzielec w którym zakochał się Jon (tylko piegów jej brakuje). trzecią, a co, dali koloru skóry pośredniego.
Pozostaje tylko wypatrywać w tłumie pod septem kulawego grabarza* ;)
Podobno w tym sezonie Sandor się nie pojawi, ponoć nawet było oficjalne potwierdzenie tego.
Watek Sansy może i wygląda ciekawie, ale wszystko to wygląda nielogicznie, Petyr, który zawsze dbał o różne szczegóły w swoich planach, zdaje się tym razem zupełnie to olewać, co jest przecież całkiem niepodobne do tej postaci. Z resztą w innych tematach wypisano jak bardzo dziurawy jest ten wątek.
Walka z Synami Harpii w 4 odcinku... :/ nie jestem przekonana jak Nieskalani mogli dać się tak podejść i stosunkowo łatwo pokonać. Tak ich wszyscy chwalili, że elita. I co, małpy w maskach ich zmasakrowali? ;/
Ale z resztą raczej się zgadzam :)
Ej ej EJ! Czy Kulawy Grabarz o którym mówicie to SPOILER SPOILER SPOILER Piesełek mój kochany? Jeżeli tak, to proszę się przesunąć, zrobić mi miejsce na to wypatrywanie, bom ja najwierniejszy z wiernych fan :D
Są teorie, że jakiś Grabarz, który przebywa na Cichej Wyspie (?) to jest Ogar, który prawie umarł ale przeszedł przemianę i został mnichem. Z tego co pamiętam, to wielki koleś, nosi kaptur, kuleje (Ogar był ranny w nogę).
Niektórzy fani SanSanu liczą przez to na to, że dojdzie do ponownego spotkania tych postaci, ale nie kojarze tego wątku w książkach, więc nawet nie wiem czym oni się sugerują, skoro Sansa udaje teraz kogoś innego a tamten nie ma nawet jak się dowiedzieć, gdzie ona jest. To jest w rozdziałach Briennie. Ona zawędrowała do tamtego miejsca z mnichami jak szukała Sansy.
Pewnie, że żyje. Ktoś go tam hen uj za tym pagórkiem wśród pagórków znalazł ;) Bez Ogara ni ma Gota :)
Nie zaprzeczam.
Niezbadane są wyroki Martina. A D&D to już wcale.
Ale sercem jestem przy PetSanie :)
<Podobno w tym sezonie Sandor się nie pojawi, ponoć nawet było oficjalne potwierdzenie tego. >
Specjalnie użyłem delikatnej sugestii, aby nikt się nie wygadał bo temat nie jest oznaczony jako spoilerowy. Chciałem, aby serialowcy mogli swobodnie się tu poruszać ;P Skoro mleko się rozlało- szkoda, że go oficjalnie nie będzie, ale może tak nieoficjalnie dałoby się go upchnąć. Wiesz, byłby większy szok i nerdgazm ;)
<nie jestem przekonana jak Nieskalani mogli dać się tak podejść i stosunkowo łatwo pokonać>
W uniwersum pieśni wybitni rycerze walczyli z góra 3-4 przeciwnikami jednocześnie. Nieskalani aż tak dobrzy nie są. Masz tu jednak rację. Nie rozumiem dlaczego patrolowali ulice i ciasne zaułki wyposażeni we włócznie. Przecież to zupełnie nie praktyczna broń w miejskiej dżungli. Książkowi nieskalani nosili też krótkie miecze. W serialu ich niestety nie ma. Więc w skrócie, tak można tłumaczyć ich porażkę ;)
Ee... no cóż, to nie był jakiś zamierzony spoiler z mojej strony. Po prostu powtórzyłam to co powiedzieli twórcy serialu i tyle.
Teraz nawet znajomość książek nic nie daje, bardziej się przydałaby zdolność jasnowidzenia - kto ich tam wie z tymi wszystkimi zmianami, cuda robią :/
Z jednej strony to dobrze, bo jesteśmy w pewien sposób zaskakiwani :) Nie zawsze mile, ale kwestia oczekiwań :) Fajny avatar :)
Zaskakują, nie sposób się z tym nie zgodzić.
