w kursie do Kopenhagi w czasie sztormu w 2007 - którego siłę porównywano do tego z '93. Moment, w którym jednostka "zapada" się" i grzbiety fal widzi się nad linią głowy - stojąc na górnym pokładzie - robi niezapomniane wrażenie. Niekonieczne negatywne. Nie mam pojęcia, jak ktokolwiek mógł przetrwać w takiej czarnej kipieli wtedy, w '93.
"Pomerania" i załoga sprawili się - oczywiście- wzorowo - ale byłem chyba jedynym pasażerem, który nie rzygał słaniając się jak zombie i próbując ( czasami na czworaka) trafić za pierwszym razem pomiędzy framugi nie obijając się o nie. Miałem nawet niejakie poczucie winy, że czułem się znakomicie. Nie pomagał fakt, że niektórzy - pozieleniali, obślinieni i obrzygani - patrzyli na mnie z dezaprobatą, jak na podejrzanego odmieńca. W tłumie większość zawsze stanowi tych "lepszych". Nawet obrzygani.
I co, czujesz się lepszy od innych, że się nie zrzygałeś? A nie, jednak zrobiłeś to tutaj, na forum.
Ja płynąłem kiedyś z trzema Szwedami w kajucie. Jeden się zrzygał w wejściu, choć morze było spokojne. Za to otwarty sklep wolnocłowy bez systemu bolaget...