Pracodawca, żeby uniknąć płacenia składek zdrowotnych, składek na ZUS i emerytalnych, zatrudnia kierowcę na tzw. "działalność gospodarczą".
Kierowca idzie do urzędu i zakłada własną firmę, a później podpisuje z pracodawcą szereg umów, jako firma świadcząca umowy dla innej firmy. Wielu pracodawców dla "wygody" kierowcy, zabiera mu wszystkie dokumenty prowadzonej "działalności" i obiecuje dopilnować wszystkich formalności.
Oficjalnie obaj są przedsiębiorcami i jeden świadczy usługi dla drugiego, przy czym kierowca wystawia faktury swojemu szefowi i z tych faktur opłaca sobie wszystkie obowiązkowe składki na państwo.
Nieoficjalnie, kierowca ciągle jeździ autem szefa i szef wypłaca mu pieniądze zgodnie z umową między firmami, a jeśli kierowca zarobi więcej, to dostaje pod stołem, a w dodatku szef ma płacić wszystkie haracze dla państwa sam, z pieniędzy kierowcy.
W praktyce najczęściej jest tak, że pracodawca obiecuje, że płaci skłądki i podatki w imieniu kierowcy, a w rzeczywistości nie płaci.
Kierowca o tym, że ma od pół roku niepłacone składki, dowiaduje się od komornika. Idzie do szefa, szef rozwiązuje z nim umowę i okazuje się, że taki kierowca ma więcej długów, niż miałby gdyby w ogóle nie pracował. A szef zatrudniał kierowcę, który dla niego pracował i jeszcze mu za to płacił.
Kiedy kierowca samochód rozbił, to na podstawie umowy, będzie musiał pokrywać koszty napraw, o ile sobie prywatnie nie wykupił ubezpieczenia, a przecież składki takiego ubezpieczenia musiałby płacić szef.