Z drugiej strony drżę o losy moich ulubieńców - Sansy i Petyra, a to już takie fajne nie jest :( w książce mieli się dobrze, a kto wie co zrobią z nimi w serialu... no ale zostaje czekać.
Dzięki :)
UWAGA, SPOILERY!
Podziwiam Twoje wyluzowane podejście :) Mnie się niestety nie udaje całkiem oderwać od książki, tym bardziej, że jednak serial w wielu wątkach trzyma się mniej więcej książkowego kursu, albo jakoś tam do pierwowzoru nawiązuje. Dlatego choć wciąż obiecuję sobie, że nie będę się wkurzał jak wyjadą z jakimś autorskim pomysłem, to nie mogę zwyczajnie nie złapać się za głowę po tym, jak dedeki psują dobre wątki, fajne postacie itp.
Problem z serialową adaptacją to nie zmiany i odstępstwa jako takie, ale to jak wpływają one na całą wielowątkową i wielopłaszczyznową konstrukcję. To że ktoś tam wcześniej zginie, albo że jakaś postać przejmie rolę innej, albo dwie postacie połączą w jedno to pikuś jeśli tylko całość, mówiąc kolokwialnie, trybi. Gorzej, gdy te zmiany są nielogiczne, prowadzą na manowce, są tak uproszczone, że zwyczajnie kpią z inteligencji widza, albo urywają wątki bez żadnej konkluzji. Myślę, że także z punktu widzenia nie-książkowca fabuła serialu zaczyna się zwyczajnie rozłazić. Nie mam już wrażenia że oglądam przemyślaną, dobrze poprowadzoną historię, nad która twórcy panują w każdym detalu i gdzie wszystko się elegancko dopina. Bywają dobre wątki, czy pojedyncze sceny, ale za chwilę dostajemy takiego knota, że trudno przymknąć na to oko. Można tłumaczyć że książka to książka, a serial to serial i trzeba je oceniać jako osobne twory, ale skoro jedno jest dobrze rozplanowaną, wewnętrznie spójną całością, a drugie opierając się niby na tym dokonuje przeróbek bez ładu i składu, to coś tu jest nie halo.
Przykładem niech będzie wątek Brienne, który obecnie leży i kwiczy. Patrząc z punktu widzenia serialowca ten wątek ugrzązł i zwyczajnie zabiera czas antenowy. Dlaczego? Bo tfurcy w swej omnipotencji stwierdzili, że po co LSH, przecież wielka aktorka Michelle Fairley nie może grać zombie, po co Bractwo bez chorągwi (przykład wątku, o którym słuch zaginął, więc była szansa o nich przypomnieć), po co wysyłać Jaime'a do Dorzecza itd. W rezultacie wszystko to wyrzucono no i okazało się, że z Brienne nie ma co sensownego zrobić. Dlatego teraz tuła się po bezdrożach Westeros, narzuca się ze swoja służbą i irytuje widzów. Zmiany w jednym wątku wpływają na inne i takie olewanie dłuższej perspektywy przez dedeków prowadzi do opłakanych rezultatów, które możemy obecnie "podziwiać".
Inny przykład to Greyjoyowie. Znów, patrząc tylko przez pryzmat serialu, a nie książki - co się z nimi, k*rwa dzieje? Wie ktoś? Rozpłynęli się? Balon żyje czy nie żyje (w końcu była scena wrzucania pijawek), co się dzieje z Ahsą? Żelaźnie jeszcze na tej Północy siedzą czy nie? Kurde, może wypadałoby jednak w jakiś sposób to wyjaśnić. Wątek, który praktycznie został olany. Znów zadecydował zapewne brak spójnej wizji jak ich poprowadzić, jaką mają odegrać rolę. Okazało się, że braknie czasu antenowego na wszystko, to trudno - może ludziska zapomną.
LF/Sansa/Boltonowie to z kolei kpina z inteligencji widza i nie będę już powtarzał wszystkich argumentów - na forum pełno jest wypowiedzi gdzie przeczołgano ten wątek. Nie pod względem samej niezgodności z książką, ale braku logiki i zrobienia z LF'a durnia. Dodam, że każdy kolejny odcinek w tym wątku tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że pisząc go dedeki nie zadały sobie trudu, by pomyśleć, czy to ma ręce i nogi, tylko jarały się, że będzie zonk i zdziwko, a widzowie będą drżeć o Sansę. Sorry, ale mimo dobrego aktorstwa, fajnych wspólnych scenek całej czwórki, ten wątek się kupy nie trzyma.
I takich kwiatków jest więcej - zapomniane całkowicie postacie Edmure'a, Blackfisha (pokłosie wycięcia podróży Jaime'a do Dorzecza), Varys, który przez cztery sezony kopie dołki pod Daenerys, by potem wychwalać ją pod niebiosa jako idealną władczynię i jechać przez pół świata, by jej służyć (bo Benioffy sobie nagle uświadomiły, że nie upchną w serialu Aegona, no to przecież Dany wystarczy i kij z tym, że działania Pająka stają się w tym momencie bezsensowne), o uproszczeniach postaci i relacji między nimi już nawet szkoda pisać.
Także ogółem, moje odczucia względem serialu na tym etapie dalekie są od zachwytu. Oglądam, bo wciąż podobają mi się niektóre wątki, aktorzy wykonują kawał dobrej roboty, no i wizualnie serial wybija się znacznie ponad przeciętną, nie krytykuję też w czambuł wszystkich autorskich pomysłów dedeków, bo miewają przebłyski. Ale zbytnie mieszanie w wymyślonej przez Martina fabule sprawiło, że wiele rzeczy zwyczajnie się posypało. Serial zrobił się nierówny i to niestety coraz wyraźniej widać.
Zacznę może od tego, że - jak już pisałam do Pieczyka w innym wątku - w tym sezonie ja osobiście patrzę na serial jakbym oglądała PLiO Martina w krzywym zwierciadle i generalnie mam duży dystans do tego co widzę. Bo albo dostanę wrzodów żołądka patrząc np. na Mace'a i Lorasa albo wyluzuję i zacznę się po prostu śmiać i przy okazji komentować z przymrużeniem oka bądź też konwersować z postaciami, co też one wyprawiają. W tym sezonie w końcu wybrałam dobro swego zdrowia psychicznego. Choć czasami dedeki naprawdę wystawiają mą cierpliwość na próbę, zwłaszcza w ostatnim odcinku :D
A propos Varysa to w ogóle chyba wyskoczy jak królik z kapelusza, w stolicy jest persona non grata, wszyscy wiedzą, że wypuścił Tyriona (dlaczego Cersei nie żąda przy okazji jego łysej głowy?), został biedny w tym Volantis i co teraz?
Tak samo może not smaller enought rada jest jajcarska do oglądania dla widza, ale dziwnie to wygląda i trochę niepoważnie, a przy okazji to jednak wielu widzów nieksiążkowych pamięta jeszcze, jak Tyrion bezpardonowo obszedł się z Pycellem tylko dlatego, że ten był wiernym człowiekiem Cersei, a teraz nagle ta sama Cersei mobbinguje go przeokropnie i w ogóle nie zatroszczono się o jakiekolwiek wyjaśnienie, dlaczego jest dla niego nagle taka wredna.
Pozwolę sobie przy okazji skopiować dwie wypowiedzi z innego wątku, mam nadzieję, że autorzy się nie obrażą:
[ILN]"Odkąd zabrakło Tywina, zabrakło ducha tego serialu. Stał się strasznie infantylny, brakuje takich postaci jak Robert i Ned, tacy typowi ludzie średniowiecza. W zamian twórcy unowocześniają robiąc wątek biednego geja ściganego przez fanatyków religijnych, jakaś Margaery i Tommen pokonują rekordy w łóżku, Sansa będzie walczyć z zazdrosną laską Ramsaya. Żałosne się to wszystko zrobiło. Lord Tywin odszedł z klasą, w odpowiednim momencie, przynajmniej nie musi być częścią tej komedianckiej farsy."
[Acidghost] "W 5 sezonie główne role w fabule pełnią kobiety. Nie to żebym miał cos przeciwko kobietom, ale na prawdę nudzą mnie wzajemne fochy Cersei i Margaery, rozterki Brienne, dziwny wątek Sansy, Daenerys, której dobroci nikt nie rozumie, Ellaria Sand w żałobie, bękarcice wogóle nie przekonywują itd. Brakuje mocnych postaci z jajami i charakterem. Na szczęście jest jeszcze Stannis:)"
No właśnie, ciekawym co teraz Varys pocznie. W sumie logicznym byłoby gdyby dalej jechał do Dany, ale pewnie będzie jak mówisz i wyskoczy gdzieś nieoczekiwanie. Albo spotka go los innych bohaterów zapomnianych gdzieś na przestrzeni sezonów :/
Zdecydowanie zgadzam się z zacytowanymi przez Ciebie postami. Serial obecnie stracił sporo z tego klimatu pierwszych sezonów, gdzie walka o władzę, intrygi itd. miały jakoś większą rangę, odpowiedni ciężar gatunkowy. Nie lubię nadużywanego słowa "epicki", ale chyba tu akurat by pasowało. Robert, Ned czy Tywin to były postacie wielkiego formatu. Z takich bohaterów ostał się właściwie tylko Stannis. W książkach nowe postacie i wątki udanie wypełniają lukę po tych odchodzących. W serialu nie zawsze się to udaje.
Nie przypuszczałam, że kiedyś to powiem, ale w sumie tak na to patrząc (wszędzie jakieś absurdy, co jednak utrudniają branie na poważnie tego, co się widzi) to na szczęście jest jeszcze Stannis. Jakby nie było, trzyma poziom i bardzo dobrze się to ogląda i co ważne - bez większych uwag (w sensie porównując z wagą innych uwag, przynajmniej imo). Nie ma karykatury (i pomyśleć, jaka to była wrzawa kiedyś na to, co te dedeki z niego robią ;) przy czym ja nie brałam wtedy w niej udziału, mnie się tam serialowy jako widzowi zawsze podobał), jest za to rewelacyjny Dillane i muszę się zgodzić - jest epicki. Na tyle epicki, że aż napisałam po ostatnim odcinku, ze chyba się na niego w serialu przerzucę :D
Cóż, jak już było poruszone wyżej, ostatnią taką postacią udanie wypełniającą lukę był chyba Oberyn i obawiam się, że tak już zostanie.
Wow, nie wierzę! Dokąd ten świat zmierza :D Witamy w gronie fanów króla Stannisa, czyli po właściwej stronie barykady ;)
A tak na serio, trudno się nie zgodzić. Stannis obecnie to jedyny w serialu zawodnik najcięższej wagi. Jedyna osobowość przez duże "O". Charyzmą mógłby obdzielić ze 20 postaci a i tak zostałoby mu jeszcze dość, by uciszyć rozmówcę jednym spojrzeniem ;)
I racja z tym Oberynem. Bezapelacyjnie pozamiatał poprzedni sezon. Godnych następców na horyzoncie nie widać, zwłaszcza że dedeki wycięły braci Greyjoy'ów :(
Zastanawiam się ile osób tak tajemniczo zniknie. Jakby się zastanowić to chyba trochę tego jest. Tak na szybko:
Gendry
Bractwo bez chorągwi
Blackfish
Edmure
Illyn Payne i zapewne inne osoby, które 'tajemniczo znikły' z listy Aryi
Byli i ślad wszelki po nich zaginął.
Jedynie brak tego młodszego brata Neda (starość nie radość, potrzebna mi jakaś lecytynka chyba) jest uzasadniony bo zgodny z książką.
Benjena ;)
Nawet nie tyle, że zgodny z książką, ale że wspomnieli w serialu, gdzie i po co się udał, jak i wspomnieli, że zaginął, a nawet wybrali się go szukać ;) A w pozostałych przez Ciebie przypadkach to po prostu się urwało i tyle, a nuż widz zapomni, że był ktoś taki... Dodałabym jeszcze Brana, bo choć wiemy, że dedeki z niego zrezygnowali na ten sezon, to jednak pojawiają się zdziwione głosy Nieskalanych, a co się dzieje z Branem i jego wątkiem.
Jak czytałam o zapomnianych Greyjoyach to już się szykowałam, żeby ci dopisać Edmure'a i Blackfisha, ale widzę, żeś też nie zapomniał :)
Wyobraź sobie więc teraz zamiast smędzenia Brienne, pościgów za AjPodem, śmiesznych spotkań w karczmach i stalkingu mielibyśmy zombie z makabryczną twarzą jednej z najbardziej oddanych swoim dzieciom Matek GoT, mielibyśmy wątek Zemsty z prawdziwego zdarzenia i Fantasy, które w tym sezonie ostało się tylko pod postacią smoków. Nie jestem w stanie znaleźć jednego sensownego argumentu przeciw LHS. Dla aktorki grającej przez cały serial jedną postać, zagranie strasznej wersji owej postaci jest przecież wyzwaniem, sprawdzianem jej umiejętności. Zagrać Żonę, Matkę, Wdowę, zagrać jeden z największych koszmarów kobiety, czyli widok śmierci jej dziecka i przejść płynnie w opętane zemstą Zombi. No przecież to aż się PROSI o nakręcenie.
Jestem na 99,9% pewna, że nie byłoby ani jednego widza, który by tego nie kupił i to w podskokach i z przysiadami. A my teraz mielibyśmy przynajmniej o czym gadać, a nie wałkować nudny temat zastępczy, czyli stalking.
Jakżeż mógłbym o nich zapomnieć! Czarna ryba to jeden z moich ulubieńców, a i Edmure'a darzę sympatią, choć w serialu zrobili z niego taką pierdołę. Ogólnie Tully są spoko. Napomknę, że gdyby serial szedł zgodnie z książkami, to obaj panowie mieliby świetne wspólne sceny z Jaimem (wierz mi, naprawdę świetne!). Zamiast tego zastanawiamy się gdzie się podziali...
Po stokroć TAK! dla wszystkiego, co piszesz o LSH. Gdybym był na miejscu dedeków jarałbym się jak flota Stannisa możliwością przeniesienia tego wątku na ekran. To mogło być genialne, jakby to dobrze przedstawić. Klimat, groza, motyw zemsty w naprawdę hardcorowym wydaniu - nic tylko czerpać z możliwości jakie dawał ten wątek. Ludziska robiliby w gacie z ekscytacji. Ale tu wchodzą w paradę tfurcy, którzy - uwaga, uwaga! - nie lubią jak jest za dużo fantasy... WTF? To po kiego ch*ja brali się za sagę fantasy?!
Dlatego teraz w wątku Brienne mamy bardzo realistyczne snucie się tu i tam irytującego babsztyla i jej giermka. Faktycznie, co tam zombie-Cat. To jest bardziej fascynujące...
"Napomknę, że gdyby serial szedł zgodnie z książkami, to obaj panowie mieliby świetne wspólne sceny z Jaimem (wierz mi, naprawdę świetne!). Zamiast tego zastanawiamy się gdzie się podziali..."
No naprawdę straszny żal. Nie chcę wyjść znowu na jakąś serialową marudę, ale kurde, zupełne pominięcie Riverrun jest chyba moim największym bólem serca.
O LSH w ogóle nie wspomnę. Niby nawet Martin żałuje tego pomysłu, co dla mnie jest kompletnie niezrozumiałe, to jest tak rewelacyjny wątek, do tego świetny motyw fantasy, który przy dzisiejszych możliwościach realizacyjnych spokojnie da się wiarygodnie pokazać, no i Michelle jest aktorką o takim warsztacie, że witki mi opadają na samą myśl, że tego nie będę miała okazji widzieć. Widziałam te wypowiedzi dedeków, że gdzie taka aktorka to roli jakiegoś zombie, chyba faktycznie nie są fanami tego gatunku i mają go w głębokim poważaniu. Ja wiem, że ostatnia fala na różnego rodzaju wampiry, wilkołaki i zombie zinfantylizowała te stworzenia, tym bardziej, że często i gęsto podawano nam je w młodzieżowym sosie, ale to była szansa przywrócić im należne miejsce. A przynajmniej zombie.
No i na moją Brienne nie byłoby takiego narzekania. Eh
Podróż Jaime'a do Dorzecza to były najlepsze fragmenty 'UdW'. I mimo, że podoba mi się jak dotąd serialowy wątek wyprawy do Dorne, to jednak wolałbym zobaczyć fajnie nakręconą książkową wersję. Między innymi po to, by domknąć kwestie związane z Riverrun, wyjaśnić dalszy los ocalałych Tullych. I przecież Jaime mógł śmiało wziąć ze sobą Bronna, tak jak zabrał ser Ilyna w powieści.
No właśnie, też nie kumam tej niechęci Benioffów do wątków fantasy, tym bardziej, że saga nie jest znowu jakoś przesadnie nimi przesiąknięta, a to, co do tej pory nam zaserwowali dalekie było na ogół od infantylizmu (tylko wątek Brana sknocili). Więcej - akurat motyw ożywiania mocą R'hlorra, wprowadzony już przecież w serialu wraz z postaciami Berica i Thorosa był jednym z najlepszych, najbardziej klimatycznych momentów GoT (ta scena ich spotkania z Mel - aż ciarki mi przeszły) ! Jakoś zombie-Dondarrion mógł zostać pokazany wiarygodnie i imho świetnie wpasował się w klimat serialu i tak samo można było zrobić z Cat. Szkoda tym bardziej, że - jak zauważyłaś - można było przy okazji przywrócić takim motywom należne miejsce.
A, widzę, że zapomniałam wyżej dodać, a mialam na końcu języka, tzn. palców - mimo, że Jaime z Bronem w Dorne są przekozaccy.
Bo dokładnie, mogliby tak samo być przekozaccy w drodze do Dorzecza.
Cóż mogę dodać, benioffy nie lubią fantasy, nie lubią retrospekcji, nie lubią przepowiedni :( Za to polubili się kiedyś z Martinem i teraz [nie]mamy co [nie]mamy
Mam dokładnie takie samo zdanie na temat zmian w serialu.
Zmiany w wątku Briennie w tym sezonie są widać nierozerwanie związane z tym fankikowym wątkiem Sansy - w najbliższym czasie chyba nic jej nie odciągnie od Winterfall. Sam wątek Sansy - twój komentarz mówi wszystko. Aczkolwiek naiwnie mam nadzieję, że jakoś to się ułoży, i że nic szczególnie złego nie stanie się ani Petyrowi ani Sansie. Jednak będę miała chusteczki w zapasie.
Balon Greyjoy? o nim już dawno nie pamiętają przecież, jak o całej masie innych postaci (patrz: mój post wyżej). Ba! oni nawet chyba zapomnieli, że wg serialu Cersei urodziła dziecko, które pewnie było dzieckiem Roberta a które umarło (rozmowa Cat i Cersei 1 sezon po upadku Brana).
Było na pewno dzieckiem Roberta, skoro miało czarne włosy, jak i wspominała go później w rozmowie z samym Robertem w innym odcinku;)
Wiesz, teraz to już rzeczywiście Valar Morghulis, chyba, że jesteś Jonem, Dany albo Tyrionem ;) Tak sobie myślę, że pewnie twórcy coś przyszykują dla Brienne w wątku Sansy i dlatego każą jej prześladować Starkównę. W tym wątku chyba nic mnie już nie zdziwi.
O wielu rzeczach dedeki zapomniały, albo może nie zapomniały, ale nie mieli pomysłu co z tym zrobić, więc olali sprawę, licząc, że to widzowie zapomną, albo jakoś się rozejdzie po kościach...
No dobra, ale gdyby tylko na tym poprzestali to byśmy wszyscy mówili: Cersei ty wyrachowany wredny fałszywy zimny szlaufie :D Ale dodali jeszcze scenę z samym Robertem, żebyśmy czasami nie mieli wątpliwosci, co do istnienia tego dziecka. A Cersei ten fakt i tak nic nie pomógł, w ksiażkach jest mowa, jak to Jaime wspominał, że Cersei suszyła mu głowę o to, że Bran to było jeszcze dziecko, ale w serialu i tak nikomu nie było jej żal i nikt raczej nie pomyślał, że faktycznie przez chwilę chociaż szczerze współczuła wtedy Cat jak matka współczułaby matce.
Wydaje mi się, że wtedy jeszcze (to chyba był dopiero 2 odcinek czy coś koło tego) mogli tak pomyśleć i może rzeczywiście współczuła Cat jako matka, ale później Cersei skutecznie zatarła jakiekolwiek dobre wrażenie i u większości widzów budziła już tylko antypatię :) Najwyraźniej rację miał Stan the Man - dobry uczynek nie wymaże złego ;)